lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Dziecię Chaosu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/4874-dziecie-chaosu.html)

Bulny 02-02-2008 12:41

- Widzisz, o pani. To miasteczko wcale nie jest takie złe. Trzeba tylko znaleźć dobre miejsce do przebywania a nie szwędać się po zapyziałych uliczkach. - Mówił wesoło Jeremił oprowadzając kobietę po tych, co ładniejszych częściach miasta. Cały czas spacerowali ta, by ominąć miejsca w których szerzy się biedota oraz zamęt.
- To, że jesteśmy tutaj zamknięci wcale nie musi oznaczać, że nie możemy cieszyć się życiem - Rzekł uśmiechając się - Co prawda nie wytrzymam zbyt długiego przebywania tu, aczkolwiek i tak dużo czasu tu wytrzymałem i - Dodał spoglądając na ładne kamienice, a potem na niewiastę - Jeszcze trochę wytrzymam.

Gdy człowiek zobaczył strażników ciągnących złoczyńcę, zszedł im uprzejmie z drogi i odprowadził wzrokiem. Potem znowu wszedł na ścieżkę którą kroczyli ciągnąc:
- No cóż. Każde miejsce ma swoje ciemne strony i oto jedna z tych tutejszych. Ostatnimi czasy przez tą kwarantannę wzrosła trochę przestępczość, aczkolwiek wątpię, że wypierdki z portu będą chciały znowu zasmakować mojego ostrza, wiec nie masz się czego bać. - Tymi słowami chciał zamaskować to, co naprawdę się tu dzieje, choć zrobił to bardzo nieudolnie. Po chwili jednak włączyła się jego ciekawość. Zastanowił się chwilę nad tym dlaczego strażnicy "prowadzili" bandytę. Podszedł do jakiegoś miejscowego pytając:
- Wiesz może panie cóż to za bandziora tędy ciągnęli? No i oczywiście gdzie? Taki kordon straży zapewne nie zostałby wysłany do jednego człowieka, więc pewnie odbędzie się jego ścięcie. Ciekawe co ten człek mógł zawinić? - Jeremił czekając na odpowiedź mieszkańca pomyślał że warto iść na plac egzekucji i dowiedzieć się o co chodzi. Jego ciekawość wzięła górę, nad myślą że dama może nie być zdolna oglądać takich drastycznych wydarzeń. Znając miasto jak własną kieszeń, po usłyszeniu odpowiedzi miejscowego Zaćwilichowski rzekł:
- Chodź o pani obejrzymy sobie jak jedne bestie mordują drugie. Wiem, że miałem pokazać Ci ładne zakątki tego miejsca, ale z racji tego że jestem człowiekiem ciekawskiej natury nie moge przegapić tego "widowiska" - Po czym ruszył w stronę placu egzekucji...

Cedryk 03-02-2008 13:21

Wulryk rozejrzał się po placu. „Skoro już wiadomo, iż dopiero wieczorem widowisko, można rzeczywiście rozejrzeć się po mieście”.

- Pip, huncwocie prowadź do dobrej kraczmy, byle bliskiej, nie chciałbym przegapić widowiska i przemowy, bo to jedzenie tylko zaostrzyło mój apetyt. Takiej, aby spokojnie można napić się piwa, posłuchać plotek i wieści.
Wiesz dobrze, o jakie wieści mi chodzi huncwocie”.
„Swoją drogą dziwna ta zaraza za szybko zabija, trzeba będzie się porządnie rozejrzeć za kultem plugawiciela, pewnie oni w tym maczali swoje brudne pluchy.”

Następnie ruszył za sługą poprzez ulice miasta. Jakże różne od Imperialnych. Słońce odbijało się ostro od pobielonych murów domów. Co kilka kroków, po bokach ulicy, Wulryk dostrzegał mocno zacienione ogórki z sadzawkami.
„Mieszkanie w takich miastach jest wygodne, za wygodne, ludzie popadają w marazm i łatwiej wystawiają się na wpływy przeklętego boga rozkoszy - Slaanesha”.

Dotarli w końcu do gospody. Zamyślony Wulryk nie spojrzał wchodząc na nazwę, ale skoro Pip tu prowadził, znaczy musiała być dobra pod względem kuchni.

Efcia 04-02-2008 10:46

-W zasadzie, czemu nie?? - Odparła trochę zamyślona Elizabeth. Rozmyślała o swoim obecnym położeniu, o beznadziejnym położeniu. O tym kto i dlaczego doprowadził to tego, że znalazła się w tym miejscu i co ona zrobi tej wrednej suce gdy tylko dorwie ją w swoje ręce.
Och, proszę, pozwól nam tu jeszcze zostać. Ze względu na pamięć o ojcu twoim.
Takim słodkim głosikiem, żmija jedna, płakała.
I tak złorzecząc sprawczyni swojego obecnego położenia Lili potknęła się o jakiś kamień. I byłaby wylądował twarzą na bruku, gdyby nie silne ramię jej towarzysza. Incydent ten sprawił iż kobieta porzuciła na chwilę myśli o zemście.
-Ładne zakątki miasta przecież nie uciekną?? - Lili uśmiechnęła sie lekko. - A po wszystkim, może pójdziemy coś zjeść. Mam nadzieję, Panie, że znasz jakąś dobra karczmę?? - Elizabeth bezwiednie potarła serdeczny palec prawej ręki. Nagle na jej twarzy pojawił sie strach, a potem ulga gdy jej ręka spoczęła na piersi.
- Muszę się gdzieś zatrzymać. A prawdę powiedziawszy, nie miała zbytniej okazji zwiedzania tego miejsca.
Na kilka noclegów starczy mi gotówki, a co potem?? Pewnie trzeba będzie się rozejrzeć za jakimś nowym zajęciem.

Revan 08-02-2008 00:48

W lochu było ciemno, jedyne światło pochodziło od pochodni zawieszonych na pordzewiałych uchwytach przytwierdzonych do kamiennych ścian. Pomieszczenie było dość obszerne, światło pochodni oświetlało znajdujące się tutaj meble. Przynajmniej wyglądały na meble, w istocie były to narzędzia tortur. Na środku stał stół, a na nim leżał człowiek. Wokół niego kotłowało się kilka postaci.

- Lorenzo, przerąbałeś sprawę. – mężczyzna o nalanej twarzy cieszył swoje oczy widokiem torturowanego człowieka. Leżał on na stole, gdzie kilkoro pachołków przywiązywało jego ręce i nogi do jego końców. Urządzenie służyło do wyrywania członków, dość skutecznie zresztą. Mężczyzna nazywany Lorenzem, dyszał ciężko.
- Znaj moją łaskę, nie będziesz wisiał, jak jakiś pospolity bandzior, a zginiesz godnie, przez ścięcie. Gdyby jednak to ode mnie zależało, zrzuciłbym cię z klifu. Jednak do najbliższego jest kilka mil, a nie chcę się oddalać od miasta, sam rozumiesz.Lorenzo kiwnął na znak, że rozumie. Grubas chodził wokół stołu w kółko, z rękami założonymi z tyłu.
- Gdybyś był lojalny w stosunku do loży, nie musiałby tego robić. Zdradziłeś, więc poniesiesz konsekwencje swojego czynu. Przed śmiercią, która ma dać przykład naszym przeciwnikom, chcę abyś wyjawił mi kilka rzeczy. Jeśli mnie zadowolą, być może unikniesz tych niepotrzebnych tortur. – grubas stanął nad mężczyzną leżącym na stole. Przybliżył się gwałtownie do jego twarzy.
- Gadaj, gadaj wszystko, co wiesz! Co chciałeś tym osiągnąć. Ile ci dali, abyś zdradził, co im wydałeś! Co wiesz!
- Pies ci mordę lizał. – odparł z trudem.
- Chciałem po dobroci. Panie majstru, czyń swoją powinność. – postawne bydlę w czerwonym kapturze chwyciło za drąg, ciągnąc go. Długo było słychać krzyki księcia Lorenzo Viscontiego, tego, który dawno temu popełnił błąd. Błąd, który był tylko małym trybikiem w wielkim zegarze, którzy nieustannie odliczał czas.

Zbliżał się wieczór…

*** Diego i Thalgrim ***

- Ja i kopalnia? Chyba kpisz człowiecze. Moim przeznaczeniem jest walka. Skopałem już tyle gęb, że nawet do miasta boją się mnie wpuścić. – parsknął. Szliście zaułkami, aż wyszliście na główną, brukowaną drogę prowadzącą z portu do głównej bramy miasta na południu.
- W jednym masz rację, przyjacielu. Ludzie nie lubią ostatnio nikogo, kto różni się od nich choćby odcieniem skóry. – splunął w bok. Na drodze było dość tłoczno, większość ludzi ciągnęła na rynek.
- Kurewskie czasy nastały. Gdyby jeszcze nie ta cholerna blokada, to bym stąd odjechał, do samego imperium może. Powiadali, że tutaj w Estalli roi się od pomiotów Chaosu, a tu kurwa nawet orka nie spotkałem! No, spotkałem, ale te tutejsze różnią się znacząco od tych z gór i lasów Imperium. Miękkie są. Jednak dzięki tym śmieciom, co ich przed chwilą żeśmy spotkalim, na brak rozrywki nie mogę narzekać. – uśmiechnął się. Ludzie dziwnie wam się przyglądali, zazwyczaj ograniczali się do nieżyczliwych spojrzeń.

Diego wywnioskował z plotek powód tego poruszenia. Na rynku wieczorem miała się odbyć egzekucja jednego ze szlachciców, albo kogoś nawet wyżej postawionego.

*** Wulryk Person ***

Gospoda mieściła się kilka uliczek dalej od rynku, ku twojemu zdziwieniu była pusta, kiedy wszystkie inne po drodze były wręcz wypchane po brzegi klientelą. Nawet te najpodlejsze. Widać, wszyscy czekali na to przedstawienie, chłodząc sobie gardła procentami. Karczma ta nosiła nazwę „Pod pijaną papugą”, a zawdzięczała swoją nazwę głównej atrakcji tego lokalu, papudze, czerwono zielonego ptaszyska należącego do oberżysty. Ptak siedział sobie na kołku obok drzwi, i zlustrował was bacznym spojrzeniem. Wystrojem karczma przypominała bardziej koszary. Drewniane stoliki były ułożone nadzwyczaj równo, przy kamiennym kominku leżały równo ścięte pieńki. Na ścianach pełno było rozmaitej broni, od tasaków, szabel, poprzez koncerze, czy włócznie po halabardy i bastardy.

Ptaszysko rozdarło się nagle, wrzeszcząc jakieś nieznane ci słowa. Niebywałe, żeby ptak umiał mówić, jednak nie rozpoznawałeś tego języka, chociaż kojarzyłeś go.
- Zamknij dziób, kurwiszponie! – usłyszałeś niski, basowy głos. Teraz już miałeś pewność, skąd go znasz. To był khazalid. Zza kontuaru wyszła niska, barczysta postać. Krasnolud. Zdziwił się trochę, gdy cię zobaczył. Miał ciemno rude włosy i brodę, na jednym oku przepaskę. Brodę miał związaną w warkocz zakończony złotymi pierścieniami, sięgający do pasa. Przyglądał się wam dobrze, podobnie jak ptak. Chrząknął.
- Witam szanownych klientów! – rozpromieniał nagle. – Jak to dobrze, że ktoś wreszcie tutaj wszedł, parszywe mieszczuchy nie wiedzą, co tracą. Od dawna nikt nie zaglądał do starego Grimma. Ale widać, żeście nie miastowi. Podróżnicy, znaczy się. – ptak sfrunął mu na ramię, przyglądał się bystro Pipowi, zaskrzeczał.
- Poznajcie mojego wiernego druha, Grungiego. – ptak zaskrzeczał swoje miano, krasnolud pogłaskał go po łebku.
- No, to czym mogę służyć? Kucharza na razie nie mam, zdarzył mu się przykry… wypadek. Sam mogę naprędce coś upichcić, ale nie mam do tego aż takiej smykałki. Mogę za to wam nalać wybornego, krasnoludzkiego piwa.
- Głupie mieszczuchy – splunął. – nie wiedzą co tracą. A u mnie na zapleczu leżakuje najlepszy złocisty płyn w całej tej przeklętej Estalli. Chcecie, to mogę wytoczyć beczkę. – uśmiechnął się.

*** Elizabeth i Jeremił ***

Zaczepiony mężczyzna okazał się być kimś w rodzaju urzędnika, czy uczonego. Niósł w rękach pełno książek i zwoi, a na nosie miał okulary z grubego szkła.
- Ten bandzior, o którego pytasz to nikt inny jak conte Lorenzo Visconti. Jak trafnie zgadujesz, nieznajomy, dzisiaj wieczorem odbędzie się egzekucja, a teraz wybaczy pan, śpieszę się na spotkanie. – poszedł w drugą stronę.

Dużo ludzi ma zamiar obejrzeć dzisiejsze widowisko, wieść głosi, że zjawi się na nim także burmistrz miasta. Być może wyjaśni się sprawa tej kwarantanny, jednak zostało jeszcze trochę czasu.

Efcia 10-02-2008 13:07

- To może pójdziemy coś zjeść?? - Lili spojrzała na swojego towarzysza. - Do wieczora trochę czasu zostało.
I może w końcu przebiorę się, dodała w duchu.
- Gawiedź będzie miała rozrywkę. - Elizabeth skupiła swoja uwagę na chwilę na detalach architektonicznych jakiej kamienicy. - W końcu stracą jakiegoś szlachcica, a to niecodzienne wydarzenie.
Rzeczywiście architektura tutejsza znacznie różniła się od tej w Kislevie i tej w Imperium też. Jeśli tak dobrze się przyjrzeć, to miejsce to mogłoby uchodzić za urocze, gdyby oczywiście nie ta kwarantanna. Miejmy nadzieję, że burmistrz będzie miał jakieś dobre wieści. Chyba, że stosuje zasadę, najpierw trochę zabawy dać ludowi, a później przekazać mu złe wieści.
- A Wać Pan jak tu trafił?? Jeśli można wiedzieć. - Lili odwróciła twarz do Jeremiła. - To trochę daleko od Kislevu.

Bulny 10-02-2008 14:08

Jeremił był mocno zawiedziony faktem, iż egzekucja dopiero wieczorem. Wiedział jednak że niemal na pewno stawi się na placu by ją obejrzeć. Ciekawe co zawinił ten szlachcic że go ścinają. To musi być jakieś ogromne przestępstwo. A może podpadł po prostu komuś zamożniejszemu, albo prowadził brudne interesy. Herold na pewno ogłosi za co dostojnik został skazany. Mężczyzna miał nadzieję, iż wyrok rozwieje wątpliwości. PO chwili z zamyślenia jednak wyrwały go słowa:

- To może pójdziemy coś zjeść??

- Bardzo dobry pomysł pani. Pozwól że zaproszę Cię na obiad do gospody w której się zatrzymałem. - Powiedział Jeremił, gdy doszło do niego jaką gafę teraz popełnił. Kobieta przecież musiała założyć jakieś normalniejsze ciuchy i zjeść coś po tym co przeżyła. Po chwili ruszył między uliczkami miasta w kierunku tawerny w której się zatrzymał. W międzyczasie odpowiadając na pytania towarzyszki:

- Wiesz pewnie pani jaka sytuacja na kontynencie. Estalia to, można by rzec, jedyne bezpieczne państwo - no może poza Tileą. Ta sytuacja i tak się pewnie zmieni, ale na razie mamy tu spokój. Widzisz, gdy byłem młodszy walczyłem na północnym froncie w Kislevie. Co prawda uczestniczyłem tylko w jednej bitwie, ale za to w jak bohaterski sposób. - ciągnął człowiek, jakby chełpiąc się przez chwilę swoją odwagą. Po chwili jednak jego mina stała się lekko zasmucona - Na froncie i w tej samej bitwie zginął również mój ojciec. Szlachcicem był. Bardzo wyrozumiały i dobry człowiek. Po wygranej potyczce wróciłem na, teraz już swoje, ziemie. Nic z nich nie zostało, gdyż banda Norsów która miała odcinać nam odwrót postanowiła złupić moje ziemie. Ale potem... - dodał człowiek weselej - Postanowiłem rozpocząć podróż. Wpierw pojechałem do imperium, ale wygoniły mnie stamtąd krasnale. Pokurcze do tej pory mnie ścigają myśląc że to przeze mnie przegrały bitwę o przełęcz Czarnego Ognia. Brodate cepy myślały że byłem szpiegiem w ich armii podczas gdy prawdziwy szpieg, wywodzący się z ich rasy, zwiał sobie gdzieś na południe. A ja w tym czasie również uciekłem. Byłem w Norsce, potem w Bretonii, a teraz jestem tutaj. Nigdzie nie zagrzałem miejsca na dłużej. Tu trzyma mnie jedynie ta zafajdana kwarantanna...

Karczmę widać było już z daleka. Stoliki przed budynkiem, ławy i ludzie siedzący na nich popijając piwo oraz jedząc posiłki. Co prawda na ulicach i przed tawerną było mało ludzi. W końcu to pora siesty. Większość mieszkańców Estalii podchodzi to tej części dnia z taką tradycją jak Kislevczycy do upijania na tak zwany "zgon" się na weselach. Siesta musiała być i już. Koniec kropka.

Gdy spacerowicze podeszli bliżej budynku. Zaćwilichowski widząc, że kobieta spogląda na szyld - delfina trzymającego lampkę wina - pod którym widniał napis "Pijany Delfin", powiedział:
- Wbrew pozorom Elizabeth, to bardzo porządna karczma. Choć jej gościom często zdarza się upić tutejszym winem, mało tu rozruchów i burd. W środku tez jest bardzo przytulnie. - po czym wszedł do środka razem z niewiastą. Doprowadził ją do stolika stojącego nieopodal okna budynku, położył obie torby obok krzesła, a potem szarmancko odsunął drugie, by kobieta mogła usiąść. Jeremił wyciągnął sakwę mówiąc jeszcze:
- Coś specjalnego dla Ciebie? Mają tu wyśmienitą potrawkę z makreli i znakomite wino, choć mi ono nie za bardzo odpowiada. Za słabe...

Cedryk 10-02-2008 15:40

Wulryk rozejrzał się z ciekawością po karczmie. Przypominała mu wyglądem wojskowe tawerny, które pamiętał z czasów, gdy służył Imperatorowi. Papuga miała równie kolorowe pióra, jak to, które tkwiło za jego opaską. Gdyby miała bardziej puszyste, nie zastanawiałby się i parę z nich przerobił jako dodatkowa ozdobę.
Widząc krasnoluda niepomiernie się zdziwił.

- Dziwny to widok krasnolud, tutaj na południu. Jak tu dotarłeś, skąd bogowie prowadzą na to zalane słońcem wybrzeże. A co do piwa podwaja natychmiast, dwie tylko rasy potrafią tak dobre piwa warzyć, wy i niziołkowie, ich mają niezrównany smak i w klasie słabszych nie mają sobie równych, zaś wasze przewyższają mocą wszelkie piwa, a i aromat mają chmielowy, gorzki niezrównany do dziczyzny, tylko dla wyrobionych gardeł. – po tych słowach rozejrzał się po karczmie.

- Coś mało masz klientów, a wszakże powinni walić drzwiami i oknami, jeśli piwa, choć są w połowie tak dobre, jak te, które piłem jeszcze w Imperium. Ach gdzie moje maniery zapomniałem się przedstawić Wulryk Person Magister Kolegium Płomienia. Wiesz, mam pewną propozycje, ten tu Pip zna się na kucharzeniu. Coś nam przyrządzi a ty opowiesz mi co słychać, znasz może jakieś wieści, cos ci się obiły o uszy, a z zapłatą jakoś się porachujemy.
Poczym usiadł za stołem.

Efcia 11-02-2008 21:22

- Potrawka z makreli?? Brzmi całkiem smacznie. Skoro polecasz, to się skuszę. - Lili wyciągnęła swoją sakiewkę i zajrzała do środka. Nie za dużo grosza tam było. No cóż, westchnęła cicho i uśmiechnęła się do swojego towarzysza.
Elizabeth ściągnęła z szyi złoty łańcuszek, na którym zawieszone były dwa, sporej wielkości, pierścienie i złota obrączka. Zdjęła obrączkę, chwilę się jej poprzyglądała po czym z namaszczeniem wsunęła na serdeczny palec prawej ręki i ucałowała ją. Łańcuszek z pierścieniami założyła z powrotem na szyję.
Lili spróbowała wina poleconego przez Jeremiła. Rzeczywiście było smaczne. A zamówione danie pachniało zachęcająco. Kobieta spróbowała i pokiwała z zadowoleniem głową.
Posiłek był wyśmienity.
-Karczmarzu, Pokój chciałam wynająć. - Taki z widokiem na morze, rozmarzyła się Lili.
-Teraz Waść wybaczy. - Wstała od stołu. - Pójdę do mojego pokoju i przebiorę się w coś, hmmm... - Obejrzała dokładnie swoje obecne ubranie. - ... w coś wygodniejszego. - I ruszyła za karczmarzem.
-Aha!! - Zatrzymała się na chwilę. - Należność ureguluję gdy wrócę.
Pokój nie był duży, ale Elizabeth nie specjalnie go oglądała. Położyła swoje rzeczy. Szybko zrzuciła z siebie szaty służki i wdziała nowe ubranie.
Po niedługim czasie pojawiła się znowu. Tym razem ubrana była prostą, acz bardziej odpowiadającej jej stanowi suknię.
-Teraz, gdy już posililiśmy się, możemy udać się na główny plac by obejrzeć egzekucję.

Macharius 14-02-2008 15:40

Krasnolud szedł ciężko stąpając. Prawdę mówiąc coraz mniej mu się tu podobało z każdą chwilą, było cholernie gorąco, człeczyny były jeszcze bardziej wredne, budynki były jeszcze bardziej liche niż te w Imperium a orki i inne paskudztwa jeszcze bardziej cherlawe. Splunął aby podkreślić swe myśli. Cholera jasna. Szykowała się walka ale została przerwana. W sumie to i dobrze bo nie miał zamiaru przekonywać się o poziomie zasyfienia tutejszych lochów. Szczerze mówiąc to nawet bał się do nich trafić bo szacując po wyglądzie budynków wystawionych na oko to zakryte pod ziemią kazamaty są jeszcze bardziej liche i mogą się zawalić na łeb całkowicie bez powodu. Człeczyny nie potrafią budować.

Thalgrim przyjrzał się uważnie człekowi z którym wędrował, wyglądał na dość możnego, warto spróbować...

- Powiedz mi przyjacielu - może dla człeka to nic nie znaczyło jednak każdy Imperialny wiedział co to znaczy być przyjacielem krasnoluda -znasz może szlachcica, Rodrigo Estebana de la Guardię y Torresa? Może ktoś snuł tu o nim opowieści? Bo wędrował ze mną po Księstwach Granicznych i teraz, hmm chciałem go odwiedzić.

Kerm 14-02-2008 16:04

Diego niezbyt szybko szedł ulicą, z krasnoludem przy boku. Był w pełni świadomy, bo trudno było tego nie zauważyć, niezbyt życzliwych spojrzeń, jakimi obrzucają ich mieszkańcy. A raczej nie tyle ich, co jego towarzysza. Jemu samemu obrywało się niejako przy okazji, za to, że szedł w towarzystwie "nieludzia".
Ponieważ dialog z krasnoludem uległ chwilowo zawieszeniu, przysłuchiwał się rozmowom mijających ich ludzi. Zasłyszane strzępy rozmów nie wprawiły go w zachwyt.
Słysząc słowa Thalgrima obrócił się w jego stronę. Unosząc nieco brwi, jako że skierowanego pod jego adresem określenia nie mógł nie docenić.
Ale to, co miał do powiedzenia nie było optymistyczne. Pokręcił głową.
- Samo nazwisko gdzieś słyszałem, ale imienia do niego nie dopasuję.
Zatrzymał sie.
- Ale mam pomysł. Najwięcej wiadomości w każdym mieście mają żebracy i karczmarze. Na początek, ponieważ pora jest odpowiednia, spróbujmy znaleźć jakąś karczmę. Dowiemy się, czy mieszka w tym mieście familia Torresów. Mi łatwiej będzie zdobyć informacje. A przy okazji zjemy jakąś specjalność mistrza kuchni.
Skręcił w odchodzącą w bok uliczkę, szukając jakiejś karczmy.
- Może też karczmarz nam powie, komu chcą dziś rzucić na żer tłumom.
Wiedząc, że krasnolud może nie wiedzieć, o co chodzi, wyjaśnił:
- Dziś wieczorem szykuje się egzekucja jakiejś znacznej persony. Nie słyszałem nazwiska. Widać władze chcą jakoś podbudować morale - uśmiechnął się nieco złośliwie - albo pozbyć kogoś niewygodnego.
- Barbarzyńskie widowisko - dodał z niesmakiem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172