Bellatrix | 26-04-2023 08:59 | Eldred skinął głową Garranowi. - Dobrze więc, cieszę się, że damy radę spożyć posiłek w spokoju i bez eksponowania niechęci. - Klasnął w dłonie i w jadalni pojawił się jeden ze służących. - Udaj się do sypialni panienki Volurii i daj jej znać, że mości krasnolud nie będzie czynił jej afrontu, przeto może zejść i dołączyć do nas.
Mężczyzna pochylił się lekko i już go nie było.
Eldred ożywił się za to na słowa Anike odnośnie gołębi. - To wspaniałe ptaki, posiadam kilka pięknych okazów, w tym von Schnella, niebieskiego Hargersdorfera, którego miałem na ramieniu, gdy spotkaliśmy się pierwszym razem. - Uśmiechnął się. - Mam kilka albumów z opisami tych…
- Przeszkadza, przeszkadza. - Matka Eldreda weszła mu w słowo. - Nie mogę znieść tego smrodu, tych latających kur i tego, że co chwilę uwalniają ekskrementy. Ale co ja mam zrobić, jak Eldred tak je kocha? Przecież nie powiem mu, żeby się ich pozbył. Jestem dobrą matką, a dla syna zrobię wszystko, żeby był tylko szczęśliwy.
Wandelina nawet nie podniosła wzroku znad talerza, nie mówiąc już o zabraniu głosu na temat ptaków. Odezwał się za to Haschke. - Wszystko idzie zgodnie z planem. Nikt nie zaglądał do tych ksiąg od wieków, więc będę miał sporo pracy - odrzekł strażniczce dróg. - Nie będzie takiej potrzeby, żebyście zostali, gdyż nocował będę tutaj. Baron Eldred szlachetnie zaproponował mi jedną z sypialni dla gości a ja z tej propozycji skorzystałem.
Słuchając Grotta i Karla, Theodora miała kamienny wyraz twarzy. Nawet, jeśli słowa drwala poruszyły ją jakoś, nie dała po sobie poznać. - No, to przynajmniej jacyś wojacy nam się we wsi trafili. Może poradzą sobie z twoimi problemami, syneczku, skoro sam sobie z nimi radzić nie umiesz. - Spojrzała na Eldreda. - Mamo… - mruknął baron. - No co? Prawdę przecież mówię.
Moment później drzwi jadalni otworzyły się i w pomieszczeniu pojawiła się wysoka, elfia kobieta o niebywałej urodzie. Miała nienaturalnie niebieskie oczy, którymi przeskoczyła po zebranych, nie uraczywszy jednak tym gestem Garrana oraz długie, białe włosy splecione w dwa fikuśne warkocze. Na jej ubranie składała się długa aż do podłogi, idealnie dopasowana do jej smukłej figury niebiesko biała szata. Poruszała się gibko i majestatycznie jednocześnie, a gdy siadała przy stole, Anike, Wilhelm i Karl dostrzegli, że w biały materiał jej szaty wszyte są złote wykończenia. Kimkolwiek była, musiała reprezentować wyższą klasę społeczną w swojej ojczyźnie.
Baron, będący wyraźnie nią zafascynowany, przedstawił was sobie, a w tym czasie Frau Theodora wyszła z jadalni, obrzucając elfkę lodowatym spojrzeniem. Zapewne nie podobało jej się, że syn patrzył na Volurię w taki sposób. Chwilę później pokój opuściła również Wandelina. Gustav, zabierając swą księgę podążył za nią.
Eldred westchnął ciężko, odprowadzając żonę wzrokiem i nalał sobie wina. - Fraulein Volurio, skoro zostaliśmy sami, może opowiesz moim gościom, co cię tutaj sprowadza, żeby mieli pełny obraz sytuacji tego, do czego będę chciał ich wynająć?
- Oczywiście, drogi baronie. - Odezwała się białowłosa. Głos miała miękki, ale stanowczy, niemal boski. - Moja opowieść sięga dawnych wieków i zahacza o historię mojego ludu. Dom, któremu służę - należący do pomniejszej szlachty w Eataine, założył kiedyś kolonię tutaj, w Starym Świecie. W trakcie Wojny o Brodę, dom i wszystko co do niego należało, został ewakuowany do Ulthuanu, na niewielkiej flocie okrętów kupieckich. Niestety kolonia, którą obecnie nazywacie Marienburgiem, oblegana była przez krasnoludy, dlatego trzeba było poszukać innej, alternatywnej drogi od rzeki do morza. Większość statków ostatecznie dotarła do Ulthuanu, niestety w zapisach historycznych nie napisano, jak im się to udało. Wspomniano natomiast, że jeden statek zagubił się na bagnach, niedaleko stąd. Były na nim skarby rodu. Złoto, klejnoty, zwoje. Skarb nie jest dla mnie istotny, nie licząc jednego rodowego wisiora o wielkiej, sentymentalnej wartości dla lorda mojego domu.
- Dlatego będę chciał, żebyście pomogli pannie Volurii w poszukiwaniu tego wraku. Jeśli skarb wciąż tam jest, podzielimy się nim uczciwie. Macie moje słowo. Was ustawi zapewne do końca życia, a mi pomoże wyjść z długów - rzucił Eldred, wyraźnie podniecony na tę myśl. - No i pozostaje też kwestia wiedźmiarza. Lokalni nie chcą się tym zająć, to zabobonni ludzie. Zapłacę wam dziesięć Karli na głowę, jeśli znajdziecie tego Chaośnika i się z nim rozprawicie. Nikt nie da wam aż tyle a ja potrzebuję pomocy. Mam jeszcze trochę oszczędności na czarną godzinę, dogadamy się mam nadzieję. Jeśli potrzebujecie jakiegoś sprzętu, pomocy, żeby schwytać tego skurczybyka, mówcie, a załatwię. Połowę pieniędzy mogę teraz wypłacić.
Wyjął z barku kolejną butelkę wina, rozlewając wam do szklanic, jakby chciał w ten sposób zagwarantować sobie waszą zgodę na udział w przedsięwzięciu. Elfka siedziała z uniesioną dostojnie głową, patrząc na barona. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. |