Greta i Laura postanowiły się wycofać i wchodziły właśnie do korytarza prowadzącego do pokoi, gdy ujrzały wychodzących z mroku Bastiana i Manfreda, którzy narobili im niezłego stracha. Do wszystkich po chwili dołączył Hildebrand i mieliście chwilę, by wymienić się informacjami. W kuchni znajdowała się krew i właz w podłodze, skąd dobiegały jęki, Knut polazł gdzieś w noc z tobołkiem na plecach, w składziku znajdowała się broń i ubrania różnego rodzaju. Trzeba było by być mocno ograniczonym, by nie połączyć tych wszystkich elementów w logiczną całość i dojść do pewnych wniosków. Mimo, iż nie przyłapaliście karczmarza na gorącym uczynku, w głowach wielu z was urodziła się myśl, że może on zabijać swoich gości i ich ograbiać z kosztowności.
Z bronią w gotowości ruszyliście więc do kuchni i panowie zobaczyli to, co panie niedawno - zwykłą przestrzeń kuchenną, za nią drzwi prowadzące do dobrze wyposażonej spiżarni, w której wisiały połcie mięsiwa różnego rodzaju. No i ten zakrwawiony topór wbity w pieniek oraz klapę w podłodze. Nasłuchiwaliście przez chwilę, ale jęki nie powtórzyły się, zatem Laura zabrała się za otwieranie kłódki, która blokowała zejście w dół. Tym razem zeszło się kobiecie nieco dłużej, ale i z tym zamkiem sobie poradziła. Bastian uniósł klapę i w żółtym świetle lampy ujrzeliście strome, kamienne schody prowadzące w dół.
Pomieszczenie, do którego zeszliście, przypominało izbę tortur. Na ścianach wisiały pęki biczów, batów i nahajów. Na środku piwnicy znajdowało się duże, zakrwawone drewniane łoże, przy nim zaś śruby, dyby, pasy i prasy katowskie. Na honorowym miejscu spoczywały estalijskie buciki - narzędzie tortur, które na pewno nie służyło do zdobienia pięknych nóżek dam. W kącie pomieszczenia spostrzegliście klatkę ze szkieletem i masę rupieci oraz koców. Gdy Hildebrand jako ostatni znalazł się na dole, z ciemności, wprost w szczelinę otwartych drzwi jednym krótkim susem buchnęła czarna kocica, miaucząc jękliwie...
Gdy dopuszczaliście do siebie myśl, że to ona mogła być źródłem tych jęków, te powtórzyły się, dochodząc spod koców w kącie sali. Manfred i Greta szybko je odrzucili, by odkryć leżącą na podłodze skrępowaną i zakneblowaną młodą, czarnowłosą kobietę. Była przytomna, choć wyglądała na wycieńczoną i skrzywiła się, gdy poświeciliście jej prosto w twarz. Pod prawym okiem miała spory, fioletowy siniak, a ramiączko jej bogato zdobionej sukni zsunęło się z wątłego, bladego barku odsłaniając niemal niewielką pierś. Najwyraźniej karczmarz miał wobec niej swoje własne zamiary. A mówiąc o nim... - Nieładnie tak nadużywać gościnności, bardzo nieładnie! - Usłyszeliście nagle tubalny, rozeźlony głos oberżsyty dochodzący zza waszych pleców. Gdy się odwróciliście, ujrzeliście stojącego na schodach właściciela karczmy, dzierżącego w dłoniach duży, zakrwawiony topór, który jeszcze przed chwilą wbity był w pieniek w spiżarni.
Gospodarz bez zbędnych słów zbiegł po schodach, ruszając niczym taran z uniesioną bronią wprost na znajdującego się najbliżej Manfreda. |