lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Sesje RPG - Warhammer (http://lastinn.info/sesje-rpg-warhammer/)
-   -   Sodraland 2527 (http://lastinn.info/sesje-rpg-warhammer/20594-sodraland-2527-a.html)

Pipboy79 05-05-2024 20:40

Tura 35 - 2527.01.31 ant; wieczór - północ
 
Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Cendres, ul. Gliniana; ulica (BA:19)
Czas: 2527.01.31; Angesstag; wieczór
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, ulewa, sil.wiatr, lodowato (mod -30)



Warmund, Kristof, Cicha Sylvia, Sigrun i Juan



Klaus zabrał Reinharda ze sobą. We dwóch opuścili oświetlone wnętrze kuchni. Przestraszony chłopak nieco się chyba uspokoił. Sigrun za to wydawała się nadal pewna siebie.

- Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie. - prychnęła jakby czuła się upokorzona albo zirytowana ofertą zajęcia się jej ranami. Juan nie chciał być natarczywy. Zwłaszcza jak krewka Norsmenka wciąż miała topór w dłoni i widać było, że ma ochotę go na kimś użyć. Niemniej to zamieszanie chwilę trwało. Warmund i Kristof zdążyli wziąć i zapalić lampy.

- No to jak macie światło to idźcie pierwsi. - tropicielka wskazała im w stronę otwartych drzwi jakimi zwiali tubylcy. Tam panowały ciemności. Za to wciąż było słychać jakieś dziwne popiskiwania i stukoty. Sylvia ustawiła się za nimi, podobnie jak Sigrun. Juan dał znać, że w takim razie tu na nich poczeka. Z ciemności nie doszła ich żadna odpowiedź na ich okrzyki ani reakcja na ich działania.

- Już pewnie zwiali. - oznajmiła Sylvia. Może by dodać im albo sobie otuchy.

- To co to tam tak hałasuje? - zapytał Juan. Na co ona wzruszyła ramionami.

- Zaraz zobaczymy. - rzekła Sigrun szykując się jakby zaraz miał być dalszy ciąg walki.

Dwaj imperialni weszli więc pierwsi każdy z lampą w dłoni. Jak się okazało za tymi drzwiami był korytarz. W nim było kilka drzwi.

- Czuję krew. - sapnęła cicho Sigrun. Jak otwarli te drzwi na środku widać było stół. Rzeźniczy stół. Wciąż z resztkami zaschniętej krwi i resztek czegoś z czego pewnie ta krew wypłynęła. Silvia cmoknęła z niezadowolenia ale na tropicielce przywyłej do ćwiartowania zwierzyny nie zemdliło jej. Tym bardziej Norsmenki. Ta wydawała się nawet zaciekawiona. Weszła do środka i przesunęła po blacie. Potem przystawiła palce z resztkami do twarzy sprawdzając zapach. Skrzywiła się z niechęcią. - Posoka zielonoskórych. - stwierdziła w końcu spluwając przy tym. Wytarła palce o spodnie i wróciła na korytarz. Ruszyli dalej.

W sąsiednim pomieszczeniu śmierdziało zgniłym mięsem. Albo kanałami. Mogło tak być ze względy na mały, zakratowany właz do kanałów. Zwykle takimi wylewało się resztki i inne nieczystości. Ale przez to nie woniało tam zbyt pięknie.

Korytarz się skończył i weszli do głównej części magazynu. Światło nie sięgało do sufitu jaki tonął w ciemnościach. Było widać jakieś boksy jak w stajni. Może nawet kiedyś była to stajnia. Teraz niektóre z tych boksów przebudowano na klatki. I wyjaśniło się skąd te hałasu. W trzech z tych klatek były te pękate, zębate stworzenia. To one tak skrzeczały co chwila rzucając się na kraty i ściany swojego więzienia.

Przeszli jeszcze przez resztę tego magazynu. Ale chyba ci co tu byli to zwiali drugim wejściem. W każdym razie nie znaleźli tu nikogo żywego poza tymi uwięzionymi stworzeniami. Widząc, że więcej bitki chyba nie będzie Sigrun wróciła do kuchni i dała się opatrzeć Juanowi. Ten poprosił aby usiadła na ławie a sam wyjął swoje narzędzia i zaczął przemywać jej ranę.


- To co teraz? - zapytała Sylvia widząc, że sytuacja się rozładowała. Tylko wietrzna aura wzmocniona ulewą się nie zmieniła. Ale na razie była na zewnątrz.

Baird 06-05-2024 17:15

- Trzeba powiadomić straż miejską o tym miejscu.- odpowiedział czarodziej.- Juan jak skończysz to czy mógłbyś oprawić te martwe bydle. Jego części może kupi handlarz składnikami magicznymi i alchemicznymi. Tymczasem dziękuje wszystkim za pomoc w uratowaniu chłopca

Cioldan 11-05-2024 11:19

- Powinniśmy też przeszukać ten magazyn, ale to może z samego rana? Ciekawi mnie z jakimi miejscami te kanały są połączone. Jednak chyba musimy mieć więcej ludzi i więcej światła. - zwrócił się do Sylvii, niejako odpowiadając na jej pytanie. Jednak mówił w taki sposób, aby usłyszeli wszyscy. Następnie odwrócił się w kierunku Warmunda
- I straży powiemy, że poszliśmy odbić chłopaka, który został porwany? Szanowny magu, też uważam, że straż powinna się o tym dowiedzieć, tak jak i o mszy na jakiej byłem wcześniej, ale obawiam się, że straż tu nic nie da, a sprawi tylko, że Ci ludzie będą się jeszcze lepiej kryli. Nie sprzeciwiam się oczywiście, ale mówię, że ja nie pójdę po straż. - mówił Kristoff, ale nie zamierzał jeszcze kończyć i podjął kolejny wątek.
- Jutro będzie dzień świąteczny, także warto udać się znów na Dziurawe Dzbany. Nie wiem komu dać znać o tym co tam się odprawia, bo nic nie słyszałem tutaj o kimś jak inkwizytorzy z Imperium. Oj, a tu by się przydali. Ludzi poddających się manipulacjom religijnym było całkiem dużo w deszczowy zwykły dzień, zresztą podejrzewam, że jest to mocno związane z tą bójką nieopodal Warana... dobra, odbiegam od tematu! Jak tu sprawa skończona, to idę do domu, muszę się wsypać, bo coś przeczuwam, że jutro znów się szykuje długi dzień....

Gummiohr poczekał jeszcze chwilę, aż wszyscy już będą gotowi do powrotu do swych domów i razem z innymi opuścił magazyn.

Pipboy79 13-05-2024 23:11

Tura 36 - 2527.01.32 fst; ranek
 
Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Cendres, ul. Gliniana; ulica (BA:19)
Czas: 2527.01.31/32; Angesstag; wieczór/nom
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, ulewa, sil.wiatr, lodowato (mod -30)



Warmund, Kristof, Cicha Sylvia, Sigrun i Juan



- Oprawić to bydlę? - cyrulik spojrzał na kuliste truchło zębatego potwora jakby oceniał jak by poszła mu taka robota. - Takiego jeszcze nie rozbierałem. Nie wiem co on tam ma w środku. Nie wiem ile to zajmie. Ale na pewno nie jest to robota na pacierz albo dwa. - odparł Estalijczyk z praktyką lekarza pokładowego na różnych statkach. I jak skończył bandażować norsmeńską piratkę podszedł do tego stwora. Trącił go parę razy butem, pochodził dookoła w końcu uklęknął przy nim aby dotknąć tu czy tam. Wydawało się, że zaczęła go pochłaniać ciekawość naukowca.

- Mówiłaś Sylvia, że co to jest? - zapytał jedynego temerarios w ich grupie jaki był tubylcem.

- Skakun. Albo zębacz. Niektóre gobliny ich używają. Puszczają ich na wrogów albo podobno nawet same ich dosiadają. Ale tego akurat nie widziałam. Tylko to raczej te z gór albo tam dalej na pustkowiach w ich mateczniku. Te co kiedyś tu były w lasach to raczej używały pająków. - odparła tropicielka tonem wyjaśnienia tego detalu tutejszej tradycji wojen z zielonoskórymi. Dla przybyszy z Imperium często właśnie wyglądało, że to oni są właśnie głównym zagrożeniem wiszącym nad tymi południowymi krainami podobnie jak w ich ojczyźnie obawiano się morskich i lądowych najeźdźców z północy.

- To jak to ci tyle zajmie to szkoda abyś tu sam siedział. Jeszcze by tym zbirom przyszła ochota tu wrócić. - Sigrun widząc, że to nic co da się załatwić na szybki ani z tą strażą ani ćwiartowaniem stwora uznała, że tu zostanie. W końcu gdyby te parę osób co tu widzieli przez moment wróciło to sam cyrulik mógłby im nie sprostać. Zwłaszcza jakby zastali go pochłoniętego swoja pracą.

- To ja też zostanę. Ale rano dobrze jakby ktoś nas zmienił. Nie będę tu siedzieć cały Festag. - po chwili zastanowienia tropicielka także zgodziła się z pomysłem swojej koleżanki. Cała trójka z zadowoleniem przyjęła podziękowania od Warmunda co było widać po kiwnięciu głową czy zdawkowym komentarzu.

- Dobrze, że tego chłopca udało się uratować. Nie wiadomo co te zbiry by z nim zrobiły. Pewnie nic dobrego. - Juan widocznie miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku, że udało się interweniować zanim pojmanemu pomocnikowi czarodzieja stała się jakaś krzywda. Samo miejsce przyprawiało o ciarki nawet doświadczonych najemników. Zwłaszcza jak było mroczne i ciemne a na zewnątrz szalała ulewa i silny wiatr.

- Mnie do ratusza nie chce się teraz biec w środku nocy. Rano jak chcecie to idźcie. Chociaż rano to już Festag. Ale i tak ktoś chyba powinien tam urzędować z tych pajaców. - Sigrun od dawna nie miała zbyt dobrego zdania o straży miejskiej i im podobnych służbach. Z drugiej strony zwykle mało kto z “południowców” wzbudzał jej respekt. A za południowców Norsmenka uznawała właściwie wszystkie krainy na południe od Morza Szponów. Noc jednak faktycznie była paskudna i nie zachęcała do spacerów to i nikt z pozostałych nie kwapił się aby robić jeszcze jeden kurs do ratusza. W zwykły dzień a nawet ktoś w biurze straży miejskiej ktoś powinien być. Jednak jutro od rana był dzień świątynny, jedyny dzień wolny od pracy dla większości obywateli. Ten boski porządek czy tu czy w Imperium był niezmienny. Od rana ludzie i nieludzie będą podążać do swoich świątyń aby należycie oddać cześć swoich boskim patronom. Mimo to ktoś w biurze straży powinien być ale pewnie nie będzie to pełna obsada jak w zwykły dzień.

- A w ogóle to co tam było na tych Dziurawych Dzbanach? Jakaś msza mówiłeś? Przecież tam nie ma żadnej świątyni. - Juan zagaił Kristofa nim ten wyszedł. Wcześniej nie było kiedy pogadać jak tyle się działo. Podchody, włamania, walka, gonitwy czy opatrywanie rannej wojowniczki z północy. Dopiero jak się to uspokoiło można było coś przemyśleć i porozmawiać pierwszy raz od porannego spotkania w ich karczmie.

- Ale jak chcesz o tym komuś dać znać to lepiej de Soto. Jak powie żeby iść do straży to pójdziesz jak nie to nie. - zauważyła Silvia na wahania imperialnego kolegi. W końcu był czas się pożegnać. Juan poprosił póki są jeszcze wszyscy razem aby pomogli mu zanieść stwora tam do rzeźni gdzie był stół do ćwiartowania mięsa. To by mu ułatwiło zadanie. Koleżanki nie miały za bardzo ochoty mu towarzyszyć w tej upiornej scenerii w tym mało przyjemnym zadaniu więc zdecydowały się opuścić pomieszczenie i odprowadziły imperialnych kolegów do drzwi.

- Jak ktoś od nas to walcie w drzwi. - uprzedziła Norsmenka mając zamiar zamknąć za nimi drzwi aby uniknąć niespodziewanych wizyt tej nocy czy rano. Jak obaj imperialni koledzy jak chcieli wrócić do swoich domów na noc to musieli wracać we dwóch póki im po drodze było póki każdy nie rozszedł się do swoich domów. Przynajmniej pogoda się uspokoiła. Wiatr znacznie zelżał podobnie jak deszcz jaki robił się coraz drobniejszy i mniej odczuwalny. Chociaż wędrówka bez światła przez zaciemnione miasto pełnego świeżych kałuż i błota wcale nie należało do przyjemnych.




Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Zielona; mieszkanie Warmunda (AU:33)
Czas: 2527.01.32; Festag; rano
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: szarówka, zachmurzenie, powiew, ziąb (mod 0)


Warmund



Klaus obudził go wcześnie. Za oknami była jeszcze poranna szarówka. Nic dziwnego w środku zimy nawet tu na dalekim południu Starego Świata. Nawet jak za oknami nie było śniegu i lodowych sopli jak w jego rodzinnej krainie. Jego sługa chciał dać swojemu panu okazję przygotować się na ten dzień świątynny. Nawet jeśli tu mało było wyznawców Sigmara, nie na tyle aby mieć swoją świątynie. Panteon bogów tu na południu był zbliżony do tego co znano w Imperium ale ich ciężar był inaczej rozłożony. Najpopularniejsza boginią w mieście była Myrmidia jaka na północy była znana ale miała dość marginalne znaczenie. Popularny w Imperium Ulryk tutaj miał ledwo niewielką i skromną świątynię i pewnie tylko z powodu bliskości gór. Taal już był popularniejszy ale jego większa świątynia była poza miastem aby była bliżej jego domeny jaką była leśna dzicz. W mieście dom boży mu poświęcony też był więc dość skromny. Niezłą popularnością cieszył się Morr i jego boska córka Shallya. Oboje byli podobnie rozpoznawalni po obu stronach Gór Czarnych. Ojciec jednak był patronem snów i wiecznego spokoju niezbyt przejmując się światem żywych póki nie trafią do jego domeny. Ostatnio z powodu noworocznej plagi pewnie miał spory ruch. Jeszcze bardziej u Białej Gołębicy jaka przeżywała oblężenie desperatów szukających u niej wybawienia od przeklętego pomoru. W każdym razie przy śniadaniu miał czas na rozmowy i przemyślenia z ostatniej nocy i na początek nowego dnia. Przynajmniej pogoda się poprawiła i nic nie bębniło w okna nawet jeśli poranek zapowiadał się chłodno i ponuro.

- Bo my szukaliśmy tej pani co chciałeś. Ale nigdzie jej nie mogliśmy znaleźć. No i usłyszeliśmy o tym magazynie. Że tam coś się dzieje. Coś się ukrywa. To chcieliśmy zobaczyć co tam jest. To poszliśmy. - przy śniadaniu Miranda pospołu z Reinhartem zaczęli na przemian opowiadać co porabiali w owym magazynie. Więc od paru dni szwendali się po mieście szukając tej zaginionej szlachcianki o rudych włosach ale jakoś nic im się nie rzuciło w oczy. No to kręcili się to tu to tam licząc, że coś im się pofarci z jakąś plotką. W końcu usłyszeli o tym magazynie. Wczoraj o zmierzchu się tam zakradli licząc, że kiepska pogoda będzie ich sprzymerzeńcem. I tak było. Zajrzeli do środka ale ktoś spadł z wiadra jakie podstawili aby zajrzeć przez okna. I krzyknął z przestrachu jak spadał. To sprawiło, że tamci wybiegli. Kijanki dały dyla przez dziurę w płocie no ale Reinhart był ostatni i go capnęli.

- I mnie zaciągnęli do środka! A tam był ten potwór w klatce! Mówili, że mnie dadzą mi na pożarcie bo tak się robi z wścibskimi szczurami! I krzyczeli na mnie, chcieli wiedzieć dla kogo pracuję bo na pewno ktoś mnie przysłał! Pewnie Chlodwig! I chcieli abym się przyznał. A potem ktoś walnął w drzwi. I jeden poszedł otworzyć. To uciekłem. I schowałem się za klatką! A ten stwór warczał na mnie! Pewnie chciał mnie zjeść! I ten co mnie gonił krzyczał na mnie! To ja szybko wyjąłem skobel z klatki i ten potwór wyskoczył i zaczął ich gonić. To zaczęli uciekać! I coś zaczęło walić znowu w te drzwi, raz za razem! A potem pan wbiegł i reszta! - Reinhart znów był bliski płaczu jak straszne dla niego wydarzenia z ostatniej nocy znów do niego wróciły silną falą. Ale brzmiało jakby to właśnie w akcie desperacji ten chłopiec doprowadził do tego, że zębacz czy też skakun wydostał się z klatki i zaatakował swoich właścicieli zanim do środka wbiegli najemnicy. Zresztą chociaż Warmund nie oberwał zeszłej nocy to te wycieczki w niepogode i zbyt krótki sen dawały mu się dzisiaj rano we znaki. Klaus dyskretnie spojrzał w stronę okna zza jakich dobiegł pojedyczny odgłos świątynnych dzwonów. Czyli do początku porannych mszy były jeszcze dwa pacierze. W sam raz aby się tam wybrać jeśli się chciało. W “Waranie” zwykle i tak się tremerarios schodzili w Festag nieco później właśnie po porannych mszach.



Miejsce: Hr. Skogland; Ebenstadt; Dzielnica Centralna, ul. Gliniana; mieszkanie Kristofa (AU:33)
Czas: 2527.01.32; Festag; rano
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: szarówka, zachmurzenie, powiew, ziąb (mod 0)


Kristof



Kristofa rano zastał matkę na porannej krzątaninie. Na zewnątrz po szarówce dało się poznać, że dzień się dopiero zaczynał. I mieli czas na wspólne śniadanie. Po nim bogobojni obywatele tak samo jak w Imperium powinni się udać na mszę do świątyni. Chociaż tutaj nie było świątyni Sigmara. On sam zaś miał okazję zastanowić się nad tym co się stało wczoraj i jak zacząć kolejny dzień. Skoro był dzień świątynny to większość Temerarios przyjdzie do “Warana” dopiero po porze mszy czyli później niż zwykle. Z tego samego powodu w ratuszu w biurze straży miejskiej mimo wszystko ktoś powinien być ale zapewne mało kto. W końcu strażnicy też mieli prawo poświęcić ten dzień swoim boskim patronom. Jeśli trójka towarzyszy z wczoraj nie zwinęła się w nocy z tamtego magazynu to chyba nadal powinni tam być. Czy ktoś do tej pory zawiadomił straż tego też nie wiedział. Wczoraj w nocy koleżanki radziły mu aby o tej dziwnej sytuacji w Dziurawych Dzbanach powiadomił de Soto. Ten pewnie też będzie na mszy, pewnie u Mananna którego jako stary wilk morski wciąż oddawał cześć. Podobnie jak spora część ludu morza bez względu na pochodzenie. Później zaś lider Temerarios miał zwyczaj przychodzić na śniadanie do swojej karczmy.

Z wczorajszych rozmów z towarzyszami wynikło, że tutaj nie działał zakon Oczyszczającego Płomienia zwanego w Imperium przez pospólstwo Inkwizycją bo był to odłam kościoła Sigmara jakiego tutaj prawie nie było. Nawet nie miał swojej świątyni tutaj. Wiec wszelkie podejrzane herezją sprawy załatwiały albo władze świeckie księżnej albo kościelne. Czyli znów wypadałoby zawiadomić albo straż i oni pewnie skierowaliby sprawę do odpowiedniego organu albo do którejś ze świątyń. Sylvia proponowała porozmawiać z Myrą jaka w końcu była nowicjuszką Myrmidii i jedyną kapłanką w ich grupie. Do tego tej najważniejszej i najsilniejszej świątyni w tym mieście. Czy z rana coś by się działo przy Dziurawych Dzbanach tego nikt wczoraj nie odważył się zgadywać. Na pewno nie było tam żadnej świątyni ani kapliczki to trudno było powiedzieć co tam się mogło dziać lub nie.

A ową pracownicę ratusza, Ryksą, co spotkali wczoraj w “Kłosie” dzisiaj z powodu Festag raczej nie było co liczyć, że spotka się ją w ratuszu skoro ten był dziś zamknięty. Jeśli była bogobojną obywatelką to pewnie by poszła na poranną mszę ale nie wiadomo do jakiej świątyni. Dopiero jutro zaczynał się nowy tydzień i urzędy, sklepy i warsztaty powinny być otwarte jak zwykle.

Baird 18-05-2024 13:42

Przed opuszczeniem magazynu Kruger pomógł przenieść bydle na stół, czarodziej poprosił silnego i młodego Kristoffa też pomógł.

Rankiem Warmund wysłuchał opowieści Kijanek i dał im po smakołyku ze spiżarki po śniadaniu.
- Wracajcie do siebie dzieciaki, a wieczorem miejcie oko na zamtuz u Octavii. Podejrzewamy, że to on może stać za porwaniem Czerwonowłosej. Tylko bez wchodzenia na wiadra. Trzymajcie dystans.- polecił czarodziej.
- Klaus ty natomiast będziesz musiał zawiadomić strażników o wczorajszej akcji. Poczekaj do popołudnia, bo Kristoff może będzie chciał je wcześniej przeszukać.

Po śniadaniu magister złapał jakiś stary worek ze schowka oraz standardowe wyposażenie i opuścił apartament.

Magister poszedł w pierwszej kolejności do świątyni Shallyi gdzie pomogł siostrą miłosierdzia w gotowaniu posiłku dla biednych. Odprawił też krótką modlitwę przed opuszczeniem świątyni, aby matka miłosierdzia dała mu cierpliwość w nadchodzących dniach tak aby natura ognia nie wzięła nad nim góry.

Następnie Kruger poszedł do magazynu odebrać części od Juana. Mag ognia zapukał tak jak poprzeniej nocy ustalili z Sigrun, spakował zębacza do wora i ruszył do sklepu z alchemicznymi i magicznymi składnikami aby wytargować dobrą cenę za części potwora.

Po południu mag odwiedził domy swoich pupilli gdzie nauczał prywatnie. Jako że czarodziej nie miał głowy do nauczania to dziś skupił się tylko na klasycznym, dokładniej to na ortografii i czytaniu tekstu. Jak zwykle tileańskie dzieciaki miały najmniejszy problem z językiem przodków. Po niecałych dwóch godzinach mag opuścił ostatni dom.

W końcu czarodziej udał się do Warana aby spotkać się z szefem i resztą Temerios. Na myśl o czarnej mszy w jakiej brała udział trójka jego kolegów poprzedniego dnia pomyślał tylko jak bardzo w tym mieście potrzeba kościoła Sigmara.

Cioldan 25-05-2024 09:33

Kristoff zamienił jeszcze parę słów z Juanem na temat dziwnej mszy jaką widział tego dnia, tylko wcześniej. Choć patrząc na godzinę, mogło to być już wczoraj. Napomknął, że ostatecznie uciekli i raczej nikt nie rozpozna ich twarzy, ale raczej strach tam chodzić samemu. Droga do domu minęła szybko. Przyświecał mu już tylko jeden cel - położyć się łóżku. Nawet do końca nie pamiętał drogi powrotnej, po prostu szedł żwawym krokiem przed siebie, nie myśląc już za wiele. Nie dość, że był zmęczony, to jeszcze przemoczony, a przed nim raczej krótki sen. Przecież jutro, a w sumie to już dziś, czekała go msza. Dotarł do domu koło 1 w nocy. Zdawało mu się, że ktoś do niego woła po drodze, tak samo już na klatce schodowej, ale nie miało to dla niego żadnego znaczenia. To pewnie ktoś z grupy de Soto wracał z Warana, a później sąsiad. Może i nie, ale tego raczej się już nie dowie. W mieszkaniu było ciemno, świeca, którą matka zostawiała w głównej izbie, już się całkiem wypaliła. Przeważnie po kolacji gasił ją i wyciągał z bezpiecznego naczynia, ale tym razem pozostawił rozlany wosk w jakby słoiku czy misce i po omacku doszedł do pryczy i chwilę po położeniu się, zasnął.

Gdy otworzył oczy, matka już się krzątała. Była czujna, gdyż od razu wyczuła, że syn otworzył jedno oko
- Wstawaj i sprzątaj. Dziś święty dzień, ale to był Twój wczorajszy obowiązek- podeszła energicznie bliżej i dość głośno i zdecydowanie wydała kolejne polecenie
- a teraz chuchnij!- Kristoff jeszcze zdezorientowany chuchnął na tyle na ile miał sił zaraz po przebudzeniu. A Matka kontynuowała
- no, masz szczęście! Co Ty tak się szlajasz po nocach? Ta Twoja praca jakaś wymagająca jest, ciągle się mijamy. Aaa, jeszcze jedno, śniadanie już gotowe. Ja idę do świątyni Mannana, skoro Sigmar nie ma tu nawet kapliczki. Ty też gdzieś idź!- młody Gummiohr dopiero teraz zorientował się, że spał w ciuchach w których wrócił, nawet nie miał siły ich przebrać. Jego rodzicielka z kolei była już ubrana i gotowa do wyjścia. Jednak na pewno nie było jeszcze za późno aby zdążyć na mszę, bo dzwony kościelne jeszcze nie biły ogłaszając, że już czas wychodzić. Seniorka jeszcze w drzwiach przekazała ostatnie słowa do syna
- nic Ci nie mówiłam, ale przez ostatnie parę dni, jakieś dwie osoby się kręciły. Do tej pory wokół kamienicy i przeważnie wieczorem. Nie mówiłam wcześniej, ale wczoraj weszli na klatkę, przez tego jełopa z dołu, bo zostawił drzwi otwarte. Także jak już tu byli, to stali chwilę koło naszych drzwi i coś rozmawiali, ale nie byłam w stanie usłyszeć co bo bałam się zbliżyć do drzwi. No, już lecę! Pa!- na koniec wypowiedzi jakby chwilę się zastanawiała jak się pożegnać. Młody miał nadzieję, że zastanawiała się nad wyznaniem jakie Matki często kierowały do swoich dzieci. Ta pauza mu wystarczyła, chociaż i tak mógł to sobie tylko zmyślić.

Kristoff wstał, rozebrał się, chwilę poćwiczył. Następnie przeprał wczorajsze ciuchy, szczególnie spodnie, gdyż były w błocie. Na koniec podmył się to tu to tam i w końcu ubrał. Zjadł śniadanie i w pośpiechu wyszedł, wprost do świątyni Myrmidy. W miarę się wyspał, więc więcej wyłapywał z otoczenia niż wczoraj, a raczej dzisiaj koło 1 w nocy. Wyłapał więc dwa głosy, żeński i męski, które jakby krzyczały, ale jednocześnie szeptały. Taki jakiś dziwny przytłumiony krzyk, ale jeszcze dziwniejsze było to, że wołały Jego imię! Stanął w miejscu, sięgnął do kieszeni, ale nie było tam niczego co mogłoby się przydać do walki. Jedynie jakieś drobniaki na ewentualną "ofiarę" w kościele. Rozejrzał się i w końcu dostrzegł dwie osoby, młode, w brudnych, zniszczonych ciuchach. W końcu gdy ruszył w ich stronę dobiegł mocniejszy krzyk
- Krystek! To naprawdę Ty!!!- postać rzuciła mu się w objęcia. Tu, na południu nikt nie używał tej odmiany imienia, czy tam pseudonimu. Gdy tu przybył już nie był takim małym radosnym chłopcem. Tylko ktoś, kto go znał z Ostlandu, mógł znać go po tym pseudonimie. W mocnym uścisku spostrzegł, że drugi osobnik to kobieta, młoda kobieta.
- nawet nie wiesz jak dobrze Cię widzieć...- powiedziała głośno, ale jakby lekko łamiącym się głosem. Gummiohr tymczasem rozpoznał jej twarz. Widział ją w zamtuzie u Octavio. Zresztą rozpoznał też głos chłopaka, ten sam wołał coś w nocy, gdy skradali się do kamienicy czerwonowłosej magini. Tylko skąd ich znał? Bo na pewno ich znał i to nie z tych dwóch wydarzeń...
- ostatnio rozmawialiśmy jakieś 7 lat temu! Jak opuszczaliście z Matką Schönfeld, a Twój ojciec poszedł na wojnę. Nasi rodzice trwali tam jeszcze długo. Wiesz, przecież nie mogli pogodzić się z utratą majątku... Do tej pory pamiętam jak pomagałeś nam się wyrwać z naszej posiadłości i mogliśmy dzięki temu bawić się z innymi dzieciakami- mógłby kontynuować, ale przerwała mu kobieta
- to nie czas na to, nie na ulicy, sęk w tym, że właśnie zostaliśmy bez pracy, nie mamy gdzie spać, nasi rodzice nie żyją, a z majątku nam nic nie zostało. Kristofie, potrzebujemy pomocy. Idziesz pewnie na msze, pójdziemy z Tobą, a potem możemy udać się do Ciebie?
- Hanna?? Jurgen?!! To naprawdę Wy! To Wy siedzieliście tam naprzeciw w kamienicy. Pewnie Wy znaleźliście moje mieszkanie i kręciliście się koło niego. Zapewne też to Ciebie Haniu widziałem u Octavio.... dobrze, później pogadamy. Chodźmy na mszę do świątyni Myrmidy, a potem pójdziemy do siedziby grupy dla której pracuje. Postaram się pomóc...-
Poszli razem do kościoła. Przez to całe zdarzenie, Gummiohr nie poświęcił ani chwili na delektowaniu się pomnikami w świątyni. Ostatnio tak cieszyły jego oko, że stwierdził, że to Myrmidzie będzie składał hołd i do niej się modlił. Szczególnie, że widział pewne podobieństwa do Sigmara. Jego głowę zaprzątała jednak sprawa z jego dobrymi znajomymi z dzieciństwa. Nie byli to może jego najlepsi przyjaciele, ale bliźniaki byli z innej sfery. Oni pokazywali mu jakieś magiczne miejsca z przepychem, a on im pozwolił na przeżywanie normalnego dzieciństwa, zapoznając z miejscową ferajną. Znali się dlatego, że ich ojciec przynajmniej dwa razy w roku wynajmował trupę cyrkową w której pracował Gummiohr senior. Skąd to rodzeństwo się wzięło tu gdzie on? Jak długo tu są? Czy może coś wiedzą o losach jego ojca?
Przemyślenia przerwała końcówka mszy i widok Myry.
- słuchajcie, muszę podejść do koleżanki, nie bójcie się, nie zostawię Was- gdy tylko skończyła się msza, od razu ruszył do koleżanki z pracy. Powiedział, że sprawa jest bardzo pilna i ważna i dotyczy też religii. Opowiedział historię mszy, na którą trafił w ramach śledztwa. Opowiedział w szczegółach co ich tam spotkało i dodał od siebie, że podejrzewa, że ma to ścisły związek ze wcześniejszą bójką w której uczestniczyła, a być może nawet z plagą. Nie miał czasu ma większą dyskusję, gdyż chciał też powiedzieć o wszystkim szefowi, no i zadbać o znajomych w potrzebie. Myra zrozumiała i póki co po mszy poszła jeszcze ze swoimi siostrami, by później dopiero udać się do Warana.
Tymczasem cała trójka z Ostlandu udała się do siedziby de Soto.

- Cześć! Niech Bóg da Wam dobry dzień! Jest szef?- trochę w złej kolejności, ale każdy kto go znał wybaczał mu złą kolejność powitania. Jedna z obecnych wskazała na drzwi i dodała, że w tej chwili jest sam. Kristoff, więc zapukał i wszedł do środka, a dwójkę swoich towarzyszy zostawił przy stoliku i zafundował śniadanie na swój koszt. Dopiero będąc już w 'biurze' szefa, usłyszał od niego, że można wejść. Młody zaczął od tego, że przyprowadził dwie osoby do pracy, jednak musiał zacząć od spraw bieżących. Zaczął opowiadać bardzo dokładnie, nawet poznanie się z dziewczyną z ratusza, mszę z tykwą, nocną wyprawę do magazynu w celu ratowania chłopca z ferajny maga ognia. Starał się przedstawić wszystkie szczegóły, więc zeszło ponad godzinę na samych opowieściach. Gdy skończył, podszedł do drzwi i zawołał Jurgena i Hanne.
- A to Jurgen i Hanna o których wspomniałem na początku- chciał ich przedstawiać dalej, ale od razu wtrąciła się Hanna
- jestem Hanna. Pracowałam wcześniej w mieście u Octavio, miałam być tancerką, którą zresztą jestem świetną, ale chciał rozszerzyć moje kompetencje, na co nie mogłam się zgodzić. Mogę pracować za barem, mogę być kelnerką, mogę też tańczyć do muzyki, bo słyszałam jak jakaś dziewczyna pięknie gra na lutni...- bardzo pewnie mówiła dziewczyn, która na koniec się ukłoniła
- Szanowny Panie, jestem Jurgen. Świetnie zajmuję się zwierzętami, ale nie wiem czy to będzie tu przydatne, pracowalem na ochronie z zamtuzie, ale odszedłem wraz z siostrą. Potrafię też posługiwać się procą, ale generalnie mogę spróbować zająć się wszystkim i dam z siebie wszystko- na koniec prawie zasalutował, tak chciał zaakcentować ostatnie zdanie.
Szef dopiero teraz miał okazje odpowiedzieć na historię Kristofa i ustosunkować się co do jego przyjaciół, a tymczasem młody Gummiohr jeszcze wtrącił swoje trzy grosze
- Szefie, tak pomyślałem, że może Jurgena wysłać do straży, żeby nam mówił co tam się dzieje. Słyszałem, że szukają ludzi, po tych zamieszkach, a chętnych brak. No i może poszliby mieszkać do kamienicy Von Schwarz. Myślę, że zadbali o nią jak o własną, a pewnie i lepiej. Nie będą na pewno ruszać magicznych przedmiotów i wchodzić gdzie nie powinni-

Tymczasem zbliżała się już 12


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:13.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172