lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer - storytelling] - "Oblicze Zła" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/5889-warhammer-storytelling-oblicze-zla.html)

Szarlej 01-01-2009 17:41

Fabian długo nie musiał szukać, szybko znalazł bezdomnych chłopców. Chwycił pierwszego za ramię. Chłopak był cały w szmatach, które chroniły od zimna, biedne dziecko.
- Chłoptasiu…
- Kopsnij Szylinga…
Srebrny szyling wylądował na dłoni chłopaka, która była pokryta jakimiś szmatami, przez chwilę błyszczał tam jak diament w uchu kominiarza.
-Co będziemy tu rozmawiać na chłodzie i o pustych żołądkach, może pogadamy w tamtej jadłodajni? Może skapnie Ci jeszcze coś.
-Myślę, że to odpowiednie miejsce do rozmowy Panie Eichendorff...
Chłoptaś zaczął rozglądać się po okolicy.
-Tu mało kto słyszy rozmowy. Jest tłok i gwar. Można rozmawiać.
- Z tego co widzę znasz mnie, więc wiesz, że nie lubię owijać w bawełnę. Co wiesz o zabójstwach aktorów
-Jakich aktorów...?
-Młody bo pomyśle, że wyrzuciłem tego szylinga w błoto. Jego braciszek może Ci powiedzieć pa pa. To jak chcesz, żeby mu było smutno bez braciszka?? A może bez braciszka i siostrzyczki.
-He he he...Taaaa...Żartowniś się znalazł.
- chłoptaś wyraźnie zniesmaczony poprawił szmaciany szal. - Wiem tylko tyle, że to brudna sprawa i że nikt się w to nie miesza. To jakaś gruba sprawa. Jeśli chcesz informacji, to bądź dzisiaj o zachodzie słońca pod pomnikiem białego gołębia. Pogadamy. I przyprowadź dużo braci...złotych... -chłopak podrzucił monetę i zgarnął ją w powietrzu.
-Myślę, że kilka Karli z chęcią się z Tobą za pozna. Do zobaczenia
Rozmowa z chłoptasiem poszła nieźle do tego dawała możliwość zrozumienie o co chodzi. Kto jak kto ale chłoptasie muszą wiedzieć o co w tym chodzi. Detektyw skierował się w stronę kolegi magii, miał jeszcze sporo czasu powinien się wyrobić. Wiedział, że na mieście wiadomo już o jego zainteresowaniu zmarłymi aktorami więc był czujny. Jedną rękę cały czas trzymał pod robe, niby w ochronie przed zimnem ale dłoń trzymała drewnianą rękojeść pistoletu.

DrHyde 12-01-2009 00:39

Clem von Darnock, Carla di Olesi i Eik Vangalar

Woźnica na słowa Clema podbiegł do drzwiczek powozu. Zaczął ciągnąć za klamkę.

- Szlag by to trafił! Zacięło się! No co się patrzysz młokosie! Pomóż mi otworzyć te cholerne drzwiczki.

Clem momentalnie podbiegł do powozu. Zaczął rozglądać się na wszystkie strony. Wziąć nie czuł się bezpiecznie po ostatnich wydarzeniach. Jego zadumanie znowu wprowadziło go w problemy. Poślizgnął się i uderzył w powóz całym ciężarem ciała. Z drugiej strony dało się słyszeć trzask i powóz przewrócił się na prawy bok, wprawiając przy tym konie w istny szał. Ze środka wydobyły się jedynie odgłosy bólu i wyraźnego niezadowolenia z sytuacji. Woźnica aż zaniemówił. Clem leżał w śniegu i starał się myśleć trzeźwo, zanim znowu spotka go coś niemiłego w ten pechowy dzień.

* * *

Fabian von Eischendorff

Szybkim krokiem ruszył przez zatłoczone uliczki w kierunku strzelistych wieży zamku, należącego do Kapituły Światła. Mimo tego, że budowlę nazywano jedynie zamkiem, to nawet katedra Shallyina nie powstydziła by się takiego wyglądu. Siedziba czarodziejów wybudowana z marmuru i kwarcu górowała nad budynkami uniwersyteckimi.
Fabian został szybko oddelegowany do pokoju dla gości. Niski służący ubrany w białe szaty z kremowym szalem skłonił się. Von Eischendorff przywykł do widoku tych dziwaków. Jego twarz była blada niczym mąka. Jakby wysuszona. Wszystkie włosy białe i lśniące niczym gwiazdy. Oczy z nienaturalnym blaskiem. Uśmiechnął się do Fabiana.

- Proszę usiąść Herr Eischendorff. – Sługa wskazał na krzesło przy stoliku koło okna. – Mistrz Voyel zaraz przyjdzie.

Ten krótki monolog zakończył ukłonem i opuścił pomieszczenie zostawiając drzwi otwarte.
Fabian rozejrzał się. Pomieszczenie było małe. Koło stolika pod ścianą stała niewielka witryna z trunkami i pięknymi zdobionymi kielichami z kryształu. Dwa z nich wyjęte wraz z butelką wina stały na stoliku. Obok butelki inkaust z piórem i kilka niezapisanych kart pergaminu. Na ścianach liczne świeczniki z zapalonymi świecami.

- Ekhem… - Chrząknął czarodziej zwracając uwagę Fabiana. Mistrz Hubertus Voyel , o którym już wcześniej słyszał Eischendorff, okazał się istotnie prawdziwym Hierofantom. Jego twarz niczym nie różniła się od sługi. Wszystko biło większym blaskiem. Biała zwykła szata ozdobiona różnymi symbolami. W dłoni biała, drewniana laska z wykończeniem w kształcie świecznika z czterema świecami. Emanował od niego spokój i opanowanie. Długie białe włosy opadły mu na twarz, gdy pochylił głowę w geście powitania. Fabian wstał z krzesła.

- Proszę… - wskazał dłonią na krzesło. – Proszę usiąść. – Polał czerwonego wina do kielichów. - Co Pana tu sprowadza Herr Eischendorff...?

Czarodziej spojrzał z zaciekawieniem na śledczego. Ten wziął do ręki kielich i spróbował wina, okazując swoje opanowanie. Popatrzył na kielich.
-Wyborne wino… Sprowadzane z Estalii? Z winnicy barona von Troppa? Sprowadzają mnie dwie rzeczy. Po pierwsze chciałbym dowiedzieć się czegoś o amulecie. – Opisał dokładnie amulet, o którym powiedziała mu Carla. – Jeśli Pan może, to zawczasu chciałbym usłyszeć ile on może kosztować.

- Nie o to pytałem Herr Eischendorff... Doskonale wiem kim Pan naprawdę jest i czym się pan zajmuje. Wydaje mi się, że w jakimś celu zadaje Pan pytania. Prawda? Odpowiedzi kosztują w dzisiejszych ciężkich dla czarodziejów czasach.

-Tak. Potrzebne mi są do rozwiązania zagadki morderstw. Są w mniejszym lub większym stopniu z nimi powiązane. Dlatego je zadaje.

- Morderstw? Hmm... Interesujące. Medalion, który Pan opisał to medalion kultu. Nieprzeciętnego z resztą. Ile jest Pan w stanie zapłacić?

- Piętnaście karli. Wszak biedny jestem. Mogę do tego dorzucić informacje o moim śledztwie, bo domyślam się, że kolegia są zainteresowane tym kultem.

- Herr Eischendorff... - Czarodziej zaczął się śmiać. - Wybaczy Pan mój śmiech, ale Ja nie o to pytałem. Ile jest Pan w stanie zapłacić, by doprowadzić tą sprawę do końca? Reputację? Spokojne życie? Majątek? Życie siostry? Własne życie? Właśnie do tego doprowadzi ta sprawa. To rzeczy o których prosty człowiek nie powinien wiedzieć. A już zapewne nie za piętnaście karli...

-Reputacja? Mówi się trudno, jest ważna ale nie najważniejsza. Spokojne życie? A mam takie? Majątek? Jest rzeczą nie ważną. Moje życie? Każdy kiedyś umrze. Życie mojej siostry... No cóż, ten który się na nią targnie, dowie się, że nie tylko magowie potrafią uprzykrzyć komuś życie.


- Niech mi Pan wierzy... Ten, który targnie się na jej życie, będzie zbyt przerażony wizją śmierci z rąk swojego Pana. Raczej nie będzie się bał nulnijskiego detektywa. Proszę się pozbyć talizmanu i to szybko. Nie jest nic wart. Ściągnie tylko Łowców Czarownic i innych fanatycznych popaprańców, którzy nie zwykli zadawać pytań. Proszę na siebie uważać... -Wziął łyk wina. - Oni są czujni.

-Wiem. Życie na szlaku nauczyło mnie jednego, ludzie mniej boją się "wiecznej śmierci" która może będzie niż tortur z rąk detektywa. Jak rozumiem nie udzieli mi pan odpowiedzi na moje pytanie?

- Oczywiście że udzielę...To wino z winnicy barona von Troppa. O to Pan pytał prawda? - Złapał w dłoń kawałek naderwanego pergaminu i pióro, zaczął pisać i przesunął karteczkę w kierunku Fabiana z napisem:


Reiks Platz o północy.

Ściany mają uszy.


- To informacja za piętnaście karli. Za rocznik wina i inne informacje zapłaci Pan znacznie więcej Herr Eischendorff... – Czarodziej odchrząknął i zakasłał. Podniósł kielich i napił się, by zwilżyć gardło.

- Nie tylko o to pytałem. Gdzie można je kupić? Uwielbiam dobre wino? – Fabian schował kartkę do sakwy i popatrzył porozumiewawczo na Hierofante. – Jest jak krew. – Dodał z lekką nutką groźby.

- Myślę, że gdy się dogadamy będzie Pana stać na własną winnice. Zaiste jest jak krew...można ją szybko przelać... Już czas na Pana. - Wstał i wypił z kielicha do końca. Von Eischendorff również wstał.

- Do zobaczenia Herr Voyel…

* * *

Erich Zahn

- Jak bardzo miłe spotkanie ? Czego mam się dowiedzieć? Gadaj że jaśniej! – Oburzył się Czerstwy, który był wyraźnie nie w sosie.

- No patrzcie go jaki to konkretny! Ano miłe to znaczy takie, które sprawia że człowiekowi robi się miło, że z niego wyszedł o własnych siłach. Rozumiesz?
– Tu Erich przerwał i czarująco się uśmiechnął.

- Ktoś znowu chciał skopać twój zacny i uroczy zadek? Co by zrobiły niewiasty w Nuln gdyby ktoś ci pysk przemalował... I oczywiście przychodzisz do mnie, jak ci się dupa pali. Dowiedzieć się nie trudno. Spotkajmy się gdzieś dziś na kolacji. Obgadamy sprawę. Tylko gdzie?
– Czerstwy zaczął przewracać papiery.

- Pozostawiam Tobie ten wybór wszak wiem jak bardzo duże do tego przykładasz znaczenie...
- To mówiąc, spojrzał na wyraźnie odstający od reszty ciała potężny brzuch mężczyzny.

- Hmm... Zacnie z twej strony, że pozwalasz mi wybrać. Oczywiście "Blask Południa" w Hofenmund. Tam podają przednie żarcie.
- Pogmerał chwilę w pismach porozkładanych przed sterczącym brzuchem. - Mam tam sprawę do załatwienia z Herr Oldenhallerem.

Erich skinął jedynie głową i skierował się do wyjścia. Czerstwy spojrzał nad stertę papierów za Zahnem, który już zamknął drzwi.

- Pieprzony uniwersytecki ciołek. Kompletny brak ogłady… - Po czym znów zanurkował myślami w zapiskach.

Avaron 18-01-2009 17:07

Erich Zahn
 
W niewielkim pokoju wynajmowanym przez bakałarza pełno było pary. Wszystko zasnuwała lekka i lepka zarazem wodna mgiełka. Siedzący pośrodku wielkiej, dębowej balii Erich oddawał się przyjemnościom kąpieli. Wyciągnięty w gorącej wodzie, przymykając zmęczone ślepia leżał przykryty warstwą gorącego ukojenia. Co raz otwierał oczy by dać znać stojącemu opodal paleniska, chudemu niczym wystrzępiony sznur chłopaczkowi, który służył u niego od kilku miesięcy, aby ten wymienił wodę na cieplejszą. Erich lubił gorące kąpiele. Po raz kolejny spojrzał na swojego, jak to sam mawiał totumfackiego, a ten nie czekając nawet na rozkaz ruszył ku balii z pełnym cebrzykiem co raz wylewając trochę wody na deski podłogi.

- Dobry z ciebie dzieciak Karl... - Rzekł Erich i poklepał chłopaka po chudych plecach.
- Sigmund panie... - Odpowiedział chłopaczek dolewając więcej gorącej wody do kąpieli swojego preceptora, w koło znów buchnęła para zasnuwając wszystko lekką mgiełką.
- A niech ci będzie skoro tak dobrze się spisujesz to możesz się zwać nawet Sigmundem mi tam za jedno... Może nawet nauczę cię czytać? - Mruknął już do siebie, lecz po chwili pokręcił tylko głową spoglądając na niechybnie szczere choć niezbyt lotne oblicze swojego podopiecznego, a po chwili powiedział. - A powiedz drogi Karl co tam na mieście słychać? A żebyś się przy tym nie nudził to możesz mi przy okazji odzienie przygotować na wieczór. Coś paradnego!
Chłopak bez ociągania wziął się do roboty gotując swojemu panu przyodziewek. W tym sezonie wśród nulnijskich utracjuszy królowały ciężkie futra w kislevickim stylu. Chłopak wydobył więc z wielkiej szafy, poobwieszanej ziołami mającymi przepędzić mole i inne robactwo, śnieżnobiałe niedźwiedzie okrycie i czapę ze srebrzystego lisa z filuternie majtającą się kitą. Do tego wziął się za prasowanie batystowej koszuli i śliwkowego kaftana, do których pasowały ciemne rajtuzy. A gdy zaczął polerować wysokie pod same uda buty z pięknymi srebrnymi klamrami począł opowiadać też najświeższe plotki z miasta.

- Ano ludzie mówią o jednym tylko... O tym całym przedstawieniu, co to niby samego cesarza o ból wątroby przyprawia. I o tym mordercy co aktorów zaczął mordować niby już kilku znikło a jedną to nawet zadźgali w łaźni! A do tego mają cła od węgla i saletry podnieść, już się rusznikarze burzą...

- Coś powiedział? - Erich wyrwał się z zamyślenia podnosząc się wyżej ponad poziom wody.
- Ano, że podatek mają zwiększyć od...
- Wcześniej! - Warknął bakałarz na dobre już z wody wychodząc i energicznie się wycierając.
- No ktoś się do aktorów ktoś dobiera. Herr Sparksmann, od którego mydła kupowałem mówił frau Lidkte co mieszka nad nami, że ci aktorzy mają dużo szczęścia bo by im i tak tak zaświecił...
- Milcz! - Ryknął Erich łapiąc za eleganckie rajtuzy - Podawaj ubrania i manuskrypt! Pójdziesz do teatru przekażesz list mojemu przyjacielowi panu Xavierowi! Pamiętasz pana Xaviera? Taaaaak to ten co napiwszy się deklamował nago wiersze pośrodku ulicy. Dasz mu to i przekażesz gdzie wieczerzam. Nikomu innemu nawet słowa o tym! No już podawaj surdut i biegiem dalej się sam ubiorę!

Gdy kroki chłopaka ucichły na schodach Erich przypasał pod futrem ciężki rapier, a po chwili sięgnął również po rzecz, której od dawna już nie używał - elegancki pojedynkowy pistolet o pięknie żłobionej rękojeści z kości zwierza z dalekiej Arabii. Odciągnął kurek i na pusto nacisnął spust sprawdzając mechanizm. Szczęknęło. Spojrzał ku szaremu zmierzchowi pośród ośnieżonych ulic, zmarszczył brwi i szybko zaczął nabijać broń. Do spotkania pozostało niewiele czasu, a Erich zaczął mieć bardzo złe przeczucia.

Maciass0 22-01-2009 14:15

Clem von Darnock
 
Clem von Darnock

"Dlaczego wszystko co złe spotyka tylko mnie, oczywiście w tym dniu!" - krzyczał w myślach Clem. Właśnie sytuacja zmieniła się diametralnie, leżał w śniegu, tak samo jak woźnica i wóz. Przeklęty lód i płaskie podeszwy buta spowodowały ten niefortunny poślizg. Zero tarcie przyspieszyło masę, która nie wychamowała i nie złapała równowagi. Oznaczało to zatrzymanie na powozie. Uderzenie z dużą siłą natomiast przewróciło wóz na drugą stronę.

- Szlag by to trafił. Dlaczego dziś? - powiedział do nieba Clem. Wstał i spojrzał na sytuację, szybka ocena spowodowała jego następne działanie. Podszedł do woźnicy i powiedział:

- Zróbmy to szybko i przy okazji przepraszam. W środku jest arystokracja?
Woźnica kiwnął głową. Zaczęli od uspokojenia koni i próby podniesienia wozu, to było nie możliwe, nie mieli zbyt dużej siły. Clem zaproponował:
- Musimy ich stamtąd wyciągnąć, byle szybko. Wchodź pan na górę i otwórz drzwiczki i pomóż się wydostać wielmożnym.

Woźnica wykonał polecenie szlachcica. Nie miał by po co się złościć, w końcu idą święta wigilii, a wtedy każdy nawet najgorszy wróg jest przyjazny. To taki miły okres w ciężkim życiu Clema. Nawet sam zdobył się na miłe słowa.
- Dziękuje drogi kniaziu. Idź po pomoc, aby ci pomogli przywrócić wóz na koła.

Odwrócił się w stronę pasażerów powozu. Byli cali poobijani, rzekł:
- Przepraszam za kłopot, wybaczcie w imię pokoju.

Szarlej 22-01-2009 18:41

Fabian von Eichendorff
 
Fabian wyszedł z kolegiów w mieszanym nastroju. Zdobył sporo informacji, za zabójstwami stoi kult chaosu, który ma swoich szpiegów w gildii magów. Niepokoiło go jednak co innego, słowa maga. On wiedział o nim zdecydowanie za dużo i miał na niego haka. W tym momencie detektyw z gracza stał się pionkiem a to mu bardzo nie odpowiadało.
"Co robić? Trzeba zabezpieczyć Katarine, to przede wszystkim. Wysyłając ja w drogę ale tym samym wydam ją w ich łapy. Czyli trzeba załatwić jej ochronę tutaj, ja i Lapus jesteśmy za słabi. Potrzebny jest kontyngent wojska, a ja wiem skąd go załatwić."
Detektyw wiedział co robić, najpierw skierował się do uczelni, szybko minął imponujące budynki szkoły i dotarł na dziedziniec. Zdążył w sam raz, żakowie właśnie wychodzili z zajęć. Stanął na dziedzińcu przy niedużej fontannie przedstawiającej Mannana z trójzębu którego leciała woda. Eichendorff stanął do fonntany tyłem, żacy a szczególnie żaczki przyglądały mu się z ciekawością. Młody, wysoki, barczysty nawet przystojny, nosi się jak żołnierz - zwracał uwagę. W tłumie starał się wyłapać Katharine, nie mógł jej nigdzie dostrzec. Lekko przestraszony złapał jakiegoś żaka za ramię. Żak sięgał mu do ramienia i był dużo drobniejszy. Typowy mul książkowy, spojrzał przestraszony na detektywa.
-Widziałeś dziś Katarine von Neumann
- Nie, nie było jej na zajęciach.

Szlachcic lekko pobladł.
-Wczoraj była?
- Tak

„Nie dobrze, bardzo nie dobrze.”
- Czego Pan od niej chce?!
Mimo, że pytanie młodzika było na miejscu Fabian się zirytował. Zmniejszył dzielący ich dystans a jego twarz przybrał groźny grymas, głos zniżył do szeptu.
-Nie interesuj się chłopcze.
Eichendorff odwrócił się i już miał odejść gdy zatrzymał go głos chłopaka.
- Eee... Panie....
-Słucham?
- Dziś rano widziałem ją jak rozmawiała z jakimś facetem. Wyglądał na bogatego.

Mężczyzna wyraźnie się ożywił.
-Jak ubrany? Młody? Stary? to bardzo ważne.
- Nie widziałem, Ciemno jeszcze było. Poszła z nim w kierunku Aldig.
-Wysoki? Barczysty? Jak ja?
- Duży chudy typ. Miał śmieszny kapelusz. Taki jak noszą w Marienburgu, Rzuca się w oczy.

Fabian wyciągnął trzy szylingi, pierwszy rzucił chłopakowi.
-Jak się poruszał? Pewnie? Jak wojskowy czy jak paniczek? Wyglądało jakby się znali?
-Tak, wyglądało jakby się znali. To był szlachcic Panie. Na pewno.
-Miał coś przyczepionego do kapelusza? Szlachcic, sam? Nie było kogoś z nim?
-Nie. Był sam. Miał pistolet i rapier. Przy kapeluszu miał klamrę jedynie.

Fabian rzucił drugiego szylinga.
-Wieku mówisz nie jesteś w stanie określić. Widziałeś wcześniej ją z nim lub innymi szlachcicami?
-Nie Panie. To pilna uczennica. Widać miała powody skoro opuściła zajęcia tak ważne.
-Racja ostatnie zaliczenia przed wolnym. Opuszczenie ich jest niepodobne do Kat. Nie wiesz komu mogła powiedzieć o tej wizycie? Jakaś przyjaciółka?
-Oj nie... Kati ostatnio nie gadała z nikim i była jakaś dziwna.
-Możesz sprecyzować? Martwiła się czymś?
-Raczej dużo myślała i raczej nie o nauce...Wydaje mi się że wpakowała się w jakieś kłopoty

-Ktoś próbował ją zagadać? Komuś mogła się zwierzyć?
- Nie mam pojęcia. Nie znam jej na tyle.
-Od kiedy była "dziwna"?
- Od dwóch dni.

Po chwili namysłu żak dodał
-Może trzech
„Dziwne, pięć dni temu była normalna.”
-Dzięki chłopcze, niech Sigmar ma Ciebie w opiece.
-Dziękuje Panie.

Fabian od razu udał się do małego mieszkania jakie niedaleko stąd wynajmowała Kat. Od zwykłe jednopokojowe mieszkanie w kamienicy, nie duże ale studentce wystarczy. W lewą rękę chwycił pistolet i ukrył go pod robe. Zapukał. Cisza. Znowu zastukał i znowu odpowiedziała mu cisza. Poczekał jeszcze chwilę i nacisnął na klamkę. Zamknięte. Mimo, że nie było w tym nic dziwnego Fabian martwił się i to jak cholera. Niechętnie schował pistolet i udał się na poszukiwanie Rączki, stary wyga musiał wiedzieć co się święci.

DrHyde 05-02-2009 23:57

Felix Fiedler

Apteka Andreasa i Anny Meyer stała się tego roku drugim domem Felixa. Ze względu na oszczędności pozostał w Nuln i jedynie wysłał pieniądze dla rodziny do Marienburga. Droga w rodzinne strony daleka i kosztowna. Zarobek niestety tego lata nie należał do wspaniałych. Dobrze, że Andreas wykazał dobrą wolę i nie żąda opłaty za wynajem izby. Co zwykł robić w przypadku innych klientów. Koniec roku zapowiadał się dla Fiedlera leniwie. Od dwóch dni tylko pomagał w pracach w aptece. Wynosił śmieci, realizował zamówienia do domów, zamiatał i słuchał plotek z miasta, które Anna przekazywała mu na bieżąco od klientów. Tego pięknego i słonecznego konistag – dwudziestego czwartego dnia miesiąca Vorhexen – Felix wstał wyjątkowo późno, bo dopiero w południe. Słońce i zgiełk miejski szybko wybiły go całkowicie ze snu. Wstał i wyszczał się z ulga do nocnika pod oknem. Czasami żałował, że nie jest to jakaś piętrowa kamienica i że nie może wylać tego na łeb mieszczucha. Izba jaką dostał młody zielarz nie była duża. Wręcz malutka przybudówka do apteki, na tyłach której Andreas wybudował małą stajnię. Przez to zapach gnoju często towarzyszył w środku izby. Wystrój składał się na małe łoże i szafeczkę, nad która zawieszono półkę. Pod oknem Felix usadowił stara skrzynię na ubrania i stolik z rozłożonym sprzętem zawodowym. To chyba najdroższa rzecz jaka zakupił w życiu. Ściągnął miecz i łuk z kołczanem ze skrzypiących drzwi wyjściowych. Rzucił na łóżko i ściągnął ubrania z wieszaka obok. W tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi.

- Felix! Leniu! – Andreas krzyknął łomocząc do drzwi izby. – Wstawaj i do roboty! Anna czeka na Ciebie ze śniadaniem!

Alexandra Abendroth

Zlecenia jakie otrzymała w Altdorfie, było najgorszą rzeczą jaka ją spotkała. Od dawna nie szukała tak długo jednej osoby. W zasadzie gdyby się ukrywał… Wtedy mogła by zrozumieć, ale facet nawet niczego nie podejrzewał. Fakt był taki, że trop urwał się w Nuln. Tutaj też musi szybko znaleźć opcję zarobku.

- Felix! Leniu! – Andreas krzyknął łomocząc do drzwi izby. – Wstawaj i do roboty! Anna czeka na Ciebie ze śniadaniem!

Andreas wyrwał ją z zadumy. Nigdy nie mogła pojąć tego, jak można spać do tej godziny. W zasadzie to w końcu ten robotnik powinien odśnieżyć wejście do apteki. Zdecydowanie Meyer za dużo mu pozwalał. Za założonymi rękoma przyglądała się jak dym z kuźni i warsztatów w południowej części miasta unosi się nad czerwonymi dachami. Ciekawe gdzie się ukrywasz…? Zamyśliła się ponownie.

- Ekhem… Przepraszam najmocniej. Czy mam przyjemność z Alexandrą Abendroth?
– Mężczyzna ze zgniło zielonym beretem na głowie skłonił się lekko. Pierwszą rzeczą jaka zauważyła Abendroth, był miecz przy pasie nieznajomego. Jego brązowy strój z wieloma dziurami i gruba warstwą brudu świadczył o tym, że facet pochodził z części miasta, którą Alexandra obserwowała. Poprawił kołnierzyk w kolorze purpury, wyraźnie odróżniający się od białego płótna koszuli i zarzucił na siebie zgniłozielony płaszcz z wełny. – Mam zlecenie, które może okazać się interesujące i dobrze płatne zarazem… - Kontynuował jakby już znał odpowiedź.


Eik Vangalar i Clem von Darnock

Prędkość słów Clema przytłoczyła Eika. Zwadźca rozejrzał się w poszukiwaniu tępego woźnicy, którego mógłby teraz sprać po mordzie za incydent. Szybki pogląd sytuacji uświadomił go, że ma większy kłopot, czego uprzejmy jegomość stojący przy powozie, jeszcze nie zauważył najwyraźniej. Carla była poważnie ranna. W zasadzie zaczął się zastanawiać czy żyje? Od prawej piersi po całe biodro ciekła obficie krew. Musiała się na coś nadziać w środku. Spojrzał w dół i dostrzegł jedynie krew. W zasadzie nie było czasu na oględziny. Dobrze, że byli pod budynkiem świątynnym Shallyi. Vangalar zaczął wyciągać ją z powozu. Clem domyślił się, że w tej sytuacji nie wypada nie pomóc i podbiegł szybko by przytrzymać ciało rannej kobiety.

Fabian von Eischendorff

Detektyw zaniepokojony sytuacją ruszył w kierunku Starówki. Nie zwracał uwagi na ludzi i próbował zebrać myśli. W co mogła się wpakować Katharine? I co to za szlachcic? Miał dziwne przeczucie, że ich znajomość nie kwalifikowała się do kategorii randki. Minął mury staromiejskie i zdecydowanym krokiem skręcił w prawo w kierunku starszej części budownictwa. Zrobiło się mniej tłoczno. Wąskie uliczki przy murach nie sprzyjały spokojnym spacerom. W te miejsca jednak często zapuszczała się straż miejska w oczekiwaniu na jeden błąd człowieka. Błąd, który często prowadził do kryjówki fałszerzy, paserów i innych brudnych interesów miasta. Fabian rozejrzał się uważnie i wszedł w ślepy zaułek. Doszedł do końca i jeszcze raz obrócił się upewniając, że nikt nie patrzył. Szybko schował się za skrzyniami, które zasłaniały wejście do kamienicy. Zapukał trzy razy, wysunął cegłę obok drzwi i wrzucił w dziurę pensa. Wsunął cegłę z powrotem. Drzwi otworzyły się.

- Ekh…ehekhem… - Ciężki kaszel staruszka rozbrzmiał w pomieszczeniu, do którego prowadziły cztery schodki w dół. – Cholerny tytoń. Witaj Eischendorff. Co cie do mnie sprowadza? Może pożyczka? – Lichwiarz Rolf „Rączka” uśmiechnął się schodząc z ostatniego stopnia. Jak zwykle nienaganne ubranie według najnowszej mody Nulnijskiej i binokl w oku ozdabiały jego osobę. Krótko przycięte siwe włosy zaczesane do tyłu i pomarszczona wiekiem twarz zawsze zastanawiały Fabiana. Jak facet w tym wieku może być tak przebiegły i sprytny? Kłęby dymu zasłaniały większą cześć pomieszczenia. Fabian zaczął się dusić.

Erich Zahn

Nabijał szybko broń w zamyśleniu. Złe przeczucia. Zdecydowanie wiedział, że stanie się coś złego. Nagle usłyszał jakiś łomot zza drzwi wejściowych. Trzask i znowu … krzyk?

- Ja mu dam! Opojowi! Kurwiarzowi! Bretońska gnida! Wszarz!

Drzwi otworzyły się z hukiem niemalże wylatując z futryną. Do pomieszczenia weszła kobieta, którą Erich średnio kojarzył, ale wiedział, że spotkanie nie będzie należało do tych miłych i przyjemnych. Mimo wszystko jej osoba i charakterek zrodziły w nim intrygujące uczucie pożądania.


- Ty chamie! – Otwarta dłoń ślicznotki padła wprost na policzek Ericha. – Całuj mnie! – Nagła zmiana humoru napastniczki wprawiła go w osłupienie. Kobieta nie czekała długo i zaczęła całować go namiętnie. Tak, że pistolet wypadł mu z dłoni.

Eliasz 06-02-2009 01:02

Felix był młodym, najwyżej dwudziestoletnim człowiekiem, któremu dobrze patrzyło z oczu. Nie wyglądał na kogoś kto mógł wychować się w ponurych zaułkach Nulln – człowieka o jego pochodzeniu i z jego ciężarem jaki nosił, dawno już Nulln przypiętnowało by maską obojętności lub bólu. Felix przeciwnie, dopiero zaczynał czuć że żyje, nawet pomimo odoru dochodzącego ze stajni. Nawet się z niego cieszył. Ten odór pozwalał mu bez przeszkód konstruować różne medykamenty, nie obawiając się, że ich zapach ściągnie niepożądane osoby. Dobrze wiedział jak potraktowałaby go Gildia Aptekarzy, nie mówiąc już o Alchemikach, czy Nullijskim Uniwersytcie – w którym lekarze, tak jak prawnicy czy teolodzy stanowili trzon uczonych. Gdyby przyłapano go na produkcji bez oficjalnego zlecenia i pozwolenia to nie dość , że nie miałby przyszłości w tym mieście, to jeszcze reperkusje w zawodzie mogłyby go spotkać także i w innych miastach, wszędzie tam gdzie sięgały oślizgłe macki Gildii Aptekarzy.

Zaczął lubić to miasto,co większości normalnych ludzi nigdyby nie przyszło to do głowy, jednak wytchnienie jakie dawało oderwanie się od domu było nie do opisania. W Middenhaim zostawił sześcioro rodzeństwa – którym zazwyczaj musiał się opiekować, próbując jednocześnie zarobić szylinga czy uciułać jakiś grosz.

Tu miał namiastkę wolności, niezależności no i mógł się wreszcie wyspać…

- Felix! Leniu! – Andreas krzyknął łomocząc do drzwi izby. – Wstawaj i do roboty! Anna czeka na Ciebie ze śniadaniem!

- Idę , idę.

Odkrzyknął krótko jednocześnie się ubierając. Strój miał prosty, skórzany, nieskomplikowany. Na ubranie wydał swoje pierwsze pieniądze jakie odłożył w Nulln, Oczywiście poza tymi które przesłał rodzinie. Zbyt długo chodził w miejskich brudnych łachmanach , strój profesyjny nie był zaś wyjściowy i nadawał się wyłącznie do brudnej pracy. Zza drzwi dolatywał do niego zapach smażonej jajecznicy, właściwie to chyba była już dawno usmażona.


Normalnie nie zwrócił by uwagi na postać człowieka z zielonym beretem, zapewne jakiś klient i na pewno nie do niego. Ostatnie słowa przybysza dotarły jakkolwiek do uszu zielarza … "-może okazać się interesujące i dobrze płatne zarazem… "

„No proszę dwa w jednym, nie dość że dobrze płatne to jeszcze interesujące. Dobrze … jak dobrze?” Treść rozmowy interesowała go bardziej niż śniadanie, choć pusty żołądek wyjątkowo dawał się we znaki. Felix przyśpieszył kroku, rzucił szybkie – dzień dobry – na przywitanie Annie i zaczął pałaszować śniadanie idąc w kierunku drzwi. Nigdy nie marnował okazji do napełnienia sobie brzucha, choć jego smukła – żeby nie powiedzieć chuda sylwetka wcale na to nie wskazywała.

Po chwili zwyczajnie wyszedł na ulice Nulln z talerzem w dłoni i drewnianej łyżce w drugiej. Zrobił niemal teatralny wdech jak gdyby zaciągając się „świerzym” powietrzem miasta i zaczął pałaszować. Felix starał się połączyć dwa w jednym – przez co uszy pracowały nie mniej od szczęk. W sumie na zewnątrz nie było za przyjemnie, ale czego się nie robi dla pieniędzy? Zimno po chwili zaczęło przeszkadzać w jedzeniu…ale nie w bezczelnym podsłuchiwaniu, a Felix był gotowy na poświęcenia jeśli tylko w grę wchodziły poważne sumy…a nawet te nie poważne , ale pozwalające przetrwać kolejny dzień. Oczywiście w każdej chwili był gotów przenieść się z jedzeniem do wnętrza, gdyby tylko i rozmowa się tam przeniosła.

Gob1in 07-02-2009 23:06

Alexandra stała parę kroków od drzwi do apteki wdychając mroźne i rześkie zimowe powietrze. Dzień był słoneczny, więc padające promienie tworzyły refleksy na zalegającym śniegu. Jednak Nuln, tak jak zapamiętała ze swojego krótkiego dzieciństwa, nawet zimą ukazywało swój przemysłowy charakter.

- Tutaj nawet śnieg jest jakiś szary... - mruknęła.

To była prawda. Ulice upstrzone były czarnymi plamami błota, a tam, gdzie warstwa śniegu była grubsza, często na wierzchu widać było drobinki sadzy, czy innego brudu. Albo żółte wzorki w miejscach odwiedzanych przez rzesze bezpańskich kundli lub wyliniałych kotów.

Wstała wcześnie rano, ledwie słońce zaczęło rozjaśniać nieboskłon. Zjadła z Andreasem i Anną śniadanie, dość skromne, jak na warunki wielkiego miasta, jednak dla łowczyni, przyzwyczajonej do nocowania w wielu mniej komfortowych miejscach, niż łóżko w domu jej przybranego ojca i braci, jawiło się prawie jak uczta. Zjawiła się w Nuln trzy dni wcześniej, jednak wciąż wydawało się jej, że mogłaby jeść i jeść, nadrabiając niewygody gościńca.

Zauważyła to również Anna pytając dzisiaj, czy nie boi się utyć zanadto. Kąśliwą uwagę na temat jej wiejskich korzeni Alexandra zatrzymała jednak dla siebie, przede wszystkim dlatego, by nie robić przykrości Andreasowi, a po drugie - sama pochodziła z najbiedniejszej dzielnicy Nuln, zwanej zwykle Smrodliwą, nie znając nawet swoich rodziców.

"Ale i tak to głupia, wiejska gęś" - podsumowała Annę w myślach, nie reagując na przytyk, czym widocznie tak zbiła z tropu żonę Andreasa, że ta dała jej spokój do końca posiłku.

Sam Andreas, zwykle rozgadany niczym przekupa na targu, siedział cicho, najwidoczniej rozmyślając nad czymś. Alex wiedziała, że interes nie szedł ostatnio za dobrze, więc jej przybrany brat miał pewnie sporo kłopotów, by utrzymać rodzinę. Do tego brak wieści od Dietricha i Nicolasa.
Starszy brat Andreasa zaciągnął się w szeregi małego oddziału i ruszył gdzieś w lasy Talabeclandu tępić rozzuchwalone bardziej niż zwykle bandy zwierzoludzi.
Natomiast Nicolas, jak to miał w zwyczaju, po prostu zniknął któregoś dnia ze zdawkowym "wrócę za parę tygodni" i od tego czasu nie dał znaku życia. Pewnie gdzieś, ze swoją żelazną cierpliwością, metodycznie tropi jakiegoś sługę Mrocznych Bogów. Szkoda, bo Alexandra liczyła na spotkanie ze swoim przybranym ojcem i mentorem zarazem. A tak, czuła się jedynie zbędnym ciężarem dla Andreasa, który, jako najspokojniejszy z całej rodziny, zajmował się utrzymywaniem rodzinnego domu. I przyjmował z otwartymi ramionami każdego z powracających z wyczerpujących i niebezpiecznych podróży członków rodziny.

Kolejne wołanie Andreasa wyrwało Alex z chwilowej zadumy. Stała po kostki w spadłym w nocy śniegu, który powinien być zamieciony przez tymczasowego pomocnika Andreasa. Felixa, czy jak mu tam.
"Darmozjad, jakich wielu w Nuln. Do roboty się nie garnie, ale do jedzenia pierwszy" - pomyślała, mrużąc oczy przed odbijającymi się od śniegu promieniami słońca.

Rażące światło zostało przysłonięte przez niechlujnie, acz zapewne kiedyś ekstrawagancko ubraną postać.
Jego słowa o zleceniu spowodowały u Alex jedynie podniesienie w górę brwi, co, zupełnie słusznie zresztą, zostało przez tę dziwną, szczurowatą postać odczytane jako zachęta, by mówił dalej. To, skąd wiedział o tym, że panna Abendroth wróciła do Nuln, będzie musiało chwilę poczekać na wyjaśnienie. Bo o tym, że się wyjaśni, Alex była przekonana.

W trakcie przemowy nieznajomego usłyszała jęk protestujących drzwi prowadzących do sieni i skrzypienie nieodgarniętego śniegu pod czyimiś krokami.
"Felix..." - odgadła bezbłędnie. Znała dobrze ciężki krok lekko kulejącego Andreasa, a z drugiej strony kroki nie były drobne, co mogłoby wskazywać na Annę.
"Ciekawski osobnik..." - nazwała w myślach robotnika Andreasa. Nie zdecydowała się jednak przerwać rozmowy, by nie spłoszyć "szczurowatego". I miała nadzieję, że beztroskie zachowanie Felixa właśnie tym się nie skończy.

woltron 08-02-2009 14:17

- Kurwa – przeklął głośno Eik, pocierając przy tym lewą ręką obolałe czoło. Rozejrzał się w poszukiwaniu tępego woźnicy, którego zamierzał przykładnie obić po mordzie za to co się stało, jednak zamiast niego dostrzegł jakiegoś młodego gogusia, ubranego w różnokolorowe szmaty.
- Carla wstajesz? – zapytał się Eik. Nie słysząc odpowiedzi odwrócił się w stronę kobiety, to co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Di Olesi leżała w kałuży własnej krwi. - O żeż kurwa. - Stwierdził głośno Eik, po czym zszedł niżej do rannej. W swoim życiu zwadźca widział wiele ran, ale mało tak paskudnych jak ta ; rana szła od prawej piersi przez całe biodro, a z brzucha Carli wystawała gruba, potrzaskana deska. - O żeż kurwa – powtórzył tępo sam do siebie Eik.
- Przepraszam za kłopot, wybaczcie w imię pokoju. - Usłyszał Eik z góry. Widocznie szlachcic jeszcze nie zauważył co się stało.
- Zamiast przepraszać lepiej pomóż mi ją wyciągnąć i módl się by przeżyła – odpowiedział Vangalar.

Nie czekając na odpowiedź, podniósł nieprzytomną Carlę do góry. Mimo iż dziewczyna nie ważyła za dużo, to nogi Eika ugięły się pod jej ciężarem. Mężczyzna, ciężko oddychając z wysiłku, podniósł wyżej, gdzie za ręce ranną podciągnął nieznajomy i ułożył obok siebie, niepewny co robić dalej. Stary zwadźca wygramolił się szybko z wozu. Widząc niezdecydowanie mężczyzny przeklął w duchu i zeskoczył z wozu.

- Podaj mi ją delikatnie, a potem pobiegnij do świątyni Shallyi i powiedz, że mamy ciężko ranną kobietę.- Nie była to prośba, a raczej rozkaz. Mężczyzna wykonał pierwszą część polecenia i podał Eikowi ranną kobietę. Nie rozglądając się Eik,cały umazany krwią Carli i dysząc ze zmęczenia, zaczął iść w kierunku świątyni. Coraz większy tłum Nulijczyków przyglądał się z zaciekawieniem całej sytuacji, głośno ją komentując ; pierwsi krzykacze rozbiegali się po ulicach miasta by opowiedzieć za miedziaka lub dwa o nieszczęśliwym wypadku przy świątyni Shallyi. Kwestią czasu było, aż na miejscu pojawi się straż miejska Wolnego Miasta Nuln, ale Eik nie zaprzątał sobie tym głowy - w tej chwili liczyło się jedynie to by dojść do świątyni i uratować Carlę.

Maciass0 10-02-2009 14:33

Clem von Darnock
Stało się to, czego bał się najbardziej młodzieniec, nowo naznaczony szlachcic stał właśnie przed obliczem martwej kobiety z wozu. Dobrze się stało, jak mniemał, iż cała wina spadnie na woźnicę, który zerwał konie przed Clemem. Teraz widział lico kobiety, miała dziwnie krzywy grymas. Clem wyobraził sobie Oblicze Zła, jakie zobaczył przed chwilą. Ona przecież nie żyła!
Nie mógł zbytnio patrzeć na taką krzywdę, zakrył na chwilę twarz ręką, ale wtedy przypomniał sobie własną osobę.

„Przecież ja też zabiłem, zamordowałem ją. Była taka piękna i udusiłem ją poduszką. Dlaczego musiałem to zrobić? Dobrze wiesz Clem! Przecież najważniejszy jesteś ty. Nie po to dostałeś od bogów majątek i piękne ciało młodzieńca, aby tak szybko kończyć z życiem. To było nie warte tego wszystkiego. Jestem przecież wolny, wolny jak ptak. A jak przyjdzie czas to ich też pozabijam. Jestem jak dawniej. Nikim...”


Odjął rękę z twarzy i zobaczył twarz szlachcica. Poszukiwał pomocy z ciałem kobiety. Widać było w jego oczach i czynach determinację, ale i zagubienie. To miał być taki piękny dzień dla niego. Pewnie jechał z damą w ustronne miejsce za miastem. Być może na dwór arystokracji, a tutaj bach! Uderzenie koni o mur i przerwanie tętnicy szyjnej metalem...
- Proszę pana, przykro mi, że to tak się skończyło. Mam nadzieję, że jest silna w duchu i w ciele.

„Oby żyła, bo ten jegomość może wyładować swoje emocje na moich plecach tudzież twarzy. Stanąć kolejny raz przed Obliczem Zła to wydanie wyroku na moją osobę”.


Dobrze, że Clem von Darnock był ubrany w podróżnicze ubranie, długi płaszcz i skrywanie twarzy pozwoliło na ukrycie również własnego Ja. Clem mógł być teraz zwany wędrownikiem, nie musiał okazywać swojego imienia innym. Po prostu był kimś innym. To dobry krok, przecież jest porwanym szlachcicem. Oby nikt nie pamiętał podobieństwa twarzy Darnocka.

„A jak tylko skończę z tymi ciałami kobiet, zajmę się starymi druhami z przytułku. Niech no ja tylko ich dorwę we własne ręce. Zmiażdżę ich jak zmiażdżyłem orzechy estalijskie na ciasto wigilijne. Zemsta będzie słodka”.

Wbiegł z polecenia szlachcica do świątyni Sh. Na szczęście wrota były otwarte. Nie miał czasu na patrzenie na piękne wykończenia tego sakralnego miejsca. Interesowało go tylko uratowanie damy.
Widząc troskę w oczach drugiego szlachcica, zrozumiał, że to może jest jego wybranka serca. Ale będzie krucho jak umrze...

- Jest tu, kto? Potrzebujemy pomocy! – krzyknął Clem i począł szukać kogoś odpowiedniego.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:36.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172