"Żądza" Żądza gniewu człowieczego ludzkości motor napędowy gniew pożera cię całego kości, skórę, aż po głowy Żądza zazdrości nią płoną ludzie prości chęć rzeczy nienaszej lecz nie rzeczy własnej Żądza władzy i rozkazu pełna jest słodkiego smaku patrzeć z góry na ten świat władcą życia tylko ja Żądza żądzy potępienia i wściekłości w żyłach wiruje, miesza i krąży huragan bezinteresownej złości Żądza satysfakcji i poklasku każdy oddech, każdy ruch gwizdy, bisy, pełne wrzasku na cześć ciebie, wytęż słuch Żądza płonie i pochłania aż spali na popiół niesiony przez wiatr milcz więc, tajemnicę wnet poznasz że żądzy życia uległa najjaśniejsza z gwiazd "The Seeker" The birth of an angel crying skies come to your senses falling down Black eye, white feather he who handles blade can live forever dancing in the rain Mark made of blood as a sign from past he who handles blade will soon turn to dust The death of a devil cure's taste is amazing world without an edge it's lasting forever "Wspomnienie ostatniej Jesieni" O chłodny deszcz zwilżył oczy me szarymi strugami wilgotnych łez O porywisty wiatr z serca mi wywiał tęsknotę tę wygwizdał słowo którego tak lubiłam się bać O szum fal morza co z deszczu powstał i zwilżył oczy me zaraz utonę we smutku moich łez O cichy szept co ze słowem moim po świecie biegł że dotyk naszych ciał ochładzał nas, nie grzał |
O planach i sposobach ich realizacji, o plamach i sposobach ich omijania dystans do siebie to gwarant grosza (gry zębów na mrozie) frant ma ten gwarant gromadki dzieci z kotki trzpiotki Nos wyczuje to i owo pan poznaje słuch czy słowo - późne urodzaje akcja zagraniczna reszta to pestka rytmiczny tik tak bomba chemiczna słodka czterdzietska tik tak? |
Wiązanka o pewnym paradoksie chodźmy kołem raz po raz idźmy społem w ten sam czas zamień czas w chmury na niebie albo szczyptę soli na szczęście za siebie jak to – mówisz czas – istnienie targa światy chleb kamienie w przód tak lecz wstecz niegodna rzecz chodźmy kołem szybko nie w czas Być - jeszcze raz chodźmy kołem szybko społem powiedz mi dlaczego nie? idź w pięknej sukience zabierz mnie pytasz gdzie? na wskazówce tylko pędź kołem czas bijmy społem PS. Ogólnie to ciekawe, czy ta teoria istnieje, czy mi się przyśniła ;p |
Wiązanka o pewnym paradoksie (z pomocą takiej jednej pani z takiego jednego forum) Chodźmy kołem: raz po raz. Idźmy społem - w ten sam czas. Jak to? – mówisz - czas? – istnienie targa światy, chleb, kamienie. Chodźmy kołem. Szybko. Nie w czas. Być - lub nie być -jeszcze raz. Powiedz mi, dlaczego nie? jak i gdzie - już, zabierz mnie. Po wskazówce - w tej sukience - pędźmy kołem w kawiarence, społem w spole i na stole bijmy czas. |
Mucha cicho spada na ziemię sama już o sobie nie myśląc nikt o niej nie mówi i dobrze mucha jest głupia i mała pies układa się na glebie i umiera o człowieku wstyd wspominać w ogóle nie pada tylko zamiera i tak jakby nie wiedział - lamentuje aż czasami robi mi się żal że sam nie jestem muchą albo psem M. |
Myśliciel nic nie wiem, zbłądziłem ja tylko szukałem szukałem drogi drogi na cmentarz aż rzekła mi spod drzewa drzewa wisielców matka samotna kobieta droga na cmentarz jest tylko jedna Emanuelle A ona, ona w głowie wypala dziesiątki obrazów i w uszach wciąż brzmi jej głos. "To nie miłość" szepcze kruk, patrząc się w płonący stos A ona, ona szarpie się w okowach i krzyczy tak słodko namiętnie że przez chwilę się robi jej szkoda lecz czekasz aż spłonie doszczętnie A ona, ona tańczyła na balu śmiała się perliście jak dama pogrążona z tobą w walcu i wirowały też cienie na ścianach A ona, ona potem tak cichutko płakała i łza krew na jej dłoniach w gorzką czerwień rozlała nad ciałem kochanka I maska balowa twą twarz ukazała twarz boga o nijakim bezsennym obliczu Gdzieś ze stroju wyszła inkwizytorska szata "Spłoniesz dziewczyno i palić się będziesz nim dzień ten się skończy, a nowy nadejdzie" I wzięli to drewno ze starej wiśni gdzie u stóp czekały dzieci Nie wiedziały, że pod wieczór Czekać będą za nikim A ona, ona spłonęła na stosie, i rechotał kruk ze snu "Jaki sługa taki bóg" Ślepota Przysiadłam na pniu dawnych drzew przewielkich, i aż oczy przetarłam zdumiona, że jaki człowiek kaleki póki objawienia prawdy nie dozna Wśród ziemi chłodnej jak wodne węże pod nogi się kładły w ciszy korzenie, aż upadłam i niebo wraz z ziemią w wirujący świat się zamienią W pobliżu nie był bliźni ni jeden a żaden i tylko ja, zatruta ciemności jadem Błądzę wśród śladów przeszłości, choć nie mam na to najmniejszej ochoty Choć widzę w ciemnościach i pniach tych martwych wielką wartość, mimo, że oczy me niczego nigdy nie dojrzały Ty spojrzysz na wierzbę, ty spojrzysz na sen To tylko część tła i tła wszystkiego jest cień Zginęli mężowie, pomarli mi dziatki, i wzroku poczuwam co dzień braki lecz i twoi bliscy do bogów odejdą lecz i ty sam kiedyś w ciemności zatoniesz Nie wskrzesi ich słońce ni rosa poranna, ni wstrzyma śmierci co z pustki zesłana ten co czas traci na próżne zmagania na wzrok nieprzyjemny, gniewny, zazdrosny, wilkowy lecz ślepiec co w bezradności podobno zakuty okowy co nigdy nie pozna błysku monety ni brzydkiej twarzy przepięknej kobiety, Cóż mi po wschodach, kolorach i tęczy, jeśli ty życie marnujesz jako człek wciąż zajęty, ja też mogłabym rzec tym tonem do ciebie Żałuj, że nie czujesz jak się pięknie uśmiechasz, Marność, że nie słyszysz o czym szepczą aniołowie, tak leniwie siedzący na obłokach na niebie Żałuj, że szukasz blasku jak roślina powietrza żałuj, że tylko na swym wzroku polegasz Hej Kiedy byłem małym chłopcem hej to spytałem się Co to życie, czym ta śmierć co po nim jest I odpowiedź taką do dziś znam Kochaj życie jakie jest Jedną ścieżką idzie świat życie takie jest Kiedy byłem małym chłopcem hej to spytałem się Gdzie ci ludzie bez pośpiechu biegną tak I odpowiedź taką do dziś znam nie do miejsca w które zmierza świat lecz tam gdzie pcha ich czas Kiedy byłem już dorosły hej to mówiłem tak życie nie zna nikt tak jak ja Aż usłyszałem cichy szept Świat od życia inny jest Sepia Wieczory w sepii jak bym był powleczony tabletką nasenną ciągną się i dłużą, kiedy właśnie nudno do świec wzdycham żałośnie "Życie to nie teatr raz tańczy jak mu zagram a wnet wielka improwizacja bo coś w roli odwiecznej uwiera" Noce w sepii wypełnione strachem aż po brzegi oto wypędzam spokój z mego serca lękiem burzliwym porannej rosy I pytam "Kiedy nadejdą dni moje, kiedy? Bo ja jestem niczyj i ta panna niczyja" Nadeszły poranki w pośpiechu i zabarwiły świat bielą koloru jesieni a czekam aż poezji głód będzie gryźć bezrozumnie żądzy głodne I wśród tych wilków przyszło mi żyć Burda w pierwszym kręgu Zebrali się w czeluściach piekieł dzieci, gwałciciele i bezpłodni potępieńcy, miłośnicy kary, zbrodni tylko ja wśród tych szaleńców mogę rzec W Piekle wbrew pozorom nie jest aż tak źle Tutaj wszystkie farmazony, kozy z nosa oraz żydzi Mile są witaną bandą Tańczą,piją, wszystkich bawią! Tam, w kącie co kobitka ładna kusi, nęci i pożąda samym wzrokiem Na jej widok wszyscy święci (wciąż faceci) Wnet na bakier stają, mlaszczą swym ozorem Barman w starej czapce lotnika harce urządził na blacie Teraz dogorywa "Dalej, bratku, lejże wina Błagam, szybko, chociaż łyka!" No i w Piekle tylko taka kara jest że za wszystko płacisz razy sześć |
Ach! Arytmiczny stukot rozprasza me myśli, Obrazy śnieżą kolorowo, I jak tu pisać! Musimy być przecież niezwykle doniośli. Wrzask i skowyt. Ledwo słychać siebie. Chleba i igrzysk wołają tłumy, Zgłębiając rzekomo tajemną wiedzę. I po co tu siedzą? Nie lepiej jest w domu? Zaznać chociaż przyjemnej rozrywki? One tu grają, lecz nikt nie wie komu, W egocentryzmie znajdują pożywki. Zanika gdzieś cudowna paideia, Nie patrzy się na dobro przyszłości, Sztuka to dziś szeroka tuleja, Marność przegania marności. Aby zabłysnąć – dotrzeć do tłumów, Prawić morały ilościowe, Myślę, że wolę już dzieła Hunów, Choć prymitywne, są ideowe. Wygasa coś z sławnej europejskości, Uniwersalizm, szukanie szczęścia, Kończy się kocioł pełen mądrości, Zaczyna epoka szybkiego bzyknięcia. |
List Moja miła Gdy przeczytasz ten list już dawno ściemni się listonosz od mojej zimy kichnie u progu, chociaż gdy to czytasz u was pełnia w lecie, więc nalej mu proszę herbaty i miodu Słyszałem od tamtej panny w Neapolu, jak śpiewałaś na czerwcowym koncercie i bardzo płakałaś, lecz nie smuć się bo zdradzę ci moją tajemnicę Wiatr mi śpiewał w szczerym polu I słyszałem twoją przepiękną "Chi lo cantę" Dzisiaj wypiłem butelkę "Marocca" i chyba nam tyle wystarczy, wśród blasku na niebie i gwiazd fajerwerek, grali uśmiechnięci podróżni mariachi a tobie tą piosenkę zanucę Aż nadszedł Dzień grudniowy, ostatni w roku dzień tak bardzo, bardzo samotny tam na placu Romany bez ciebie samotną jak ja uroniłem łzę Żałuję w życiu jednego, że nim przeczytam twój list skończę się złotą jesienią, bo na wiosnę nie będę już żyć Na zimę przeżyję dzień ostatni swój a potem zakopią mnie pośród wzgórz A gdy nadejdzie wiośnie i na mym grobie kwitnąć będzie czerwonej róży krzew i przypominać będzie o tobie Nie martw się, bo nieważne jak szybko byś biegła, nie zdążysz przed swoim listem do Rzymu Wiedz, że będę na niego czekać jak na jedyny list w moim życiu Chłodnym porankiem ulice są puste jak krzesło przy stole i pusta butelka co ją sam wypiłem, bo nie mogłem doczekać aż nadejdzie odpowiedź czy spotkamy się jesienią I choć poszedłem już do kościoła, nikt nie zauważył młodego poety, co pragnął dziewczynę ukochać, lecz taki mój los, niestety Teraz słyszę jak biją dzwony na strzelistych wieżach i tylko ton jeden cichy samotny szepcze "Już piąta" I przynajmniej mogłem usłyszeć twoją "Chi lo cantę" i w rzymskich kościołach przypomnieć twój zapach smak Marocca jak człowiek wolny się zakochać i przyjdzie mi zasnąć w czerwonych różach Dlatego jakie by nie były to moje ostatnie ostatnie słowa byś wiedziała jak cię kocham i o kim ostatnie myśli i o kim ostatni sen mi się przyśni A o świcie znów otworzę butelkę zimnego "Marocca" i sączyć się będzie wino jak woda i z bogiem spożyję ostatnią wieczerzę Bo wszystko w życiu może być ostatnie to moja jesień i zima ostatnia na listów liczyć nie mogę więcej tak jak świat na blask gdy pora zmierzchania I ostatnia moja rada, tam z głębiny serca żyj dobrze, moja miła bo liczy się tylko byś szczęśliwa była nim się skończy noc ta ostatnia, przepiękna by za dnia list do ukochanego powiła Bądź zdrowa, wciąż kocham 22 wiersz Polsko ojczyzno moja i rdzo na szabli dziadunia to szczęście wrześniowe, że nie jestem a mogłem tam gdzie czarna mogiła przeleżeć w grobie najpiękniejsze lata jak ojciec i matka z ziemi polskiej pod obcasem rosyjskiego kata I kto i kto na placu boju pozostał? w czarnobieli wspomnień na boku fotograf i kule co w niebo podeszły ukosem nieboskłon ołowianym przebijając pancerzem Ja i Antek, chłopak z sąsiedztwa Na twarzy ma uśmiech jakby śnił o grobli na której po raz pierwszy starł sobie do krwi okrutnie ręce A dzisiaj na grobli strzelają z armat niszczą mury wspomnień i na miasta znoszą pożogę Aż nastały huki, miraże i światła i z ruin rodziny, domostwa gdzie wszyscy wybieglim na spotkanie odwiecznemu losowi tam mina na trakcie, tam pistolet przy skroni a potem się zlecą i wrony i wilki... Tylko mnie tam nie ma, tylko jam pozostał ostatni Polaczek, orzeł, brzozy i korona i na koniec wiatr zadmie mi hejnał w plecy dmuchając co mocniej bym parł przez życie aż nie zginie Ostatni Polak |
Listoczku czerwony, znaczy się "Listy" ;). listy idą tak wolno chociaż idą metaforycznie czy wypada zadzwonić może ale głos nie pozwala a jak ktoś umrze w ten czas a ja piję podczas żałoby poszedłbym do cyganki pytać ale jest zakaz wiary może i bym zadzwonił gdybym tylko miał jakieś drobne albo talent i pędzel żeby się wytłumaczyć A teraz czas na pożarcie wiersza Imuviel :D Cytat:
Cytat:
Rozumiem, że podmiot to jakieś "dziecko wojny"? Jak tak, to okej. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Mój umysł troglodyty lekkon nie kapuje zacytowanych wersów. Ok, jasne - podmiot jest duchem ojczyzny, czy co? W sensie to jakieś rozdwojenie jaźni, strach, etc,czy co, bo tu - przyznam się - nie kapuję. Cytat:
No doba, skomenciłem, czyli, że wiersz mnie zainteresował. Nie zapominaj o interpunkcji, bo tak pół na pół źle wychodzi. Gratuluje Ci wyboru tematu, chociaż wolałbym coś "dzisiejszego", żeby nazwać Cię odważną :). Nie jest źle, tylko pamiętaj, że nad wierszami się pracuje. Po pięćdziesiąte ósme: Przemyśleć zagadnienia poezji (ponieważ zaś kartka znów się kończy, jest to okazją, by przerwać na jakiś czas, przyjrzeć się temu, co zapisane, przeczytać sobie na głos, a następnie jeszcze raz przemyśleć zagadnienia poezji) I czytnij sobie na głos :king: . Pozdrawiam, Mint Crunch Berry! |
Dzięki za jakże wyczerpującą wypowiedź. Interpunkcja? Wiem, że ble, fe i kukuryku, ale to takie moje małe skrzywienie. Muszę nad tym elementem popracować Wieś? A jo, czemu by nie; Patos? I'm lovin it, szczególnie w kwestii ojczyzny; Kiedyś na grobli się dzieci bawiły, a dziś od moździerzy padają jak muchy Z tym grobem to faktycznie może trochę przetentegowałam, lecz chodziło mi mniej więcej o to, że jest okres wojny, powojenny, a życie, młodość jak rzeka - nie cofa się; Przeć w sensie nie poddawać się? Praca nad wierszem, owszem, lecz tylko "na chłodno", a nim ja ochłonę wiersz gdzieś się plącze w codzienności i o, taki finał. Coś "dzisiejszego"? Co konkretniej masz na myśli? Miło było przeczytać krytykę, Miętowy. Umysł troglodyty, ha! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:09. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0