|
Marta Kisiel - Nomen Omen Super, polecam wszystkim 19/12 Cytat:
|
|
9/12 R.A. Salvatore - Hero *** - kiepściucha, ale były momenty Bob Salvatore nigdy nie otrzyma literackiego nobla, ale z drugiej strony regularnie obsiaduje listy bestsellerów New York Timesa. Tym samym nie można mu zarzucić, że jego książek nie da się czytać. Da się - lekko i bezboleśnie, niczym zjedzenie hamburgera w przerwie na lunch. Osobiście Salvatore'a całkiem lubię, za opowieści pełne wartkiej akcji, świetnych scen walk i ponurych intryg. W tym Bob jest wcale niezły. To w czym Bob sobie nie radzi, to w tworzeniu dobrze zarysowanych charakterologicznie postaci. Zaś już zupełnie fatalny jest w pisaniu dramatów i filozofii. Witamy w książce "Hero", w której autor postawił na swoje najsłabsze strony! I to czuć. Drizzt Do'Urden już dawno stał się żartem w kręgach ludzi zaznajomionych z Zapomnianymi Krainami. Według mnie nie z własnej winy - raczej obrzydziła go tona kopii, które wylewają się z lewa i prawa. Szlachetny drow, jedyny dobry przedstawiciel swej rasy, który usiłuje jakoś przeżyć w mieście intryg, okrucieństwa i wszechobecnej wrogości nie był wcale takim głupim i sztampowym pomysłem. Po prostu dzisiaj wydaje się, że w co drugiej sesji ktoś chce grać taką postacią "pod prąd" - dobrym drowem, pokojowym orkiem, bogobojnym diablęciem. Pomysł się trochę sprał. Tak samo sprał się Drizzt, który jest Batmanem DnD. Ile razy można ganiać za Jokerem (o, przepraszam - Entrerim) i płakać, że zabito ci rodziców? W końcu robi się to nudne. Co gorsza, niektórzy autorzy wpadają na genialny pomysł, żeby Batmanowi (bogatemu dzieciakowi, któremu odbiło po tragicznej śmierci mamy i taty) nadać GŁĘBI. Żeby miał rozterki natury moralnej i emocjonalnej. Ręka do góry każdy, kto woli zamiast oglądania Batmana kopiącego tyłki złoczyńcom, oglądać Batmana płaczącego w poduszkę. Co? Nikt? No właśnie. "Hero" to taka książka, w której Drizzt płacze w poduszkę. Cały świat mu się zawalił i teraz cierpi, jak jakiś Werter. Ponieważ to świat fantasy, to depresja jest magiczna, taka z demonicznej otchłani, co jakoś nie czyni jej ciekawszą, za to zdecydowanie głupią. I nieoryginalną, bo cały motyw książki został już raz napisany, praktycznie kropka w kropkę. Przez kogo? Przez Boba Salvatore'a, który równie nudny pomysł przyłożył do potwornie nudnej postaci Wulfgara. To co jakoś tę książkę ratuje, to wszystkie te rozdziały, w których Drizzta nie ma. W nich Salvatore rozbudowuje świat Zapomnianych Krain, opisuje intrygi demonów, drowów a nawet bogów i ogólnie robi to, w czym jest dobry. Niestety nawet świetnie doprawiony i udekorowany pyszną surówką, spalony stek pozostaje spalonym stekiem. A w ramach zgniłej wisienki na torcie, tytułowym Bohaterem, wcale nie jest Drizzt Do'Urden. Jest nim Artemis Entreri, niegdyś klasyczny bondowski złoczyńca, tak zły i bezlitosny, że był zwyczajnie cool. Już nie jest - stał się kolejnym nudnym bohaterem, z kobietą u boku i ludźmi do uratowania. Ech... |
7/12 Hel-3 - Jarosław Grzędowicz gatunek: cyberpunk ****** - Fajnie się czytało
|
5/12 Wrocławskie osiedla - Osobowice i Rędzin - wczoraj i dziś Krystyna Wilczyńska ****** - fajnie się czytało Tym razem książka o dosyć wąskim temacie. Jak dla mnie doskonały opis historii dwóch wrocławskich osiedli. (które większości wrocławian kojarzą się głównie z cmentarzem i smrodem pól irygacyjnych) Oprócz interesującego omówienia historii osiedla poczynając od wniosków z wykopalisk archeologicznych posiada także sporo interesującego materiału na temat historii powojennej co pozwala z zainteresowaniem przeczytać o tym jak pierwsi mieszkańcy radzili sobie z problemami życia na "ziemiach odzyskanych", napadami rosyjskich maruderów, zaminowanymi polami (od tego kierunku spodziewano się głównego natarcia więc tu przygotowano obronę Festung Breslau) czy czteroizbową szkołą która z braku innych możliwości musiała funkcjonowac w systemie czterozmianowym. Ogólnie książka ciekawa, choć ze względu na dosyć wąską tematykę wątpie czy znajdzie się tutaj wielu chętnych by po nią sięgnąc :wink: |
4/12 Kot, który spadł z nieba - Takashi Hiraide ****** - fajnie się czytało Książka już została zrecenzowana przez Lemiego, więc jakby ktoś chciał mieć porównanie, to tutaj link. Co ja o niej mogę powiedzieć? Proza japońska, nawet ta popularna, jest specyficzna - cechuje się trochę innym tempem akcji, innym typem opisywania czy czasem nawet percepcji świata. Jest to ciekawe doświadczenie czytelnicze, dlatego warto chociaż raz w życiu po taką książkę sięgnąć. Historia kota, który spadł z nieba to idealny przykład właśnie takiej "japońskości" - ot, para ludzi wiedzie sobie normalne życie gdzieś tam w niedużym domku na peryferiach miasta i mimo że ich żywot jest monotonny i uporządkowany, potrafią w swojej egzystencji znajdować rzeczy, którymi się zachwycają - a to gra światła na uliczce, a to jakieś ważki, a to... no właśnie - kot. Parę małżonków zaczyna odwiedzać kotka imieniem Chibi i choć nie robi tego specjalnie, to całkowicie "owija ich wokół swojej kociej łapki". ;) Można powiedzieć, że dla kociarza to nic nowego, jednak trzeba przyznać sposób prowadzenia narracji jest naprawdę urokliwy. Niemniej im dalej w książkę, tym mój zachwyt nad nią malał. Nie mówię, że mi się nie podobała - podobała mi się bardzo, jednak znając już trochę japońskiej prozy stwierdzam, że rozwiązanie zawiało mi sztampą, mimo że miało być pewnie intrygujące w odbiorze. Ponadto w moim odczuciu do mistrza Murakamiego trochę autorowi brakuje. Czego? Przede wszystkim filozoficznej głębi - nienarzucającej się, ale w przypadku Murakamiego potrafiącej naprawdę wywrócić postrzeganie świata na lewą stronę. Niemniej książkę polecam. Warto ją przeczytać choćby po to, by przypomnieć sobie jak piękne potrafią być "małe" radości dnia codziennego i jak niezwykła jest natura, która nas otacza. No i koty. Koty są super. :cool: |
|
6/12 Przeżyj! Zapiski z Festung Breslau i polskiego Wrocławia 1945– 1947. Relacja świadka Ursula Waage ****** - fajnie się czytało Książka (a właściwie książeczka - niecałe 100 stron) mnie zainteresowała od kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Wspomnień z Festung Breslau zostało parę opublikowanych, przede wszystkim są dwie autorstwa księży (Paikerta i Lassmanna), wspomnienia żołnierza Luftwaffe Hugo Hartunga oraz wspomnienia generałów Hansa von Ahlfena i Hermann Niehoffa (dowódców twierdzy nr 2 i 3)- Festung Breslau w ogniu, (ogólnie to "olbrzymie ofiary wsród ludności cywilnej były konieczne ze względów strategicznych a co złego to nie my") Pomijając dwóch księży wspomnienia mało koncentrują się na ludności cywilnej, i zazwyczaj kończą w momencie kapitulacji. Stąd moje zainteresowanie wspomnieniami młodej (wtedy, rocznik 1928) Breslauerki o upadku Festung Breslau i pierwszych latach we Wrocławiu (sam fakt że autorka wyraźnie rozdziela te nazwy jest już ciekawy). Scholz Ursula w trakcie oblężenia prowadziła dziennik (korzystając z umiejętności stenografii) który po latach postanowiła opublikować. W interesujący sposób przedstawia losy swojej rodziny w trakcie oblężenia oraz w polskim Wrocławiu. Trzeba przyznać że zwłaszcza druga część była dla mnie szczególnie interesująca i trochę zaskakująca. Jedyne moje zastrzeżenie, książka jest za krótka, autorka pisze ciekawie ma interesujące obserwacje ale niestety niecałe 100 stron to mało. Myślę jednak że mogę książkę spokojnie polecić. |
10/12 Michaił Bułhakow - Mistrz i Małgorzata ****** - fajnie się czytało Kolejna klasyka odhaczona, kolejna powieść z kanonu lektur przeczytana, gdy już nikt nie każe mi czytać lektur. W szkołach przy okazji Mistrza i Małgorzaty pewnie zanudzają o cenzurze i ukrytych znaczeniach. Że tam krytyka ateizmu, że krytyka totalitaryzmu komunistycznego i w ogóle super w tej książce jest to, czego nie napisano, bo nie można było napisać, ale jak zasugerowano... ech. Na szczęście ja tę książkę przeczytałem z nieprzymuszonej woli i nie musiałem zgadywać, co tam jakiś polonista się po niej spodziewa, dzięki czemu przeczytałem szalenie zabawną komedyjkę fantasy. Diabeł ze swoją trupą odwiedza Moskwę, tylko zamiast być straszny, mroczny i zły, to szatański anturaż zachowuje się jak grupka rozwydrzonych studentów, którzy płatają wszystkim figle. No dobrze, czasem ktoś straci głowę, albo oszaleje w wyniku żartu, ale co poradzić? Komedia nie jest sztuką łatwą i wymaga ofiar. Obok dominującego w powieści wątku komediowych perypetii diabła i przeklętych, mamy naturalnie tytułowy wątek romantyczny. Małgorzata kocha Mistrza miłością szczerą i odwzajemnioną, lecz okrutne losy rozdzielają ukochanych. Tylko zamiast głupiego rom-komu, dostajemy Małgorzatę, której determinacja każe choćby diabłu duszę zaprzedać, by odzyskać swego ukochanego. No taka odważna dziewucha z niej, że trudno jej nie lubić. Ostatnim wątkiem, w formie powieści w powieści, jest opowieść o Poncjuszu Piłacie, co to nie z własnej woli kazał ukrzyżować filozofa Jeszuę (podobieństwo imion z Jezusem naturalnie wzbudziło po publikacji książki pomstowania, że to bluźnierstwo, ale Żywot Briana też jest bluźnierstwem, a zaśmiewam się przy nim do rozpuku) i strasznie mu to zaległo na sumieniu. W efekcie za ceną jednej książki dostajemy komedię, dramat romantyczny i tragedię. Wszystkie trzy najwyższych lotów. A ten kot na okładce to wcale nie kot, on tylko wygląda jak kot, ale co to za kot, co kupuje bilety do tramwaju? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:13. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0