Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2007, 14:14   #141
Astaroth
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Zanim Tantalion się położył i usnął, usłyszał jeszcze ripostę od Veinsteela:

"-Czy ty naprawdę myślisz, że nie miałem powodu, by to mówić? Czy naprawdę uważasz, że chcę je przewłaszczyć sobie? Czy naprawdę myślisz, że chciałbym je przywłaszczyć sobie? Jeżeli tak uważasz to mało mnie znasz. Rzeczywiście, wybuch złości był niekontrolowany, ale był spowodowany zasadami, które wpoił mi ojciec, ponieważ mawiał: "Nigdy nie zostawiaj swego towarzysza lub przyjaciela samego na polu bitwy, a szczególnie kiedy towarzysz jest przyjacielem". Mówiłem ci, że kodeksowi twego zakonu podlegają jedynie jego członkowie, zaś to samo tyczy się zasad, które wpoił mi ojciec i nie mam prawa według nich oceniać, lecz i tak moim zamierzeniem nie było oskarżanie. Ta sytuacja mogła podważyć wiele rzeczy, które wypracowywałem, a także to, że staram się myśleć o wszystkim, by zapobiec nieprzyjemnym niespodziankom. Zabraniając wam dotykać części ekwipunku zmarłego Krasnoluda miałem swoje obawy, którymi muszę się podzielić, by nie być uważanym jaka kogoś, kto chce sobie przywłaszczyć wszystko."

Zakonnik w tym czasie krzątał się przy swoim ekwipunku, układając starannie oręż w pobliżu łóżka. Gdy skończył, westchnął ciężko:
- Jesteś w błędzie Veinsteelu. - odrzekł na wydechu - Pomyliłeś regułę zakonu z kodeksem postępowania. Reguła obowiązuje tylko mnie, ale kodeks już wszystkich... - spojrzał wymownie na półelfa - bez względu na to czy ci się to podoba czy nie. Rozmawialiśmy już o tym. Każdy ma własny zbiór zasad, według którego postępuje. To on pozwala nam określić, czy ktoś popełnił zbrodnię czy nie. Gdybym nie stosował kodeksu wobec innych, nie byłoby mnie tutaj z wami w walce przeciwko wspólnemu wrogowi.

Na wyjaśnienia Veina odnośnie ekwipunku, Tantalion uśmiechnął się lekko:
- Ot, i stąd całe nieporozumienie. Poznałeś właśnie złą stronę trzymania niektórych przemyśleń dla siebie, przyjacielu. - to powiedziawszy, przeszedł do sprawy uszkodzeń ciała towarzysza.

* * *

Tantalion ciężko otworzył oczy, gdy zbudził go Corwei i ziewnął przeciągle. Wydawało mu się, że spał zaledwie kilka sekund, ale w rzeczywistości minęło kilka godzin. Spojrzał na towarzysza zaspanym wzrokiem, gdy ten do niego przemawiał.
"-Teoretycznie nie powinno się nic dziać w nocy, ale wolę zachować ostrożność. Następnego obudź Veina, potem nich on ustali kolejność."
Łowca tylko kiwnął glową, dając znać, że zrozumiał. Podniósł się z łóżka i sięgnął po katanę. Poczoł ogromny głód, toteż chwycił jeszcze swoją sakwę podróżną i opuścił kryjówkę przez właz. Pozostał we wnętrzu szopy, ale uchylił lekko jej drzwi, aby mieć widok na to co dzieje się na zewnątrz. Usiadł po turecku, katanę kładąc po prawej stronie. Czas mijał spokojnie. Tak jak mówił Corwei, ludzie zajęci byli świętowaniem i raczej mało prawdopodobne było, aby mieli tej nocy kłopoty. Tantalion zjadł trochę suszonego mięsa i sera, popijając wszystko wodą. Pomyślał wtedy o pijanym Kelgarze. Jakże sie różnili od siebie w tej materii. Zdawało się, że dla krasnoluda każda okazja by się napić była dobra, podczas gdy Tantalion, zgodnie z regułą zakonu, nigdy nie brał mocnych trunków do ust. Było to poniekąd podyktowane tym, że jako członkowie Zakonu Duriana, musieli pozostawać w ciągłej gotowości bojowej. Toczyła się wojna, a oni byli na pierwszej linii frontu. Nie było czasu na świętowanie. Zawsze zwarci... Zawsze gotowi... Ku chwale Zakonu i zgubie Smoczego Władcy.
Tantalion westchnął ciężko na wspomnienie o dawnych towarzyszach. Koszmar powracał. Musiał czymś odwrócić umysł od bolesnej przeszłości. Pretekst się szybko znalazł. Trzeba było zmienić opatrunki. Odgryzł w tym celu kawałek chleba i przeżuwał dokładnie. Wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu pajęczyny. W starej szopie było tego aż nadto. Pozbierał jej trochę i wymieszał z chlebem tak jak w czasie powrotu z gościńca. Tym razem przyłożył "plastry" w obydwóch miejscach, a wszystko owinął świeżym bandażem. Nie chciał korzystać z magii, gdyż rany nie były tak poważne, a poza tym nie wypoczął jeszcze po poprzednim razie. Oczywiście mógłby to zrobić w nagłym wypadku, korzystając z przyspieszonej wersji czaru w warunkach bojowych, ale efektywność zaklęcia jest wtedy niższa. Ledwo skończył dywagacje na temat leczenia, gdy właz uniósł się do góry i pojawił się Mordinan, owinięty w jakiś brudny i podarty płaszcz.
- Gdybym nie rozpoznawał twojego sposobu chodzenia, to sam bym się nabrał na ten kamuflaż, Veinsteelu. - powiedział zakonnik do towarzysza - Mam nadzieję, że wypocząłeś i czujesz się już lepiej, przyjacielu. Nie znikaj na całą noc. Corwei zarządził, że ty trzymasz wartę po mnie, a potem wyznacz kogoś wedle własnego uznania. - zmarszczył czoło - Hmm, tak sobie myślę... Skoro wychodzisz, to może mógłbyś zdobyć trochę bandaży, bo po ostatnim wypadzie nasze zapasy nagle sie skurczyły. I jakąś maść na zranienia i kontuzje. - to mówiąc sięgnął do zawiniątka przy pasie i wyjął kilka monet - Mam nadzieję, że to wystarczy. - już odwracał głowę, ale nagle coś sobie przypomniał - Ominęło mnie coś interesującego gdy spałem? - spytał z zaciekawieniem.
 

Ostatnio edytowane przez Astaroth : 10-10-2007 o 15:03. Powód: zgodność z postem MG
Astaroth jest offline