lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   "Ścieżki Potępionych" Akt 1 Popioły Middenheim (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/6956-sciezki-potepionych-akt-1-popioly-middenheim.html)

Kerm 29-12-2010 08:33

Gotfryd obudził się w środku nocy.
Śniły mu się jakieś potwory, zwierzołaki i szkielety, z którymi bawił się w chowanego w Drakwaldzie. Było to doświadczenie nader ciekaw, ale równocześnie dość stresujące. I Gotfryd miał nadzieję, że ten sen się nie ziści.
A chociaż nigdy z zaśnięciem nie miał kłopotów, to jednak tym razem minęło nieco czasu, zanim ponownie zapadł w sen.

Ranek rozpoczął się, na szczęście, bardziej optymistycznie. Ładna pogoda, posiłki w liczbie osób trzy. Sama radość.
- Jestem Gotfryd - potwierdził to, co wcześniej już powiedział Martin. Było to równocześnie pytanie, z kim mają do czynienia. Dość głupio do towarzyszy podróży mówić 'hej, ty, wysoki...'
W odpowiedzi usłyszał trzy imiona. Ten z kapeluszem to był Peter, olbrzym miał na imię Grunthor, zaś kobieta - Elena.

Drakwald wydał się Gotfrydowi tak samo ponury, jak i podczas pierwszej wizyty. I, prawdę mówiąc, byłby szczęśliwy, gdyby misja zaprowadziła ich w innym kierunku. Ale, czego był świadom, nie miał zbyt wielkiego wyboru. Albo Drakwald i sprawa artefaktu, albo ani jedno, ani drugie.
Gdy nadciągnął wieczór las stał się jakby groźniejszy, jeszcze mniej przyjazny. Rozpalenie ogniska poprawiło nieco nastrój, ale i tak wrażenie niebezpieczeństwa pozostało. Bagaże stanowiły linię obrony średniej jakości, a stojące z drugiej strony polanki wierzchowce również nie byłyby w stanie spowolnić jakiegokolwiek napastnika. Ale na zbudowanie porządnego obozowiska nie mieli czasu. Pozostawało tylko liczyć na czujność i członków drużyny, i koni, które często były w stanie wyczuć niebezpieczeństwo szybciej, niż ich rozumni panowie.
Pies by się zdał, pomyślał, uśmiechnąwszy się mimo woli.

Trzask gałęzi, jaki nagle rozległ się w pobliżu sprawił, że Gotfryd zerwał się na równe nogi, z gotową do strzału kuszą w rękach. I dziw aż, że nie zastrzelił dziwadła, jakie pojawiło się na skraju polany.
Do zwykłego człowieka babcinka na pierwszy rzut oka aż tak podobna nie była. Z uśmiechu również. Wyglądała raczej na czarownicę z gatunku tych, jakimi straszy się dzieci. A życzenia miała bardzo ciekawe, jak na okolicę, w której się znajdowali.
Wszak tu najpierw się strzela, a potem dopiero sprawdza, kto to padł trupem. Babcia była albo głupia, albo odważna. Albo jedno i drugie.

Gość, nie gość - Gotfryd nie zamierzał odkładać kuszy. Albo babinka była przypadkowym gościem w okolicach ich obozu, albo wprost przeciwnie. Zwłaszcza w tym drugim przypadku warto było mieć ją na oku.
Z rozbawieniem oczekiwał na odpowiedź. Która i tak nie musiała być w najmniejszym stopniu zgodna z prawdą. A najbardziej by był rozbawiony, gdyby staruszka sama, z własnej woli, zaliczyłaby się do drugiej grupy...

xeper 03-01-2011 11:33

Nim wyruszyli Varl zaopatrzył się w świątynnej zbrojowni w niezbędny mu ekwipunek. Broni żadnej nie potrzebował, uważał że okuta pałka, którą dysponuje jest wystarczającym orężem, zwłaszcza, że przyzwyczaił się już do jej używania. Potrzebował zbroi, ochrony ciała. Wynalazł w zbrojowni lekką, drewnianą, okrągłą tarczę. Miała około metra średnicy, a na obciągającej ją skórze wyobrażony był motyw pędzących jeźdźców. Tarcza spodobała mu się i uzyskał zgodę na jej wypożyczenie na czas trwania wyprawy. Znalazł też w miarę nowe i niechodzone skórzane nogawice i czepiec na głowę, za które jednak musiał zapłacić. Wprawdzie nie cenę, jaką policzono by na targu lub u rzemieślnika, ale i tak jego sakiewka uszczupliła się o dwadzieścia złotych koron.

Rankiem, po obfitym śniadaniu stawili się w wyznaczonym miejscu, na spotkanie z kapłanem i wynajętymi przez Martina ludźmi. Ci ostatni okazali się grupą trojga najemników, wyglądających na takich, na których w czasie walki można polegać. Nie byli zbytnio rozmowni, a uwagą zaszczycali, nie wiedzieć czemu, tylko Gotfryda. Okazało się także, że Varl ma podróżować konno. Była to czynność biegunowo odmienna od tego, co zwykł robić w dotychczasowym życiu, ale nie miał wyjścia. Jego wierzchowiec okazał się nad wyraz spokojnym wałachem, który nawet tak niewprawnemu jeźdźcowi jakim był Varl, dał się kierować bez problemów. Po kilku chwilach Varl stwierdził, że jazda konna wcale nie jest tak trudna jak to sobie do tej pory wyobrażał.

Wyruszyli przez zniszczone i wypalone pustkowia, jakie pozostawiła po sobie ofensywa wojsk Archaona, w stronę ciemniejącej na horyzoncie lini drzew. Drakwald. Cel ich podróży. Varl zastanawiał się z niepokojem co ich tam spotka, czy opowieści kapłana są prawdziwe i przede wszystkim, czy wyjdą z tego cało. Teraz nieco żałował swojej decyzji, powinien przecież nie uganiać się za jakimiś mżonkami tylko jechać do Kisleva, pomścić ostatecznie matkę i dziadków. No ale stało się, skoro się zobligował do pomocy świątyni Ulryka, to wywiąże się z obietnicy. A potem ruszy do Kisleva.

Podróż przez las przytłaczała, ale minęła bez większych przeszkód. Dopiero wieczorem, gdy płonęło już ognisko, stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Trzasnęła gałąź. Dało się słyszeć odgłos kroków. Ktoś lub coś zbliżało się do obozowiska. Wszyscy byli przygotowani do walki. Varl w jednej ręce dzierżył pałkę, a w drugiej nowo pozyskaną tarczę. Ale użyć ich nie musiał. Intruz okazał się starą kobietą, która bez lęku szła w stronę ognia i wręcz domagała się gościny. Varl, gotowy do walki, gdyby jednak staruszka nie okazała się tym na kogo wyglądała, czekał.

Matyjasz 04-01-2011 21:37

Babcia zaśmiała się z odpowiedzi skrzekliwym głosem i pokuśtykała w stronę ognia.
- O, zapewne sporo znalazło by się zwierzyny i nie tylko, ale czy nadawały by się do ognia to ciężko powiedzieć. - widząc, że drużyna nadal patrzy się na nią podejrzliwie pociągnęła nosem i siląc się na słodycz, kontynuowała. - Chyba nie obawiacie się takie starowinki jak ja? Jestem jedynie biedna zielarką. W lasach tych znalazłam schronienie i spokój w złych czasach. Nie ma w końcu groźniejszych bestii niż ludzie, hę?
-Może nie ma może są? Kto wie? Starość nie wyklucza zagrożenia, czyż nie?-Tym razem zwrócił się do obozujących.- Spryt, wiedza i bezwzględność potrafią być silniejsze od siły fizycznej. Zioła mogą leczyć lub zabijać. Biedna zielarka zapewnię wie o tym fakcie. Za to skoro ludzie są najgroźniejsza z bestii to nie można ich lekceważyć. Dokąd to nasz szanowny gość zmierzał i skąd zanim dostrzegł ognisko? Oczywiście jeżeli możemy się tego dowiedzieć.
Teraz on wymusił uprzejmość i uśmiechnął się w wymuszony sposób, lecz po chwili znów zabrał się za lekturę, dalej bawiąc się strzałką w dłoni.


Staruszka wystawiła ręce do ognia i westchnęła z ulgą.
- Wiedzieć mogą ci co się pytają, gdyż nie można zdobyć wiedzy nie pytając, prawda? Ciężko jest jednak wyrazić cel wędrówki gdy on nie istnieje. Ten cały las stał się moim domem. Wędruje po nim już od wielu lat. Natomiast tutaj, dokładnie na tę polanę, przybyłam wiedziona ciekawością, któż to może w tak niebezpiecznych czasach obozować. Muszę powiedzieć, że moją ciekawośc zaspokoiliście ale i znacznie większą pobudziliście - Spojrzała dokładnie po całej grupie. Przez moment zatrzymała spojrzenie przy kapłanie, który patrzył się cały czas w jej stronę. - Elf, krasnolud, kapłan, uczony i cała gromada najemników. Nie jest to częsty widok.

- Nie częstym widokiem jest też spotkanie tak sędziwej osoby w ciemnym lesie - odparł Mablung.
- Prawda, szczera prawda - zaśmiała się kobieta.
-Prawie jakbym słyszał własne słowa wypowiedziane, kiedy to było? Niedawno.-Odezwał się uczony.
Starowinka coś kręci, coś jest nie tak. Czuje zawirowania wiatrów magii, lecz coś mi unika. Odo! On też to musi czuć.
Przez krótką chwilę próbował rozszyfrować wyraz twarzy kapłana.
-Wracając do meritum, niegodziwością byłoby dla szlachcica naszego umiłowanego imperium odmówić ciepła ogniska i bezpieczeństwa kompanii samotnemu wędrowcowi. Jednak głupcem byłaby szlachetna osoba wierząca absolutnie każdemu. Dlatego nie obrazi się pani jeżeli zastosujemy szczególne środki ostrożności i nakażę ludziom mieć na was baczenie?
-Więc drodzy państwo, aby formalności stało się zadość zalecam baczne pilnowanie naszego gościa tak długo jak będzie korzystać z naszej gościnności.
-Wielebny także ciebie zapytam jaka jest twoja opinia na temat całego zajścia?
Ostatnie słowa wypowiedział mechanicznie przenosząc rozumowanie na inne tory, starał się wymyślić co mogło spowodować takie działanie wiatrów magii i jak się obronić jeżeli zajdzie taka potrzeba.

Noraku 28-02-2011 02:13

Kapłan nie odpowiedział czarodziejowi, tylko mamrotał coś do siebie i rysował na ziemi jakieś linię. Wyglądało to tak, jakby coś nie dawało mu spokoju. Trójka najętych ludzi siedziała razem, od czasu do czasu rzucając spojrzenia na babinkę, która grzała stare kości przy ognisku. Grupa nie wyglądała na zżytą, ale nie obchodziło to zbytnio Martina. Cały czas czytał i kręcił w palcach mała strzałkę. Nikt nie zdawał sobie sprawy jakim zabójczym narzędziem mogła być w jego rękach. Krasnolud także mamrotał coś do siebie i popijał raz za razem piwo ze swojego bukłaka, który otrzymał jeszcze w świątyni. Nikt nie odzywał się głośniej niż szeptem. Wszyscy odczuwali na sobie wzrok mrocznej puszczy i zagrożenie jakie mogło z niej nadejść. Jutro czekał ich kolejny dzień wędrówki w nieznane. Dlatego Gotfryd ustalił warty i zarządził by wszyscy udali się na spoczynek.

Noc mijała spokojnie. Księżyc zakończył już wędrówkę po nieboskłonie i zawisł w najwyższej pozycji. Gdzieś nieopodal zawył wilk, a może był to jakiś zmutowany zwierzoludź? Gotfryd pogrzebał kijem, chcąc wykrzesać trochę więcej ciepła z tlącego się ognia. Siedział razem z dowódcą drużyny, którą wynajął Martin. Nie byli zbyt rozmowni, gdyż jako doświadczeni podróżnicy wiedzieli, że na warcie nie należy zbytnio się rozprężać. Zamieniali jednak od czasu do czasu kilka słów. Ograniczało się to głównie do wymieniania terenów i kompanii w jakich się służyło. A nóż, Myrmidia splotła ich losy na jakimś wspólnym polu walki? Obaj spoglądali od czasu do czasu na staruszkę, która zasnęła po drugiej stronie ogniska na siedząco, z rękoma schowanymi pod chustą. Jej nagłe pojawienie nie było przypadkiem, to było pewne, ale na razie nie wzbudzała większych podejrzeń.
- Idę za potrzebą. – wyszeptał towarzysz i złapał pewnie w rękę kuszę pistoletową. Gotfryd pokiwał głową ze zrozumieniem i położył rękę na leżącej na kolanach broni, gotowy w każdej chwili strzelić. Najemnik oddalił się, jednak tak by nadal być dobrze widocznym z polany.
- Co robisz? – spytał nagle Zedelin nie patrząc na staruszkę, której ręka delikatnie wysunęła się spod chusty. W jej dłoni znajdował się jakiś listek. Kobieta nie otworzyła oczu.
- To zioła na sen. – odparła uśmiechając się. – Ciężko mi bez nich zasnąć. One wyzwalają mój umysł wprowadzając go w piękną krainę snów.
- Będziesz musiała sobie poradzić bez nich. – odparł beznamiętnym głosem najemnik i spojrzał na nią. – Odsuń się od ogniska.
Staruszka zrobiła zasmuconą minę, ale odsunęła się tak by nadal czuć bijące ciepło ale nie mogąc już dosięgnąć płomieni. Leżący nieopodal elf uśmiechnął się do siebie i zdjął rękę ze sztyletu przy pasku.

Gotfryd obudził Varla i Gnordiego, następnych w kolejce. Ostrzegł ich cicho, by uważali na staruszkę, gdyż kombinowała już coś z ogniskiem, po czym położył się ze mieczem przy głowie. Kolejne minuty mijały spokojnie i bez żadnych przygód. Las żył swoim życiem i nie niepokoił podróżnych. Gnordi rozglądał się uważnie dookoła nie zdejmując rąk z toporka, jakby drzewa miały się zaraz na nich rzucić i tylko jego broń mogą by coś pomóc. Flisak wspominał swoją rodzinę i planował już drogę powrotną do Kisleva.
Wszyscy spali spokojnie i bezpiecznie, jedynym wyjątkiem był czarodziej. Twarz miał spoconą i stężałą z wysiłku. Wiercił się pod swoim kocem. Czuł jak jego skórę przechodzą wibracje. Ból napiętych mięśni odgonił senność. Martin otworzył powoli oczu. Momentalnie podniósł się, nie mogąc uwierzyć w to co widział. Nad polaną szalała istna burza magii. Ogień buchał w górę niewiarygodnie wielkim płomieniem, a olbrzymi wiatr łamał gałęzie. Nikt nie wiedział co się dzieje. Kislevczyk i krasnolud spali na kawałkach pnia na siedząco. W centrum tej nawałnicy stała staruszka, nie będąca staruszką. Straciła naturalnego garba, a jej figura nabrała bardziej kobiecych kształtów. Dość obfitych zresztą. Z twarzy znikły zmarszczki, nadając dodatkowego uroku. Jedyne co przypominało starą postać to kruk na ramieniu i stare szaty. Kobieta spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Czarodziej ściągnął do siebie nici wiatrów niczym szwaczka, oplatając je wokół strzałki, ale był za wolny. Tchnienie czaru podobne do babiego lata oplotło go i cisnęło z powrotem w ręce Morra.

Martin obudził się z krzykiem. Reszta drużyny poderwała się ze swoich miejsc chwytając za broń. Nawet wartownicy stanęli na równe nogi, ze zdziwieniem odkrywając że zasneli. Jedynie kapłan nadal leżał pod swoim kocem jak gdyby nigdy nic. Czarodziej był cały spocony. Oddychał nienaturalnie szybko i płytko. Oczy zastygły mu w przerażeniu, wpatrując się w wygasłe ognisko. Gotfryd podszedł do niego i szarpnął za ramiona.
- Co się stało? – spytał zaniepokojony zachowaniem towarzysza. Szlachcic nie mógł początkowo wykrztusić słowa. Kiedy się uspokoił przetarł czoło i pomasował się po skroniach.
- N-nic. – odparł przełykając ślinę. – To tylko zły sen.
Olbrzym z wynajętej drużyny schował miecz do pochwy, przeklinając i złorzecząc na „wszczynających fałszywy alarm w środku nocy”, dopóki jego dowódca nie uciszył go wzrokiem. Czarodziej zamknął oczy. To było takie rzeczywiste. Nadal czuł smaganie wiatru i uderzenia gorąca na twarzy. Drżał na całym ciele. Ostatnim razem czuł się tak podczas pokazów niezwykle skomplikowanej magii na akademii. Miał złe przeczucia, które zostały potwierdzone przez pytanie elfa:
- Gdzie staruszka?
Rzeczywiście, kobieta zniknęła razem ze wszystkimi swoimi rzeczami. To nie było jednak jedyną niepokojąca rzeczą. W oddali rozległy się bębny. Początkowo słabo je było słychać, ale z każdą minutą nabierały na sile. Rytmiczne wybijanie taktu.

Kerm 28-02-2011 08:41

Gotfryd usiadł, wyciągając odruchowo miecz. Krzyk Martina wyrwał go ze spokojnego snu i stanowił bardzo niemiłą niespodziankę.
Wystarczył rzut oka na ognisko by domyślić się, co się stało. Nie trzeba było nawet widzieć wyrazów twarzy Varla i Gnordiego. Gdyby nie spali, ognisko stale by się paliło.
- Na wszystkie demony... - Gotfryd mimo złości nie podniósł głosu. - Jak to zrobiła?
Staruszka zniknęła i nie trzeba było mędrca by domyślić się, że sen wartowników to jej sprawka. Zielarka, niech ją... Sypnęła coś do ognia, czy użyła magii?
- Dobra wróżka nas odwiedziła... - dodał. - Niech to szlag.
Nie wiedział, co miała znaczyć ta towarzyska wizyta. Gdyby chciała zrobić im krzywdę, to nikt z nich nie dożyłby tej chwili. Więc po co przyszła? Chciała czegoś, czy też po prostu nudziła się?
No i Martin... Czy jego sen miał coś wspólnego ze snem wartowników?
Już miał powiedzieć, że trzeba stąd jak najszybciej zniknąć, gdy w ostatniej chwili rozmyślił się.
- Pięć minut na zjedzenie czegoś, a potem zwijamy się stąd.
Nie czekając na to, jak inni zareagują na te słowa zaczął zwijać swoje rzeczy, sprawdzając przy okazji, czy coś nie zniknęło wraz ze staruszką.
Zjeść mógł tuż przed ruszeniem w drogę.

xeper 28-02-2011 09:54

Ktoś krzyknął. Varl momentalnie zerwał się na nogi, w jego ręku pojawiła się pałka. I w tym momencie uświadomił sobie, że usnął. Że zamiast czuwać na warcie, po prostu spał. Popatrzył zaspanymi oczami na pozostałych, szczególną uwagę zwracając na wartującego z nim krasnoluda. Ten przecierał oczy i przeraźliwie ziewał. Też spał.
- Na brodę Ulryka - powiedział Varl. - Wybaczcie, przysnęło nam się. Ale chyba nic się nie stało. Co to za krzyk? Kto krzyczał?

Dopiero teraz zobaczył przygasające ognisko i brak jednej osoby. Brakowało staruszki. Jak przez mgłę, skojarzył, że nim odpłynął w objęcia Morra, staruszka wierciła się na swoim miejscu i coś mamrotała. Przeklęta starucha, pomyślał. To jakieś czary niechybnie. Tylko po co to zrobiła, skoro nic nie zginęło?

Dorzucił suszu do ogniska, które buchnęło płomieniem. Z plecaka wyciągnął kawałek chleba i połeć suszonego mięsa. Siedział i żuł, wpatrując się w ogień. Było mu wstyd, że zawiódł towarzyszy, zasypiając na warcie. Dziękował bogom, że nic złego z tego nie wynikło.
- Słyszycie to? - zapytał pozostałych, gdy w końcu do jego uszu dotarł odgłos rytmicznie wybijanego na bębnach taktu. - Na Ghal-Maraz, cóż to jest?

Matyjasz 04-03-2011 18:27

-To tylko sen.- Stwierdził by dodać sobie pewności.
Mimo wszystko dalej słabo w to wierzył. Co dokładnie widział w śnie i czy zostawiło to jakiś skutek w rzeczywistości. Uśpienie kogoś przy pomocy zaklęcia jest proste. Tylko on musiałby dotknąć ofiary.
-Czy ktoś potrafi ocenić jak się ogień palił na podstawie resztek? Czy to był gwałtowny płomień czy zwyczajnie się wypalił?
Polecenie Gotfryda było tak trafne, że momentalnie postanowił zacząć się pakować. Jak najszybsze opuszczenie obozowiska mogło ich ocalić. To mógł być tylko sen ale on jako uczeń kolegium niebios zbyt dobrze wiedział o proroczych właściwościach snu by to lekceważyć.
Szybko zabierał swoje rzeczy i zauważył brak strzałki. Nie żeby strata jakoś strasznie bolała. Miał spory zapas. Tylko czy zgubił czy rozsypała się w pył?
Chwilę później żując kawałek chleba postanowił przeprowadzić ostatni możliwy test.
Lękając się tego co może zobaczyć i tak musiał spróbować. Zamknął oczy by pozbawić się tego zmysłu i móc skoncentrować się na tym co zawsze widzi w krańcach pola widzenia, niemal niezauważalnych niciach magii.
Chciał spojrzeć jeszcze raz by upewnić się czy zobaczył to co jest a nie to co sobie wyobraził lecz Kislevita mu przerwał.
- Słyszycie to? - zapytał pozostałych, gdy w końcu do jego uszu dotarł odgłos rytmicznie wybijanego na bębnach taktu. - Na Ghal-Maraz, cóż to jest?
-Strzelcy w bitwie miewają bębniarzy. Jednak to chyba nie jest melodia marszowa i nie spodziewałbym się tu regimentu. Uciekamy w kierunku przeciwnym do tego czegoś.

Noraku 12-03-2011 04:05

Nie minęły nawet dwie minuty, gdy wszystkie rozrzucone rzeczy znowu zostały spakowane i gotowe do dalszej podróży. Zostawiono tylko prowiant, który można było uznać za namiastkę śniadania. Jedli w ciszy. Jedyne co było słychać to bębnienie, które zdawało się nabierać na sile. Źródeł dźwięku było kilka, a echo dodatkowo potęgowało wrażenia. Martina nadal trząsł się z powodu snu. Miał dziwne przeczucia, coś wisiało w powietrzu ale nie miał umiejętności ani wiedzy, by odkryć co to było. Powoli przeżuwał kawałek mięsa, starając sobie przypomnieć nauki mistrzów z Altdorfu i symbolikę wynikającą ze snu. Gotfryd jako pierwszy skończył posiłek. Sprawdził dokładnie czy bagaże zostały dobrze przytroczone i nie zsunął się w czasie jazdy. Jego spojrzenie padło na kapłana. Wciąż leżał w tym samym miejscu z zamkniętymi oczami. Najemnik podszedł do niego i przyłożył rękę do ust. Miarowe uderzenia ciepła upewniły go, że Odo żyje. Dlaczego się nie obudził? Może i kapłan przywyknął do życia w mieście, ale Zedelin nie znał nikogo, kto nie poderwał by się po krzyku, jakim uraczył ich czarodziej. Potrząsnął go delikatnie za ramię, ale to nic nie dało. Zrobił więc to mocniej, ale Ulrykowiec spał dalej. Nic nie pomagało. Pierwsza myśl jaka przyszła do głowy to, że za stan kapłana odpowiada starucha. Nie było jednak czasu tego roztrząsać. Mężczyzna uniósł głowę. W lesie nastała dziwna cisza. Zamilkły nawet bębny. Inni także to zauważyli i rozglądali się dookoła jakby zagrożenie mogło nadejść z każdej strony. Rozległo się dzikie wycie. Krzaki po drugiej stronie polany zatrzęsły się i wypadło z nich półtuzina snotlingów.
- Suczy syn! – zaklął Varl, chwytając za swoją okutą pałkę.
Małe, zielone stwory zatrzymały się na widok drużyny. Dookoła rozpętało się piekło. Szczęk broni wskazywał, że toczyła się tutaj jakaś walka, a nieludzkie ryki pozbawiały złudzeń, że mogą w niej brać udział ludzie. Chyba że chodziło o jakieś mutanty. Dowódca wynajętych najemników zareagował jako pierwszy. Wystrzelił ze swojej podręcznej broni w jednego z przeciwników. Bełt przyszył małego goblinoida do drzewa. Zaraz potem Gnordi wydał szaleńczy okrzyk i rzucił się do ataku z toporem uniesionym nad głową.
- Gnordi, nie! – krzyknął Mablung, ale nie powstrzymał swojego towarzysza. Z lasu odpowiedziała wrzawa. Coś usłyszało krasnoluda i było to coś znacznie większego od snotlingów. Sytuacja była nieciekawa. W każdej chwili mogli być wplątani w niepotrzebną walką.

Los po raz kolejny z nich zadrwił. Ze wszystkich polan, musieli zatrzymać się akurat na tej, gdzie miały się rozegrać porachunki dwóch różnych plemion zamieszkujących las Drakwald.

xeper 14-03-2011 18:34

Varl nie czekał ani chwili dłużej. Najszybciej jak się dało, upchnął swoje rzeczy do plecaka i pobiegł w kierunku koni. I właśnie sobie uświadomił pewną rzecz. Do tej pory podróż przebiegała spokojnie, wolnym tempem. Tak niewprawnemu jeźdźcowi jak on nie sprawiała większych problemów. Ale teraz miało dojść do ucieczki, szaleńczej jazdy i to do tego nocą. O nie! To dla niego było zbyt dużo.

Zamiast wsiąść na konia, chwycił go tylko za uzdę i zaczął ciągnąć w krzaki. Dokładnie tam, gdzie Gotfryd wskazywał kierunek ucieczki. Jeśli udałoby mu się ukryć w zaroślach, chociaż przez chwilę byłby bezpieczny. Potem mógłby wsiąść na konia i powolutku oddalić się od niebezpieczeństwa. Ale najpierw trzeba było ukryć się w krzakach, a wrzaski i hałas przedzierających się przez las stworów, były coraz głośniejsze. Pierwsze ze stworzeń już wdzierały się na polanę.

Matyjasz 16-03-2011 20:16

To było niesamowite, drwiło z rozsądku i prawdopodobieństwa. Los uwziął się na nich. Najpierw starucha potem to i jeszcze Gnordi biegnący do walki. Martin był wewnętrznie rozerwany między sprzecznymi wartościami. Z jednej strony nie chciał zostawić krasnoluda samego sobie, z drugiej nie potrafił się zmusić by pobiec za nim.
-Ojciec Odo!Ty!- Krzyknął do najemnika.-Łap go za nogi i połóż na konia.
Sam trzymając ręce kapłana, wraz z najemnikiem położyli wielebnego na grzbiecie wierzchowca.
-Wciągnij go w zarośla. Gotfrydzie damy radę wyciągnąć Gnordiego?
Chwile w których czekał na odpowiedź wypełnił przekładaniem kolejnych strzałek tak by były gotowe do użycia.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:25.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172