lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   "Ścieżki Potępionych" Akt 1 Popioły Middenheim (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/6956-sciezki-potepionych-akt-1-popioly-middenheim.html)

Matyjasz 09-03-2009 16:10

Niekompetencja i głupota. Dziw człowieka bierze, że imperium nie upadło bronione przez takich głupców. Nie dowiem się gdzie znajduje się siedziba magów poza tym, że gdzieś w Freiburgu.
Z pełnym zrezygnowania wzrokiem patrzył na rozmowę elfa i strażników.
Jestem Sigmarem jeżeli nas wypuszczą bez swej durnej procedury.
Wraz z światłem i rozszerzającymi się z zdumienia oczami stwierdził w myślach, że chyba jednak będzie musiał zostać kolejnym wcieleniem opiekuna Imperium. Na ten jawny znak opaczności bogów postanowił bez zbędnych pytań udać się z elfem i zanieść jego jakże cenną relikwię do świątyni. Choć dla niego tą relikwią równie dobrze mogłoby być powietrze którym oddychał pierwszy Teogonista. Na logikę potężna relikwia powinna oddziaływać na wiatry magii w sposób który łatwo odczuć, nie szukając tego. Za to coś w zawiniątku na razie nie zdradzało ciekawych właściwości.
Prawdopodobnie kolejny bezwartościowy obrazek przedstawiający żywot któregoś z świętych. Czemu ludzie przywiązują tak dużą wagę do tak mało istotnych spraw?
Rozważając ten problem szedł przez zatłoczone miasto które napawało go odrazą. Kolejny problem do rozważenia, czemu na wszystkich bogów w miastach nie buduje się publicznych łaźni? Zarazy są rozpoczynane przez jakiś kultystów ale taki wszechobecny bród i tłok tylko im pomaga! Na szczęście zabójca troli rozwiązywał problem możliwości kontaktu z żywą masą.
Świątynia naczelnego bóstwa imperium wyglądała niezwykle okazale wraz z widoczną świątynią Ulryka zmuszały do smutnych wniosków.
Marnotrawstwo budulca, jeżeli bogom zależy na nas to bardziej od okazałego miejsca kultu ucieszyłoby ich coś co pomogłoby ich wyznawcą. Łaźnie bądź lepsze mury.
-To może chwilę potrwać, znając upartość niektórych strażników. Gnordi masz jeszcze ten trunek? Obawiam się, że jest to jedyne w miarę czyste pożywine w dużej odległości. Oddale się nie daleko, gdy zyskacie możliwość miejsca zawołajcie mnie.
To powiedziawszy odszedł by spróbować zająć się swoimi osobistymi sprawami. W Altdorfie wiedzieli, że wyruszył z Altmarktu do tego miejsca. Trzeba dać znać, że się żyje i nie zostało wyznawcą chaosu. Obejrzał plac pod kątem poszukiwania ludzi którzy nie wydawali się mieć wiele do roboty i byli miejscowymi.
-Hej ty. Chcesz zarobić, nie robiąc niemal nic? Ponoć każdy z tego miasta wie gdzie rezydują magowie. Pójdziesz tam i przekażesz im, że Martnin von Altmarkt uczeń mistrza Henricha z kolegium niebios zgłasza się do miejscowego rezydenta. Powiedz, że przyjdę osobiście najbliższym możlwiym terminie. Jestem pewien, że moi drodzy towarzysze wynagrodzą cie za tą przysługę. Niech bogowie Imperium patrzą na ciebie łaskawym okiem. A teraz ruszaj.
Następnie wraca do grupy, jeżli jeszcze nie zostali wpuszczeni pyta się o postępy, oraz krasnoluda o flaszkę.

Kerm 09-03-2009 16:49

Informacje udzielone przez Mablunga niewiele dały. Najwyraźniej elf nie miał pojęcia, co im zagrażało. A raczej - kto.

- Można by sądzić, że nikt nie przeszkodzi nam w dotarciu do świątyni. Raczej trzeba by się spodziewać, że w samej świątyni kryją się ci, co żywią jakieś niecne zamiary - powiedział Gotfryd.

Zgarnął do plecaka elementy ekwipunku, którymi się zajmował, a potem ruszył za elfem do wyjścia.



Gdyby nie znajomości Mablunga pewnie nieprędko wydostaliby się z tego magazynu. Na szczęście elf miał dar przekonywania...
Na zewnątrz niewiele się zmieniło w ciągu ostatnich godzin. Łatwo było się domyślić, jaki los spotkałby ich grupkę, gdyby przywlekli się tu w charakterze żebraków...

Niejeden z siedzących czy przechodzących ulicą przyglądał im się pełnym zawiści wzrokiem. Byli za dobrze ubrani i za mało wygłodzeni. Byli równocześnie za dobrze uzbrojeni i nikt, ani żebracy, ani kieszonkowcy nie ośmielili się ich zaczepiać. A ci, którzy jakimś cudem stanęli im na drodze, odsuwali się, gdy tylko padło na nich mało życzliwe spojrzenie Gnordiego, niekiedy poparte odpowiednim słowem.

Im bliżej centrum miasta, tym sytuacja wyglądał lepiej. Domy były mniej zniszczone, żebraków ubywało, tylko ludzi interesujących się cudzymi pieniędzmi było coraz więcej. I nie dotyczyło to tylko kupców. Chwilami odnosiło się wrażenie, że liczba kieszonkowców przewyższa liczbę strażników.

Chociaż liczne kramy kusiły swą zawartością, Gotfryd nie robił żadnych zakupów. Przy jego stanie finansów... Poza tym przepychanie się między ludźmi okupującymi stragany z żywnością łatwo by się mogło skończyć zbyt szybką stratą zawartości sakiewki.
Samej sakiewki zresztą również.


Przed świątynią kłębiły się tłumy wiernych. I strażnicy, którzy dość niechętnie wpuszczali wiernych do środka. A to był pewien problem...

- Trzeba będzie użyć odpowiednich argumentów - powiedział Gotfryd cicho, w zasadzie do siebie.

Nie był pewien, czy prośba przedstawiona przez kogoś, kto nie jest nawet kapłanem stanowiła odpowiedni argument... Ale wysłanie krasnoluda, by, jak to się mówi, przetarł szlaki, również nie było najlepszym pomysłem...
Pozostawało na razie czekać na efekt słów Ezekiela. I zastanawiać się nad innymi metodami perswazji.

Ghosd 09-03-2009 20:21

Gdy drzwi się otworzyły Gnordi przymrużył lekko oczy. Gdy odzyskał w pełni wzrok przyjrzał się temu, co działo się na zewnątrz. Nie był zachwycony widokiem chmary żebraków, jednak mieli misję do wykonania i drużyna musiała przebrnąć przez to towarzystwo.

Zdziwił się, że po kilku krokach został sam z przodu, ale nie przejmował się tym. Co jakiś czas jedynie spoglądał znudzony na tłum. Śmieszyło go to, że ludzie przed nim czasem jakby uciekali patrząc się w jego stronę.
"Ktoś za nami idzie, czy o co chodzi, na brodę Grungniego?"

Oglądał się za siebie, jednak nic strasznego nie zauważył. Podrapał się po czole i pomyślał:
"Hmm... muszą bać się tego elfa. Na pewno. Jest jedynym dziwadłem w okolicy, a żebracy pewnie nie przywykli do widoku leśnych ludków w środku miasta."

Od pewnego czasu miał wrażenie, że robi za jakiś taran, ale zanim zdążył zwrócić na to większą uwagę okolica się zmieniła. Widział bogatsze domy i ludzi wyglądających na uczonych i wyznawców. Nie lubił takiej atmosfery. Ostatnio przywykł raczej do portowych spelun, niż do przepychu i bogactwa. Gdy pokazały się przed nimi gmachy świątyń Sigmara i Ulryka, westchnął jedynie w tęsknocie za pięknymi budowlami w krasnoludzkich twierdzach. Zauważył, że dotarli wreszcie na miejsce. Martin na chwilę oddalił się i wrócił. Gdy poprosił krasnoluda o łyk gorzałki, Gnordi pomyślał, że to niezły pomysł, żeby walnąć sobie kolejkę w czasie przerwy.
"Trafił się niezły kompan jak na czarodziejka, może kiedyś urządzimy sobie jakiś drużynowy konkursik? Chociaż ludzik, czarodziej to raczej długo nie wytrzyma"
Pomyślał, po czym zarechotał pod nosem.

xeper 09-03-2009 23:04

Wychodząc za elfem z magazynu, Varl zmrużył oczy oślepiony jasnym światłem dnia. Zatrzymał się w progu i przeciągnął.
- Jakżesz dobrze odetchnąć pełną piersią - mruknął. Potem przyjrzał się otoczeniu magazynu, w którym do tej pory byli
zakwaterowani. Ulice pełne były uchodźców i tych, którym udało się przetrwać. Taka rzesza ludzka, skupiona na tak małym obszarze wydawała specyficzny zapach. Zapach brudu, rozkładu i śmierci.
- Nie ma to jak świerze powietrze - dodał po chwili, gdy przestał kaszleć. Ruszył za swoimi kompanami, którzy w międzyczasie oddalili się o kilkanaście kroków. Na samym przodzie szedł krasnolud i już samym swym widokiem budził takie przerażenie, że ludzie rozstępowali się na boki.
Jednak zacni krasnoludowie nadal budzą szacunek, jak przed wiekami. Nawet tu, w Middenheim, gdzie Sigmara i jego sojuszników nie darzy się wielką estymą - pomyślał i zaśmiał się w duchu. - Ha. Ciekawe co by było, gdyby nie miał tego czuba i topora.
Za krasnoludzkim wojownikiem zbcici w kupę szli pozostali. Elf Mablung, tchórzliwe leśne stworzenie, wciąż z pakunkiem nerwowo trzymanym w rękach. Młody nowicjusz Sigmara, w mniemaniu Varla wielce pobożny i godny zaufania. Lalusiowaty i zadufany w sobie magik. Dwóch żołnierzy oraz, Sigmar raczy wiedzieć, co o nim myśleć, osobnik o wyglądzie szczura.
Varl przyspieszył kroku i już po chwili dołączył do kompani. Doszli do jakiejś ważniejszej arterii i szybko znaleźli się w Kupieckiej Dzielnicy - jednej z lepszych i zamożniejszych części miasta.

Znowu został nieco z tyłu, oglądając towary. Przechodząc obok jednego ze straganów Varl poczuł, że ktoś chwyta go za spodnie. Gwałtownie się zatrzymał i spojrzał w dół.
Z tłumu zgromadzonego wokół kramu wystawała mała ręka, która właśnie dobierała się do jego prawie pustej sakiewki. Szybko złapał za rękę i pociągnął.
-Mam cie! - Przed nim stał umorusany, liczący nie więcej niż dziesięć lat, chłopiec.- Ranaldzie, chroń mnie przed takimi kradziejami. A cóż to chłopcze?
- Wy... wy... wybaccie Panie... a... ale tatko na mu...murach poległ, a ma... mamuś... - chłopak zakrył twarz dłońmi, spomiędzy palców polały się łzy.
- Na Łaskę Shallyi. Nie mazgaj się, synku - Varlowi zrobiło się żal, przecież też był sierotą. - Masz tu pieniążka, nakup sobie bułek. Jeno nie zjedz wszystkich na raz, bo się boleści nabawisz.
Wcisnął chłopcu monetę w dłoń, czule poczochrał mu włosy i szybko ruszył za znikającymi za rogiem towarzyszami. - Ejże, czekajcie na mnie...

Dołączył do pozostałych pod jakimś pomnikiem, przedstawiającym mężczyznę z dziećmi na rekach.
- Takie czasy, a oni uśmiechnięci... - pomyślał przechodząc obok.
Potem była monumentalna swiątynia Boga Wilka - Ulryka, a dalej cel ich podróży - świątynia Sigmara Młotodzierżcy, Opiekuna Imperium. Przed wejściem do świątyni zgromadził się tłum wiernych, jednak wartownicy wpuszczali tylko nielicznych. Brat Ezekiel podszedł do strażników i wdał się w rozmowę.
- No tośmy dotarli - Varl zwrócił się do elfa. - Wielce to niebezpieczna podróż była, pełna przeciwności... Ileż to, elfie za ten trud nam zapłacić jesteś gotów?

Anzaku 10-03-2009 18:44

Scharm szedł powoli za wszystkimi trzymając ręce w kieszeni. Nie ineteresowało go za bardzo o czym rozmawiają jego towarzysze. Miał tylko nadzieję, że szybko dojdą do świątyni i otrzyma wynagrodzenie. Nagle zauważył, że do jednego z jego towarzyszy podbiega mały chłopiec i próbuje zabrać mu sakiewkę. Zauważył w tym małym złodzieju siebie samego jak był mały. Scharm jak był dzieciakiem też tak zaczynał, ale niestety był lepszy, zawsze udawało mu się zwędzić kilka złotych monet. Z lekkim uśmiechem na twarzy Scharm zaczął iść dalej.

Przechodząc obok jednego ze straganów Scharm poczuł, że coś bardzo ładnie pachnie. Na widok świeżo wypieczonych bochenków chleba zaburczało mu głośno w brzuchu. Szybko sprawdził ile ma pieniędzy w sakiewce. Ostatnie dwie monety. Cholera! Ale muszę coś zjeść.- podszedł do sprzedawczyni i kupił pół bochenka chleb. Tyle wystarczyło aby pozbyć się głodu, Scharrm nigdy nie jadł dużo. Oderwał kawałek chleba i zaczął go z radością jeść. Zauważył, że jego towarzysze oddalili się znacznie. Nie zamierzał przyspieszać kroku. Szedł powoli, delektując się jeszcze ciepłym chlebem.

Akurat gdy skończył jeść, cała grupa doszła do świątyni. Scharm omijał takie miejsca jak świątynie szerokim łukiem. Miał tylko nadzieje, że nie będzie musiał tam wchodzić. - No tośmy dotarli - Varl zwrócił się do elfa. - Wielce to niebezpieczna podróż była, pełna przeciwności... Ileż to, elfie za ten trud nam zapłacić jesteś gotów? Scharm podszedł nieco bliżej elfa. -Właśnie elfie, dotarlismy na miejsce bezpiecznie. Chyba możesz sam wejść do świątyni? My czekamy tylko na hojną zapłatę.- kanciarz miał ogromną chęć wyrwania się z tej grupy i pójścia gdzieś przepić wszystkie pieniądze. Niech to się już skończy.

Tadeus 11-03-2009 01:16

Gdy grupa mijała miejskie ruiny, Gustav bardzo uważnie przyglądał się żebrzącym bezdomnym. Widział w swoim życiu już wiele powojennych krajobrazów ale zniszczone Miasto Białego Wilka wydawało się wyjątkowe. Nie zdziwiły go nawet tak bardzo ślady po plugawych, magicznych atakach, ani ogromna ilość zniszczeń w tak dobrze ufortyfikowanym grodzie. Najbardziej niepokojący wydawał się wyraz twarzy mieszkańców. Widział wiele ofiar wojny. Uciekinierów, sieroty, okaleczonych weteranów wojennych. Zawsze towarzyszyła im rozpacz i strach. Jednak ci tutaj.. nie bali się.. nie mieli już czego. Oni przeżyli najgorsze, co mogło spotkać śmiertelnika i została w nich już sama pustka.

Tym bardziej zaskoczyła go tętniąca życiem dzielnica kupiecka. Najwyraźniej ci, których wojna nie doświadczyła, postanowili nie zaprzątać sobie głowy odbudową miasta i nadal radośnie pracowali nad powiększeniem swoich majątków. Niektórych rzeczy nie zmieniała nawet wojna...

Widząc wpadkę młodego złodzieja uśmiechnął się lekko. Oby takie niewinne sytuacje, były jedynym, co może im tu grozić. Wiedział, że obawa zbirów przed krasnoludem, w końcu przegra z chęcią wzbogacenia się na ich ekwipunku. Szczególnie jeśli zostaną gdzieś na noc, bądź się rozdzielą..

Gdy doszli do świątyni Sigmara, lekko pochylił głowę z pokorą i ścisnął noszony na szyi medalion młota. Tu, w obliczu Obrońcy Imperium, nagle poczuł wstyd i przypomniał sobie swoje zaniedbanie. Postanowił złożyć ofiarę w świątyni, by pozbyć się męczących go wyrzutów sumienia.

Widząc, że towarzyszący im nowicjusz - bo chyba za takiego się podawał - ma zamiar wejść do świątyni, postanowił wykorzystać sytuację i ruszyć za nim.

Noraku 16-03-2009 00:06

- Niech będzie pochwalony i błogosławi Ci bracie. Widzę że przyprowadziłeś ze sobą mnóstwo dzieci naszego Boga jak i szlachetnego krasnoluda. – zwrócił się w stronę Gnordiego i ukłonił mu się – Oby Twoi przodkowie Ci sprzyjali a Twoi bogowie błogosławili. W jakiej konkretnie sprawie przybywacie do naszej świątyni, oprócz modlitwy oczywiście?- Mamy ważną sprawę związaną z tym oto przedmiotem – wtrącił nagle Mablung i pokazał owinięty kwadrat. Strażnik spojrzał na niego, jakby go zobaczył po raz pierwszy, następnie przeniósł wzrok na rzecz trzymaną przez elfa. Jego brew uniosła się w zdziwieniu. – Został mi on przekazany przez mojego przyjaciela, kapłana Sigmara z okolicznego miasteczka. Jego ostatnią wolą było przekazanie go waszej świątyni. Ostrzegał mnie jednak przed jakimś wewnętrznym zagrożeniem, dlatego chciałbym go przekazać w odpowiednie ręce, bez pośredników. – głos elfa pod wpływem wzroku strażnika, początkowo był bardzo słaby, jednak rósł w siłę w miarę mówienia. Sigmaryta aż się zachłysnął słysząc o „wewnętrznym wrogu” i zrobił się purpurowy z gniewu o to bezpodstawne oskarżenie. Powstrzymał się przed słowami powiedzianymi pod wpływem emocji i bez słowa wkroczył do świątyni. Mablung odetchnął głęboko i skupił się na waszych pytaniach. Spojrzał na Scharma i Meusmanna i odparł:
- Jestem prawie pewien, że otrzymamy należytą nagrodę od tego ojca. Nie będę jednak zmuszał was do wejścia do środka, jeżeli tego nie chcecie. Mogę wam zapłacić teraz po jednej złotej monecie na głowę. Jednak jeżeli wejdziecie ze mną i nie otrzymamy zapłaty z zakonu, to obiecuje podważyć stawkę do dwóch… nie. Do trzech złotych koron. Co panowie na taką propozycję? – podczas pertraktacji Mablung cały czas wykonywał mnóstwo ruchów dłońmi, jak to jego rasa zwykła robić, pokazując wam na własnych palcach ile zamierza wam zapłacić. Jego oczy wodziły od jednego do drugiego niezwykle szybko i można było wyczuć, że elf jest tylko pozornie spokojny. Wszyscy zastanawialiście się, co mogło stać za jego zdenerwowaniem.
Ze świątyni wysunął się strażnik i znowu stanął przy wejściu. Za nim wysunął się młody akolita i ukłonił się wam. Ruchem głowy nakazał iść za nim. Bez kłopotu wkroczyliście do świątyni. Wewnątrz jej wygląd sprawiał jeszcze większe wrażenie niż na zewnątrz. Nadrabiał bowiem przepychem, ilością złota, malowniczymi obrazami i monumentalnymi rzeźbami, jej niepozorną wielkość. Szliście środkiem głównej części świątyni w kierunku posągu samego Sigmara. Tam akolita uklęknął i pochylił głowę w modlitwie. Mogliście mu się trochę dokładniej przyjrzeć. Był całkowicie łysy, a na szyi nosił znak swojego boga. Odziany był w typowe, białe szaty i był obwiązany w pasie sznurem. Kiedy skończył swoją modlitwę wstał i przyglądał się wam. Jeżeli potrzebowaliście zostać jeszcze trochę dłużej, to nie robił żadnych uwag i cierpliwie na was czekał. Gdy wszyscy byliście już gotowi, poprowadził was w stronę jednego z bocznych korytarzy. Weszliście w cień rzucany przez lożę grafa Middenheim, postawioną na dwóch potężnych i pięknie wyrzeźbionych kolumnach( można było zauważyć krasnoludzką robotę), i szliście korytarzem pełnym drzwi do cel innych uczniów i kapłanów.
Stanęliście przed jednymi z wejść. Było podpisane, „ojciec Morten”. Akolita zapukał i zza drzwi wyłoniła się stara, uśmiechnięta twarz ze szpakowatymi włosami i okularami na nosie.
- Słucham. W czym mógłbym wam pomóc? - powiedział zdejmując okulary i rozszerzając swój uśmiech. Przez szparę w drzwiach ujrzeliście pokaźnych rozmiarów biurko, zarzucone stosem papierów.
- Przyszliśmy tutaj w sprawie pewnego artefaktu – powiedział Mablung i rozpakował delikatnie przedmiot, który trzymał w ręku. Ujrzeliście kwadrat o boku około 10 centymetrów ze złotym obramowaniem i rysunkiem człowieka trzymającego młot. Kapłan przyłożył szkła do oczu i wziął obraz z rąk elfa. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, a okulary wypadły z rak tłukąc się.
- To nie może być… to niesamowite… potrzebuje to zbadać, natychmiast – wyjąkał i spojrzał na was jak na cudotwórców.

Kerm 17-03-2009 08:54

Nie czekali długo, jako że akolita, choć ze wzmianki o wrogu wewnętrznym rad nie był, do środka ich zaprosił.

Zarobić jedną markę złotą, a trzy.. Nie było nawet nad czym się zastanawiać.

- Bez wątpienia pójdę z tobą, Mablungu - powiedział Gotfryd. - W końcu należy dopilnować, byś wypełnił swoją misję do końca, a to może nastąpić tylko tam - wskazał na wejście do świątyni.

Na widok skarbów zdobiących wnętrze świątyni Gotfyda naszły zgoła nie pobożne myśli.

Ładnie sobie żyją. Za te dobra można by wystawić ładnych parę regimentów. I nakarmić kilka osób.

Co wcale nie znaczyło, że gdyby się znalazł w posiadaniu takich bogactw, to sam by ich tak użył.

Przed pomnikiem Sigmara zatrzymał się na chwilę i pokłonił głowę. Zbyt religijny nie był i nie tego boga symbol nosił na szyi, jednak nie był też takim głupcem, by bogów jakichkolwiek obrażać, a zwłaszcza tak potężnych.


Po chwili ruszyli dalej.
Gdy prowadzący ich akolita zatrzymał się ponownie, znajdowali się przed drzwiami najwyraźniej prywatnej komnaty lub gabinetu, bowiem na drzwiach widniała tabliczka z nazwiskiem osoby, która za drzwiami tymi urzęduje.

Jeśli ktokolwiek do tej pory miał jakiekolwiek wątpliwości co do znaczenia niesionego przez Mablunga artefaktu, wyzbyłby sie tych wątpliwości natychmiast, widząc zachowanie ojca Mortena, który z wrażenia aż upuścił okularu.

- Ojcze - spytał Gotfryd - cóż to jest za przedmiot, że tacy jesteście zaskoczeni?

Nie sądził, by cokolwiek mogło zdziwić duchownego, który obcował na co dzień z licznymi posągami, obrazami i księgami.

Petros 17-03-2009 16:55

"Wewnętrzne zagrożenie...ciekawe...bardzo ciekawe. Reakcja strażnika również jest interesująca. Taka wściekłość, jakby co najmniej o niego chodziło. Mablung też jakiś nie w sosie. Emocje to kiepski przewodnik. Ciekawe co się kryje za waszymi..."
Brat Ezekiel próbuje wybadać czy strażnik bądź Mablung czegoś nie ukrywają. [spostrzegawczość]
Brat Ezekiel widząc akolitę ukłonił się, po czym udał się za nim w głąb świątyni.
"Ta świątynia jest...taka piękna."
Zobaczywszy piękne rzeźby i obrazy, ujął w dłoń różaniec i odmówił krótką modlitwę.
-...i pozwól nam o Sigmarze przynieść zgubę tym, którzy święte Twe imię plugawią...
Zamyślił się chwilę przy wielkim ołtarzu z czystego złota, po czym udał się za akolitą do celi Ojca Mortena - jak się później okazało. Gdy Mablung rozwinął zawiniątko oczom Brata Ezekiela ukazał się obraz postaci dzierżącej w ręku młot.
"A więc to obraz. Zapewne, to Sigmar wraz ze swą świętą bronią. Takich obrazów widziałem już wiele. Czemu akurat ten jest taki niesamowity?..."
-Ja także jestem ciekaw czemuż to obraz ten budzi takie emocje. Domyślam się co na nim się znajduje, lecz nie pogardziłbym większą ilością informacji, jakie Wy, czcigodny Ojcze na pewno posiadacie.
Mówiąc to, pochylił głowę w pokorze. Teraz oczekuje na odpowiedzi.

Matyjasz 17-03-2009 19:01

Wewnętrzne zagrożenie było terminem doskonale rozumianym przez czarodzieja. Lub tak mu się wydawało. Pełen bezsilnego gniewu i nienawiści zacisnął pieści.
Chaos, jest wewnętrznym wrogiem. Kultyści. Wuj poległ w walce z czarnoksiężnikiem chaosu. Wszystkich oddających część mrocznym bogom trzeba wyeliminować z społeczeństwa!
Jednak mimo emocji postanowił nie ujawnić się z swoimi przemyśleniami. Mogło to budzić podejrzenia, a nie słyszał opinii by wyznawcy Sigmara byli ludźmi tolerancyjnymi, szczególnie dla jego profesji.
Pierwszej linii walki przeciw chaosowi. Czemu ci głupcy tego nie chcą dostrzec? Ile razy imperium będzie musiało znaleźć się na skraju upadku by zauważyć, że kolejny raz pogardzani czarodzieje ryzykując wszystko ratują kraj? Ile?
Wypychając z procesu myślenia te rozważania będąc szczęśliwy z rezultatu negocjacji przy bramie wszedł do świątyni. Widok był dla zwykłego człowieka niesamowity. Martin też czuł się lekko onieśmielony majestatem świątyni. Choć robiła mniejsze wrażenie niż przybytek w Altdorfie i monumentalne wieże kolegium niebios.
Szkoda, że ludzie nie mogą zobaczyć piękna budowli kolegium.
Choć nic w jego opinii nie przyćmi piękna widoku z szczytu wieży kolegium na okolice, może poza widokiem z szczytów górskich. Oraz żadne malowidło nie może równać się z naturalnym pięknem nocnego nieba gdy widać wszystkie gwiazdy.
Szedł razem z grupą która zdecydowała się wejść. W końcu trzy korony a jedna to spora różnica. Oraz perspektywa dowiedzenia się czym jest ta relikwia była wyjątkowo kusząca.
Będąc przed ołtarzem patrząc wpierw na swych towarzyszy zmówił modlitwę. Mimo bycia "bluźnierczym czarodziejem" modlił się szczerze, miał w końcu okazje.
Sigmarze, opiekuj się tymi którzy poszli walczyć za Imperium.

W celi ojca Mortena samemu kapłanowi poświęcił dość mało uwagi, bardziej zastanawiał go ten obraz, i co w nim nie zwykłego.
-Ojcze, muszę się przychylić do prośby mych towarzyszy i spytać czemu ten przedmiot jest taki ważny?
Patrząc wciąż w relikwię przeszukiwał swą pamięć w celu odnalezienia jakiś informacji na temat przedmiotu.

<Chce sprawdzić czy uda mi się coś na ten temat przypomnieć korzystając z wiedzy o imperium, i nauki o magii>


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172