lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2. ed.] Obrońcy Imperium (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/8269-wfrp-2-ed-obroncy-imperium.html)

Storm Vermin 16-11-2009 18:26

[WFRP 2. ed.] Obrońcy Imperium
 
Słońce oświetlało rozległy, brukowany gościniec, biegnący przez Middenland, jedną z prowincji Imperium. Po obu stronach drogi ciągnęły się drzewa z pożółkłymi liśćmi. Mimo, że była jesień, było przyjemnie ciepło, a powietrze poruszał czasem lekki wiatr. Może się to zmienić gdy minie południe, a z pewnością wraz z nadejściem zimy w tej wysuniętej na północ krainie zagoszczą srogie mrozy, jednak nie obchodziło to siódemki jeźdźców podążających z południa.

Dziwna to była kompania, trzeba przyznać. Nie pasowali do siebie strojem, postawą ani zachowaniem. Jadący na czele mężczyzna, do którego towarzysze zwracali się Zygfryd Himelsang odziany był w ciasno opięty na zbroi płytowej oficjalny mundur, zdradzający przynależność do Inkwizycji Kościoła Sigmara. Jakby dla podkreślenia tego faktu nosił on charakterystyczny kapelusz o szerokim rondzie. Konia po jego prawej dosiadał niewysoki, uzbrojony w łuk człowiek, zajmujący się w tym towarzystwie zwiadem. Natomiast z lewej strony łowcy jechał tęgi mężczyzna o uśmiechniętej twarzy, która nie zdradzała, że zarabiał na życie zmuszając podejrzanych do składania zeznań, często przy użyciu rozgrzanego żelaza. Za tą trójką zmierzała kolejna czwórka konnych. Na czoło wysuwał się bogaty ubrany, dosiadający rosłego rumaka młodzieniec. Kazał się nazywać Donatien von Litz i twierdził, że jest rajtarem. Biorąc pod uwagę jego wyposażenie i to, że pewnie trzymał się w siodle, mogła to być prawda. Nieco dalej jechał młody mężczyzna uzbrojony w długi łuk. Przedstawił się jako Eckhardt Shmensson, a w drużynie znalazł się z powodu swoich sporych talentów w dziedzinie łucznictwa. Następna była jedyna w całej grupie kobieta, odziana w krótki płaszcz czarodziejka imieniem Shandra Flammere. Wiadomo było o niej tylko tyle, że włada magią ognia. Na samym końcu podążał noszący kolczugę mężczyzna, trzymający cały czas w ustach kopcące cygaro. Niewiele mówił, ale zdradził swoje imię - Jerik - i mówił, że jest weteranem niedawnej wojny, co zdawały potwierdzać się blizny na twarzy i potężny miecz dwuręczny, który wszędzie ze sobą targał.

Wkrótce ta gromadka dotarła do niewielkiej wioski znajdującej się na rozstaju dróg. Łowca czarownic, będący tu ewidentnie dowódcą, kazał swoim towarzyszom się zatrzymać. Zsiadł z konia, zmierzył wzrokiem okoliczne budynki, po czym zwrócił się do reszty grupy:
- Spytam tu o dalszą drogę, wy poczekajcie na mnie w tej karczmie. Łowca wskazał na pobliską budowlę. - Tam przedyskutujemy dokładniej założenia naszej umowy.
Po czym oddalił się w kierunku zabudowań, będących najwyraźniej siedzibą wójta.

Cała eskorta łowcy udała się we wskazanym kierunku. Karczma świeciła pustkami, jedynie kilka miejsc było zajętych. Właściciel opierał się o brudną ladę, wyraźnie znudzony, lecz natychmiast wyprostował się na widok przybyszy. Ukłonił się i pokazał największy znajdujący się w pomieszczeniu stół. Po zajęciu miejsc, przyboczny oprawcy łowcy rozejrzał się po członkach drużyny i powiedział:
-No, skoro już tu jesteśmy, to może powiedzcie coś o sobie? Czeka nas długa i żmudna robota, a głupio tak pracować z kimś, kogo się nie zna. Ja nazywam się Helmut i już piąty rok służę u pana Zygfryda, nakłaniając niewiernych i splugawionych do odsłonięcia swoich sekretów.
Uśmiechnął się szeroko, miał wręcz podejrzanie zdrowe zęby. Jego towarzysz nie odezwał się ani słowem.

Roslin 17-11-2009 23:51

Nim młodzieniec zasiadł do stołu zakrzyknął na całą karczmę. -Hej, karczmarzu nie godzi się przeca tak o suchym pysku siedzieć. Skocz mi tu po garniec przedniego wina i kilka szklanic, ino czystych! - Staksował zimnym wzrokiem każdego który ośmielił się odwrócić, by na niego spojrzeć i wetknąć nos w nieswoją sprawę. Nic już nie mowiąc usiadł na przeciwko inkwizytora.

Nachylił się nad stołem korzystając z chwili nieuwagi karczmarza krzątającego się w kuchni. - Jestem Donatien von Litz, imperialny rajtar, podróżnik, oraz od niedawna również śledczy zajmujący się sprawami o chaotycznym podłożu.- stuka palcami uzbrojonymi w nieliczne pierścienie oraz sygnet szlachecki, prostuje by wygladać postawnie, dumnie. - I cieszę się, ze możemy pracować razem – Przeciągłe spojrzenie na czarodziejkę oraz dwuznaczny wesoły uśmiech, potem reszta grupy jednak już bez grymasu. Gdy tylko karczmarz podał dzban z winem rzucił kilka monet nieznacznie przewyższających wartość dzbana. Poczekał chwilkę na napełnienie szklanic oraz koniec przedstawiania się innych postaci i wzniósł toast. -Za sprawę oraz sigmara młotodzierce!- Upił kilka łyków i odstawił naczynie.

Sythriel 18-11-2009 13:34

„Nareszcie nadarza się okazja do odpoczynku w jakimś ciepłym i suchym miejscu. Już mnie pośladki rozbolały od jazdy na tej kobyle”. Pomyślała piękna rudowłosa kobieta o wydatnych piersiach i wspaniałej figurze wysłuchując przy tym dialogu dwóch mężczyzn.

„Chyba nadszedł czas by się dołączyć „
- Dobrze prawicie panie Litz! – Zawtórowała siadając przy stole, po czym założyła nogę na nogę odsłaniając przy okazji zgrabne udo. – Ja również szczęśliwa jestem iż będę mogła spędzić czas w tak doborowym towarzystwie i zapewne tak jak ty Donatienie mam szczerą nadzieję, że efekty naszej wspólnej pracy będą... szczególnie owocne. – Odpowiedziała, spoglądając swemu rozmówcy głęboko w oczy odwzajemniając podarowany jej uśmiech. – Ale gdzież się podziały moje maniery. Na imię mi Shandra… Shandra Flammere. Jestem czarodziejką kolegium płomienia, uczennicą mistrza magii Memphista Afire. Pomagam, każdemu kto na to zasłuży w naprawdę… wielu sprawach. Od dziś dzięki panu Zygfrydowi stałam się wierną służką Sigmara zwalczającą w jego imieniu pomioty chaosu. Tak więc moi mili wypijmy za Młotodzierżcę i cieszmy się tą chwilą – Tu kobieta uniosła naczynie ku niebu po czym upiła kilka łyków. – Uczyńcie nam tą przyjemność drodzy towarzysze i dosiądźcie się do mnie i do szlachetnego pana Donatiena - powiedziała Shandra wskazując przy tym najbliższe miejsce tuż obok niej.

Johny 20-11-2009 12:00

Zsiadł z konia i wszedł do budynku za resztą, rozglądając się po drodze.Nie odzywał się w ogóle, zdjął miecz w pochwie z pleców i oparł o stół a potem usiadł. Gdy wszyscy zaczęli się przedstawiać, poświęcił każdemu tyle uwagi ile uznał za koniecznie, Spojrzał tylko przelotnie na każdego kto wypowiedział swoje imię. Dopiero gdy osoba obok niego, czyli czarodziejka zdradziła swoje imię, wtedy przemówił. Jak się okazało, młody człowiek miał mocny, niski głos. Powiedział tylko
-Jerik, starszy żołnierz...
Po czym uniósł szklankę w geście toastu i razem z innymi stuknął się nad dzbanem, drugą ręką wyjął na chwilę cygaro z ust aby się napić a gdy odstawił puste naczynie, cygaro znów wylądowało w zębach.

Storm Vermin 23-11-2009 21:51

Helmut wysłuchał wypowiedzi swoich nowych towarzyszy, po czym pokiwał głową i powiedział:
- No, mam nadzieję tylko, że dobrze znacie się na swoich fachach. A ty, Felix, co tak cichaczem siedzisz?
Oprawca zwrócił się do siedzącego obok niego mężczyzny. Ten wzruszył ramionami, po czym odparł:
Zamyśliłem się, a poza tym nie lubię gadać po próżnicy. Tak czy inaczej, imię moje znacie, a panu Zygfrydowi służę jako zwiadowca.
Dalszą rozmowę przerwało wejście łowcy czarownic do gospody. Karczmarz spojrzał ze strachem na przybyłego, lecz ten nie odwzajemnił spojrzenia. Zamiast tego szybkim krokiem podszedł do stołu, przy którym siedzieli jego podwładni i zajął wolne miejsce. Zmierzył obecnych bacznym, surowym spojrzeniem swoich zielonych oczu, po czym zaczął mówić:
- Krefelheim znajduje się około 5 mil drogi na północny zachód stąd. Prowadzi do niego równa droga, więc podróż tam nie zajmie nam dużo czasu. Korzystając więc z chwili spokoju, wytłumaczę wam szczegóły naszej umowy. Po pierwsze, nasze cele. Naszym głównym zadaniem jest zbadanie morderstw i porwań, które miały miejsce niedawno w mieście Krefelheim. Równolegle z tym śledztwem mam pełnić zwyczajowe obowiązki właściwe dla mojego urzędu, to jest znajdowanie mutantów, heretyków, nieuprawnionych użytkowników magii i tym podobnych osobników. Po drugie, zapłata. O ile pamiętam, umówiliśmy się na 150 złotych koron na głowę, jedna trzecia płatna z góry, a reszta po wykonaniu zadania. Do tego ja zapewniam kwaterę w mieście. Po trzecie, wszelkie znalezione podczas śledztwa przedmioty trafiają do mnie i ja decyduję o ich dalszym losie. Jakieś pytania? Nie? Doskonale.
Pół godziny później drużyna wyruszyła.

Podróż rzeczywiście nie trwała długo, zajęła nieco ponad dwie godziny. Po tym czasie wędrowcy ujrzeli palisadę miasteczka Krefelheim. Było ono usytuowane na niezbyt wysokim wzgórzu. Do jedynej bramy wiodła szeroka, ubita droga. Gdy tylko jeźdźcy wyjechali z niewielkiego lasku okrywającego cieniem trakt, zobaczyli przedpole osady. Widok był co najmniej niecodzienny. Polanę pokrywały dziesiątki różnobarwnych namiotów. Nad obozowiskiem unosiły się dymy z palenisk, rozbrzmiewały w nim śmiechy, pokrzykiwania i dźwięki rozmaitych instrumentów - słowem, pod bokiem Krefelheim wyrosło drugie siedlisko ludzkie. Łowca zasępił się jeszcze bardziej, co wydawało się niemal niemożliwe. Ale nie powiedział ani słowa, w milczeniu jadąc do bramy. Przed wrotami miasta grupka została zatrzymana przez czterech ludzi, uzbrojonych w halabardy i ubranych w przybrudzone mundury.
- Czego tu! - zakrzyknął jeden z nich. Zygfryd poinformował żołdaka, że przybywa do władz miejskich z polecenia Kościoła Sigmara. Żołnierz podrapał się po głowie, po czym rozkazał otworzyć bramy.

Krefelheim było typowym miasteczkiem. Uliczki były wąskie, domy w większości drewniane i kryte strzechą, a nieczystości swobodnie spływały rynsztokami. Jedynym, co różniło je od większości mieścin, były liczne patrole wojska i ochotniczych oddziałów. Łowca i jego towarzysze udali się na centralny plac, przy którym stał wysoki, kamienny budynek. Jeśli wierzyć słowom strażnika bramy, była to siedziba burmistrza i rady miejskiej.

Konie wędrowców zostały zabrane przez stajennych na tyły budynku. Właściciele wierzchowców weszli do ratusza przez główne drzwi. Znaleźli się w niewielkiej sali. Naprzeciw drzwi stało biurko, za którym siedział piszący coś urzędnik. Gdy zobaczył przybyłych, wyprostował się, wskazał schody po swojej prawej i powiedział:
- Pan burmistrz już was oczekuje, proszę wejść.
Na szczycie schodów znajdował się krótki korytarz. Łowca podszedł do jedynych na tym poziomie drzwi i zapukał. odpowiedziało mu krótkie : Wejść!
Postąpiwszy zgodnie z poleceniem, śledczy weszli do sporego i gustownie urządzonego gabinetu. W znajdującym się za sporych rozmiarów biurkiem fotelu siedział mężczyzna, pasujący gabarytami do całego pomieszczenia.
Ach, to pan jest tym łowcą, o którym tyle się ostatnio nasłuchałem, proszę usiąść! Zakrzyknął burmistrz, a jego trzy podbródki zatrzęsły się. Po czym rozejrzał się po trzech stojących w gabinecie krzesłach, z których jedno zajmował ubrany w kolczugę mężczyzna.
No cóż, nie spodziewałem się tak licznej kompanii... - zaczął polityk.
- Nic nie szkodzi. Oni poczekają na zewnątrz. odrzekł łowca, wskaują głową na swoich podwładnych.
- Muszę pana, panie Lars, prosić o wyjście, niestety... To spotkanie w sprawie pracy, o którą pan pytał. - zwrócił się do nieznajomego burmistrz. Ten skinął głową i ruszył w kierunku drzwi.

Na korytarzu znajdowało się wiele drewnianych i strasznie niewygodnych krzeseł. Helmut usiadł na jednym z nich ze zbolałą miną, pokręcił się trochę, po czym powiedział:
- No, ledwie przyszliśmy, a już pierwsze problemy. Obóz uchodźców to jakieś pięćset słabo nadzorowanych osób. Jak się zapatrujecie na pracę w tym uroczym miasteczku, co? A ty, Franz czy jak ci tam, też chcesz się u łowcy zaciągnąć?

Roslin 24-11-2009 16:32

Litz spojrzał krzywo na zamykane drzwi, a w raz z nimi znikającego burmistrza i inkwizytora. Nie tracąc rezonu szlachcic wyprostował dumnie sylwetkę. Założywszy kciuki za szeroki pas obok zatkniętych wen pistoletów rozpoczął: Zatem panowie ! Proponuję by Eckhard wraz z Jerikiem obeszli przyległych teren oraz obóz rozpoznając teren, prosta mapka sytuacyjna z najważniejszymi punktami będzie bardzo użyteczna. Myślę, ze poradzicie sobie z tym zadaniem. Ja zaś wynajmę jakowegoś rajfura by mnie oprowadził po tych bardziej frywolnych zakamarkach miasta. Dzięki temu będę mógł uzupełnić mapę o nowe miejsca schadzek. A nasza magini -spojrzał znacząco na kobietę- Myślę, najodpowiedniej było by gdyby zajęła swoja osobę tym co magiczne, może wyczuje coś ciekawego lub utnie pogawędkę z miejscowymi magami o ile tacy istnieją. Jeszcze jedno chyba nie powinni nas widywać razem wiec wynajmę pokój w lepszej karczmie niż reszta grupy, a ustalimy miejsce spotkania gdzieś na mieście. -nabrał głęboko powietrza i wypuścił-Czy są jakieś obiekcje ? Skrzyżował ręce na torsie w pewnej postawie.

Sythriel 25-11-2009 16:46

Shandra z nieukrywaną frustracją słuchała wypowiedzi Litza, w pewnym momencie nie wytrzymała. Podeszła do szlachcica i szturchając go w klatkę piersiową zaczęła uwalniać swój gniew - Co ty se do cholery wyobrażasz młokosie co? Myślisz, że JA jestem gorsza od Ciebie paniczu he? JA SHANDRA FLAMMERE GORSZA?! I niby mam spać gorzej niż Ty!... - Po zwyzywaniu rajtara Shandra przysunęła się do niego i cichutko zaczęła szeptać mu na ucho drażniąc jego ucho swym gorącym oddechem - A tak nawiasem mówiąc Donatienie, naprawdę byś nie chciał byś spać w tej samej karczmie, a może nawet w tym samym pokoju z taką kobietą jak ja co ? - Odsuwając się od niego puściła jeszcze niewidoczne dla nikogo po za samym zainteresowanym oczko.
- Tak więc panowie jakieś obiekcje, jak powiedział pan Litz ?? -

Twarozek 26-11-2009 16:11

Larsa denerwowało trochę to upierdliwie łażenie po tych urzędach. Z radością wracał pamięcią do prac sprzed paru lat, a nawet sprzed roku - mówiło się o co chodzi, szło się, odwalało się robotę i po krzyku. A teraz? Nie dość, że trzeba się taplać w biurokracji, to do tego ciężko jest dostać jakieś zlecenie w pojedynkę. Nawet tępi bandyci ze ścieków zaczęli działać w grupach, przez co na ich wybicie mogła ruszyć tylko grupa najemników. Praca zespołowa była zaś czymś, za czym zwiadowca zbytnio nie przepadał. Mimo to i tak był zadowolony, że udało mu się dorwać jakąkolwiek fuchę.
Najemnik ze stoickim spokojem opuścił gabinet burmistrza, a następnie rozsiadł się na jednym z krzeseł na korytarzu. Na codzień nie sypiał w zbyt komfortowych warunkach, toteż wydały mu się one całkiem wygodnie. Przymknął oczy, coby nie marnować czasu na bezsensowne sterczenie. Snu zaś mu ostatnio brakowało w związku z brakiem pieniędzy i nocnymi zleceniami. Tak, czy owak, zdrzemnąć się nie mógł.
- Hmm? - mruknął, zaskoczony prawdopodobną konwersacją. - A tak, chcę... ciężko o pracę ostatnio i trzeba się chwytać tego, co los przyniesie - odrzekł zwiadowca sennym tonem, po czym wrócił do swoich życiowych rozważań.

Johny 26-11-2009 21:25

*Dowódca każe- on słucha. Normalka w wojsku, a wyniesione doświadczenia robią swoje. Gdy zamknięto z nimi drzwi, Jerik oparł się o ścianę krzyżując ręce na piersiach. Trochę się garbił przez tarczę i miecz na plecach ale nie narzekał, jego mina nie okazywała nic więcej niż wcześniej- kamień. Gdy Donatien mówił, zwrócił tym uwagę chyba wszystkich czekających, w tym jego. Patrzył na niego z co najmniej lekkim dystansem jak wcześniej (tacy jak on- prości żołnierze pieprzonej piechoty, dochodzili do pozycji i szacunku przez ciężkie boje i odwagę na pierwszej linii a nie pochodzenie czy wpływy tatusia) Toteż weteran, gdyby to było możliwe w takim miejscu, słuchałby prędzej lotu muszki owocówki niż jego. Ale wysłuchał, bo nuda i cisz dawały mu o sobie znać. Gdy ten skończył, a czarodziejka odpowiedziała pierwsza on pokiwał głową z dezaprobatą i prawie pewne że splunąłby gdyby nie fakt że znajdował się w takim miejscu. Przerzucił językiem cygaro na prawą stronę ust i wypuścił chmurę dymu po czym odparł cicho a jednak donośnie a to za sprawą jego donośnego, mocnego głosu* Ta jest.... Starszy szeregowy Jerik melduje gotowość do wykonania zadania ! Pan Hrabia rzekł... *chyba tylko ork nie wyczułby przesiąkniętej pogardą i brakiem szacunku, posłuchu wypowiedzi. Potem pochylił głowę i jego uwagę pochłonęły wzory na dywanie ozdabiającym podłogę przedpokoju. Wszystko wskazywało na to że co najmniej zignorował propozycję towarzysza*

Storm Vermin 01-12-2009 21:27

Obaj stali współpracownicy łowcy czarownic uśmiechali się niepewnie, patrząc na swoich nowych towarzyszy. Gdy już ucichło echo krzyku czarodziejki, Helmut nieco odprężył się, a na jego twarz powrócił typowy, radosny wyraz, powiedział:
- No, no, nie ma o co się denerwować. Jestem pewien, że pan Zygfryd zapewni nam wszystkim jakąś kwaterę. Widziano już, jak jechaliśmy ulicami w takiej właśnie grupie, więc pewnie całe miasteczko huczy aż od plotek na naszych temat. Możemy bez obaw pokazywać się razem. Co do waszych planów, brzmią całkiem sensownie, ale proszę, abyście skonsultowali je z panem Zygfrydem. Jeśli pójdziecie ot, tak sobie, jest on gotów pomyśleć, że zrezygnowaliście z pracy...
Helmut spojrzał zachęcająco na najemników. Ci, nieco przestraszeni perspektywą utraty zapłaty, usiedli na miejscach. Nie musieli długo czekać. Łowca po około dziesięciu minutach wyszedł z gabinetu burmistrza. Zbliżył się do niego Felix, który przedstawił plan drużyny. Sługa Sigmara zastanowił się przez chwilę, po czym skinął lekko głową i zwrócił się do swoich podwładnych:
- Cenię sobie waszą inicjatywę, ale proszę, abyście nie wchodzili w konflikt z władzami miasta. Burmistrz wyjaśnił mi, że po niedawnym najeździe Chaosu wśród strażników miejskich i żołnierzy panuje dość nerwowa atmosfera i łatwo ich sprowokować. Do tego za trzy godziny macie stawić się w tym budynku i powiedzieć urzędnikowi przy wejściu, że chcecie udać się na radę w imieniu łowcy czarownic.
Po tych słowach łowca odwrócił się i zszedł po schodach do holu wejściowego. Najemnicy wkrótce poszli w jego ślady.

Na dole grupka podzieliła się, uwzględniając nowego członka w grupach. Pan Donatien udał się w poszukiwaniu dręczących go informacji, Shandra rozpoczęła poszukiwania użytkowników magii w Krefelheim, Eckhard oraz Jerik wyruszyli po mapę miasta, natomiast Larsowi przypadło w udziale wykonanie mapy obozu uchodźców. Przed ruszeniem w drogę wszyscy spytali urzędnika przy wejściu o wstępne informacje i kierunki.

"Miejsca spotkań powiadacie, panie? no cóż, jest tu niedaleko taka karczma "Otwarta przyłbica". Porządny lokal, żadna tam mordownia.
Kierując się takimi słowami urzędnika, von Litz znalazł się pod drzwiami wyżej wymienionego lokalu. Na szyldzie widniała przyłbica ozdobiona pięknym pióropuszem. Szlachcic wszedł do środka, otwierając solidne, dębowe drzwi. Spodziewał się tłoku i gwaru, charakterystycznego dla karczm. Okazało się jednak , że "Przyłbicę" można by spokojnie określić mianem restauracji. Spora sala zastawiona była licznymi, stołami, które nakryte były białymi obrusami. Rzut oka na klientelę pozwalał z łatwością ustalić poziom lokalu: dominowały kupieckie stroje, od czasu do czasu dało się zobaczyć ludzi ubranych po szlachecku. Młody rajtar podszedł do wyczyszczonej na wysoki połysk lady, za którą stał odziany w elegancki strój, niewysoki mężczyzna. Zwrócił uwagę na nowo przybyłego, uśmiechnął się i powiedział:
- Witam w "Otwartej Przyłbicy", najlepszym lokalu w mieście. Czym mogę panu służyć?

- Magowie? A jest w miasteczku taki jeden, przyjezdny. Mieszka w dużym domu przy rynku. Pozna pani od razu, ma nawet na drzwiach wizytówkę magika. Magisterka Ognia nie była w stanie dowiedzieć się więcej na temat drugiego licencjonowanego użytkownika magii w Krefelheim. Skierowała się w stronęrynku. Zdaje się, że był wówczas dzień handlowy, jako że rynek pełen był sprzedawców, hałaśliwie zachwalających swoje towary, nie wspominając już o potencjalnych nabywców, liczonych w setkach. Panował hałas, zapach będący mieszanką smrodu niemytego ciała i woni dziesiątek różnych potraw. Ale przede wszystkim panował ścisk. Dziesiątki przechodniów przewalało się w te i wewte, potrącając Shandrę. W pewnym momencie poczuła ona szczególnie mocne uderzenie. Gdy odwróciła się, aby nakrzyczeć na "napastnika", zobaczyła kątem oka dziwny widok. Otóż niewielki nożyk kierował się w kierunku rzemyka przytrzymującego sakiewkę czarodziejki. Ostrym narzędziem kierowała ubrudzona ręka, należąca co chudego, umorusanego chłopca, najwyraźniej nie zdającym sobie sprawy z tego, że przyciągnął uwagę swojej niedoszłej ofiary.

- Plan miasta? Jest taki kupiec, co niedrogo sprzedaje dobre mapy. Jego sklep znajduje się przy Lektoralee, gdzie dojdą panowie skręcając w Eckestrasse, następnie udając się wzdłuż Kaiserstrasse, a potem... No tak, panowie miasta nie znają. No to będzie trzecia ulica w lewo, potem druga w prawo, pierwsza w lewo i są panowie na Lektoralee. Po prawej stronie jest sklep z szyldem, na którym wyrysowana jest mapa Imperium. To sklep Feldermana, kartografa. Urzędnik był w stanie udzielić Eckhardowi i Jerikowi takich informacji. Szli więc zgodnie z wytycznymi, aż weszli w wąską, śmierdzącą pomyjami uliczkę. Zaczęli mieć wrażenie, że zabłądzili, w czym utwierdził ich jeszcze fakt, że z obu stron uliczki zbliżali się podejrzani osobnicy. W końcu najemnikom zagrodziła drogę dwójka z nich, a z drugiej strony podeszła kolejna para. Jeden z grupki uśmiechnął się krzywo, mówiąc:
- No no no, panowie żołnierze zabłądzili, ha? Jeśli chcą do koszar wrócić w jednym kawałku, niech dadzą wszystkie swoje pieniążki... i ten wielgachny miecz, podoba mi się.

- Obóz uchodźców? Nikt nie wie, ile osób tam mieszka, a co dopiero jak to wygląda... No, ale jest tam chyba jaki przywódca, jego trzeba by spytać. A, w okolicy jest jeszcze kilka wiosek. Urzędnik wiedział tylko tyle na temat obozu rozbitego pod miastem. Lars był jednak zadowolony, gdyż mógł wydostać się z hałaśliwego, śmierdzącego i zatłoczonego miasteczka. Jednak okazało się, że jego nadzieja była przedwczesna, gdyż przed bramą miasta zatrzymał go nadgorliwy oddział strażników. Dowódca żołnierzy spojrzał na zwiadowcę spode łba, po czym odchrząknął i spytał się:
- Powód opuszczenia miasta? Czy jest jakaś kontrabanda?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:40.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172