Jensen nawet się nie obejrzał, gdy prowadził młodzików do ich kwater. Z dziedzińca trzeba było przejść przez bramę i w bramie wchodziło się na niewielką klatkę schodową. Stąd przeszliście korytarzem w stronę dwóch wykuszy po lewej stronie. Dopiero teraz uświadomiliście sobie, jakie są tu labirynty i słowa kapitana o punktualności nie były przesadzone. Na szczęście aż tak trudno nie jest i drogę na dziedziniec będzie łatwo znaleźć. - To tutaj - powiedział kapral i otworzył drewniane drzwi. Kwatera nie była może gustowna, ale lepsze to niż spanie na ulicy w deszczu. I tak na nic lepszego nie można było liczyć. - Zostawcie swoje rzeczy przy jednym z łóżek i chodźcie, pokażę wam jadalnię. |
-O w morde!Ale zadupie!Nie ma nawet kufra na rzeczy osobiste-mruknął ze złością.Usiadł na łóżku położył na nim swój tobołek i oparł dłoń o czoło."Wiedziałem że służba w armii Jego Cesarskiej Mości nie będzie wygodna ale bez przesady"-pomyślał.Przez chwile siedział jeszcze w milczeniu myśląc jakież to diabły zmusiły go do zaciągnięcia się do armii,ale po chwili się rozchmurzył i powiedział już bardziej wesoły: -No i jak podoba ci się Joahimie przyszły żołnierzu armii Jego Cesarskiej Mości ?Hahaha... ,dobra koniec tych żartów, ale bez jaj pałac to to nie jest.Ale mamy przynajmniej dach nad głową, żarcie i szkołę życia. |
- Tak, przynajmniej tyle - powiedział Joahim. - Słuchaj, może idziemy coś zjeść i na plac? Jak się spóźnimy będziemy mieli przesrane od początku. |
-Zgadzam się.Może zostawimy tutaj rzeczy?-zapytał z ochotą Berthold-Ciekawe jakie będą pierwsze ćwiczenia?Oto nasze menu posiłków na śniadanie papka,na obiad papka, na kolacje papka-zażartował młodzian-Chodźmy w drogę ku papce-mówiąc to ruszył w stronę drzwi. |
Jak tylko oporządziliście i zajęliście miejsca, kapral zaprowadził Joachima i Bertholda do jadalni. Znajdowała się niedaleko ich kwater co od razu było czuć. Smakowity zapach kaszy ze skwarkami przyciagnął dwóch nowych rekrutów do sporej komnaty, wypełnionej jedzącymi ludźmi. Kiedy weszli, nikt nie zwrócił nawet na nich uwagi zajęty jedzeniem. Jensen wcinął im w ręce po cynowym talerzu, drewnianej łyżce i wskazał kolejkę do kotła. Nie jest liczna, zatem już zaraz będzie można coś przekąsić. Chwilę jednak trwało zanim szara bryła kaszy z brązowymi skwarkami wylądowała na talerzach. Kapral przywołał ich do siebie, gdzie miał miejsce przy stole i gdzie oni sami mogą zasiąść i w spokoju zjeść. Wszędzie wokół stukały łyżki, brzęczały talerze i mlaskały usta. Po prostu obiad w koszarach. |
-Przynajminiej jakaś kasza a, nie pieprzona papka.Smakuje ci Joahimie?No szybko jedzmy żarcie a, potem na ćwiczenia.-stwierdził z entuzjazmem Bethold.Po czym zaczął jeść.Kasza nigdy nie zastąpi domowego jedzenia ,ale przynajmniej miał co jeść. |
- Wszystko mi jedno co jem. Byle by tylko nie być głodnym - Joahim wspomniał czas, gdy błąkał się głodny po ulicach miasta. Poobdzierany, zmarzniety... - Teraz będzie już dobrze. Jemy i na ćwiczenia! - podzielał entuzjazm Bertholda. |
Posiłek poszedł dwóm młodzianom sprawnie i w miarę smacznie. Kasza jak kasza, ale za darmo i ze skwarkami nie zje się byle gdzie. Jeszcze ostatnie machnięcia łyżką i pusta miska wylądowała na stole. Zaraz też trzeba było ruszać, by zdążyć na placyk i do kapitana. Kapral Jensen, który właśnie przy jednym ze stołów rozmawiał z grupką żołnierzy, tylko machnął ręką i rzekł: - Na plac traficie i beze mnie. Udanego obijania się - i zaśmiał się krótko, a dwóm przyszłym żołnierzom V Regimentu nie pozostało nic innego jak udać się na ćwiczenia. Faktycznie, trafienie na plac nie było trudne. Od ostatniej wizyty nie zmienił się za bardzo. Nadal ćwiczyło tu trochę żołnierzy, niektórzy przechodzili pomiędzy budynkami, a jeszcze inni siedzieli bezczelnie pod ścianą i spali. Kapitan już oczekuje nowych stojąc nieopodal stosu kijów. Nie miał na sobie zbroi a jedynie luźną koszulę lnianą oraz spodnie. Jednak nie stracił nic ze swojej twardości i srogości. - A...jesteście. To zdejmować mi łachy, byście swobodę mieli. I posłuchajcie co mam do powiedzenia, bo nie będę powtarzać. |
Joahim rozebrał się bez gadania. Był przyzwyczajony do pomiatania nim i do tego, że wydają mu rozkazy. Stał teraz w samych spodniach przed kapitanem czekając na dalsze rozkazy. - Ciekawe, co też nam teraz powie - pomyślał. |
Berthold ściągnął koszulę.Było trochę chłodno.Po chwili rzekł: -Kapitanie!Będziemy walczyć tym!-wzkazał na stos kijów-Me ręce Bóg stworzył do dzierżenia szlachetnego ostrza.A nie jakiś kijków-zawołał z oburzeniem. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:52. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0