lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] Wiedźmia Pieśń (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/20505-wfrp-2ed-wiedzmia-piesn.html)

Phil 24-04-2023 10:16

Elfka? Elfka we wsi?!

- Wiedziałem, że coś tu śmierdzi, ale wydawało mi się, że to zatęchła woda i śnięte ryby…

Jak się okazało już niedługo później, do smrodu Volkendorpu mógł dołożyć swoje i baron, a w zasadzie jego gołębie. Garran z niepokojem zerkał pod powałę obserwując ptaki i próbując w jakiś sposób uchronić swój talerz od paskudnej niespodzianki spadającej z góry. Kielichem się nie przejmował, wina i tak nie miał zamiaru spróbować. Czekał tylko, aż już nieciekawa sytuacja zmieni się na gorsze, no i się doczekał.

- To wasz dom i wasz stół, baronie. Nie ośmieliłbym się mówić wam kto może albo nie może przy nim zasiadać. – Jak się okazało, krasnolud znał podstawy obycia albo miał po prostu instynkt samozachowawczy. Cokolwiek jednak to nie było, nie było tego wiele. – Posadźcie ją jeno tak, żebyśmy się nie widzieli ani nie czuli.

W rozmowach o pogodzie i tym, jak to jest w Volkendorpie udziału nie brał. Był przekonany, że jeśli dołączy do takiej konwersacji, prędzej czy później strzeli gafę jak Anike, która najwyraźniej nie potrafiła ni na minutę utrzymać języka za zębami.

Nie do końca był pewien co tu robi on i pozostali ochroniarze Haschkego, ale miał paskudne dość wrażenie, że już wkrótce się tego dowie.

Bielon 24-04-2023 14:04

Wilhelm z zadowoleniem słuchał słów swoich towarzyszy widząc, że zdanie Anike odnośnie rzucenia się w wir walki o bezpieczeństwo mieszkańców tego zadupia, jest raczej odosobnione. Nie cierpiał ludzi pchających palce między drzwi a futrynę. Prośba sigmaryty i opowieści o tym rzekomym wiedźmiarzu była właśnie taką szczeliną i Grott nie miał zamiaru pchać w nią paluchów. Nie on jeden.

-Tantryczny zawrót? Dobrze mówisz Karl. U nas mówi się co prawda taktyczny, ale sens oddałeś w pełni. Przyjrzeć się sprawie z oddali, ocenić czy posiadane siły wystarczające są do kontruderzenia, poczekać na rozwój wydarzeń i kiedy przyjdzie już pora by uderzyć, uderzać w miejsca, które uprzednio wybrano jako najsłabszy punkt wroga. Ale tak, odwrót to podstawa wojowania. Wiem coś o tym, jestem można by rzec specjalistą od odwrotów! - Grott poklepał Karla po plecach po czym wrócił do słuchania zielarki, która opowiadała monotonnym głosem, jak jaka lalka na nędznym przedstawieniu lalkarza ulicznego.

-Powiadacie Matko, że baron nie ma czasu zająć się bezpieczeństwem swoich poddanych, bo będzie latał po bagnach za widmem wraku. I chcecie, byśmy my się jego majątkiem zajmowali? Ehhh, jak wam się to w głowie ułożyło, nie wiem. Ale i śmieszne to i straszne…

To jak straszne dotarło do Grotta dopiero jak wkroczył do arcygołębnika. Do proszonej wizyty u pana tych włości Wilhelm przygotowywał się z uwagą. Wdział mundur, który zwykle nosił w plecaku rezerwując go na „specjalne okazje”. To z całą pewnością była „specjalna okazja”, więc wygładziwszy zagniecenia przypiął doń broń i był niemal gotów. Na epoletach wyraźnie było widać znak jednostki i stopień kaprala. Odpiął ordery, których miał spory zbiór zarówno tych, które otrzymał sam poprzez wiele lat służby, jak i te, które wygrał lub wykupił z lichwy. Zostawił sobie jedynie „Medal za odwagę na polu chwały”. Wiedział, że był rozpoznawalny, więc może i na tym zadupiu ktoś zwróci nań uwagę. Wystrojony i uzbrojony dołączył do kompanów i wkrótce siedział przy stole szlacheckim zastanawiając się które sztućce służą do czego.

-Skąd właściwie pochodzicie? Wzrok już mam nie ten, co kiedyś, ale widzę, że nikogo wysoko urodzonego mój syn na tę wieczerzę nie zaprosił. - zapytała stara purchawa wyraźnie nie będąca w sosie z uwagi na siedzące przy stole towarzystwo. Wilhelm w sumie nie miał jej tego za złe. Miała prawo do swoich humorów w swoim domu. W swoich włościach w zasadzie. Co nie zmieniało faktu, że wyraźnie towarzystwo jej było nie w smak. Gdy poczuł na sobie pełne zdegustowania spojrzenie ropuchy Grott chrząknął, wstał, wygładził mundur i poważnym głosem zameldował. - Jaśnie Pani, kapral Jej Książęcej Mości Wilhelm Grrot, odznaczony za bitwę w Meerenge Schelmischer Narwal orderem za odwagę, melduje się na rozkaz. Może i brak nam, żołnierzom okrętowym, stosownej prezencji i obycia, ale nikt nie odmówi nam oddania służbie, dzięki czemu wszyscy mieszkańcy wybrzeża mogą żyć bezpieczniej. Tak więc wybaczcie mi, prostemu żołnierzowi, jeśli czymkolwiek was Jaśnie Pani uraziłem. - po czym skłonił się starej klapurdzie, młódce i gospodarzowi i usiadł z powrotem wracając do ośmiornicy. Tę przemowę znał na pamięć. Stosował ją z umiarem, ale w zasadzie wszystko w niej się zgadzało. Zmęczone życiem oblicze żołnierza było żywym dowodem poświęcenia i oddania służbie.

Ośmiornica była pyszna. Brakowało mu co prawda piwa, ale darowanemu koniowi zwykł w zęby nie zaglądać. Potem zaś słuchał Anike, która najwyraźniej jak każda kobieta, musiała wiedzieć wszystko o wszystkich.


.

Dekline 25-04-2023 08:27

Karl nie bardzo wiedział jak zachować się na salonach, wszakże nigdy na żadnym nie był. Aczkolwiek wszechobecność ptactwa i ichnich ekstrementow spowodowały iż zapragnął wypluć kija który dotąd usztywniał jego postawę, przecież tu prawie jak w domu, gdy na ostrą zimę kury bralo się do chałupy, coby w kupie ciepłej było. Odczekał chwilę aby zebrać myśli, co w założeniu miało uchronić go od powiedzenia czegoś niewłaściwego, a następnie wstał, wyprezyl się jak na apelu i rzekł, głośniej niż wymagała tego sytuacja:



- Jam jest Karl, Anton, Gustav, drwal, po trochu wojskowy, ale ni tak jak kapral Grot. Urodzonym może wysoko nie jestem, acz na wysokości, gdyż matka porodziła mnie na dachu chałupy, gdyż powódź szedla i trza się schronić było. Także niby nie wysoko, ale jednak.


- Pochodzę ja że osady co to takim za.... zaułkiem jest że nawet nazwy ni ma. Czują się u was we mieście nawet dobrze, choć waniaje ostro, a w chacie waszej to prawe jak w dom, my też z ptokami, w sensie kurami mieszkalim. Cieszem sięm że i prawdziwie wysoko urodzeni również z inwentaryzacyja mieszkają, taki jak i my.



Po czym usiadł zadowolony z siebie, by po chwili znów wstać.



- Upraszam o wybaczenie jeśli coś źle żem zekl, ja tu od rąbania a nie od myślenia jestem, acz pani pytała to nie godziło się prośbę zbyć.

Bellatrix 26-04-2023 08:59

Eldred skinął głową Garranowi.
- Dobrze więc, cieszę się, że damy radę spożyć posiłek w spokoju i bez eksponowania niechęci. - Klasnął w dłonie i w jadalni pojawił się jeden ze służących. - Udaj się do sypialni panienki Volurii i daj jej znać, że mości krasnolud nie będzie czynił jej afrontu, przeto może zejść i dołączyć do nas.
Mężczyzna pochylił się lekko i już go nie było.


Eldred ożywił się za to na słowa Anike odnośnie gołębi.
- To wspaniałe ptaki, posiadam kilka pięknych okazów, w tym von Schnella, niebieskiego Hargersdorfera, którego miałem na ramieniu, gdy spotkaliśmy się pierwszym razem. - Uśmiechnął się. - Mam kilka albumów z opisami tych…
- Przeszkadza, przeszkadza.
- Matka Eldreda weszła mu w słowo. - Nie mogę znieść tego smrodu, tych latających kur i tego, że co chwilę uwalniają ekskrementy. Ale co ja mam zrobić, jak Eldred tak je kocha? Przecież nie powiem mu, żeby się ich pozbył. Jestem dobrą matką, a dla syna zrobię wszystko, żeby był tylko szczęśliwy.

Wandelina nawet nie podniosła wzroku znad talerza, nie mówiąc już o zabraniu głosu na temat ptaków. Odezwał się za to Haschke.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Nikt nie zaglądał do tych ksiąg od wieków, więc będę miał sporo pracy - odrzekł strażniczce dróg. - Nie będzie takiej potrzeby, żebyście zostali, gdyż nocował będę tutaj. Baron Eldred szlachetnie zaproponował mi jedną z sypialni dla gości a ja z tej propozycji skorzystałem.

Słuchając Grotta i Karla, Theodora miała kamienny wyraz twarzy. Nawet, jeśli słowa drwala poruszyły ją jakoś, nie dała po sobie poznać.
- No, to przynajmniej jacyś wojacy nam się we wsi trafili. Może poradzą sobie z twoimi problemami, syneczku, skoro sam sobie z nimi radzić nie umiesz. - Spojrzała na Eldreda.
- Mamo… - mruknął baron.
- No co? Prawdę przecież mówię.

Moment później drzwi jadalni otworzyły się i w pomieszczeniu pojawiła się wysoka, elfia kobieta o niebywałej urodzie. Miała nienaturalnie niebieskie oczy, którymi przeskoczyła po zebranych, nie uraczywszy jednak tym gestem Garrana oraz długie, białe włosy splecione w dwa fikuśne warkocze. Na jej ubranie składała się długa aż do podłogi, idealnie dopasowana do jej smukłej figury niebiesko biała szata. Poruszała się gibko i majestatycznie jednocześnie, a gdy siadała przy stole, Anike, Wilhelm i Karl dostrzegli, że w biały materiał jej szaty wszyte są złote wykończenia. Kimkolwiek była, musiała reprezentować wyższą klasę społeczną w swojej ojczyźnie.


Baron, będący wyraźnie nią zafascynowany, przedstawił was sobie, a w tym czasie Frau Theodora wyszła z jadalni, obrzucając elfkę lodowatym spojrzeniem. Zapewne nie podobało jej się, że syn patrzył na Volurię w taki sposób. Chwilę później pokój opuściła również Wandelina. Gustav, zabierając swą księgę podążył za nią.

Eldred westchnął ciężko, odprowadzając żonę wzrokiem i nalał sobie wina.
- Fraulein Volurio, skoro zostaliśmy sami, może opowiesz moim gościom, co cię tutaj sprowadza, żeby mieli pełny obraz sytuacji tego, do czego będę chciał ich wynająć?
- Oczywiście, drogi baronie.
- Odezwała się białowłosa. Głos miała miękki, ale stanowczy, niemal boski. - Moja opowieść sięga dawnych wieków i zahacza o historię mojego ludu. Dom, któremu służę - należący do pomniejszej szlachty w Eataine, założył kiedyś kolonię tutaj, w Starym Świecie. W trakcie Wojny o Brodę, dom i wszystko co do niego należało, został ewakuowany do Ulthuanu, na niewielkiej flocie okrętów kupieckich. Niestety kolonia, którą obecnie nazywacie Marienburgiem, oblegana była przez krasnoludy, dlatego trzeba było poszukać innej, alternatywnej drogi od rzeki do morza. Większość statków ostatecznie dotarła do Ulthuanu, niestety w zapisach historycznych nie napisano, jak im się to udało. Wspomniano natomiast, że jeden statek zagubił się na bagnach, niedaleko stąd. Były na nim skarby rodu. Złoto, klejnoty, zwoje. Skarb nie jest dla mnie istotny, nie licząc jednego rodowego wisiora o wielkiej, sentymentalnej wartości dla lorda mojego domu.

- Dlatego będę chciał, żebyście pomogli pannie Volurii w poszukiwaniu tego wraku. Jeśli skarb wciąż tam jest, podzielimy się nim uczciwie. Macie moje słowo. Was ustawi zapewne do końca życia, a mi pomoże wyjść z długów
- rzucił Eldred, wyraźnie podniecony na tę myśl. - No i pozostaje też kwestia wiedźmiarza. Lokalni nie chcą się tym zająć, to zabobonni ludzie. Zapłacę wam dziesięć Karli na głowę, jeśli znajdziecie tego Chaośnika i się z nim rozprawicie. Nikt nie da wam aż tyle a ja potrzebuję pomocy. Mam jeszcze trochę oszczędności na czarną godzinę, dogadamy się mam nadzieję. Jeśli potrzebujecie jakiegoś sprzętu, pomocy, żeby schwytać tego skurczybyka, mówcie, a załatwię. Połowę pieniędzy mogę teraz wypłacić.

Wyjął z barku kolejną butelkę wina, rozlewając wam do szklanic, jakby chciał w ten sposób zagwarantować sobie waszą zgodę na udział w przedsięwzięciu. Elfka siedziała z uniesioną dostojnie głową, patrząc na barona. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.


Morfik 28-04-2023 16:22

Oferta była bardzo kusząca, a Rubenowi najbardziej w tej rozmowie podobał się fragment o ustawieniu do końca życia. Z drugiej jednak strony, czy warto było aż tak ryzykować? Cholera wie, co się na tych przeklętych bagnach kręci… Nie wierzył w te wszystkie bajki o jakimś wiedźmiarzu, ale w każdej historii jest ziarnko prawdy i coś niebezpiecznego rzeczywiście mogło zamieszkiwać bagna.

Gdy baron wyciągnął z barku butelkę z winem i zaczął nalewać im do szklanic, Ruben przesunął wzrokiem po swoich towarzyszach. Przeczuwał, że zaraz na pewno wybuchnie jakaś awantura. Poznał ich już na tyle, że mógł z dużym prawdopodobieństwem to przewidzieć. Odechciewało mu się tej kolacji coraz bardziej. Najchętniej wróciłby do swojego pokoju, albo pokręcił się trochę po wiosce. Może ktoś zostawiłby uchylone okno albo drzwi i można by ukraść co nieco? Nieee, przecież ludzie tu mieszkający na pewno nie mają nic wartościowego. Ruben westchnął głośno i upił solidny łyk wina. Na co dzień stronił od alkoholu, ale coś czuł, że bez tego nie da rady przetrwać tego wieczoru.

Ruben uderzył się kilka razy pięścią w pierś, odbeknął cicho i skierował swe słowa do barona.
- Czy wiemy chociaż mniej więcej, gdzie ten wrak może się znajdować? Sama informacja, że statek zatonął na bagnach jest mało precyzyjna. Przecież tu wszędzie są te cholerne bagna, możemy na nich utknąć i na kilka miesięcy… - rzekł z nieukrywaną niechęcią w głosie.



Szelma 28-04-2023 16:40

Anike, Wilhelm i szpetny poborca ;)
 
Synek lubił gołębie, a mamusia kochała go tak bardzo, że nie zamierzała mu zabraniać robić z dworku uber gołębnika. Szlachta to naprawdę najebane we łbie miała. Trochę szkoda jej się zrobiło żony barona, bo ta wyglądała albo na jakoś zastraszoną (co by nie dziwiło, patrząc na Theodorę) albo już po prostu miała na wszystko wywalone.

Haschke nie potrzebował odprowadzenia, bo zostawał na włościach Eldreda, co dla Anike było dobrym wyjściem. Baron, tak jak Hendrik opowiadał, nie wyglądał na kogoś, kto by mógł kogoś skrzywdzić, a już na pewno nie imperialnego poborcę. Przynajmniej to mieli z głowy. A jeśli jednak Haschkemu coś się stanie, wtedy cała ta rodzinka pożałuje.

Przyprowadzona przez służącego elfka była piękna i Anike nie mogła oderwać od niej wzroku. Roznosiła wokół siebie jakąś taką niepowtarzalną aurę, którą mogły roztaczać tylko elfy. Tak przynajmniej myślała, bo nigdy wcześniej żadnego na oczy nie widziała. Nawet Eldred był pod wrażeniem, co się Theodorze wyraźnie nie podobało. Wirtz zapamiętywała te wszystkie niby niesnaski, delikatne gesty, tak aprobaty jak i niechęci - może im się to jeszcze przydać podczas pobytu tutaj.

Wysłuchała Volurii z zainteresowaniem i od razu nasunęło jej się pierwsze pytanie:
- Skoro to tak ważny wisior, to dlaczego wasz lud wysłał po niego tylko ciebie? No chyba, że nie przybyłaś do Imperium sama i twoi pobratymcy są zakwaterowani gdzieś nieopodal, to wybacz pytanie. No i tak jak mówi Ruben, gdzie konkretnie mielibyśmy szukać tego wraku? Bo bez określonego miejsca i kierunku to jak szukanie igły w stogu siana.

Nie wierzyła w pomyślność tej akcji, ale jeśli elfka miała jakieś informacje na temat położenia zatopionego statku, to można się było rozejrzeć.
- Zobaczę, co da się zrobić. W obu sprawach - odpowiedziała baronowi już tylko za siebie, biorąc pod uwagę ostatnie rozmowy z kompanami.

- Hola, hola, wyrywny wróbelku, umowę mamy z naszym wspaniałym poborcą - rzucił Wilhelm, zerkając na nią.
- Przecież wiem, dlatego odpowiedziałam za siebie. Wy nie musicie nic robić - odrzekła chłodno Anike.
- Trzeba o tym wszystkim powiedzieć Gustavowi, bez dwóch zdań. - Grott zmarszczył brwi.

Jakby nie było, to miał rację. Nie mogli tego ukrywać przed ich pracodawcą. Zwłaszcza, że gdyby jego życie było zagrożone, a oni byliby na bagnach, to mieliby przejebane u Haschkego. O ile by dożył, żeby ich zjebać.
- Dobra, chodźmy do niego. Pan wybaczy, baronie, musimy rozmówić się z naszym szefem - rzuciła. - Czy pański człowiek może zaprowadzić nas do jego kwater?

- Ależ oczywiście.
- Eldred klasnął w dłonie, a gdy w środku pojawił się tyczkowaty chłopina, nakazał mu udać się z Anike i Wilhelmem na piętro.

* * *

Poborca siedział w swojej sypialni przy biurku nad księgami i był zaskoczony pojawieniem się dwójki swoich ochroniarzy. Anike popchnęła nieco w przód Wilhelma - skoro on chciał gadać, to niech gada.

- Herr Haschke, sprawa jest. - Grott odchrząknął.
- Czego? Zajęty jestem. Nie widać?
- No właśnie my w tej sprawie. Wy tu macie robotę i ochronę bo baron was strzeże. No i potrza mu przez to ludzi. I ponoć chce przez to nas wykorzystać, aby jakieś środki dostać na spłaty. A my wolimy na dupie se siedzieć. Zróbcie coś z tym.
- Chyba kpisz?!
- Haschke spojrzał na Wilhelma rozeźlony. - Nie będziecie tu bezczynnie na dupie siedzieć, zwłaszcza jak baron chce uzyskać środki na spłatę zaległości podatkowych!
- Ale my się pisali tylko na ochronę waszej osoby, pozwolę sobie wam przypomnieć. I nic nam do barona!
- Skoro on zwalnia was z obowiązku zastępując swoimi ludźmi, to ja nakazuję wam ich zastąpić!
- Aaaaale...
- Ani słowa więcej! To rozkaz! A teraz wynocha! I informować mnie, jak sprawy z tym odzyskiwaniem środków wyglądają!


Nie było sensu silić się na dalsze dyskusje, więc gdy wyszli, Anike tylko uśmiechnęła się półgębkiem do kompana.
- Chyba nie poszło ci tak, jak zakładałeś… - I szturchnęła go w bok łokciem, wyraźnie rozbawiona, że wyszło zupełnie odwrotnie, niż Grott się spodziewał.

* * *

Gdy wrócili do jadalni, już od drzwi uświadomiła pozostałych o zmianie planu.
- Haschke chce, żebyśmy pomogli Volurii i baronowi w poszukiwaniu wraku, jeśli to ma zapewnić fundusze na spłatę zadłużenia. Przedstawił swoje zdanie dosadnie i nie jest w nastroju, żeby mu przeszkadzać czy próbować negocjować. - Usiadła na swoim miejscu i spojrzała na elfkę i barona. - Czy jest coś, co powinniśmy jeszcze wiedzieć, żeby zająć się tymi sprawami jak należy?

Dekline 29-04-2023 15:09

Gustav aż podskoczył z podniecenia że czeka go nowe, zgoła ciekawsze zadanie, a jeszcze bardziej ze z poprzedniogo został tymczasowo zwolniony. Chociaż dalej miał wątpliwości, to lepsze to niż siedzenie na dupie.

- A to Ci sprawa! – Zakrzyknał Anton – No ale cóż czynić, prykaz je prykaz, tylko dalej mnie ten cały Wiedźmiarz rozmyla. To kimże on w końcu jest? Bo to że chłopi się go bajają to nie dziwota, ale jeśłi to takiż magus to i może ja się powinienem zastanowić czy aby mleka na ogniu nie ostawiłem, hę? Czy nie powinny leść z nami jaki inny magus co by się przy tamtym wspomóc? Proszę Panie yyy… Panie, prosza szczegóły, ale bez barwienia, dobrze?

Gustav usiadł, i ponownie wstał, jak to miał w zwyczaju.

- No, ale rozkaz rozkazem. Bez oporządzenia nie pójdę. Widziałem ja Panie jak Wasi żołdocy w koszulkach metalowych łażą, to ja też tako chce. Po całości, a i hełm żelazny oraz na pierś błacha by się przydała. Wtedy pójde … z większa ochotą aniżeli bez. Da się to Panie ogarnąć, hę?

Anton ponownie musnął jeno siedziesko.

- E! A kto nas będzie prowadził? Ja do dom wróce, czy teren znam czy nie, ale jak tu czego szukać ja nie wiedza gdzie?

Phil 29-04-2023 21:57

Mało co pasowało Garranowi na kolacji u Eldreda von Stauffera. Jedzenie, napitki, gołębie obsrywające stół, gospodarz i jego rodzina, wszystko grało mu na nerwach. Pojawienie się elfki sytuacji nijak nie poprawiło, choć niektórzy wpatrywali się w nią jak w obrazek i mało im brakowało do walenia czołem o ziemię niczym przed bóstwem jakimś. Słuchał jej historii jednym uchem, smętnie przeżuwając gumiastą mackę. Elfka, jak to wszystkie elfy Starego i Nowego Świata, łgała jak pies.

Statek zabłądził na bagnach. Oczywiście. Skarb rodu nie był istotny. Oczywiście. Wisior miał wartość jedynie sentymentalną. Oczywiście.

Gówno prawda. Może nie od początku do końca, ale to nie był jeszcze czas na rozdzielanie ziarna od plew, a w zasadzie faktów od kłamstw. Na razie istotne było to, że trafiała się jedna okazja do zarobku za drugą. Pieniądz to pieniądz, od Haschkego, Stauffera czy jeszcze kogo innego. Garran pieniędzy nie miał, a dość pilnie ich potrzebował. Mógł ochraniać poborcę, polować na wiedźmiarza, a nawet szukać wraku na mokradłach, byle ktoś godnie za jego pracę zapłacił.

- Przewodnicy by się na bagnach przydali, najlepiej tacy co się nie wystraszą swojego cienia. O, ci dwaj, co podobno tam polują na stwory, ci by się nadali.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:26.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172