Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2007, 17:54   #17
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Oto jedna z bardziej rozpisanych kart. Osobiście lubię ją o tyle, że opowiada o normalnej (w miarę) dziewczynie. Tu nie ma heroizmu i spektakularnych wydarzeń. Mam jednak nadzieję, ze mimo to historia nie jest nudna.

Edit: Osz! Zbieżność imion jest przypadkowa.


IMIĘ – NAZWISKO – WIEK

Alice Forest, lat 16 (w momencie wydalenia ze szkoły)


WYGLĄD

Alice jest niewątpliwie ładną dziewczyną, mimo iż nie przywykła do podkreślania swej urody przez strój, czy też – broń boże – makijaż. Jej długie blond włosy zwijając się w loki, opadają zazwyczaj nieskrępowane na ramiona i plecy. Oczy dziewczyny mają kolor niebieski - na tyle jasny, że najlepiej pasuje do nich określenie, iż przybrały barwę „stalowego błękitu”. Co prawda dziewczyna zaczęła dojrzewać stosunkowo późno, widać jednak, że jej kształtom nie będzie brakowało kobiecości. Wzrost i waga są raczej przeciętne. Ogólnie mówiąc: dziewczyna mimo tego, że bardzo dba o czystość, niespecjalnie martwi się swoim wyglądem. Jedyne jej upodobanie w tej kwestii dotyczy niebieskich ubrań.


HISTORIA

Słabością mą jest życie,
Choć przyszłość stanowią cmentarne dzwony.
Oto ja – mroku dziecię,
Wiecznie przez chaos duszy trapione.

Alice urodziła się w średniozamożnej rodzinie Forestów, jako upragnione dziecię starszego już małżeństwa. John i Sarah Forest od dawna starali się o potomka i już praktycznie stracili nadzieję. Nie skutkowały modły ani kuracje lecznicze... wobec czego urodziny Alice zostały obwołane mianem cudu – źródła radości, której nie zakłócał nawet fakt, iż urodziła się dziewczynka, a nie chłopiec. Sama Alice zwykła jednak mówić, że jest dzieckiem niechcianym, bowiem w wyniku komplikacji przy porodzie powinna była umrzeć wraz z matką – przeżyły jednak dzięki „cesarskiemu” cięciu, które dziewczyna nazywała buntem przeciw Naturze.
Niemniej fakt stał się dokonany – Alice urodziła się oto 18-tego marca 1941 roku w domu jednorodzinnym w niedużej miejscowości na wschód od Londynu o wdzięcznej nazwie Canterbury. Jej ojciec był lekarzem i choć ubóstwiał swą córkę, nie miał dla niej zbyt wiele czasu. Wciąż wrząca wojna oraz renoma Johna Foresta powodowały, że nie tylko całymi dniami przesiadywał w szpitalu, ale często i nocami. Kiedy zaś udało już mu się wyrwać na kilka godzin do domu, dosłownie padał ze zmęczenia. Bywało, że panie musiały wołać parobka, aby przeniósł doktora na łóżko bo ten zasnął w przedpokoju i za nic nie dało się go ocucić.
Matka Alice była kobietą czynu społecznego. Może feministka to słowo zbyt mocne, niemniej była to kobieta zdecydowana, która nie bała się wygłaszać swoich poglądów. Energię, która zdawała się ją rozpierać, przelewała zazwyczaj na lokalna społeczność organizując wiece, festyny oraz prowadząc kółko gospodyń. Słowem zajmowała się wszystkim, tylko nie własną córką. Nie można jednak powiedzieć, iż nie kochała Alice, po prostu były bardzo różne.
Dziewczynka nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z matką, za to doskonale dogadywała się ze swoją babcią Alice Forest, po której otrzymała imię. Staruszka i dziewuszka – jak często nazywano je - zdawały się być nierozłączne. Tam gdzie starsza pani zmierzała czy to do kuchni, czy na werandę – człapała za nią nieduża, pulchna blondyneczka, która przez ładną twarzyczkę o delikatnych rysach oraz wijące się w loczkach włosy koloru dojrzałego zboża, przywodziła na myśl cherubinka. O czym rozmawiała Alice z Alice? Nawet gdy ktoś usłyszał fragment ich rozmowy, niewiele z tego rozumiał. Obie bowiem zdawały się żyć w jakimś baśniowym świecie pełnym jednorożców, trolli i księżniczek. Jeśli ich rozmowy dotyczyły już otoczenia, to zazwyczaj sprowadzały się do przekazywania małej Alice wiedzy o ziołach i ich właściwościach oraz życiu zwierząt. Starsza pani miała zwyczaj dokarmiać bezpańskie psy i koty mimo trudnych czasów i tego, że sąsiedzi nie raz krzywo patrzyli na takie „marnotrawstwo”. Wnuczka z radością pomagała babci w tych praktykach, a także przynosiła do niej postrzelone kaczki i inne ranne zwierzęta, które znajdywała włócząc się po okolicy.
Innych przyjaciół niż babcia i zwierzęta Alice nie miała. Bawiła się co prawda od czasu do czasu z dziećmi z sąsiedztwa, ale wydawało się, iż czyni to raczej z „powinności” wobec matki, która zwykła narzekać, że chowa jej się w domu „dziecko dżungli’.

Słońce smutku wypali ziemię,
Mróz w lód przemieni nocy łzy,
Księżyc roziskrzy śniegowy puch,
W końcu wiosna wróci, lecz nie ty.

Czy też z obawy przed całkowitym zdziczeniem, czy po prostu w trosce o edukację, gdy dziewczynka skończyła 12 lat rodzice wysłali ją do renomowanej szkoły z internatem dla panien w Londynie. Obie Alice pożegnały się z wielkim smutkiem, popłynęło nawet kilka wielkich jak grochy łez. Starsza kobieta pocieszała dziewczynkę perspektywa londyńskich wspaniałości: placów zabaw, cukierni, ślicznych sukienek... jednak widać było, że jej samej ta sytuacja bardzo ciąży.
Decyzja rodziców była jednak faktem nieodwracalnym... tak jak narodziny Alice.
Lata mijały, trudno jednak powiedzieć, aby Alice udało zaaklimatyzować się w nowym środowisku. Na pewno nauczyła się nie okazywać swej wrażliwości, bowiem widziała, iż płaczliwe dziewczęta często kończyły jako popychadła panien z dobrych domów, które -nawiasem mówiąc - tworzyły elitarną grupę. Z racji sławy ojca, rozkwitającej urody oraz bardzo dobrych wyników w nauce Alice miała nawet możliwość przyłączenia się do „elity”, jednak odrzuciła ją z niesmakiem. Jako samotniczka nie umiała i nie chciała zasymilować się z grupą panien, które w jej mniemaniu były puste jak cyrkowe bębny. To jednak naraziło ją na gniew „przewodniczącej” Milly, która wykorzystywała niemal każdą sytuację, aby dokuczyć outsiderce. Mimo tego jednak pozycja Alice była niezachwiana, dopóki dziewczyna nie okazywała emocji. Tylko poduszka znała jej nocne smutki i cierpienia zranionej duszy.

Ciągle pamiętam tamten dzień
W sobie znalazłeś siłę i lęk
Ostrze do ręki dałeś mi
Bronić się miałam szansę...

Lekarstwa na dolegliwości duszy nie dostanie się w aptece, jednak o dziwo można je znaleźć na ulicy i to nawet gdy się go nie szuka....
Pewnego dnia – jak zwykle raz w tygodniu – pod okiem nauczycielki uczennice wybrały się do miasta na zakupy. Panna Franne, której przyszło akurat doglądać wychowanek szkoły, była osobą spolegliwą, a do tego miała w mieście narzeczonego, za którym bardzo tęskniła, wobec czego dała dziewczętom czas wolny, określając jedynie czas i miejsce, gdzie mają się potem wszystkie spotkać.
Alice początkowo trzymała się w pobliżu koleżanek, lecz niedługo potem odłączyła się, wybierając zamiast kramiku z chustami malutką księgarnię usytuowaną w jednej z mniej uczęszczanych uliczek. Gdy wychodziła ze sklepu z zawiniętą w szary papier powieścią Juliusza Verne pt. „Tajemnicza wyspa”, dosłownie wpadł na nią jakiś chłopak, dwójka młodych zatoczyła się chwytając wzajemnie, aby nie stracić równowagi. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia skrzyżowały się - ciemnoniebieskie tęczówki wpatrywały się badawczo w zlęknione tęczówki koloru zimnego błękitu.
- Nie zdradź mnie – szepnął chłopak głębokim głosem – najwyraźniej niedawno przeszedł mutację. Wydawało się, że może być równolatkiem 15-nastoletniej wówczas Alice, ewentualnie był od niej o 2-3 lata straszy... trudno było stwierdzić w tak krótkim czasie. Na pewno był od niej wyższy o głowę, a jego sylwetkę cechowała sprężystość. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować, chłopak wskoczył na wózek, który stał w pobliskiej bramie. Przez chwilę Alice widziała jak czarna czupryna porusza się pomiędzy jakimiś szmatami, którymi wypełniony był pojazd, by po chwili całkiem zniknąć pod nimi. Tymczasem z zaułka wynurzyło się dwóch umundurowanych mężczyzn.
- Panienko, biegł tędy taki ciemnowłosy chłopak w brązowej kamizelce i czarnych spodniach? – zawołał do niej jeden z nich. Dziewczyna patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc co odpowiedzieć – w głowie miała pustkę!
- Chło...chłopak? Tak, eee... tam pobiegł... – wskazała palcem uliczkę prowadzącą na rynek. Mężczyzna podziękował jej skinieniem głowy i wraz z towarzyszem ruszył we wskazanym kierunku.
Alice z uczuciem, że zrobiła coś naprawdę złego, przyglądała się ich sylwetkom, dopóki nie znikli za rogiem. Wzięła głęboki wdech, jakby to miało pomóc jej pozbyć się wyrzutów sumienia, po czym weszła do bramy, w której stał wózek. Rozejrzała się jak przystało na spiskowca i ściszonym głosem rzekła:
- Powiedziałam, że pobiegłeś w stronę katedry, już ich nie ma.
Odpowiedziała jej cisza. Dziewczynie przyszło do głowy, że może chłopak udusił się pod tymi szmatami, ale nie! Czarna, rozwichrzona czupryna wynurzyła się spomiędzy materiałów.
- Na pewno?
- Tak... Nikogo tu nie ma... Oczywiście poza nami, no i na oknie księgarni widziałam rudego kota... ach!
Chłopak zeskoczył tuż przed nią. Otrzepał się, jakby to mogło pomóc jego spranej i pobrudzonej odzieży, po czym spojrzał bystro na dziewczynę. Nie był może wyjątkowo przystojny, na dodatek na jego policzkach widniały czarne zacieki, jednak było w jego twarzy i sposobie bycia coś magnetycznego... coś co zniewoliło dziewczynę - zaledwie w kilka sekund pozbawiając ją wszelkich wyuczonych przez lata zasad moralnych, coś co spowodowało, że bez wahania okłamała funkcjonariuszy i pomogła w ucieczce chłopakowi, który zapewne dopuścił się przestępstwa. Już samo to było niesamowite – dziewczyna nie miała wątpliwości, że chłopak jest winien tego, za co go ścigano, a pewnie i wielu innych rzeczy. Imponował jej ten butny styl bycia i oczy, które bynajmniej nie były niewinne... były za to żywe, tak żywe, że dziewczyna czuła zawrót głowy, gdy patrzyły teraz na nią badawczo, jakby zadając pełne ironii pytanie: No dobra, to czego teraz chcesz paniusiu?
- Jestem Kai, a ty? – zapytał bezpośrednio, wyciągając do niej swoją brudną rękę. Dziewczyna jeszcze z nikim nie witała się w ten sposób, bez oporów jednak wysunęła swoją dłoń, która niemal zatonęła w silnym uścisku.
- To tak jak w tej baśni... – szepnęła bez ładu i składu.
- Hę?
- O królowej śniegu... – nagle dotarł do niej pełen sens wypowiedzi Kaia – A ja jestem Alice...
- O! To też imię z bajki. Bardzo mi się podoba...
Kai uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna poczuła, że gotowa byłaby zrobić dosłownie wszystko, aby zawsze tak się do niej szczerzył. Na chwilę zapadła cisza. Dwoje młodych ludzi stało naprzeciw siebie trzymając się za ręce i wyglądało na to, że żadne z nich nie chce wypuścić drugiego. W końcu jednak zareagował Kai. Nie zabrał jednak dłoni, lecz trzymając ją delikatnie, klęknął przed dziewczyną.
- Wdzięczny ci jestem Alice za pomoc, mam nadzieję, że będę miał możliwość ci się odwdzięczyć.
To rzekłszy ucałował dłoń, której właścicielka zaczerwieniła się chyba po same koniuszki włosów. Ich oczy raz jeszcze się spotkały – Kai mrugnął do niej łobuzersko, po czym biegiem ruszył w przeciwną stronę niż ta, gdzie znikli funkcjonariusze.
- Do zobaczenia moja piękna! - krzyknął jeszcze przez ramię. Wargi dziewczyny drgały, by po chwili wypełzł na niej uroczy uśmiech, który długo jeszcze miał tam pozostać.

Czy walczysz z marami?
Czy wojujesz z cieniami?
Czy poruszasz się jak we śnie?
Czas się oddalił.
Życie ci skradli.
Wszystkoś zmarnował.
Twój obłęd cię zabił.

To niespodziewane spotkanie zupełnie zmieniło życie Alice. Od tej chwili co noc dziewczyna zanim zasnęła, w marzeniach wędrowała razem z Kaiem. Początkowo skupiali się na robieniu psot koleżankom Alice i znielubionym nauczycielkom, jednak wraz z rozkwitaniem i przemianą w młodą kobietę, marzenia te przyjmowały bardziej osobisty charakter, przybierając formę nieśmiałych fantazji erotycznych. Mijały miesiące, a postać Kaia w wyobraźni dziewczyny wciąż była żywa i barwna. Ona sama zaczęła tłumaczyć to sobie jako związek dusz i... niemal wierzyła w to, że rzeczywiście co noc spotykają razem się dzięki magii, która w nich tkwiła. Rozmiłowanej w świecie książek dziewczynie naprawdę nie trudno było uwierzyć w siłę magiczną.
Im bardziej Alice odpływała w swoją krainę czarów, tym mniejszy kontakt emocjonalny miała z rzeczywistością. Zupełne odgrodzenie się od koleżanek nie stanowiło dla niej problemu, wszak zawsze była samotniczką. Teraz po prostu nie wysilała się, aby udawać sympatię i zainteresowanie względem nich. Z rozdrażnieniem i zniecierpliwieniem traktowała koleżanki, które z czymś się do niej zwracały, wobec czego bardzo szybko została zepchnięta na margines. Do tego - ku uciesze rywalki, Milly – opuściła się w nauce i to na tyle zatrważająco, że szkoła powiadomiła o tym fakcie rodziców. Nikt jednak nie potrafił rozgryźć dziewczyny, która ucinała wszystkie próby nawiązania kontaktu lakonicznym: „Postaram się poprawić”. Wydawało się, że nic już nie jest w stanie wpłynąć na Alice, która osnuła się płaszczem obojętności.
Życie ma jednak to do siebie, że lubi pokazywać, iż nie ma muru, którego nie da się rozbić. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie uderzyć...

Godzina Smoka! Trupi chłód.
Strach krwawym łypie okiem...
Godzina Smoka! Struchlał lud –
Któż oprze się przed Smokiem?!

Pewnego ranka właścicielka pensji przyniosła Alice wiadomość, która uderzyła w nią z siłą gromu: Babcia Alice nie żyje. Ta informacja wstrząsnęła dziewczyną, która szlochając przeleżała w łóżku cały dzień i nawet interwencja dyrektorki, która chciała zabrać ją na lekcje, ponieważ tego dnia klasa Alice pisała ważny egzamin, nie przyniosła żadnego efektu. Nauczycielka starej daty zbulwersowała się straszliwie, gdy zapłakana wychowanka wysłała ją do czorta. Dyrektorka chcąc ukarać nieznośną dziewczynę zabroniła jej uczestnictwa w pogrzebie babci, pisząc do rodziców list pełen skarg na nieprzyzwoite zachowanie ich córki. W wyniku nagromadzonych argumentów państwo Forest odesłali depeszę z przeprosinami i „mimo bólu w sercu” akceptacją decyzji dyrektorki szkoły.
Gdy Alice dowiedziała się o tym, czuła jakby całe sklepienie niebieskie zwaliło jej się na głowę. Dostrzegając jednak złośliwą satysfakcję w oczach starej nauczycielki, kiedy czytała dziewczynie list od rodziców, nastolatka postanowiła, że na złość kobiecie nie zapłacze teraz. Z obojętną miną przyjęła swój wyrok. Widać było, iż nie usatysfakcjonowana tym dyrektorka chciała jakoś dopiec swojej krnąbrnej wychowance... jednak nienawiść, którą zobaczyła w oczach Alice spowodowała, że wycofała się.
Najwyraźniej jednak kobieta nie dała całkiem za wygraną, kiedy bowiem Alice następnego dnia nie zeszła na śniadanie, kierowana „troską” dyrektorka wysłała do niej Milly – choć doskonale wiedziała, że dziewczyny żyją ze sobą jak przysłowiowy pies z kotem.
Przewodnicząca „elity” z wielką przyjemnością podjęła się czynu społecznego. Bez pukania weszła do pokoju Alice i od progu słodkim głosem rzekła do wtulonej w kołdrę „przyjaciółki”.
- Wstawaj moja droga. Ładnie to tak spać pół dnia?
- Daj mi spokój – wymamrotała Alice zmienionym od płaczu, chrapliwym głosem.
- Ależ dlaczego tak do mnie mówisz kochana? Przecież ja chcę dla ciebie dobrze... – świergotała radośnie Milly, triumfując w duchu z powodu możliwości dokuczenia dziewczynie, która zawsze traktowała ją z obojętną wyniosłością.
- Wynoś się!
- Och słodziutka...
Dziewczyna podeszła do Alice i niby to czule pogładziła ją po włosach.
- Nie martw się, jestem przy tobie. – rzekła jej na ucho – Jak wstaniesz przyniosę ci trochę słodkości, które upiekła dla mnie MOJA kochana babcia... ojej, zupełnie zapomniałam, że...
Milly nie miała możliwości dokończyć, bowiem jej „słodziutka” koleżanka wystrzeliła niczym z procy na ostatnie słowa. Rękami sięgnęła szyi i w mgnieniu oka przycisnęła dziewczynę do ściany. Wzrok Alice pałał wściekłością tak ogromną, że zatraciła w zupełności jasność myślenia. Jedyne czego pragnęła to zgnieść, zniszczyć, zabić!
Przewodnicząca elitarnego klubu pensjonarek ze strachem wpatrywała się w te pałające zimnym ogniem tęczówki. Próbowała się wyrwać, bezskutecznie rękami biła w dziewczynę, która nic nie robiła sobie z zadrapań paznokci, skupiona tylko na tym, by zacisnąć ręce jeszcze mocniej i mocniej...
Ponieważ Milly zostawiła uchylone drzwi do pokoju, całą sytuacje zobaczyła przechodząca akurat tamtędy pokojówka. Kobieta krzyknęła wzywając pomocy i rzuciła się na pomoc dziewczynie, która widać traciła przytomność...
Pokojówka potężnym uderzeniem zdzieliła Alice w twarz. Ta zatoczyła się upadając na ziemię, gdzie przykucnęła, wpatrując się w kobietę wzrokiem dzikiego zwierzęcia gotowego w każdej chwili zaatakować. Dopiero gdy w drzwiach pokoju zaczęły gromadzić się zwabione krzykiem koleżanki, do jej świadomości dotarło to co omal zrobiła. Milly kaszląc i łapczywie wciągając powietrze stała niedaleko pocieszana przez pokojówkę. Po chwili do pomieszczenia weszła również dyrektorka, a wszystkie pensjonariuszki ustąpiły jej miejsca. Pełnym dramatyzmu głosem Milly opisała starszej pani, jak „dzikuska” rzuciła się na nią i chciała zabić, a głupawa pokojówka tylko jej przytakiwała.
Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Wezwanie rodziców Alice, skarga rodziców Milly, liczne głosy nagany, wyrzucenie ze szkoły... i „wyrok”. Alice miała udać się do placówki przeznaczonej dla „trudnej” młodzieży i tam dalej kontynuować swoją naukę.
Oto zatem życie postawiło ja przed kolejnym nieodwołalnym faktem. Jedyne co dziewczyna mogła zrobić to podjąć decyzje czy płynąć będzie z nurtem, czy na przekór wszystkim i wszystkiemu (nawet logice) – pod nurt.

No one knows what it's like
To be the bad man
To be the sad man
Behind blue eyes


CHARAKTER - PSYCHIKA

Z natury Alice jest radosną osóbką obdarzoną dużym temperamentem i ogromną wrażliwością. Jednak życie i chęć uniknięcia ciągłego wystawiania się na ciosy, wykształciły w dziewczynie osłonę obojętności, którą zasłania się jak tarczą. Dla Alice świat to źródło cierpień i smutków, dlatego najchętniej „dopływa” w świat fantazji. Ta skłonność dodatkowo wzbogaca jej osobowość, choć jednocześnie odgradza ją od rzeczywistości. Dziewczyna żyje jakby na granicy świata wyobraźni i świata realnego – dla niej linia między tymi płaszczyznami zaczęła się zacierać, czego przykładem były dramatyczne wydarzenia z pensjonatu. Zresztą gdy uświadomiła sobie, że faktycznie potrafiłaby zabić człowieka tylko dlatego, że jej przeszkadza... przeżyła szok, który jej otoczenie zinterpretowało jako apatię i obojętność względem zaistniałej sytuacji.
Alice na pewno nie da się zarzucić, że jest głupia – wręcz przeciwnie, jest bardzo inteligentna, nie posiada jednak cechy charakteru, którą określić można mianem sprytu bądź wyrachowania. Tak więc pomimo rozbudowanego intelektu i siły charakteru, bardzo często sama wystawia się na cel. Nie potrafi lawirować między prawdą i kłamstwem, dla niej coś jest zawsze albo czarne albo białe. Co prawda często analizuje – i to bardzo głęboko - własne uczucia, ale tak naprawdę nie potrafi zrozumieć innych ludzi, gdyż zwykła mierzyć ich własną miarą. Wobec braku akceptacji ze strony społeczeństwa, Alice bardziej utożsamia się ze światem zwierząt. Wychowanie przez babcie rozwinęło w niej zmysły, o których większość ludzi zapomniała. Oczywiście Alice nie posiadła umiejętności normalnego komunikowania się ze zwierzętami, można jednak powiedzieć, że w jakiś sposób jest na nie „otwarta”, dzięki czemu potrafi wyczuć ich nastroje, a one ciągną do niej, jakby pochodziła z ich gatunku – i nie ważne czy chodzi o królika, kota czy psa... Zwierzaki po prostu zawsze uwielbiały dziewczynę, a ona odwdzięczała im się tym samym. Krzywda zwierzęcia lub bliskiej osoby, to też jedyna sytuacja, kiedy Alice na pewno nie będzie zachowywać się w sposób obojętny. W rzeczywistości bowiem wciąż jest marzycielką pełną wzniosłych ideałów... i choć stara się to ukryć, to jednak ta cecha wciąż w niej jest i pali się silnym płomieniem.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 08-10-2007 o 18:00.
Mira jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem