lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Łotrowska Gawęda (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/7386-lotrowska-gaweda.html)

Komtur 13-10-2009 09:39

- Ja jestem Herta Grass i proponuję byśmy udali się do mnie - spojrzała na ciebie swymi pięknymi zielonymi oczami - Ktoś mógłby nas tu zobaczyć, więc lepiej na razie nie kręcić się po okolicy. Chodź to nie daleko.

I ruszyła kręcąc lekko biodrami. Nie były to wyzywające ruchy, ale mimo tego pobudziły twą wyobraźnię.

xeper 14-10-2009 23:11

- Ja jestem Herta Grass i proponuję byśmy udali się do mnie – przedstawiła się dziewczyna, patrząc na Edgara swoimi pięknymi oczyma. Albiończyk, nie zważając na pośpiech ujął jej dłoń i pocałował. Gdy wargami dotknął jej skóry, przebiegł go dreszcz. Dziewczyna zaproponowała zatrzymanie się u niej. "Czyżby była taka chętna, czy też może jest to podstęp?" – zastanawiał się Edgar idąc za nią i wlepiając oczy w jej zgrabny tyłeczek.

Po spacerze przez miasto trwającym może piętnaście minut, stanęli przed budynkiem przyklejonym do murów miejskich, w pobliżu doków Munzahaven. Była to zwykła, piętrowa kamienica jakich wiele w tej dzielnicy. Była otynkowana na jasnozielony kolor i miała dach, kryty czerwoną dachówką.
- Tutaj mieszkam – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się. – Chodź! Tylko cicho, bo nie wiem czy rodzice są w domu.

Hertha ostrożnie uchyliła drzwi i weszli do środka. Dziewczyna idąc na palcach dała znak Edgaraowi aby podążał za nią po schodach na górę. "Bloody hell, na pewno zaskrzypią i nici z zabawy" – pomyślał albionczyk, jednak ostrożnie ruszył po drewnianych stopniach, przykrytych tkaniną, na górę, za znikającą w drzwiach Herthą. Na szczęście schody nie skrzypiały i bez przeszkód dotarł do pokoju dziewczyny. Ta szybko zamknęła za nim drzwi i rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję Ci, mój wybawco – szeptała obsypując go pocałunkami, które zapalczywie oddawał. Zręczne dłonie dziewczyny zaczęły dobierać się do jego kubraka. Nie był dłużny i zaczął rozwiązywać gorset sukni Herthy. Nie oponowała. Gdy już półnadzy spoczęli na łóżku, do głowy przyszła mu pewna myśl.
- A właściwie czego oni od Ciebie chcieli? – zapytał.

Komtur 23-10-2009 21:37

Kamienica w pobliżu doków

-A czego mogli chcieć od bezbronnej dziewczyny? Na pewno nie chcieli mnie zaprosić na pogawędkę.- odrzekła ironicznie Herta i przytuliła się do twojej piersi. W pewnym momencie zerwała się gwałtownie.-Cyba ktoś tu idzie?!- i rzeczywiście usłyszałeś odgłos butów stukających o drewniane stopnie.

xeper 24-10-2009 18:22

Edgar zerwał się z łóżka w mgnieniu oka. „Znowu zbiry Bauera” – przeszło mu przez myśl. „Ale jak mnie znaleźli?” W dwóch krokach znalazł się przy drzwiach i najciszej jak mógł uchylił je na szerokość cala. Wyjrzał przez szparę. Odgłos kroków się zbliżał. Jednak klatka schodowa była pusta. W polu widzenia albiończyka pojawiła się kobieca głowa, okryta białym czepkiem. „Boginio! Gorzej niż zbiry... Mamusia!” – domyślił się i cofnął się od drzwi.
-Twoja matka tu idzie – szepnął do Herthy wskazując na schody. – Zrób coś...
Rzucił się w poszukiwaniu koszuli, dziewczyna w tym czasie naciągała rękawy sukni i wiązała gorset.
-Hertha, złotko. Jesteś? – dobiegło z klatki schodowej. Odgłos kroków ucichł.
- Mamusiu, to ty? – zapytała dziewczyna. Głos jej drżał. Włosy miała w nieładzie a gorset niedowiązany. Edgar wciągnął przez głowę koszulę i rozglądał się za swoim kubrakiem. „Fuck, gdzie on jest? Nieee...” Kubrak rzucony w pośpiechu jaki towarzyszył nagłemu przypływowi pożądania, leżał tuż przy drzwiach. Edgar wskazał go Hertcie. Ta kopnęła go pod szafę.
- Otwórz skarbie – matka stała tuż przy drzwiach. – Musimy porozmawiać...
- Źle się czuję, mamusiu – powiedziała Hertha i na migi wskazała Edgarowi, żeby wsunął się pod łóżko. Edgar w momencie znalazł się tam, gdzie mu pokazała. Przy okazji wyrżnął głową w drewnianą ramę.
- Fuck – wyrwało mu się. Potarł stłuczoną głowę ręką. Drzwi i łóżko skrzypnęły jednocześnie. Dziewczyna wskoczyła do łóżka i przykryła się kołdrą dokładnie w momencie, w którym jej matka weszła do pokoiku.
- Co się dzieje, skarbie? – zapytała starsza kobieta. Edgar widział jak staje przy łóżku. Jej trzewiki znajdowały się kilka cali od jego nosa. Dostrzegł coś jeszcze. Jego stary, sfilcowany kapelusz leżał obok łóżka. Istniało duże prawdopodobieństwo, że matka zaraz go dostrzeże. Trzeba było coś zrobić.
Albiończyk powoli i ostrożnie wbił łokieć w siennik, na którym leżała, ponad nim, Hertha. Miał nadzieję, że dziewczyna zrozumie, że to znak, że coś jest nie tak.
- Strasznie boli mnie głowa – odpowiedziała matce i odwróciła się na bok, starając się aby kołdra cały czas zakrywała ją szczelnie. Pod spodem miała przecież ubranie a nie halkę, w której zazwyczaj spała.
Matko, możesz otworzyć okno, bo mi nieco duszno – poprosiła. Matka wstała i podeszła do okna. W tym czasie Hertha chwyciła kapelusz i wepchnęła go pod łóżko. Wylądował na twarzy Edgara.
- Dziękuję ci, mamusiu – powiedziała słodko Hertha, udając słabość. – Mogłybyśmy porozmawiać kiedy indziej? Jak się poczuję lepiej, dobrze? A teraz proszę, przynieś mi nieco wody...
- Już, skarbie – odparła matka. – Już lecę. Może wezwałabym medyka? Miejmy nadzieję, że to nic poważnego? Wody, tak? Oczywiście, złotko.
Szybko wyszła z pokoiku. W momencie gdy zamknęła drzwi, Edgar wygramolił się spod łóżka, a Hertha usiadła.
- Co teraz? – spytała przerażona. – Ona zaraz tu wróci!
„Bogini! Kobiety! A skąd ja mam wiedzieć co teraz. Przecież to nie mój dom” – pomyślał.
- Słuchaj, kochanie – odezwał się i pocałował ją mocno. – Muszę uciekać. Jest tutaj strych?
- Tak. Drabina jest zaraz obok drzwi. Ale...
- Żadnych ale. Widzimy się jutro w południe przy Wysokiej Bramie
– powiedział, wspominając jedyny znany mu punkt orientacyjny w mieście. – Muszę już iść.
Posłał jej buziaka, wyciągnął kapelusz spod łóżka a kubrak zza szafy i wyszedł z pokoju. Rozejrzał się w poszukiwaniu wejścia na strych. Oparta o ścianę drabina prowadziła do drewnianej klapy. Nie zastanawiając się wszedł na górę. Będąc już na drabinie usłyszał stukot butów na schodach.
- Skarbie, mam wodę dla Ciebie – usłyszał gdy znikał w otworze. „Uff, w ostatniej chwili. Dzięki Ci, Bogini. Tylko co teraz?” – rozejrzał się po strychu. Za dużo nie widział, gdyż panowały tu niemal całkowite ciemności, rozświetlane tylko przez parę promieni słońca wpadających przez szpary w dachu.

Komtur 25-10-2009 20:19

Kamienica w pobliżu doków

Na wszystkich bogów, ależ to było emocjonujące popołudnie i co najciekawsze jeszcze się nie skończyło. Stryszek był niski ciemny i pełny różnych starych rupieci, co znacznie utrudniało poruszanie, zwłaszcza komuś kto chciał się poruszać bardzo cicho. Ty marzyłeś o tym żeby być jak kocur, który może prześliznąć się do jakiegoś wyjścia bezszelestnie. Najmniej ci była teraz potrzebna awantura, która z pewnością zakończyłaby twą znajomość z Hertą. Tak, na samą myśl o niej krew w twych żyłach zaczynała krążyć szybciej.

xeper 25-10-2009 22:00

Edgar czekał aż oczy przyzwyczają się do półmroku panującego na poddaszu. W miarę upływu czasu rozpoznawał coraz więcej szczegółów otoczenia. W samym centrum zagraconego pomieszczenia wznosił się ceglany komin. Tuż przy nim stała wielka, okuta skrzynia. „Ciekawym jak ją tu wnieśli przez tą małą dziurę?” – zastanawiał się. „Może postawili przed zbudowaniem dachu.” Podłoga zawalona była wszelakim rupieciem. Poczynając od zwykłych desek, a na starym, bujanym koniku kończąc. „Pewnie Hertha jak była mała to się na nim bujała” – pomyślał i wyobraził ją sobie na zabawce a zaraz potem na swoim, nagim ciele.

Zrobił krok do przodu, w kierunku komina. Coś skrzypnęło więc natychmiast zatrzymał się. Spojrzał pod nogi. Grabie. „Skąd tutaj grabie?” Schylił się i delikatnie usunął je z drogi. Klęknął. Uznał, że na czworaka będzie mu wygodniej iść. Za wszelką cenę starał się unikać jakiegokolwiek hałasu. Tuż pod nim znajdował się pokój Herthy, a w nim jej matka. Nie chciał zostać odkryty. Gdyby został jego znajomość z dziewczyną na pewno by się zakończyła, a wiele sobie po niej obiecywał. Istniała też druga strona medalu: jakby został odkryty na strychu, na pewno wzięto by go za włamywacza. A wtedy żegnaj Hertho. Żegnaj wolności.

Pokonanie tych kilku metrów jakie dzieliły go od komina zajęło mu całą wieczność. W końcu jednak oparł się o skrzynię. „Ciekawe co jest w środku? Może trzymają tu kosztowności” – przemknęło mu przez myśl, jednak zaraz zganił się w duchu. Nieuczciwym byłoby okradać swoją niedoszłą kochankę. Ciekawość zwyciężyła nad sumieniem i podniósł wieko. Wprost w twarz wyleciała mu chmura kurzu i moli. Zdusił kaszel i zaklął pod nosem. Wewnątrz kufra pełno było starych szmat, wyblakłych sukien i kubraków.

Powoli opuścił wieko i rozejrzał się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Stał w centralnym punkcie strychu, jednak nigdzie nie mógł dostrzec jakiegokolwiek otworu w dachu. „Którędy włazi kominiarz?” – podrapał się w głowę. „Wygląda na to, że będę musiał poczekać aż pójdą spać i wymknąć się przez dom. Bogini, wspomóż!”
Spojrzał w górę i pacnął się ręką w czoło. „Dzięki, o Pani!” W komin wmurowane było kilka szerokich klamer, które prowadziły do zasuwanego włazu, tuż poniżej komina. Edgar zatarł ręce i zaczął się wspinać. Gdy dotarł pod sam właz, odchylił go ostrożnie i wystawił głowę na zewnątrz. Wszędzie w około widział dachy kamienic, dymy unoszące się z kominów i całkiem niedaleko rzekę Reik.

Dach był dosyć stromy ale Edgar nie zamierzał po nim schodzić. Wprost przeciwnie. Wspiął się powyżej komina, na sam szczyt dachu. Po wąskiej belce, balansując rękami przeszedł na sąsiednią kamienicę i tam usiadł za kominem, swobodnie spuszczając nogi z jednej strony dachu. Wypadało ustalić dalszy plan działania. Rozglądnął się. Następna z kolei kamienica była nieco niższa, a z dachu wystawały wyglądające na solidne, miedziane rynny.

Albiończyk poczekał aż słońce skryje się za horyzontem i w zapadającym mroku przeszedł ku niższemu budynkowi. Stanął na samej krawędzi dachu, ocenił odległość i skoczył. Prawie mu się udało.
Fucking hell – zaklął. Przy lądowaniu omsknęła mu się noga, poślizgnął się i runął w dół dachu. Wymachując rękami na prawo i lewo starał uchwycić się czegokolwiek aby spowolnić spadanie. Przelatując nad krawędzią dachu złapał się miedzianej rynny, która wcale nie była tak solidna na jaką wyglądała. Uchwyty mocujące rurę do dachu z jękiem wysuwały się z drewna, a Edgar w myślach zanosił ostatnie modlitwy do Bogini.
W końcu rynna całkowicie odczepiła się od dachu i Edgar nadal kurczowo trzymając ją w rękach poleciał na znajdującą się kilka metrów niżej ulicę. Z głośnym jękiem i chlupotem wylądował w wielkiej kałuży błota.

Komtur 27-10-2009 21:32

W pobliżu doków i Buraczany Zaułek.

Zdrowo tobą trzepnęło, ale na szczęście wszystkie kości były całe. Utytłany w błocie i oszołomiony dowlokłeś się prawie mechanicznie do "Buraczanego Zaułka". Byłeś tak przytłumiony, że nie zauważyłeś dziwnej ciszy w całym budynku. Gdy normalnie słychać było rozmowy, śmiechy i brzęk garów to dzisiaj jedyne odgłosy wydawałeś ty jęcząc coś pod nosem lub stukając buciorami o stopnie. Sytuacja jaką zastałeś w swym pokoju wyraźnie cię zaskoczyła. Dwaj twoi wspólnicy Etan i Deckard, leżeli prawdopodobnie martwi w kałuży krwi na podłodze, a po bokach stało czterech oprychów gotowych dopaść cię w momencie. Jednego z nich, mimo oszołomienia udało ci się rozpoznać. Był to łysy gościu, który razem z wami był na "audiencji" u Bauera. Przez chwilę stali jak wmurowani, gdy nagle mocny głos z głębi pokoju obudził ich do działania.

-Brać go, ale tym razem żywcem do cholery!

xeper 27-10-2009 23:30

Klnąc i jęcząc równocześnie, Edgar podniósł się z błota. Odrzucił trzymany kawałek miedzianej rury, który z brzękiem uderzył o ścianę. Zaczął obmacywać kolejno części ciała, sprawdzając czy nie połamał sobie niczego. „Dzięki Ci, Bogini że żyję. Teraz tylko trzeba dotrzeć do domu. Czemu mnie tak każesz? Za co? Cóż takiego uczyniłem, że mnie doświadczasz? Pewnie to znak abym wrócił na Wyspy”. Okazało się, że jest cały. Tylko plecy bolały przeraźliwie i każden oddech powodował ból w lewym boku. „To tylko stłuczenie. Nie jest złamane” – starał się przekonać samego siebie Edgar.
Wyszedł z wielkiej kałuży i zaczął strzepywać z siebie błoto. Zauważył, że podczas spadania zgubił gdzieś kapelusz. Filcowy wywłok unosił się na powierzchni błotnistej mazi. Albiończyk wszedł z powrotem w kałużę, mocząc buty niemalże do połowy łydek i wyłowił nakrycie głowy.

- Woh do ya after, marra? – zapytał po albiońsku i zaśmiał się dziko do przechodnia, który przyglądał mu się wielkimi ze zdziwienia oczami. Mieszczanin wymruczał jakieś przekleństwo pod adresem cudzoziemców i szybko oddalił się w swoją stronę. Edgar wrócił do czyszczenia ubrania. Jednak po kilku minutach zaniechał tej bezcelowej czynności i ruszył w stronę domu.

Tym razem, o dziwo, bez problemów trafił do Buraczanego Zaułka. Wszedł przez cuchnącą moczem bramę na wewnętrzny dziedziniec i dalej, ku klatce schodowej prowadzącej do jego marnego lokum na poddaszu. Wciąż nieco oszołomiony po upadku z dachu nie zwracał uwagi na takie szczegóły jak kompletna cisza panująca w kamienicy. Zazwyczaj słychać było przynajmniej kłótnie sąsiadów lub płacz jakiegoś bachora. Tym razem nic... Poza ciężkim sapaniem Edgara wspinającego się po schodach. Poza stukotem butów na stopniach i poza niemiłosiernym trzeszczeniem samych stopni.
Edgar stanął przed drzwiami swojego pokoiku i popchnął drzwi, po czym wszedł kierując się bezpośrednio w kierunku zawilgłego łóżka. Chciał odpocząć przed jutrzejszym spotkaniem z dziewczyną. Na samą myśl o niej zrobiło mu się błogo.

Jednak wszystkie błogie myśli odfrunęły przez okno w momencie, w którym zobaczył sytuację w pokoju.
- Fucking hell – zaklął. I stanął w pół kroku. Na podłodze, w kałuży krwi wymieszanej z wodą z wywróconego wiaderka i rzygowinami po ostatniej balandze, leżeli jego towarzysze niedoli Deckard i Etan. Obaj prawdopodobnie martwi. Nad nimi stało czterech ponurych osiłków, którzy byli równie zaskoczeni co Edgar. Jednego z nich albiończyk natychmiast rozpoznał. Takiej facjaty szybko się nie zapomina. Zwłaszcza w połączeniu z łysą glacą. Był to jeden z jego byłych towarzyszy, z którymi miał wykonać zadanie dla Bauera. Jak mu było? Garbacz. Ale co tu robił i dlaczego?

- Brać go, ale tym razem żywcem. Do cholery! – z głębi pokoju dobiegł mocny głos. Edgar nie miał czasu zastanawiać się do kogo on należy. W sekundzie odwrócił się i skoczył ku schodom. Czterech zbirów za nim. Z hukiem i krzykami ruszyli w pogoń po schodach. Edgar nie zważając na bolące plecy i kłujący oddech przeskakiwał po trzy lub cztery schody. I to okazało się jego zgubą. Na samym dole klatki schodowej, gdy pokonywał ostatnie stopnie, stracił równowagę i zatoczył się na ścianę. „Ostatnio coś końcówki mi nie wychodzą” – zdążył pomyśleć nim pędzący za nim mięśniak wpadł na niego całym ciałem, pozbawiając tchu.

- Tylko nie w twarz! – krzyknął i zasłonił głowę przedramionami. Nie miał siły się bronić. I tak nie miałby żadnych szans. Zwalili go na podłogę i kilkakrotnie kopnęli. Potem dostał jeszcze parę ciosów w żołądek i odpłynął. Wiedział tylko tyle, że podnieśli jego obolałe ciało i powlekli w nieznanym kierunku.

Komtur 07-11-2009 19:33

Piwnica.

Świadomość wracała powoli, bardzo powoli, niczym zwrot nadpłaconej imperialnej akcyzy. Świat wirował wokół ciebie, jak byłbyś w centrum jakiejś domeny chaosu, jednak z czasem obraz zaczął się normować. Powróciły także inne bodźce jak np. ból głowy i nerek. Próbowałeś ruszyć ręką lub nogą lecz coś ograniczało twoją swobodę. Jakiś cień pojawił się w zasięgu twego wzroku i jak ci się zdawało usiadł na przeciwko ciebie. Ostrość widzenia poprawiała się z każdą chwilą, także siedzący cień powoli zaczynał przyjmować kształt człowieka, również inne elementy otoczenia stały się bardziej wyraziste. Gdy świadomość wróciła ci do prawie normalnego stanu, wiedziałeś już, że siedzisz skrępowany w jakiejś zatęchłej piwnicy, na przeciwko gościa o naznaczonej bliznami facjacie, który bardzo nieprzyjemnie uśmiechał się i równie nieprzyjemnie bawił się nożem. Ten przyjemniaczek o kilkudniowym zaroście widząc że świadomość wróciła ci na tyle byś rozumiał co się dzieje odezwał się:

- No chłoptysiu napykałeś sobie biedy. Mimo tego widzę szansę dla ciebie. Jak będziesz współpracować to może będzie z ciebie jeszcze porządny obywatel.- tu zarechotał szyderczo i po chwili znów zaczął ciągnąć - Wynajął mnie pewien kupiec, pewnie domyślasz się który, bym rozwiązał problem z jednym bandziorem. Możesz nam pomóc, lub zdechnąć, wybór należy do ciebie.
Gościu po tych słowach wstał i nie czekając na twą odpowiedź ruszył w kierunku wyjścia. Na odchodne rzucił jeszcze kilka słów -Masz czas do rana na przemyślenie sprawy.- a potem wyszedł i zatrzasnął ciężkie drzwi.

xeper 08-11-2009 01:05

Świadomość wracała powoli. Najpierw ból. Nerki, potem głowa. Najwidoczniej Edgar dostał parę kopniaków w dolną część pleców. Głowa bolała nie wiedział od czego. Pewnie od tego ciosu, który pozbawił go przytomności.
- Holy shit – zaklął półgłosem i dostrzegł naprzeciw siebie postać. Jeszcze chwila i był w stanie rozróżnić takie szczegóły jak blizny na twarzy mężczyzny.

- No chłoptysiu napytałeś sobie biedy. Mimo tego widzę szansę dla ciebie. Jak będziesz współpracować to może będzie z ciebie jeszcze porządny obywatel - powiedział mężczyzna do Edgara, bawiąc się nożem. - Wynajął mnie pewien kupiec, pewnie domyślasz się który, bym rozwiązał problem z jednym bandziorem. Możesz nam pomóc, lub zdechnąć, wybór należy do ciebie.

„Holy shit” – tym razem Edgar zaklął w myślach. „Tom się wkopał. Po uszy. I jak teraz wybrnąć z opresji? Co mogę zrobić, siedząc w tej zatęchłej norze, skrępowany niczym baleron. A Hertha będzie czekać w południe przy Bramie. Muszę, muszę tam być!”

- Masz czas do rana na przemyślenie sprawy
– warknął mężczyzna i wyszedł z piwnicy.
- Hej! Chociaż mnie rozwiąż! – krzyknął za nim Edgar, jednak tamten nie wrócił. Albiończyk padł na bok i zaczął rozmyślać. Nic innego nie miał do roboty.
„Bogini, moja! Co mam robić? Przecież nie odmówię, bo mnie zaszlachtują jak barana. A więc muszę się zgodzić. Tylko wtedy zaszlachtuje mnie Bauer. Co robić? Muszę się zgodzić! Wtedy będę miał czas aby zobaczyć się z Herthą, moją miłością. Co by sobie pomyślała jakbym się nie zjawił przy Bramie w południe? Żem oszust i bałamutnik. Powiem jej, że nie możemy się spotykać ze wzgledu na jej bezpieczeństwo. Powinna zrozumieć. Albo nie. Uciekniemy! Razem udamy się do Talabheim albo Middenheim. Tam będziemy bezpieczni. Bauer ani ten kupiec nas nie znajdą. Zaszyjemy się tam i będziemy szczęśliwi. Tak zrobimy. Powiem jej o tym jutro”.

Zasnął. Nie przeszkadzał mu chłód panujący w piwniczce ani smród. Spał do momentu, w którym ktoś otworzył drzwi do loszku.
- Kto? Kto idzie? -spytał zaspany. - Tylko nie bijcie, proszę...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:21.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172