lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Sesje RPG - Postapokalipsa (http://lastinn.info/sesje-rpg-postapokalipsa/)
-   -   [DEG] Błogosławiona Krew [18+] (http://lastinn.info/sesje-rpg-postapokalipsa/18650-deg-blogoslawiona-krew-18-a.html)

Ketharian 29-02-2024 21:44

Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595

Fernex świdrował Bartheza niemo wzrokiem przez dłuższą chwilę, potem zaś odsunął lufę lupary od szczęki Leona Thibauta, ruchem tak powolnym, aby nikomu nie przyszło na myśl, że próbuje uczynić coś agresywnego. Uwolniony od morderczego dotyku stali, ale wciąż trzymany za odzienie, przerażony wynalazca dopiero teraz spostrzegł coś, co z irracjonalnego powodu wzbudziło jego zalęknioną fascynację.

Nad głową Fernexa, na gałęziach sosny przykrywających szczelnie jego prowizoryczną kryjówkę, wisiały na rzemykach kawałki rozbitego lustra. I chociaż dzień był bezwietrzny, zwłaszcza pod kopułą lombardzkiego lasu, wszystkie obracały się raz w jedną, raz w drugą stronę, cały czas w identycznym rytmie i za każdym razem wszystkie w tym samym kierunku, zsynchronizowane w niewytłumaczalny sposób, który w jednej sekundzie zalał umysł Sanga potokiem zdumionych pytań.

- Ono bardzo źle widzi i słyszy, ale jeśli zaczniecie się szybko poruszać, wyczuje bicie waszych serc - wyszeptał siwowłosy myśliwy - Połóżcie się, bardzo powoli. Jeśli na nas ruszy, wszyscy postradamy życie.

- Co to jest? - zapytał klęczący w grząskiej ściółce Dragan, zmrużonymi oczami próbując przebić się przez gęstwę zarośli porastających skraj polany. Monstrualny kształt krążący po odkrytej przestrzeni wydawał się coś nosić, kopać ziemię, przestawiać coś z miejsca na miejsca.

- Inkarnat - powiedział Fernex głosem wręcz kapiącym od nienawiści i wstrętu.

- Nasi Wynaturzeni są wrażliwi na stal i ołów - wyszeptała Angeline Lea, a Leon Thibaut przyjął z ulgą do wiadomości, że w głosie jego kuzynki też wibrowala nuta zalęknienia - Mamy broń, zastrzelmy go, zanim pojmie, co mu grozi.

Fernex wciągnął mimowolnie powietrze jakby się chciał żachnąć, ale w porę się powstrzymał. Zamiast tego sięgnął pod nogi i podniósł z wilgotnej ziemi zmurszały patyk.

- Postradałaś zmysły, dziewko? - szepnął głosem całkowicie odartym z należnego Angelinie szacunku - To Inkarnat, Tkacz Sieci. Spójrz…

Myśliwy podniósł się nieznacznie i cisnął patykiem w stronę krawędzi polany. Kawałek drewna zatoczył w powietrzu łuk, ale nie spadł na ziemię - zamiast tego Frankowie usłyszeli dźwięk przypominający syk zimnej wody wylewanej z kubka na rozgrzaną żelazną płytę. W powietrzu pojawił się na mgnienie oka okrąg niebieskiej energii, w którego centrum znajdował się ciśnięty przez Fernexa patyk.

Okrąg zgasł, syk ucichł. Dymiące resztki patyka spadły na ziemię.

- Utkał Sieć - wyszeptał Fernex - Kule nic mu nie uczynią, jedynie zdradzą naszą obecność.

Przypomnijcie mi proszę, czy ktoś z Was ma lornetkę albo lunetę?


Nanatar 01-03-2024 21:31

Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595

Kiedy tylko zdziwienie przeszło w rozumienie, Leon pragnął głośno zakrzyknąć, że znalazł myśliwego, uniemożliwił mu to stalowy koniec lufy strzelby napierający na tchawicę. To zdecydowanie odmieniło ocenę sytuacji w oczach wynalazcy, który zrozumiał, że go Purgijczyk za łeb trzyma. Zbladł przy tym Leon, ale się swojej wersji trzymać próbował, glinę z twarzy Fernexa dłonią zmazał, upewniając się kształtów onego, w oczy zaglądał, czy nie zemglone.

Widząc krocie uzbrojenia w rękach najemników w swoją i oprawcy stronę wycelowane, zaraz po słowach Barteza szepnął jeszcze do myśliwego.

- Spuść tego obrzyna, bo się zaraz obesram i nas to licho na pewno poczuje.

Wyswobodzony z uścisku mężczyzny, ale wciąż w niewoli zmysłów, Leon Thibaut uwiódł się tańczącymi do magiki zwierciadełkami. Wynalazca czuł, że zagłębia się coraz bardziej w świat magii, jak dziecko w fantastyczną opowieść.

- Co robią zwierciadełka czarowniku? No i dlaczego tu jesteś? Dlaczego obserwujesz Inkarnata?

8art 06-03-2024 14:21

Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595

Barthez nie zamierzał dyskutować z myśliwym. Wychowany w alpejskich fortecach wiedział o wynaturzeniach bardzo niewiele, a już napewno nigdy nie był żadnego z nich tak blisko. Gdy tylko Fernex uwolnił szlachcica, nakazał ludziom zalec w kryjówkach. Samemu przykucnął za powykręcanym drzewem by z mieszaniną fascynacji, strachu i obrzydzenia obejrzeć potworne stworzenie przez lunetę snajperskiego karabinu.

Zastanawiał się jakie słabe punkty mógł mieć inkarnat. Na pierwszy rzut oka wydawał się celem łatwiejszym niż zwykły człowiek, ale alpejczyk wiedział, że gdyby tak było Purgaryjczycy sami już dawno uporali by się z homo degenesis na własnych ziemiach. Przeprowadzony przez Fernexa wręcz magiczny pokaz spalonego w niewidzialnej sferze patyka, uzmysłowił helwecie potęgę inkarnata. Nerwowo przełknął ślinę.

- Zaczekamy aż się oddali. - powiedział cicho: - A potem się wycofamy.

Potem skierował wzrok na myśliwego. Już od dłuższego czasu próbował rozszyfrować powód jaki kierował Fernexem w jego zdawałoby się samobójczej eskapadzie. Pomimo że go odnaleźli, to wciąż wiedział niewiele więcej niż zeszłego dnia. Miejscowy nie był leperosem, czy kimś oddanym homo degenesis. Na badacza tychże zjawisk też go nie posądzał. Ani tym bardziej o próbę upolowania wynaturzenia, gdyż jak sam to zademonstrował był całkowicie bezsilny w potencjalnym starciu. Jedynym sensownym powodem był zwiad, ale wtedy już chyba dawno wróciłby do Lucatore.

- Mówże Fernexie, po cóż tu przyszedłeś. Polować na Inkarnata przecież nie będziesz.

Ketharian 15-03-2024 19:36

Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595

Fernex przyłożył rękę do ust Leona dławiąc słowa jego pytań i posykując jednocześnie ostrzegawczo w stronę reszty intruzów.

- Ciszej, głupcze. nie pozwalaj sobie na taką ekscytację - wycedził przez zęby tarmosząc wynalazcę za ucho iście niczym surowy mentor karcący krnąbrnego wychowanka - Już mówiłem, że on potrafi wyczuwać silne emocje, przeklęty demon.

Sięgając do kieszeni swojej kurty Purgaryjczyk wyciągnął z niej niewielką lornetkę o mocno porysowanych szkłach, wcisnął ją w dłoń Sangliera, a potem złapał go za kołnierz i przycisnął do krawędzi dołu. Przestraszony prawdziwie zwierzęcą siłą Purgaryjczyka, Leon złapał lornetkę i spojrzał przez nią na pobliską polanę.

I wydał z siebie jęk przerażenia widząc w całej okazałości stworzenie, które budziło tak przemożny respekt starego myśliwego.

Monstrualny stwór miał człowiecze kształty, lecz był zbyt dalece zdeformowany, by ktoś mógł go z człowiekiem pomylić. Ważący być może nawet pół tony, Inkarnat wywlókł z gęstych chaszczy truchło wielkiego jelenia i zaczął odrywać kończyny padliny obierając kości zwierzęcia z gnijącego mięsa i skóry. Opasły, porośnięty zrogowaciałą skórą i ukrywający głowę pod znoszonym kapturem - jedynym elementem jego ubioru - Inkarnat wyglądał zupełnie inaczej niźli równie groteskowo zdeformowani feromancerzy Franki, których zwłoki było dane raz czy dwa wynalazcy zobaczyć na własne oczy.

- Na świętą krew - jęknął Leon Thibaut i wtedy oddalone o kilkadziesiąt metrów Wynaturzenie przerwało swe odrażające poczynania odwracając zasłoniętą kapturem głowę i spoglądając wprost na przywierającego do wilgotnej ziemi Sangliera.

- Wyczuł coś - szepnął Fernex osuwając się na dno kryjówki i przymykając oczy - Nic nie mówcie, nawet nie oddychajcie…

Leon Thibaut wstrzymał oddech widząc jak zawieszone na rzemykach kawałki luster kręcą się coraz szybciej w zupełnie niezrozumiały, niewytłumaczalny sposób. Idąc za przykładem Fernexa przymknął oczy i zastygł w bezruchu.

- Zaczekajmy, aż się oddali - szepnął leżący tuż przy dole Barthez - A potem się wycofamy.

Jak się okazało, cierpliwość Helwety i jego towarzyszy została wystawiona na ciężką próbę. Inkarnat po dłuższej chwili przestał się gapić na skraj polany, w zamian powracając do masakrowania jeleniego truchła. Obserwujący go w lękliwym bezruchu ludzie starali się oddychać jak najbardziej płytko i powoli, przymykając oczy w obawie, że same ich spojrzenia mogą sprowokować Wynaturzonego do działania.

Po ponad godzinie stwór zagłębił się w las po przeciwnej stronie polany, a chwilę później kawałki luster zawieszone w kryjówce Fernexa przestały się poruszać. Dopiero wówczas myśliwy podniósł się z dna jamy klepiąc jednocześnie w ramię wciąż ukrytego Leona.

- Musicie jak najszybciej wrócić do Lucatore - powiedział Purgaryjczyk wieszając luparę na ramieniu - Ten demon buduje pierścień wokół miasteczka. On chce Lucatore! Musicie ostrzec Emisariuszkę i doktora. Inkarnat tworzy wiele takich dołów z padliną, to wylęgarnia plagi. Najpierw zatruł i zabił mojego psa, teraz zrobi to samo z całym Lucatore.

Nathan Barthez posłał Dragana do koni i pilnującego ich Sanga, który wykazał się nadludzką dyscypliną nie próbując w przeciągu ostatniej godziny zbliżyć się do skraju polany.

- Mówże Fernexie, po co tu przyszedłeś - powiedział Alpejczyk - Polować na Inkarnata przecież nie będziesz.

- Zadajesz niewłaściwe pytanie - odezwała się milcząca dotąd Angeline Lea - Ten rozbłysk, kiedy Leon rzucił patyk… co to było? Co go spaliło?

- Moc Inkarnatów - odparł z niemalże religijnym namaszczeniem Fernex - Plugawa Sieć tkana ich umysłami. Nie wiem jak to robią, ale potrafią się otaczać tą mocą, a ona niszczy niczym uderzenie pioruna.

- I wciąż tam jest? - spytała nieco pobladła szlachcianka. Słysząc jej pytanie Fernex podniósł grudę ziemi i cisnął nią z całej siły w kierunku polany. Kilkanaście kroków dalej powietrze ponownie rozbłysło przybierając formę półprzezroczystej tarczy, na której gruda obróciła się w dymiący proch.

- Zaniknie po jakimś czasie - powiedział myśliwy - Marnujecie czas, wracajcie do Lucatore.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - przypomniał Barthez - Jaki ty masz plan?

- Iść jego śladem i obserwować - Fernex otrzepał ubiór z ziemi i listowia, wyciągnął z jamy niewielki plecak - A jeśli będzie trzeba, stanąć mu na drodze. Takie moje powołanie.

Myśliwy rozchełstał koszulę i wyciągnął spod niej noszony niczym talizman metalowy krążek, na którym widniały niezrozumiałe dla Nathana znaki.

- Pochodzę z południa, zza Rzymu. Jestem ostatnim z rodziny łowców Inkarnatów i jeśli boska Pneuma opuści mnie w boju z tą bestią, niechaj tak się stanie. Jedźcie już!




Nanatar 17-03-2024 21:46

Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595

Prawdą było, że Leon uległ ekscytacji, uległ jej tak dalece, że tylko silne dłonie Purgiczyka, jak ojcowskie, wstrzymały go by nie wyrwać się ku nowemu odkryciu. Łowił wynalazca spojrzeniem każdy szczegół, ruch każdy, obyczaj potwora, przytulony do wilgotnej ziemi z sercem łomoczącym. Doskonale wiedział, jak ową fascynację powstrzymać odpowiednim oddechem, ale szkoda było mu tracić choć sekundę owej magicznej chwili. Na wszystko opiekuńczy łowczy obdarował go jeszcze lornetką. Dobrze Thibaut obejrzał wynaturzenie, się naoglądał, choć w strachu to w podziwie jeszcze większym.

Tak dalece zapędził się we własnych fantazjach, że kiedy kuriozum się oddaliło, czuł blady zawód. Równie zawód, że zastosowania lusterek i zasady ich działania mógł się tylko domyślać, nie doczekawszy się odpowiedzi.

Gotów był zbadać z bliska barierę, czasu mu niemniej brakowało, wobec wyznania Fernexa, bo już konie gotowano do jazdy, raz jeszcze poprosił trapera o lornetkę, by przyjrzeć się zmianom na krawędzi zasięgu wynaturzenia.

- Twoja to decyzja śledzić to bydle Fernexie. Nie szafuj jednak nadto swym życiem, pamiętaj, że nie sobie tylko służysz ty i twoi przodkowie, ale światu ludzi. Grzechem przeciw Pneumie byłoby nie przekazać twej wiedzy uczniowi. Zatem nie giń w przegranej walce, a żyj by rozegrać krucjatę. - Frank położył bratersko dłoń na ramieniu łowczego - Rzym to podobno święte miasto. - jakby się zamyślił - Jestem pewny, że jest sposób na ową potworę. Mógłbyś sporządzić schemat w jakim Inkarna zbliża się do Lucator. - stwierdził bardziej niż zapytał.

Uczynił krok w tył, by mu nic nie umknęło, a zostawiając pole dla kuzynki i kapitana. W myślach roztrząsał reakcje Emisariuszki i doktora, nagle doznał wrażenia trwonionego czasu, jakby wyrwał umysł uwięziony bajką i wrócił na właściwą stronę lustra. Właściwą po takiej podróży zawsze już było umowne, niepewne było. Tak czy inaczej Leon porzucił odkrywcę i wszedł w buty wynalazcy, albo czego by nie przyznał: męża i ojca.
Starannie pozbierał rozrzucony w nieładzie po klepisku ekwipunek, twarz zawinął szalem od żony i poczuł niebywałą tęsknotę. Nie jednak taką normalną za domem, a raczej pragnienie, bo Loretta była tu przy nim i razem przeżywała przygodę.

Zrobię testy:
Pierwszy na skupienie w obserwowaniu przez lornetkę, drugi na samą obserwację. Może ten pierwszy da coś do drugiego.
Trzeci na Legens (chyba najbardziej pasuje) do znajomości wynaturzeń.

Spostrzeżeniami podzieli się już w drodze. Rozumiem powrotnej, bo w tej sytuacji za chuja nie zgodzi się narażać Angeline Lei. Gotów nawet awanturę zrobić.


8art 23-03-2024 10:19

- Wracajże razem z nami do miasta. Twoja wiedza bardziej przyda się w ewentualnej organizacji obrony miasta niźli głupiej śmierci w lesie. - zauważył trzeźwo Barthez: - Nie spowolnisz bestii zbytnio, żeby to miało jakikolwiek wpływ na Lucatore, ani tym bardziej nie pokonasz w pojeynke. Masz doświadczenia pokoleń w walce z inkarnatami, a to może się okazać kluczowe dla obrony. Więcej zdziałamy na wspólnie, niż ty tu samemu. A nie można odmówić panu Leonowi racji, grzechem byłoby nie uczyć młodych. Nic tu po Tobie Fernexie, uchodźmy czym prędzej z tego zapomnainego przez bogów miejsca.

Technicznie: Prosze o rzut na CHA + Leadership

Ketharian 11-04-2024 10:56

Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595

Stary myśliwy nie dał się zbyt długo namawiać, co Barthez przyjął ze skrywaną ulgą. Fernex posiadał specjalistyczną wiedzę stając się tym samym wartościowym sojusznikiem; którego winno się było trzymać jak najbliżej siebie. Byc może zasługa w pokonaniu oporów Purgaryjczyka leżała w naturalnej charyzmie Nathana, a może wędrujący po północy krainy Fernex zwyczajnie żywił głęboki szacunek wobec przedstawiciela Alpejskiej Twierdzy - dla Helwety liczyło się przede wszystkim to, że w kwadrans od rozpoczęcia negocjacji myśliwy siedział już na grzbiecie konia za plecami niezbyt zadowolonego z tego zaszczytu Leona Thibauta.

Żaden z Franków nie mógł sobie w takiej chwili pozwolić na komfort niezadowolenia. W wilgotnym powietrzu wisiała jakaś lepka groza zrodzona z wiedzy o tym, że w pobliżu ludzkich siedlisk pojawił się potworny wybryk natury rozsiewający każdym porem swojej skóry mikroskopijne zarodniki śmierci. Barthez nie został równie wszechstronnie wyszkolony w tematyce zwalczania każdej odmiany Homo Degenesis i chociaż wiedział wiele o feromanserach, Wynaturzeni nawiedzający Purgarię pozostawali dla niego w dużej mierze zagadką.

Oddaliwszy się na bezpieczną odległość od terytorium Inkarnata Sangowie puścili konie w galop, dzięki wskazówkom Fernexa szybko odnajdując leśną drogę pozwalającą okrążyć podstawę masywu Borreo i dotrzeć do Lucatore od południowego wschodu.

Leon Thibaut nie mógł zaprzeczyć, że widok miasteczka i górującego ponad nim klasztoru wyzwolił we wrażliwej duszy wynalazcy ogromną ulgę. Świadomość tego, że w pobliżu grasuje potwór w półludzkiej skórze mroziła krew w żyłach wszystkich Sanglierów, toteż powrót do Lucatore przywrócił im przynajmniej namiastkę poczucia bezpieczeństwa.

- Wpierw dom pielgrzyma! - Angeline Lea wstrzymała konia spoglądając z wysokości siodła na sąsiadujące z miejskim murem pola pszenicy - Przekażmy wieści memu bratu, postawmy orszak w gotowość do walki, a potem postanowimy, czy wpierw do namiestnika Benesato czy od razu do zamku tej wyniosłej…

Dostrzegając wzrok Fernexa szlachcianka urwała swoją wypowiedź, przeniosła niecierpliwe spojrzenie na twarz Alpejczyka..

- Co pan doradza, panie Barthez?

Nanatar 19-04-2024 23:25

Lucatore, 3 lipca 2595

Wzdrygnął się Leon Thibaut na decyzję Bartheza, by tropiciel siadł na zadzie jego wierzchowca. Ani wynalazca był dobrym jeźdźcem, ani obrońcą, a Purgijczyk cuchnął jak psia kupa. Burzyło to heroizm, który dopiero co napisał sobie Frank. Kłócić się jednak czasu nie było. Skupiał się zatem Leon, by pasażera nie zgubić, przejął się rolą, tempa w milczeniu dotrzymywał rozwianym przed nim czerwonym płaszczom. Po czasie dopiero, gdy do smrodu przywykł, lody zaczęły topnieć, wprzódy zdał sobie sprawę szlachcic, że powierzono mu zadanie specjalne, a zaraz i pojął zamiar kapitana, który to tropiciela mu podarował jak nauczyciela. Na ucznia Leona wyznaczając.

Tak sobie historię tłumacząc, zagadywał Sanglier tropiciela wynaturzeń, tak wypytywał delikatnie, pierwsze nauki biorąc.

Święte Lucatroe, piękne Lucatore. W istocie bardziej niż lekko się na sercu zrobiło wynalazcy kiedy miasto zobaczył, nowe w niego siły wstąpiły. Moc nową poczuł, jaką czuje rodzic witając na świecie swe dziecko. To znów skierowało jego myśli do Loretty i ich dziecka. Jakże jaj owej chwili pragnął, ile by oddał za jej dotyk. Zadowolić się musiał kosmatym purgijczykiem i jego mądrością.

Na słowa kuzynki zbliżył się konno do kapitana.

- Do Domu Pielgrzyma musimy się udać i siły w gotowość postawić. Nade wszystko potrzebny nam Abdel. Jak by nie błaznował stanowi gwarant Sanglierów, do społu z Lei. Proszę zebrać ludzi i wyposażyć po zęby. Nikogo bym nie zostawiał w oberży. Winniśmy stanowić siłę widoczną. Z rewelacjami sugeruję jechać do Emisariuszki. Do namiestnika Benesato, prośbę o stan gotowości i absolutny pokój z wieżą posłać przez umyślnego. Odwiedzimy go później. Wpłyńcie panie na Leśnika, żeby z nami poszedł. Zdaje się, że Was poważa.
- A Was nie jeszcze. Dość czasu mieliście. - zaczepił Helveta, ale zaraz dodał. - Dobrze, niech będzie jak mówisz Thibaut.
- Butów nie myjcie, tylko panicza wyciągnę i do wieży uderzamy. Z brudnymi butami i smrodem za pazuchą będziemy bardziej przekonywujący.

Skinął Barthez głową śmiejąc się pod nosem, na przemianę wynalazcy w polityka.


Kiedy trzymający grzywę konia wiatru Leon Thibaut wkraczał w gościnę Domu Pielgrzyma na zewnątrz właśnie lunął deszcz. Jakby samo niebo chciało otrzeźwić rozpaloną głowę szlachcica. Mało było tego chłodu, wobec pasji nowo odkrytej. Leon złapał tylko w dłoń pajdo suszonej kiełbasy, które zaraz wylądowało w głodnych ustach i tak nietypowo łamiąc ćwiczoną etykietę, pognał z furkotem płaszcza po schodach na piętro i wprost do komnaty z której dochodziły śmiechy i chichy, ochy i achy, i błagania o litość.

Spotkał się z oporem materii drzwi zamkniętych, skutecznie otworzył te strzelbą, na wystrzał Sangowie już gnali ratować księcia. Leon był szybszy, drzwi do komnaty obalił nagość ujawniając, skrępowanie, pragnienie sam poczuł. Bardzo. A Loretta, wszystko naraz.

- Wypierdalać - do towarzyszek Abdela. - Kuzynie, przygoda czeka, wyrywam cię z objęć próżnej bliskości, ku epickiej lubieżności.

Już w drzwiach sangowie, już w wynalazcę mierzą, ale ten karabin spuścił, bezużyteczny.

- Klęknij kuzynie! - nakazywał Abdel, ale jakoś nie po drodze było Leonowi - Klęknij i dokończ na nią to z tobą pojadę.
- Jedziemy do Emisariuszki, mamy karty przetargowe w dyplomacji. Możesz zostać kuzynie i dalej zlizywać mleczne kożuchy z tych wiejskich dziewcząt, albo poskubać w suty zimną panią na wieży. Wybór należy do ciebie, ale Twoja erudycja i wyczucie taktu wiele by nam pomogły. Wyjeżdżamy za kwadrans.
- Naprawdę..
- Do roboty dziedzicu. - podał bieliznę - Spodoba ci się - zaświecił oczami Leon Thibaut - Spodoba ci się bardzo, co ci po drodze opowiem.
- Nic mnie bardziej nie zaskoczy nad twoją przemianę. Wciągałeś coś. Rzeknij.
- Towar primo, opowiem, a teraz surdut. Epolety leżą równo. Wyglądasz kuzyn zjawiskowo.
- Epicko? - zadrwił Abdel
- Bespoke.

Leon opuścił komnatę kuzyna pozwalając mu samemu pojąć decyzję. Wszak jego to było dziedzictwo i nie zamierzał go wynalazca niańczyć. Zszedł na dół przepychając się między Sangami. Gospodyni wręczył srebrną monetę za zniszczone drzwi i drugą za milczenie, trzecią ku przyjaźni. Wrócił się na górę, zabrał wszystkie swoje szkice, zabrał piorunnik, zabrał amunicję.

Mistrzu:
1. Czego dowiedział się od tropiciela przez drogę Leon?
2. Czy uda się namówić kuzyna do wyprawy do wieży? Ile można kożuchy zlizywać? Abdel zapewne zdziwi się opowieści po drodze.
3. Proponuje wziąć ze sobą wszystkich zbrojnych, chyba, że się kuzyn obrazi o strzały, ale oceniam wręcz przeciwnie.
4. w drodze do emisariuszki Leon będzie sprzedawał Abdelowi info, ale tak, żeby go zajawić.
5 8art, jak byś miał jakieś sugestie co do prowadzenia negocjacji to daj znać, żebyśmy to uwzględnili w kolejnych postach.
6. Mistrzu jeśli Abdel pojedzie z orszakiem to mam kilka pomysłów na przedstawienie mu sytuacji i Purgijczyka.



8art 23-04-2024 12:37

Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595

Tętęnt kopyt niósł się lesistymi traktami przednóża Alp. Jeźdzcy nie szczędzili koni pomni tego, jakie mroczne widmo zawisło na Lucatore. Dla alpejczyka oczywiście najważniejszym było bezpieczeństwo powierzonych mu w opiekę szlachciców. Wiedział też, że gdyby dziedzicowi włos z głowy spadł, siepacze Sanguine próbowaliby go ścigać choćby i na końcu świata. Helweta co prawda wiedział jak się wymykać takim typom, ale miał też zgoła inne, niż strach powody aby misja ambasadora się powiodła. Powody, które zostały gdzieś na alpejskich halach. Wiedział też że bezpieczeństwo jego ludzi jest związane z bezpieczeństwem samego miasta, miał zamiar zatem się przejmować nie tylko Abdelem i jego kuzynostwem, ale też i większym obrazem.

- Fernexie, co ten stwór robi tutaj?! MSłyszałęm, że one są w pobliżu czakr. - przekrzynął tumult końskich kopyt i wiatr omiatajacy sylwetki rozpędzonych jeźdzców. Myśliwiec odrzkynął po chwili:

- Nie wiem co, ale coś do Lucatore go przyciągnęło i coś przykuwa jego uwagę tak daleko na północy Purgarii, bo nie są to zwyczajowe terytoria łowieckie tych istot!

- Kiedy zaatakuje?!

- Niedługo! - zdawkowo kryzknął Fernex

- To kwestia dni czy godzin?! - spytał poirytowany Barthez, przywykły do otrzymywania pełniejszych odpowiedzi.

- Raczej godzin! Zostało bardzo mało czasu! Odkryłem siedem dołów z trupią plagą!

Najemnik zaklął szpetnie, żałując nie idzie zmusić wierzchowców do jeszcze większego wysiłku. Dla helwety naturalnym było aby zminimalizować ryzyko dla cywili z miasta, a także jego podopiecznych z Domu Pielgrzyma, tylko czy to wszystko miało sens w obliczu ataku Homo Degenesis?

- Trzeba ewakuować mieszkańców i szykować się na atak! - krzyknął w końcu do purgaryjskiego łowcy.

- Tak, ale anababtyści nigdy się na to nie zgodzą! - odpowiedział ponuro Fernex.

- Pal ich licho! Można spróbować postawić ich przed faktem dokonanym! - pewien plan zaczął kiełkować w głowie alpejczyka.

Jeźdzcy pochylili się w siodłach i pędzili dalej ku wciąż jeszcze odległym murom okalających Lucatore.

Lucatore, 3 lipca 2595

- Do Domu Pielgrzyma musimy się udać i siły w gotowość postawić. Nade wszystko potrzebny nam Abdel. Jak by nie błaznował stanowi gwarant Sanglierów, do społu z Lei. Proszę zebrać ludzi i wyposażyć po zęby. Nikogo bym nie zostawiał w oberży. Winniśmy stanowić siłę widoczną. Z rewelacjami sugeruję jechać do Emisariuszki. Do namiestnika Benesato, prośbę o stan gotowości i absolutny pokój z wieżą posłać przez umyślnego. Odwiedzimy go później. Wpłyńcie panie na Leśnika, żeby z nami poszedł. Zdaje się, że Was poważa.

- Tak jaśnie panie - zgodził się Alpejczyk słowa Thibaulta, bo w sumie miał tylko jedno do dodania: - Poślę jeszcze czym prędzej po szpitalnika.

Ktoś z domowników podał zmęczonym żołnerzom kubki cienkiego wina i plastry wędzonej miejscowym sposobem szynki i sera, które głodni mężczyźni pochłonęli niemalże w jednej chwili. Leon zniknął w trzewiach domu pielgrzyma, aby wyrwać dziedzica z tak ulubionego przez niego nic nie robienia, a na zewnątrz właśnie zaczęło padać

Nie zważając na zacinający deszcz, Nathan na podwórcu Domu Pielgrzyma postawił na nogi wszystkich Sangów i najemników, tłumacząc zwięźle sytuacje i wydając rozkazy. Alpejczyk szybko zapisał na dwóch kartach papieru sytuacje, dodając że ambasador uda się w przeciągu najbliższych minut do klasztoru aby spotkać się z Nevą. Złożywszy kartki zakleił je podanym lakiem. Przywoławszy gestem dłoni przestraszonego zarządce domu powiedział krótko:

- Czym prędzej poślij któregoś ze swoich chłopaków do Signore Benesato i doctore Ferro, żwawo! Niech przekażą tel listy do rąk własnych! Sprawa jest gardłowa!

Jeśli jakiś dziwny los czuwa nad ludźmi, to bez wątpienia miał u alpejczyka jakieś niespłacone długi, bo nim jeszcze Barthez oddał w ręce przerażonego zarządcy listy, na dziedzińcu domu pielgrzyma stanął zziajany wyrostek próbując coś przekazać w przerwach między łapaniem oddechu. Mówił tak ciężko, że Barthez nawet nie był w stanie zrozumieć jego twardego purgaryjskiego akcentu zmieszanego łapczywym, głośnym wizgiem oddechu. Dopiero zarządca wyjaśnił spokojniej:

- Doctore Ferro prosi, abyście niezwłocznie spotkali się z nim w składzie lodu.

- Zmiana planów! Kapitanie Perrault, proszę ze mną czym prędzej do dziedzica! Fernexie, czekaj tu z nami. Mus ci iść z nami! - Barthez skinął dyskretnie na kilku najemników, aby mieli oko na myśliwca na wypadek jęsli ten miał zamiar gdzieś iść

Pobiegli na piętro, bezceremonialnie wchodząc do komnaty, gdzie Abdel właśnie odziewał się szybko, słuchając Thibaulta. Barthez niemal wszedł mu słowo:

- Panowie, jak wiecie sytuacja jest krytyczna. Osobiście uciekałbym stąd, gdzie pieprz rośnie, ale świadomy tego, że równe byłoby to klęsce naszej misji muszę zaryzykować. Proponuje wysłać teraz kapitana Perraulta z listami uwierzytelniającymi do Ennio Benesatto, z misją przekonania starego go do cichej ewakuacji cywili z miasta w stronę przeciwną do spodziewanego ataku dronów. Myślę, że dobrze by było, gdyby żona Ennio też wyjechała z miasta z uciekiniarami. Wszak to ona jest powodem, dla któego znaleźliśmy się w Lucatore. Nad całą operacją mógłby przejąć piecze jego miłość Abdel, gdy tylko załatwimy wszystko w mieście. To z pewnością przydarzyłoby mu zaszczytnego tytułu obrońcy mieszkańców. Doktor Ferro nalega na spotkanie z nami w kostnicy. Biorąc pod uwagę jak bardzo mu zależy, to nie może być nic nieistotnego. Po za tym pozwoli nam zabrać go do Nevy i omówić kojene kroki. Zalecam ewakuacje naszego personelu cywilnego już teraz pod dowództwem jaśnie pana kuzynki Lei i kilku Sangów. To samo zresztą zalecam jaśnie panom jak tylko rozmówimy się w klasztorze. Co wasze miłości sądzą o takim planie?

- Kapitanie Perrault, pana ludzie mają doświadczenie w walkach z wynaturzeniami. Jak tylko załatwi pan sprawe z Ennio proszę wziąść pozostałych ludzi i dołączyć do nas czym prędzej. Będziemy w klasztorze lub kostnicy. Znajdzie nas pan, będzie o nas głośno. Potem ewakuauje pan mości Abdela.

Dobra, myśle że mogłoby to wyglądać następująco:
Perrault do Ennio z listami i misja przekonania Benesasato do ewakuaowania jego żony i dyskretnej ucieczki cywili z miasta. Lea ewakuuje tymczasem nasz personel w ustalone z Fernexem miejsce. Tam tez ma kierowac sie ludnosc cywilna z miasta. Abdel, Thibault, Barthez, Ferro, Fernex i najemnicy ida do klasztoru. Po audiencji Perrault ewakuuje Abdela do uchodźców i Lei. (wydaje mi sie to rozsadne jesli chwilowo gracz jest niedostepny).



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172