lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [warhammer 2ed.] Sesja dla nowicjuszy/warsztaty (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/9762-warhammer-2ed-sesja-dla-nowicjuszy-warsztaty.html)

Cartobligante 24-02-2011 19:05

Mortim wymierzał własnie kolejny cios, gdy został przywołany przez Anzelma. Z dumą spojrzał jeszcze w miejsca po swoich cięciach. "Najwyraźniej kiedyś nie najgorzej władałem mieczem"- pomyślał. Głośno wywołane jego imię oderwało Mortima od prób przypomnienia sobie, czy kiedykolwiek posługiwał się białą bronią. Anzelm sprawiał wrażenie wielce zakłopotanego jak na zapijaczonego weterana, ale nie to zastanawiało go teraz najbardziej. Coś podpowiadało elfowi, że szykują się nie lada kłopoty, ale ku jego niezadowoleniu jeszcze nie wiedział jakie.
Służba od pierwszego dnia dawała ostro w kość, więc gdy tylko dowiedział się o swojej pierwszej, jakże z jego punktu widzenia ryzykownej dla rekrutów misji, już wiedział, że to właśnie przeczucie niezwykle krótkiej kariery w szeregach imperialnej armii było tą niespokojna myślą, która nie dawała mu spokoju.

Rozkaz udania się do zbrojowni nie ucieszył go nadto. Skoro nawet doświadczeni zbrojni nie wracali żyw to co mogło by jego samego uchronić od niechybnej śmierci? Nieusłuchanie rozkazu i tak pewnie groziło by skróceniem o głowę. A moze by tak... zasymulować wyjście na patrol, a potem dać nogę.. skoro i tak nikt nie wrócił, to jego zniknięciem takze nikt by się nie przejął.

Jako elf zdecydowanie we krwi miał umiejętnosci strzeleckie, więc zaraz po wejściu do zbrojowni zapytał o broń miotającą. Jego uwagę zwrócił długi elfi łuk- niezwykle dobrze leży mi w dłoni, może zabrano mi go podczas napaści i sprzedano? Dobrze wypełniony kołczan wydawał się być wspaniałym uzupełnieniem do tej broni.
Zatrzymam mój miecz, ale w razie gdyby nie udało mi się sparować ciosów tego... czegoś... przydała by mi się jakaś zbroja. Zestaw pełnej zbroi kolczej odpowiadał mu chyba najlepiej. W miarę wytrzymała- nie krępuje ruchów..
-Jestem od zadań specjalnych, biorę to wszystko! rzekł stanowczo.

R@ven_91 27-02-2011 13:55

Ćwiczenia poszły lepiej, niż Lambert się spodziewał.

Wspomnienie bólu i upokorzenia, jakiego doznał pracując w karczmie dodało młodzieńcowi siły. Uderzył kukłę mieczem, z satysfakcją obserwując odpadający kawałek drewna, imitujący ramię adwersarza. Chłopak pozwolił sobie na krótki okrzyk zwycięstwa, którego szybko pożałował. Patrzące na niego kpiąco twarze nie pozastawiały złudzeń, że bardzo się wygłupił. Zamilkł więc i wrócił do ćwiczeń.

Pojawienie się na placu trójki postawnie wyglądających wojowników sprawiło, że Lambert zaczął z większym zapałem ćwiczyć sztychy mieczem i zasłony. Może przyszli tu ich sprawdzić? Swą mizerną posturę chciał zatuszować gorliwością i oddaniem. Przynajmniej na tyle było go stać. Niestety, przybyli miast obserwować nowych rekrutów przechadzając po placu zamienili tylko kilka słów z Anzelmem i zniknęli.

Z ukłuciem żalu Lambert wrócił do treningu. -Wspaniała armia,- pomyślał. Stary tłusty nierób szkoli żołnierzy a prawdziwi wojownicy pojawiają się na chwilę i zaraz znikają. Jak pozostałości po dawnej chwale... Jak proporce zerwane wichrem i unoszone nad zroszonymi krwią polami bitew.

Rozmyślania przerwało pojawienie się kapitana. Kątem oka Lambert zauważył zdenerwowanego Anzelma, gestykulującego szybko i wskazującego na niego, i dwóch elfów ćwiczących niedaleko. Chwilę potem podszedł do nich sprężystym krokiem.

-Ej wy! Chodźcie za mną!- wydał rozkaz kapitan.

Nie było wyjścia. Z satysfakcją obserwując zdziwione twarze innych rekrutów ale i z poczuciem lekkiego niepokoju, Lambert udał się wraz z dwójką elfów za kapitanem.

A niepokój okazał się uzasadniony. Chwilę potem było już jasne co i jak.

Coś zabijało ludzi. A on, Lambert, i tych dwóch elfów miało coś z tym zrobić. Za dwie godziny mieli pobrać sprzęt w zbrojowni i wyruszyć wieczorem z Anzelmem do kanałów.

Po raz pierwszy w życiu Lambert naprawdę się bał. W zabiciu tego strachu nie pomogła mu skórzana kurta, którą pobrał ze zbrojowni. Ciężar przytroczonego do pasa miecza, mimo doskonałego dopasowania nie dodawał otuchy. Paraliżował lękiem. Bo być może po raz pierwszy będzie trzeba go użyć w obronie życia. Ciemność przerażała. Nawet mimo faktu, że od urodzenia znakomicie w niej widział.
Bał się, ale nie chciał wyjść na tchórza.
Pobrał broń, zjadł posiłek w kantynie i kiedy wszyscy nowi rekruci udawali się na spoczynek przed kolejnym dniem szkolenia, on rzucał na szalę swoje życie. Punktualnie wieczorem stawił się na miejsce zbiórki. Czekając na Anzelma i współtowarzyszy, modlił się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę szczerze...

Mortarel 28-02-2011 15:23

-Oddział specjalny?- żachnął się zbrojmistrz, wydając wam ekwipunek. – Od kiedy to takie chucherka są w oddziałach specjalnych!? To tylko strata sprzętu i ludzi.- Burknął pod nosem. Skwitowaliście to milczeniem. Pobraliście sprzęt i udaliście się do swoich zajęć.

Kiedy zaczął się wieczór, dostaliście informacje, że Anzelm oczekuje was przed bramą koszar. Nie było już odwrotu. Wzięliście potrzebne wam rzeczy i udaliście się do niego. Kiedy znaleźliście się pod bramą, ujrzeliście Anzelma opartego o ścianę. Ledwo stał na nogach, widocznie wypił cały dzban piwa, po który wysłał „osiłków”. Na wasz widok odezwał się: -Co za różnica, czy jestem trzeźwy..hic, czy nawalonyy.. hic! – bełkotał, - A wy jak pożegnaliście się ze światem? Nieważne, idziemy. To niedaleko… hic!- odwrócił się i gestem ręki nakazał pójście za sobą.

Jak tylko minęliście bramę, dołączył do was oddział 10 strażników. Stanowili waszą eskortę. Mieli odprowadzić was do wejścia, do kanałów. A następnie czekać na wasz powrót.
Gdy dotarliście na miejsce, wskazano wam wlot do kanału. Wlot znajdował się niedaleko doków. Śmierdząca woda czarnego koloru wypływała z niego wpływając wprost do rzeki. Wręczono wam po pochodni i pozwolono ostatni raz spojrzeć na niebo. Właśnie zachodziło słońce.
-Powodzenia- powiedział dowódca eskorty. Anzelm odburknął coś nieartykułowanego. –Dobra, za mną.- Rozkazał i wszedł do kanału chwiejnym krokiem. Strop był na tyle wysoki, że można było iść wyprostowanym. Jednak brodziło się prawie po kolana w śmierdzącej wodzie pełnej fekaliów i innych nieczystości.

Aegnor

W zbrojowni otrzymałeś mocny skórzany pancerz i nowiutki miecz. Wymieniono także twoją kuszę, na sprawniejszą. Od wymarszu z koszar targały tobą dziwne przeczucia.

Mortim

Zbroja, którą wybrałeś zaczęła ciążyć Ci już chwile po wymarszu. Do tego była niewygodna. Nie byłeś przyzwyczajony do pancerza tego typu, teraz musisz się w nim męczyć.

Lambert

Dotarło do Ciebie, że już nie ma odwrotu. Zapewne zginiesz w miejskich kanałach ubabrany gównem i nikt nie będzie o tobie pamiętał. Zamiast grobu zeżre Cię jakaś bestia. Chyba tylko cud mógłby ciebie ocalić.

PS. proszę zapoznać się z moim ostatnim wpisem w komentarzach.

Rhaimer 28-02-2011 21:45

Przechodząc do zbrojowni był ciekaw, spośród jakiej palety broni będzie mógł wybierać. Marzył o porządnej kuszy i dobrze naostrzonym mieczu, który zetnie łby tym plugawcom, którzy ośmielają się dokonywać mordów na terenach Altdorfu.
Podobnie jak pozostali, przemilczał dokuczliwy komentarz zbrojmistrza. Najwyraźniej strażnicy miejscy nie byli edukowani w zakresie kultury osobistej i dobrego wychowania. Sądząc po twarzach i zachowaniu niektórych z nich (włączając Anzelma) żołnierzowi w służbie straży miejskiej zależało na tym, by się porządnie napić, nażreć i ponapierdalać* gdzie popadnie.
On jako elf nie wyobrażał sobie swojej przyszłości w ten sposób. Zaczynał żałować podpisanej umowy i przybycia tutaj.
Chciałby, mieć możliwość dumnie służyć Imperatorowi jako jego sługa w mieście Altdorf. Być może kiedyś trafiłby w szeregi królewskiej ochrony. Myślał, że wszyscy strażnicy chcą jedynie sprawiedliwości, że są prawymi i dobrymi ludźmi. Rzeczywistość po raz kolejny ukazała swe brutalne oblicze "policzkując" boleśnie wyobrażenia młodego elfa.

Zbliżający się wielkimi krokami wieczór dawał się we znaki Aegnorowi. Jego umysł bił się z niepokojącymi myślami. Najbardziej trapił go fakt obecności Anzelma w tej wyprawie. Cała trójka pewnie poradziłaby sobie bez niego bez problemu. A tak, będą mieli zbędny balast w swojej drużynie. Długouchy zakładał, że sprawi im same kłopoty. Widok pijanego Anzelma nie zdziwił chyba nikogo. Za to zaskoczenie nastąpiło, tuż po dołączeniu oddziału składającego się z dziesięciu zbrojnych strażników. Elf kroczył dumnie otoczony takimi ludźmi. Każdy z nich wyglądał groźnie i równie dobrze, którykolwiek z nich mógłby zastąpić go w tym zadaniu. On jako najemnik pragnął pieniędzy, walki i krwi. Nie mógł przepuścić takiej okazji. Chciał się zasłużyć i dostać awans, by wydostać się z tego bagna jak najszybciej. Wchodząc do kanału, popatrzył po raz ostatni na słońce. Jego blask, jego ciepło... Być może nigdy go już nie ujrzy. Wziął się jednak w garść. To te złe myśli nachodziły jego głowę siejąc w niej strach. A to był najgorszy doradca.

Elficki najemnik wciąż borykał się z faktem powracającego instynktu, nieustannych myśli, które nawiedzały go i napawały obawą o wyprawę. Coś się miało stać. Kontemplował nad tym brodząc po kolana w wodzie pełnej nieczystości. Nie uśmiechało mu się to, ale plugastwo należało wytępić od samego źródła, by już nigdy więcej nie sprawiało kłopotów. Krocząc po kanałach starał się zapamiętać drogę, by nie musieli błądzić, gdy będą wracali, lub, co gorsze - uciekali. Mając na sobie skórzany pancerz czuł pewną ochronę w stosunku do fekaliów. Gdy patrzył na te zanieczyszczenia marzył o łaźni, gdzie mógł zmyć z siebie wszelkie przewiny i trudy dnia. Ale na taką nagrodę trzeba zasłużyć i cierpliwie czekać. W pewnym momencie, by być bezpiecznym wyciągnął miecz i umiejscowił go w prawej ręce. Kusza z kołczanem bełtów spoczywała na jego plecach. W kanałach niewygodnie będzie jej używać. Na początek postanowił bronić się mieczem. Był o wiele lepszy w walce wręcz, a kto wie, czy coś lub ktoś nie wyskoczy z wody, lub zza rogu którejś z odnóg kanałów.

* - z góry przepraszam za to przekleństwo, ale chciałem podkreślić charakterystykę.

Cartobligante 03-03-2011 10:18

Dopiero w kanałach Mortim zdał sobie sprawę ze znaczenia nazwy swojego oddziału. Specjalny... chyba.. specjalnej troski!!!- Dowódca zalany, że chyba tylko wąskie mury tego klaustrofobicznego miejsca nie pozwalały mu upaść. Człowiek, który albo na swą rasową dumę albo głęboki strach z nikim nie zamienił słowa. On sam, elf bez przeszłości i z jakże niepewną przyszłością, do tego w niezwykle ugniatającej jego ramiona zbroi, której zwrócić nie miał już czasu, o ile było to możliwe. I elf, równie wystraszony, niepewny, zdawał się być jednak najbardziej zaufanym kompanem.

Wchodząc do kanałów postanowił zająć miejsce właśnie między człowiekiem a elfem, co z jednej strony dało by mu taktyczną przewagę obronną, a z drugiej możliwość swobodnego porozumiewania się. Nie miał z początku na tyle odwagi by zamienić z kimkolwiek słowa, gdyż wszechogarniająca cisza i odór jaki tu panował nie pozwalały mu się skupić. Mortim ściskał swój medalion, jedyne "bogactwo" jakie mu zostało wierząc, że przyniesie mu to chociaż odrobinę szczęścia w tym odrażającym miejscu.

Gdy już nieco przywyknął do panujących tu warunków zagadnął prawie szepcząc.. licząc że idący na czele Anzelm w jego stanie nic nie zrozumie.

- No to wpadliśmy po uszy w gówno panowie i to dosłownie. Jakiś pomysł co dalej?- próbował zaskarbić sobie chociaż odrobinę ich zaufania.
- Nie chciałbym przekonywać się o waszych umiejętnościach czy lojalności względem amii dopiero w boju. W końcu życie każdego z nas leży już nie tylko w naszych własnych rękach.
- Osobno nie opuścimy tych kanałów z życiem.- Takie miał przeczucie.
- Albo zginiemy tu razem albo... Udamy CIEmne Księżycowe Anzelma Mądre mYśli?.

Nie miał ochoty walczyć bez przygotowania, ze skrępowanymi ruchami. Wyciągnął miecz dla bezpieczeństwa rozglądając się za możliwym wyjściem.

Mortarel 06-03-2011 20:48

Szliście niedużym tunelem, który w pewnym momencie skończył się, otwierając widok na dużo większy kanał. Wyglądało to dokładnie, jakby tunel, którym przyszliście był tylko jednym z bocznych odgałęzień. Teraz zaś znaleźliście się najwidoczniej w głównym kanale. Było tu znacznie szerzej i wyżej. Środkiem kanału płynęły nieczystości, natomiast po bokach znajdowały się brzegi koryta, na tyle szerokie, że można było się na nie wdrapać i iść nimi wzdłuż ściany. Mogliście iść jedynie przed siebie, gdyż nieliczne boczne wejścia, które mijaliście były zakratowane. Po kilkuminutowej wędrówce dotarliście do miejsca, w którym tunel poszerzał się jeszcze bardziej i krzyżował z drugim podobnym tunelem. Wejście na wprost było jednak zakratowane, mogliście iść jedynie w prawo albo w lewo, albo wrócić się skąd przyszliście. Jednak zanim zdecydowaliście, którą drogę obrać, coś dziwnego stało się z Lambertem. Mężczyzna szedł jak do tej pory nieco z przodu i kiedy dotarliście do skrzyżowania od razu skręcił w prawo, oświetlając tunel.

-T-tam c-coś j-j..!- krzyknął trzęsąc się ze strachu, ale nie zdążył dokończyć, bowiem głos jego przerwał ryk. Czarny cień z niebywałą prędkością wypadł z mroku powalając Lamberta na plecy. Człowiek zdążył wydać z siebie jedynie nędzny skrzek, kiedy to odgłos łamanego karku odbił się echem od ścian tunelu. Aż ciarki przeszły po waszych plecach. Jego pochodnia spadła do wody i zgasła. Miejsce, w którym stał zniknęło w ciemności wraz z tajemniczym monstrum, które w krótkiej chwili pozbawiło go życia.

Na ten widok Anzelm wrzasnął -Już po nas! Ratuj się kto może! – a następnie rzucił się do ucieczki. Jednak był tak pijany, że po kilku krokach przewrócił się lądując prosto w nieczystościach. Kiedy podniósł się zamarł w bezruchu. –Ta cisza przeraża mnie najbardziej.- Wyszeptał.

Stoicie dokładnie na skrzyżowaniu. Pochodnie rozświetlają tunel na odległość 8 m, jednak dzięki zdolności widzenia w ciemności oboje jesteście w stanie dostrzec ciemny kształt skradający się powoli w waszą stronę. Znajduje się może niecałe 12m od was i kieruje się do granicy światła pochodni.

PS. R@ven_91 zrezygnował z gry:) ale mam nadzieję, że dokończymy przygodę razem. Umówmy się tak, że jeśli dodacie odpowiedź wcześniej, to po waszych postach będę wrzucał swojego. Chyba, że będziecie prowadzili jakiś dialog, to dam wam się wykazać.
Jeśli zakończymy ta przygodę i będziecie chcieli dalej grać (bo np. wam się spodoba), to zrobię rekrutację dodatkową. Przyjmę 2 sprawdzonych graczy i możemy śmigać.


Jeśli ktoś potrzebowałby pomocy co do walki/przygotowania akcji to znacie moje gg ;) ew. PW

Cartobligante 07-03-2011 10:39

Ku niezadowoleniu Mortima nikt nie podjął rozmowy. Może nikt nie wpadł na znaczenie jego niewyrafinowanej zagadki. Wszyscy brodzili już od dłuższego czasu w Altdorfskich fekaliach i najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało bo wyglądali na bardzo zamyślonych. Pomysł o ucieczce nie przyjął się wcale, zresztą, co by to dało skoro każda napotkana odnoga była wąska i zakratowana. Z każdym momentem jego niewygodna zbroja ciążyła mu bardziej, tak, że niewygodnie było mu trzymać miecz. Wiedział, że zbroja nie da mu przewagi w starciu, którego wszyscy się spodziewali, więc wolał polegać na swojej wrodzonej zręczności, gdyby trzeba było odskoczyć lub uniknąć ciosu, niż z góry skazać się na powolne ruchy i utratę równowagi. Pozostawił zatem zdjąć tą kupę metalu i zostawić sobie tylko hełm, gdyż nie zakrywał mu widoczności. Zręcznie poodpinał paski zostawiając to cholerstwo w ścieku. Na skrzyżowaniu dogonił resztę swojego oddziału, który przyglądał się właśnie poszerzonemu tunelowi a Anzelm bełkocząc pod nosem wskazywał kierunek marszu.

Schował miecz do pochwy i wyciągnął z kołczanu strzałę przykładając ją do łuku, który zaraz wyciągnął. „To miejsce nie nadaje się na heroiczną szarżę, lepiej gdy silniejsi ruszą przodem a ja osłonie ich strzałami.” Dodało mu to odrobinę więcej pewności siebie.

„W końcu będę mógł rozprostować kości”- pomyślał stając na środku korytarza. Po chwili namysłu wspiął się na chodnik, jednak nie na ten, którym szedł Anzelm i Lambert, lecz ten po drugiej stronie ścieku. „Idąc w kolumnie nic nie zyskam na strzelaniu, idąc obok będę miał zawsze jakiś szerszy kąt działania”- pomyślał.

-Aegnorze! Myślę, że jeżeli pójdziemy po drugiej stronie kanału, to da nam to możliwość szerszego pola ostrzału i co za tym idzie lepszej celności… "niż strzelanie zza tego grubasa"- dodał w myślach.

Nie czekał na reakcję elfa, chociaż wolał wiedzieć gdzie znajdują się jego „plecy” w razie nieoczekiwanego rozwoju wydarzeń. Ścisnął wiszący na szyi medalion i ruszył wraz z grupą. Nie szedł na równi z Lambertem i Anzelmem tylko trzymał swoje miejsce w szeregu tak, by idący po drugiej stronie ludzie byli lekko z przodu, on sam po drugiej stronie kanału jakby za nimi.
Po chwili marszu, ku zaskoczeniu wszystkich, Lambert padł z krzykiem na ustach. Mięśnie napięły się, zasnęły mocniej łuk, chwyciły pewniej strzałę. Ponieważ trzymał ją już na cięciwie, przyjrzał się cieniowi w oddali i napiął łuk. "Może to i lepiej, że nie rozpoznaje tego, co się tam kryje" pomyślał dodajac sobie otuchy.
Inicjatywa [Rzut w Kostnicy: 45]


Cień zdawał się skradać powoli, widział jedynie zarysy, więc wycelował w największą plamę zbliżającej się szarości i wyszeptał wspominając na ściskany wcześniej medalion- „Przodkowie, nie dajcie mi zginać nie poznawszy wcześniej prawdy o sobie samym” Poczuł dreszcz, ciepło jakie napełniło jego ciało.. umysł wyklarował się całkowicie więc przymierzył i wypuścił strzałę, która leciała prosto w cel.
[Rzut w Kostnicy: 30]

(nie doliczałem modyfikatora celowania, ani ew. dodatków od wsparcia sił nadprzyrodzonych do których się modliłem, US 45)

Wydawało mu się, że trafił w głowę, (lokacja 03), nie widział tego jeszcze dokładnie. Był pewny, że nie chybił- „Taki ryk wydają tylko wielkie stworzenia, a tu takie nie mają jak uniknąc tak celnie wypuszczonej przez elfa strzały.”
[Rzut w Kostnicy: 7]

Rhaimer 10-03-2011 12:55

Altdorf - miasto, które kojarzyło się z prawością, sprawiedliwością i siłą, przybrało teraz nieco inny kształt w wyobraźni Aegnora. Jak w każdym większym skupisku ludzkim, życie w podziemiu było o wiele gorsze. Altdorf kojarzył mu się teraz z rzeką pływającego gówna, oraz tchórzliwym Anzelmem, który był niczym zbędny balast.
Elf wychylił się naprzód ich małej grupki. Z niskiego i niewygodnego, do spacerów, tunelu przeszli do większego, gdzie swoboda ruchów miała o wiele szerszy zakres. Naśladując Mortima dobył kuszy, która wydawała się leżeć pewniej w jego rękach. Rozglądał się po każdym zakamarku, by dostrzec, to co umknie oczom innych. Jednak na razie zdawało się być tam spokojnie.

- Aegnorze! Myślę, że jeżeli pójdziemy po drugiej stronie kanału, to da nam to możliwość szerszego pola ostrzału i co za tym idzie lepszej celności… - słysząc słowa elfickiego brata, które brzmiały jak najbardziej słusznie, posłuchał tej rady i wspiął się na drugą stronę kanału. Szedł tuż, tuż za Mortimem. Pierwszym, którego zdążył poznać jeszcze w koszarach. Być może lepszym pomysłem byłaby rotacja drużyny, to znaczy - jeden walczący wręcz i jeden sprawnie posługujący się łukiem, czy kuszą, lecz teraz było za późno na zmiany, co szybko się potwierdziło.
Decyzja Lamberta była zbyt pochopna i przypłacił za to życiem. Jak każdy w grupie, tak i Aegnor poderwał się ze strachu, a na jego placach zawitały ciarki i krople potu. Wróg był niebezpieczny - to było pewne. Przez chwilę pomyślał nawet, że ma do czynienia ze swego rodzaju magicznym dymem... Nie wiedział co robić. Czy formować szyk obronny, czy ratować samego siebie i uciekać? Jednak to było zadanie i najpewniej byłby powieszony, gdyby wybrał drugą opcję. Zresztą duma mu na to nie pozwalała.

Zaciekawił go fakt, że przeciwnik zaatakował tak szybko. Tak jakby bał się światła lub ognia. To była pewna wskazówka, którą Aegnor chciał sprawdzić. Żałował, że nie ma ognistych bełtów lub więcej pochodni. Dałby popalić temu czemuś. Nie chciał marnować jedynego źródła światła i rzucać pochodnią w tajemniczą istotę. Postanowił zaatakować z daleka i tak szybko jak to tylko możliwe zaatakować mieczem, by nie pozwolić przeciwnikowi na szybką reakcję. Naciągnął bełt na kuszę, po czym dokładnie wycelował.
"Niech tylko się tu zbliży, a potraktuję go moją kuszą. Pożałuje tych morderstw".

[Rzut w Kostnicy: 42]

[Rzut w Kostnicy: 80]

Cartobligante 10-03-2011 17:01

Z towarzyszem za plecami Mortim czuł się znacznie pewniej. Wyciągnął kolejną strzałę i czekał chwilę, jakby chciał sprawdzić czy wystrzelone pociski wywarły na tym czymś jakiekolwiek wrażenie.

Mortarel 13-03-2011 15:48

Mortim wystrzelił z łuku, mierząc w stronę przeciwnika, gdy tylko strzała przecięła powietrze, usłyszeliście ryk wskazujący, że dosięgła celu. Niestety, Aegor nie miał tyle szczęścia. Zdołał jedynie przeładować broń i oddać jeden, niecelny strzał.

W tym samym momencie bestia dała susa w waszym kierunku, wpadając w krąg światła rzucany przez wasze pochodnie. Potężna sylwetka ogromnego kota stała się teraz doskonale widoczna. Słyszeliście o dużych kotach jak ryś, bądź żbik, ale ten był inny. Jego sierść była idealnie czarna, to przez to trudno było rozróżnić wyraźnie jego kształt w ciemności. Natomiast jego rozmiar sprawił, że poczuliście prawdziwy strach. W kłębie wysoki na około metra, zaś długość jego ciała w przybliżeniu wynosiła prawie dwa metry! Nie licząc ogona. "Skąd u licha wziął się tak duży kot w kanałach?!" - była to pierwsza myśl, jaka przyszła wam do głowy.

Bestia ryknęła wściekle, odsłaniając ostre jak brzytwa zęby. Potężne szczęki bez problemu mogły kruszyć kości i łamać karki. Łapy zakończone pazurami mogły z łatwością powalić nawet postawną osobę.

Na pysku kot miał paskudną ranę, strzała Mortima dosłownie przeorała jego prawy policzek. Kot ze wściekłością rzucił się na najbliższy sobie cel- starego Anzelma, który właśnie co podniósł się z koryta nieczystości.

WW: [Rzut w Kostnicy: 42]

Cios był niecelny. Bestia zamachnęła się łapą, ale ostre pazury jedynie cięły powietrze. Anzelm zachwiał się, ale po chwili odzyskał równowagę, chwycił mocniej miecz i zadał cios:

WW: [Rzut w Kostnicy: 16]

Szczęście wyraźnie mu sprzyjało, bowiem, mimo, że był pijany, jakimś cudem udało mu się wykonać idealny niemal zamach. Był on na tyle celny, że nawet, iż Anzelm miał utrudnioną sprawę, jeśli chodzi o posługiwanie się mieczem po pijaku, to nie miał prawa spudłować.

Obrażenia: [Rzut w Kostnicy: 4]

Cios trafił wielkiego kota prosto w korpus, a siła uderzenia odepchnęła go do tyłu, mimo wszystko cios ledwie rozciął skórę. Bestia ryknęła złowieszczo szykując się do kolejnego ataku, ale Anzelm nie skończył, lata treningu na dziedzińcu koszar wpłynęły wyraźnie ja jego umiejętności w zakresie walki. Kiedy kot najmniej się tego spodziewał, Anzelm wyprowadził jeszcze jedno szybkie pchnięcie:

WW: [Rzut w Kostnicy: 83]

Niestety, cios okazał się chybiony.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172