lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Literatura (http://lastinn.info/literatura/)
-   -   [recenzje] Wyzwanie 2017 - 12 książek w 12 miesięcy (http://lastinn.info/literatura/16777-recenzje-wyzwanie-2017-12-ksiazek-w-12-miesiecy.html)

Leminkainen 09-11-2017 16:02

11/12
Harper Lee
Idź, postaw wartownika



******** - Wow! Wgniotło mnie w fotel.

Na drugą książkę w dorobku literackim Harper Lee, po rewelacyjnym Zabić drozda przyszło nam sporo czekać (choć książka była gotowa w zasadzie już od lat) ale z całą pewnością było warto.

Zabić drozda przyniosło nam oglądaną oczami małej dziewczynki pomnikową postać Atticusa Fincha, Idź, postaw wartownika pokazuje jak dorosła już Jean Louise "Skaut" Finch jako dorosła osoba dostrzega rysy na tym pomniku. Nie będę zdradzał zbyt wiele z fabuły. Jest to niewątpliwie książka po którą trzeba sięgnąć.

Zapatashura 11-11-2017 17:36

15/12

Paul S. Kemp - Lords of the Sith


** - bolało... wciąż boli

Tytuł i okładka książki sugerują, że będzie ona opowiadała o przygodach Dartha Vadera trenującego i wykonującego zadania pod czujnym okiem Imperatora.
No, to skoro już nacieszyliśmy oczy okładką, to książka tak naprawdę traktuje o rebeliantach (i to nie tych spod znaku księżniczki Lei, tylko jakichś pozbawionych znaczenia twi'leczańskich członków ruchu oporu) i politycznych knowaniach imperialnych urzędasów. Fałszywa reklama dźwignią handlu i tak dalej.
Zasadniczo w książce przeplatają się trzy wątki - nudny, nudniejszy i krótki.
Wątek nudny to zamach jaki Cham Syndula (ponoć jakaś postać z animowanych Wojen Klonów) i jego prawa ręka - Isval, przeprowadzają na gwiezdnym niszczycielu, na którego pokładzie przebywają Lordowie Sithów. Jak powszechnie wiadomo z epizodu IV, Darth Vader i Imperator zginęli w takim właśnie zamachu parę lat po wojnach klonów... co? Nie zginęli? Czyli wszyscy z góry wiemy, że wątek zmierza do nikąd.
Wątek nudniejszy, to polityczna intryga niejakiego Belkora, który próbuje obalić moff Mors i objąć jej miejsce, jako polityczny reprezentant imperium na planecie Ryloth. Ponieważ wszyscy członkowie imperium są skrajnie niekompetentni, Belkor daje się zmanipulować Chamowi i staje się jego niechętnym sprzymierzeńcem i bezwolnym zdrajcą imperium. Czytelnikowi strasznie z tego powodu wszystko jedno, bo przecież imperialni oficerowie to zło wcielone i kosmiczni naziści, zatem nie posiadają żadnych cech, które wzbudzałyby sympatię, albo pozwalały czytelnikom się z nimi identyfikować.
Wątek krótki to te momenty, kiedy oglądamy historie z perspektywy Dartha Vadera i Dartha Sidiousa. I jest to jedyny powód, dla którego książka nie otrzymuje ode mnie jednej gwiazdki. Wyczyny i umiejętności Vadera opisane są w książce w sposób, który pokazuje go jako prawdziwego potwora w oczach zarówno jego wrogów, jak i jego żołnierzy. Interakcje pomiędzy nim a jego mistrzem nakreślają też dobrze dynamikę pomiędzy tą dwójką i prezentują jak pokręcona i chora jest relacja między mistrzem sithów a uczniem. Czy jednak dla tych paru fajnych scen i rozmów warto czytać całą książkę? Nie, nie warto.

16/12

Nail Gaiman - Gwiezdny Pył


***** - nawet, nawet

W stosunku do Gaimana jestem obiektywny, jak TVP w stosunku do PiSu, więc z góry wiadomo, że książka mi się podobała.
Jest to klasyczna baśń, opowiedziana z mistrzowskim kunsztem Gaimana. Młody mężczyzna, niejaki Tristran Thorn, aby zdobyć serce pięknej Victorii obiecuje jej przynieść gwiazdę, która spadła gdzieś w Krainie Czarów. A że w takiej czarodziejskiej krainie nic nie jest takie, jak się wydaje, to gwiazda zamiast być bryłką metalu okazuje się być piękną kobietą, a podróż by ją odnaleźć przeradza się w rzeczywistości w podróż, która z chłopaka czyni mężczyznę. Uczciwie mówiąc, nic w “Gwiezdnym Pyle” nie jest szczególnie oryginalne. Ani wiedźmy (obowiązkowo trzy), które też poszukują Gwiazdy w swoich niecnych celach, ani źli, bratobójczy książęta, którzy poszukują tej samej Gwiazdy, ale w innych niecnych celach, ani nawet koniec historii, którą średnio oczytana osoba odgadnie już po tych paru zdaniach recenzji. A jednak wszystko to jest skonstruowane z takim humorem i taką pieczołowitością, że nie sposób się od tej książki oderwać. Od szaleństwa magicznego świata, jego pokręconej logiki i nie mniej pokręconych postaci, ani od tego jak sympatyczni są bohaterowie.
Z czystym sumieniem mogę ją polecić młodemu czytelnikowi, albo starszemu czytelnikowi, którego jeszcze nie zeżarł do reszty cynizm.

Mira 11-11-2017 18:25

8/12
Aleksandra Janusz
DOM WSCHODZĄCEGO SŁOŃCA

[media]http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/47000/47553/352x500.jpg[/media]
****** - fajnie się czytało

Jako że mam ogromną słabość do Wydawnictwa Runa, gdy w Taniej Książce znalazłam książkę przez nich wydaną, o której treści i autorce nie wiedziałam w sumie nic, to jednak skusiłam się.
I to była bardzo dobra decyzja. :)

Dom Wschodzącego Słońca pod pewnymi względami przypomina mi nieoszlifowany diament - czuć, że pisała książkę raczej młoda i niedoświadczona pisarka, czuć, że warsztatowo pewne braki były łatane przez korektę, ale po prawdzie to nie przeszkadza w pozytywnym odbiorze bardzo sympatycznej powieści urban fantasy.
[Choć może z tą "powieścią" bym trochę dyskutowała, bo w skład książki wchodzą 3 niemal niezależne opowieści, które łączy tylko to, że dzieją się w tym samym świecie.]

A dlaczego ten diament pozostał w sumie niezauważony (książka miała premierę w 2006 roku)? Bo jednak czegoś tutaj brakuje i nie chodzi tylko warsztat. Autorka bardzo sprawnie operuje utartymi schematami, przekuwając je na nowo, bawi, puszcza do czytelnika oko, nawiązując do współczesnej popkultury, a jednak pozostaje pewien niedosyt... Może charaktery postaci, które choć intrygujące, jakby nie doczekały się pełni rozwinięcia, a może brak jakichś głębszych poziomów fabularnych...
Sama nie wiem. Po prostu mam uczucie, że czegoś tu zabrakło, mimo że samą książkę czytało się bardzo przyjemnie.

Caleb 15-11-2017 08:22

11/12

Zbyt głośna samotność - Bohumil Hrabal



Gatunek: fikcja literacka


Bohaterem Zbyt głośnej samotności jest Haňtio, stary człowiek, który jak podkreśla w każdym rozdziale, od trzydziestu pięciu lat pracuje przy maszynie do prasowania papieru. Z “makulatury”, jaka jest mu zrzucana przez zsyp, stara się ratować jak najwięcej książek i przemycać je do domu. Miejscem akcji jest komunistyczna Praga. Według bohatera zanika w jej czasach pewien etos wrażliwości, i to nie tylko spoglądając przez pryzmat miasta, ale i całej rzeczywistości. Choć większa część książki ma miejsce w piwnicy Haňtio, nie oznacza to, że na kartach powieści niewiele się dzieje. Sporo tu bowiem metafizycznych odniesień, gdzie obok przyziemnych wątków, pojawiają się jak żywe postaci z literatury oraz historyczni myśliciele. A z kolei gdzieś w kanałach, pod zmęczonymi kamieniami stolicy, toczą bój dwie nacje pogrążonych w amoku szczurów. Jak widać zatem, puenta jest co najmniej ulotna i to właśnie staje się w tym wykwintnym dziele najciekawsze.
Dzieje się tak, ponieważ struktura powieści jest najprościej mówiąc, postrzelona, co zresztą stanowi cechę bardzo charakterystyczną dla stylu autora. Z jednej strony widziana jego oczami Praga ma senny, urokliwy rys. Tu nawet kanalarze lubują się w snuciu ckliwych historii, a każda knajpa to wizyta w małym, bajkowym świecie. Jednocześnie bohater przeżywa konflikt, którego zarzewiem jest obserwacja gasnącej podatności na piękno. On sam nie tyle ratuje woluminy przed zniszczeniem, co celebruje pewną postawę wobec sztuki, której widzi wokół siebie coraz mniej. Tu właśnie tkwi ponure sedno tytułowej samotności. Lecz może to nie z innymi jest coś nie w porządku, ale stary pracownik żyje jako relikt przeszłości, a jego myślenie to wyidealizowana mrzonka? Hrabal nie udzieli na to pytanie konkretnej odpowiedzi. Lubi bowiem snuć czysty strumień świadomości, gdzie brak jednoznacznych wniosków, tudzież morałów.
Jest swoistym wyzwaniem należycie ocenić przez dzisiejszą perspektywę twórczość człowieka, który permanentnie wpłynął na literaturę światową oraz mentalność Czechów jako taką. Dla mnie książka nadal jest bardzo świeża i choć napisania niby to luźnym stylem, posiada duży ładunek gorzkich przemyśleń. To świetna lektura dla tych, którzy cenią literaturę nie dla samego faktu czytania (a niestety robi się z tego czasem egzaltowane hobby), lecz idei, której owa jest bardzo wdzięcznym nośnikiem. Słowem mówiąc, rewelacja.

Caleb 28-11-2017 17:27

12/12

Szpony i kły - opracowanie zbiorowe



Gatunek: fantastyka


O tym wydawnictwie zrobiło się głośno jeszcze przed jego właściwą publikacją. Całe zamieszanie dotyczyło okładki i umieszczonego na niej tytułu serii “Andrzej Sapkowski przedstawia”. Cykl ten od dawna promuje konkretne tytuły z gatunku fantastyki. Tym razem jednak nazwisko znanego autora zostało aż nazbyt wyeksponowane. Poszło więc o to, że książkę można było wziąć za kolejną, oryginalną przygodę Wiedźmina, nie zaś fanowskie opowiadania. I choć trudno szukać osób, które urządzają pół-ślepe rajdy po księgarniach, tak rzeczywiście zabieg wyszedł mało fortunnie.
Same opowiadania zostały wyłonione podczas konkursu zorganizowanego między innymi przez “Nową Fantastykę”. To na łamach tego pisma właśnie, trzydzieści lat temu pojawiła się postać Geralta. Konkursowe dzieła miały odnosić się do świata Wiedźmina, lecz niekoniecznie traktować o nim samym. Część z resztą ledwie ociera się o temat Gwynbleidda, rozwijając wątki, które były dotąd poboczne lub tworząc zupełnie nowe historie.
Pióro Sapkowskiego łatwe do naśladowania nie jest, a przecież odnosząc się do wykreowanego przezeń uniwersum, mus było trochę od starego wygi skopiować. Poziom tej inspiracji jest tu w dużej mierze przeciętny. Zbiór pożera się bardzo szybko, gdyż większość opowiadań posiada prostą strukturę, nawet jak na ten rodzaj literatury. Są rzeczy całkiem zgrabnie napisane, typu zwycięski Kres cudów Piotra Jedlińskiego, gdzie mamy czas przyjrzeć się swojskiej wsi, uśmiechnąć do krotochwil Jaskra, no i wreszcie przejść do właściwego mięska, czyli awanturniczej wyprawy z Wiedźminem na czele. Rzeczywiście przebija się tu czasem duch nowej przygody, tak obecny w pierwotnych dziełach Sapkowskiego. Całkiem spodobała mi się również Lekcja samotności Przemysława Gula, stanowiąca opowiadanie w opowiadaniu - historię opowiedzianą ustami dumnej czarodziejki. Tutaj wracamy do jej lat młodzieńczych i pozornie banalnych poszukiwań alchemicznych ingrediencji. Niby to bardzo oddalone od postaci Geralta, a jednak czuć tutaj specyficzny, surowy klimat. Niezła jest też Skala powinności, czyli rzecz o Coenie i niespodziewanej towarzyszce, pomiędzy którymi zarysowano ciekawą chemię. Tytułowe Szpony i kły przedstawiają znaną historię o strzydze, lecz napisaną z nowej, dość intrygującej perspektywy. Dziewczyna, która nigdy nie płakała jest zaś naiwną fabułą o odkupieniu win pewnej elfki. Mimo swej oczywistości, potrafi jednak chwilami zaangażować.
Są jednak rzeczy, które zwyczajnie nie powinny się tu znaleźć. Krew na śniegu nie ma w sobie praktycznie żadnego pazura, Bez wzajemności aż boli przez swoją toporność, natomiast Ironia losu posiada zwyczajnie głupie zakończenie. Z kolei Ballada o kwiatuszku robi raczej za żartobliwy eksperyment, niż właściwe opowiadanie. Zauważyłem również, że wiele tytułów miało wyraźny problem z subtelnością swoich nawiązań do oryginału, co przecież stanowiło clou antologii. Zbyt często odniesienia polegały na tym, aby za wszelką cenę cytować twórcę Wiedźmina.
Ani myślę ubierać okulary nostalgii i narzekać, iż rzeczy robione dla czystej zabawy, znacznie odbiegają poziomem od tytułów Sapkowskiego. Absolutnie to rozumiem. Tak samo jak fakt, że Szpony i kły miały być takim prezentem od fanów dla fanów i nigdy nie predysponowały do miana ambitnej literatury. Pytanie tylko, czy nadają się one na pełnoprawną książkę za kilkadziesiąt złotych, lub raczej stronę typu fanfiction. Osobiście uznaję drugą opcję.

Mira 02-12-2017 10:46

Miałam cichą nadzieję, że nie będę musiała się przyznawać do wszystkiego co czytam, ale czas goni, a wyzwanie chciałabym domknąć. Może zresztą przyda się to innym liczo-rodzicom. ;)

9/12
Elisabeth Gausseron
Opowiadania o księżniczkach dla mojej córeczki

[media]https://cdn.smyk.com/media/catalog/product/cache/1/image/750x750/2091d5c437d0f7138d5a951d6205592d/6/4/64147.jpg[/media]
****** - fajnie się czytało

Trzy opowieści o księżniczkach - nie za długie, nie za krótkie, akuratne na czytanie przed snem. Język opisu jest prosty, obrazki ładne, przejrzyste. W każdej opowieści jest jakieś przesłanie. Generalnie nie mam się do czego doczepić, jednak zabrakło mi tu czegoś wow, co by wyróżniało ten zestaw opowiadań. Ot dobrze zrobiona, ale nie wyróżniająca się specjalnie książeczka dla dzieci.

10/12
Disney Junior. Moje bajeczki dla najmłodszych
[media]https://www.lideria.pl/pub/mm/img/220/100570228.jpg[/media]
**** - czytelniczy fast food

A tu dla odmiany zestawienie opowiadań, z którego nie jestem zadowolona, mimo że stoi za nim potężne studio Myszki Miki.
Po pierwsze język - niby prosty, ale to jednak nie jest język dla najmłodszych. Sporo jest zaimków, gdy tymczasem młody odbiorca żeby się nie pogubić potrzebuje powtórzeń o kogo chodzi w danej akcji.
Po drugie - książeczka choć teoretycznie skierowana dla najmłodszych opiera się na kontekstualnej znajomości innych bajek Disneya, np. gdy nagle główną bohaterkę z opresji ratuje Bella czy Kopciuszek - no wypadałoby żeby dziecko wiedziało kim Bella czy Kopciuszek jest, a choćby taka bajka Piękna i Bestia nie ukrywajmy - jest jeszcze zbyt mroczna dla dwulatki.
Po trzecie obrazki - za małe i zbyt szczegółowe dla małego oka. Może i są ładne, ale za dużo w nich szczegółów i dziecko się nudzi w trakcie opisywania, co na nich widać.

Podsumowując, książeczka w pierwszym kontakcie wygląda bardzo ładnie, ale chyba nie bardzo została dostosowana do targetu.

Leminkainen 10-12-2017 13:02

12/12
Erich Fromm
Ucieczka od wolności



****** - fajnie się czytało


Ok książka o której pewnie większość słyszała. Więc nie musze jej raczej przedstawiać.

Wydana w 1941 kiedy III Rzesza była u szczytu potęgi, pokazywała mechanizm który doprowadził do dojścia nazistów do władzy i przestrzegała przed tym że nie jest to tylko epizod w historii ludzkości i że potrzeba ucieczki od wolności jest konsekwencją jej uzyskania. Przerażające jest to że napisana 76 lat temu książka jest wciąż aktualna.

W erze powojennej monopolistyczny kapital zagrozil wlasnie klasom srednim, w szczegolnosci nizszym klasom srednim. Napelnilo je to lekiem, a tym samym nienawiscia; wpadly w panike, a jednoczesnie wraz z zadza wladzy nad slabymi ogarnela je tesknota za podporzadkowaniem sie. Zupelnie inna klasa wykorzystala te emocje dla stworzenia rezimu, ktory mial pracowac dla jej wlasnych interesow. Skutecznym narzedziem do tego celu okazal sie Hitler, poniewaz laczyl w sobie charakterystyczne cechy zawzietego, pelnego nienawisci drobnomieszczanina, z ktorym nizsze klasy srednie mogly sie uczuciowo i spolecznie utozsamic - z rysami oportunisty skorego do sluzenia interesom niemieckich przemyslowcow i junkrow. Pierwotnie pozowal na Mesjasza dawnych klas srednich, przyrzekal zniesc domy towarowe, zlamac dominacje bankowego kapitalu itd. Fakty mowia same za siebie. Obietnice te nigdy nie zostaly spelnione. Nie mialo to jednak znaczenia. Hitleryzm nie mial nigdy uczciwych zasad ani w ekonom, ani w polityce. Trzeba zrozumiec, ze prawdziwa zasada hitleryzmu jest jego radykalny oportunizm. Wazne bylo, ze setkom tysiecy drobnomieszczan, w normalnych warunkach majacych male szanse zdobycia pieniedzy czy wladzy, teraz, jako czlonkom hitlerowskiego aparatu, dostal sie niemaly kes bogactw i prestizu, ktorymi wyzsze klasy zmuszone byly z nimi sie podzielic. Inni, ktorzy nie byli czlonkami hitlerowskiej machiny, dostawali zajecia odebrane Zydom i przeciwnikom politycznym; co do reszty, chociaz nie dostali wiecej chleba, nie zabraklo dla nich igrzysk. Emocjonalne zaspokojenie dostarczane przez sadystyczne spektakle oraz ideologia dajaca im uczucie wyzszosci nad reszta rodzaju ludzkiego mogly zrekompensowac - przynajmniej na jakis czas - fakt, ze zycie ich zubozalo zarowno pod wzgledem ekonomicznym, jak i kulturalnym.



Interesującą częścią są rozdziały poświęcone krytyce Luteranizmu i Kalwinizmu, z przedstawieniem twórców doktryny (podejrzewam że współcześnie Fromm dodałby załącznik na temat Mahometa, choć osobiście nie do końca uważam że problem osobowości autorytarnej nie jest cechą od której Kościół Rzymsko-Katolicki ani Prawosławny są wolne.

Ogólnie jest to zdecydowanie lektura po którą warto sięgnąć

Zapatashura 10-12-2017 15:56

17/12

Andrzej Pilipiuk - Wilcze Leże


**** - czytelniczy fast food

Smaczny hamburger, tylko z trochę innym sosem. Zbiór opowiadań dotyka przygód detektywa-amatora, Roberta Storma, oraz niesamowitych przypadków doktora Skórzewskiego. I po prawdzie trudno mi napisać cokolwiek więcej, bo to więcej tego samego. Życie Roberta trochę się rozwija, a życie doktora zmierza ku końcowi. Poziom jest równy, ale po tylu tomach czytelnik ma nadzieję, że zostanie zaskoczony. Tymczasem wszystko idzie utartą ścieżką.
Przyjemna, niezobowiązująca lektura, lecz wkrada się w to wszystko zmęczenie materiału.

18/12

Stanisław Lem - Bajki Robotów


****** - fajnie się czytało

Lem ominął mnie w szkole, bo moi poloniści uparcie twierdzili, że najlepszymi polskimi pisarzami to byli Mickiewicz, albo inny Prus. A prawda jest taka, że jeśli ktokolwiek na świecie słyszał o jakimś polskim pisarzu, to nie o żadnym z naszych wieszczów, a raczej o Lemie. George Clooney w końcu grał Chrisa Kelvina, a nie Tadeusza Soplicę.
A jak już kochane ministerstwo edukacji gdzieś Lema wepchnie, to wiadomo że dla małych dzieci. Przecie on jakieś niepoważne bajki pisał. O robotach jakichś. Phi! Dziady - to jest poważna literatura!
A "Bajki..." nie są literaturą łatwą (choć przyjemną). Autor przemyca w nich bardzo dużo naukowej wiedzy, zarówno w skali kosmicznej i mikroskopijnej. Zabawy językiem, którym się z lubością oddaje, też od czytelnika wymagają bogatego zasobu słownictwa. W efekcie dziecku będzie się trudno skupić na samej bajce, gdy co chwila atakowane jest skomplikowaną terminologią.
Nastolatek jednak może się już książką zachwycić. Zabawy konwencją i rozkładanie klasycznych baśni na śrubki (cóż bowiem lepiej rozkręcić, jak nie robota?) to największa zaleta tego zbioru. Gorąco polecam.

Alaron Elessedil 22-12-2017 14:39

Adrian Tchaikovsky - Cienie Pojętnych: Imperium Czerni i Złota

22/12


Cytat:

Mam spore zaległości we wrzucaniu recenzji, zaś rok powoli się kończy i stwierdzenie: "jutro, mam jeszcze czas" powoli przestaje działać. Do rzeczy.

Podszedłem do serii "Cienie Pojętnych" ze sporymi oczekiwaniami z dwóch powodów:
  1. otrzymałem pozytywną opinię na jej temat,
  2. mniej więcej wiedziałem na czym polega świat przedstawiony.

Drugi punkt zamierzam nieco przybliżyć, ponieważ pomysł jest interesujący.
Świat insektów przypomina nieco życie obcych na naszej planecie. Wiadomo, na świecie żyje mnóstwo ciekawych zwierząt o interesujących zwyczajach: wilki zbijające się w watahy, polujące samice lwów, wspaniałe możliwości sokołów do przybliżania obrazu, ....
Jednakże są one do pewnego stopnia podobne. Do pewnego stopnia my jesteśmy podobni do nich. Zupełnie inaczej sprawa ma się z insektami. Wystarczy spojrzeć na pospolitego, pasiastego owada z futerkiem przy łebku, czyli pszczołę. Porozumiewa się ze swoimi pobratymcami językiem "tańca".

Adrian Tchaikovsky wszedł w temat nieco głębiej i na podstawie tego stworzył fantasy z rasami odpowiadającymi poszczególnym owadom. Każda rasa ma swoje własne, unikalne cechy.
Niezrównane w walce modliszowce, egzotycznie piękni ważkowce, mocno zdyscyplinowani osowce, pojętne żukowce...

Ostatni przeze mnie wymienieni są trzonem fabuły. Świat się zmienia i przewaga wszystkich ras nad żukowcami topnieje gwałtownie, czego powodem jest owa "pojętność". Jak wiadomo wiedza oraz informacja odmienia losy cywilizacji oraz postępu.

Co jeszcze ciekawsze, mrówkowce posiadają pewien rodzaj współdzielonej świadomości, zatem są tym lepsze, im jest ich więcej, choć wątek nie został szczególnie mocno poruszony.

Niemniej jedyne, co mogę powiedzieć po przeczytaniu to fakt, iż była w porządku. Przeszkadzało mi strasznie rozwarstwienie z jednej strony, a zbytnia integracji z drugiej.

Mam na myśli odizolowanie jednej cywilizacji od drugiej. O tutaj jest granica kraju modliszowców, o tutaj jest granica państwa żukowców. Naturalnie rozumiem, że w świecie insektów nie mieszają się one ze sobą, ale tutaj zostały wciągnięte na ludzką płaszczyznę. Zachowują się jak ludzie z różnymi mocami rasowymi.
Naturalnie można kontrargumentować, że różnica między ich sposobami myślenia jest na tyle mała, że mogą się porozumiewać i dochodzić do tego porozumienia, ale jednocześnie na tle ogromna, by nie być w stanie stworzyć oraz utrzymać jednolitego tworu, jakim jest struktura państwowa. Do pewnego stopnia mogę się z tym zgodzić, lecz wciąż nie do końca.

Z drugiej strony zbyt wielka integracja. Ważkowiec do ważkowca, ciemiec do ciemca, motylowiec do motylowca i tak dalej. Mówię oczywiście o drugiej strony tej samej monety, o której jest powyżej.
Nie ma tam zbyt wielkich tarć pomiędzy osobnikami tej samej rasy. Oczywiście pojawiają się kłótnie, spory, walki, ale wszystko odbywa się na poziomie jednostek, nie całych frakcji. Nie ma różnic w sposobie widzenia świata w obrębie jednej grupy oraz pragnieniach w jaki sposób ten świat ma wyglądać: marksizm-kapitalizm, chrześcijaństwo-hinduizm. Społeczności są z grubsza jednolite, widzą świat w podobny sposób, dążą do podobnych ideałów.

Przeszkadzało mi to od strony kreacji świata.

Mam również zastrzeżenia pod kątem fabularnym. Jest ona spójna, nie mogę powiedzieć, że nie. Wszystko trzyma się kupy, jest powiązane logicznymi ciągami przyczynowo-skutkowymi, występują zwroty akcji.
Na poziomie makrowydarzeń książka potrafiła mnie zaskoczyć, lecz na poziomie mikrowydarzeń, czyli na poziomie "co zrobi teraz ta postać", niestety zdarzało mi się trafnie przewidywać. I to byłoby jeszcze pół biedy, gdyby opowieść pozytywnie weryfikowała moje przypuszczenia natychmiast. A tutaj? Ciach! Cliffhanger, a właściwie to, co miało nim być. Za jakiś czas powraca wątek danej postaci, by obwieścić mi, że w ogólności, szkielecie miałem rację, zaś rozjeżdża się dopiero przy szczegółach.
Czasem było męczące, gdy czytałem wydarzenia, autor buduje napięcie, a ja stwierdzam: "Stary, przecież wiem, że i tak tego nie zrobisz, przejdźmy dalej.", natomiast akcja "buduje się" dalej.

Miałem ambicję wystawić recenzję całej serii, ale tom pierwszy przeczytałem bodajże w okolicach sierpnia. Do tej pory nie zabrałem się za następny i nie wiem kiedy to zrobię.

Delikatnie ponadprzeciętna pozycja. Więcej nie mogę dać.

Leoncoeur 24-12-2017 13:20



15/12
Czerwone koszule - John Scalzi

gatunek: sci-fi



**** - Czytelniczy fastfood
Czerwone koszule w klimacie science fiction...
Ktoś ma jeszcze podejrzenia, że chodzi tu o kwestie ubranek?

Statek kosmiczny badający różne planety, na którym śmiertelność szeregowych członków załogi jest wyśrubowana do maksimum, przy uderzającej po oczach, pozornej nieśmiertelności kilku głównych oficerów. No to chyba już wszystko jasne, nie?

Główny bohater dostaje przydział na ten okręt i zaczyna orientować się, że coś jest nie tak. Pewne wydarzenia bzdurne, tak samo jak śmierci towarzyszy, wszystko jakby ze scenariusza taniego filmy klasy D, do tego wedle umiejących jakoś dłużej przeżyć starych wyjadaczy niektóre wydarzenia przejmuje "narracja". Różne rzeczy wyglądają tak jakby wręcz nie miały sensu i nasz gieroj oraz garstka jego towarzyszy (też świeżych załogantów) orientuje się iż może ich życia i wydarzenia na "Nieustraszonym" to nie zwykły perfidny los, ale może chora wyobraźnia kogoś stojącego 'wyżej'?

Książka ma dwa fajne założenia.
1. czy bohaterowie szmirowatego filmu/serialu/książki widząc co się wokół nich dzieje i będąc świadomymi nieuchronności swojej śmierci, mogą jakoś spróbować odmienić swój los?
2. Relacje postaci fikcyjnych i prawdziwych, odgrywających je w serialu... czy aby na pewno kwestia wpływu na życie i los jest sztywna i ukierunkowana jedynie na kursie real->fiction?

I byłoby to bardzo fajne, ale Scalzi ssa jako pisarz.
Masa błędów logicznych, wszystko jakoś atrapowe, brak opisów jak (choćby mglisty zarys) coś wygląda. Do końca książki nie wiesz czy główny bohater to blondyn, czy brunet, etc. Poczułem się jak czytając recenzowana przeze mnie tu wcześniej "Nakręcaną dziewczynę", przytoczę fragment:
Cytat:

(...) Bacigalupi zrobił z niego taką atrapę jak miasteczko na dzikim zachodzie w filmie "Płonące siodła" z Genem Wilderem.
Wszystko to jedna wielka atrapa w ramach której dzieje się akcja.

Przez jakiś czas myślałem, że to może być specjalny zabieg. Wszak mówimy tu o specyficznej fabule, gdzie wszystko właśnie obraca się wokół słabo wymyślonej fabuły słabego serialu sci-fi.
Ale...




16/12
Wojna starego człowieka - John Scalzi

gatunek: sci-fi



**** - Czytelniczy fastfood
... ale sięgnąłem po drugą książkę Scalziego i warsztat niestety ten sam. Zatem w "Czerwonych" to nie zabieg, po prostu pan John nie potrafi tworzyć postaci, ras kosmitów, szczegółów itp. Tzn. może i potrafi tworzyć, ale albo nie potrafi tego zaprezentować, albo ma to gdzieś.
Przykładem może być tu jedna rasa kosmitów, z którymi główny bohater ma jakoś do czynienia, którzy w części książki przewijają się. Jest interakcja, jest z nimi walka, itp. W jednym momencie jest wzmiankowane dosyć wyraźnie, że ci kosmici uważają ludzinę jako przysmak. Daleko dalej iż mają ptasie nogi. finito, tyle opisu tej rasy. A nie, piszczą i skrzecza jak się je trafi.
Inna rasa przedstawiona jest ciekawie pod względem swojej kultury (w tym przypadku autor nie mógł od tego uciec, bo to dosyć ważne) ale już jej wygląd? Zero. Tylko to, że mają 2 pary ramion, jedne jak ogromne noże, bo to do opisu walki było potrzebne. Bohaterowie tez opisywanie tak, że właściwie nie wiadomo jak oni wyglądają. Płeć i wiek na oko jedynie określone.
Tedy warsztat p. Scalziego jaki zobaczyłem w "Czerwonych" to nie zabieg artystyczny . To po prostu zwykłe dno.

Co do samej "Wojny starego człowieka" sam pomysł tez fajny i poruszający kwestie dość ciekawe, ambitne, jak w poprzedniej książce.
Któż nie chciałby oszukać starości? Zgrzybiałego niesprawnego ciała i nieubłaganie zbliżającego się momentu, gdy to ciało powie "pas", a w plecy zapuka kostucha?
To proste, podpisz kontrakt z Siłami Obronnymi Kolonii, w wieku 75 lat zabiorą cię z ziemi i będziesz musiał odsłużyć 10 lat w korpusie kolonialnym walcząc z ufokami. O starość ciała się nie martw.
Brzmi to słabo, ale jest coś w tym koncepcie. Pokazanie chęci zrobienia wszystkiego by żyć i być sprawnym. Kwestia żołnierzy nie ograniczanych słabością ciała, ale posiadających 75 lat życiowego doświadczenia. Naradzanie się na nowo, budowanie na nowo samego siebie.
Fajnie też w trakcie pokazany motyw korelacji ciała z umysłem. Pamięci genetycznej. znasz kogoś, a jednocześnie nie znasz gdy natykasz się na obcy byt w doskonale znanym ci ciele.

No ale że pisał to Scalzi, to wyszło to koszmarnie drętwo i słabo.

Ocena może trochę zawyżona w obu przypadkach, tak o 1 gwiazdkę, właśnie przez te całkiem ciekawe i ambitne założenia wokół których kręcić się miały fabuły. Scalzi tego nie udźwignął i jest po prostu słaby, ale pomysł miał.
A no i tak po ludzku, płynnie mi się czytało obie knihy, była tam jakaś ciekawość co dalej, to niech ma choc tego "fastfooda".



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:11.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172