Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2007, 18:41   #7
Judeau
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Jinn i metys patrzyli na pojawiające się na horyzoncie statki.
- Więc odchodzisz? – Jinn niedbałym ruchem strącił niewidoczny pył z bogatego, fantazyjnego, wyszywanego złotem stroju.
Metys skinął lekko głową nie przestając wbijać nieobecnego wzorku w krzywiznę oceanu.
- Hmm...- jego rozmówca skrzywił się i zatrzepotał niecierpliwie skrzydłami. Obrzucił wolnym spojrzeniem biały taras eleganckiej restauracji, w której siedzieli.
Nieliczni, o tej porze, goście żywo komentowali nadpływający Marathoont, niektórzy wychylając się za barierki, niektórzy wyciągając głowy ze swoich siedzeń.
Dwie Gwiath, zmysłowo kołysząc biodrami, przeszły obok nich. Jedna zerknęła na słodko uśmiechniętego Jinna, potem na metysa, po czym fukneła z pogardą.
- Eh, słodko, pamiętliwe panny. – Jinn westchnął, i popił trunek z kryształowego kieliszka. – Widzisz, Ran, przez ciebie nas nie lubią. Jakbyś wczoraj mało się z nimi nie pozagryzał, to może dzisiejsza noc nie byłaby taka zmarnowana. Do roboty się nadajesz, ale w towarzystwie jesteś kulą u nogi.
Metys wpatrzył się w niego, nie poruszając głową.
- Śmiały się za mnie. – wymamrotał z wyrzutem
- Dziwisz im się? Popatrz na siebie. Wyglądasz niemal jak Nis, a jesteś sztywny jakby ci miotłę w tyłek włożyli. Chciały cię rozruszać! Kto o zdrowych zmysłach by pomyślał, że ktoś o twoim rodowodzie jest takim bucem bez poczucia humoru...
- Jestem Shivem.
- Powinieneś pomyśleć o wygoleniu sobie tego na tym twoim czarnym futrze, bo, niech mnie cholera, jeśli łatwo to zauważyć. No, chybaże się odzywasz. Albo ruszasz. Albo oddychasz.

Zresztą, nie próbuj się tłumaczyć... Masz cos do kobiet, widzę to. Kiedy ostatnio zajmowałeś się Frill'aneke, hmm? – Jinn uśmiechnął się zalotnie – Boisz się samic, czy ich nie lubisz, co kocie...? Może wolisz silne, męskie ciało... – jego dłoń delikatnie spoczęła na kolanie Rana
-Tssk! – metys błyskawicznie odtrącił rękę i, naburmuszony, odwrócił wzrok.
- Czerwienisz się, to słodkie – jego rozmówca płynnie zmienił uśmiech na zupełnie niewinny. – Tak czy inaczej... – głęboko nabrał powietrza i zamknął oczy – nie przekonam cię, prawda?
- Podjąłem decyzje...
- No tak, Shivowie nigdy nie łamią słowa, nawet danego samemu sobie. Choćby szli na zgubę, choćby świat się palił... Ran...
- Słucham.

- Nie mam zamiaru kłamać i słodzić, nie powiem, ze uważam cię za przyjaciela, za krótko się znamy, nawet jak na moją skalę czasu – uśmiech zmienił się na melancholijny i zatroskany. – Ale lubię cię, Ran i szkoda mi ciebie... Widzisz, rozumienie psychiki istot to część mojej pracy. Wiem, ze nie znosisz, kiedy to mówię, nie wydrapuj mi oczu proszę, – wzniósł ręce w przepraszającym geście – ale ja ciebie rozumiem. Wiem czemu chcesz z nimi iść i uwierz mi, to ci nie pomoże... Zostań ze mną, pracuj dla mnie, a ja pokażę ci lekarstwo. I wcale nie mówię tego, żeby dobrać się do twojego tyłka, nie żeby nie był apetyczny – pokazał język, gdy Nis spiorunował go wzrokiem – Ran, pozwól sobie pomóc. Wiesz, że jestem w stanie. Pozwól sobie uświadomić, że ty, w głębi duszy tej pomocy chcesz i potrzebujesz...
- Podjąłem decyzję. Jestem Shivem.
- Stara gadka,
- wzruszył bezradnie ramionami - wy Shivowie doprawdy jesteście beznadziejni... ... Ran... przepraszam...
Krzesło uderzyło o ziemie. Możni goście z zaskoczeniem i oburzeniem odprowadzali wzrokiem, idącego marszowym, nienaturalnym krokiem, metysa.
- Do diabła, Ran, popatrz na siebie! Matowe futro, twarz jakbyś nie przespał ostatniego ćwierćwiecza i jeszcze to jak walczysz! Zaczynasz się rozpadać! Księżyc cię z tego nie uleczy! Ran! ...
... idiota, skończony idiota...
– Jinn syknął, pokręcił głową i wsparł czoło na dłoniach

Ta shiviana tak pięknie śpiewała. Smutny będzie dzień w którym przyjdzie ją złamać.
„Dziwisz im się? Popatrz na siebie” Warknął, a głownia przyspieszyła.
Widzę wojownika honoru, godnego szacunku swoich mentorów, matki i przodków, wolnego duchem i ciałem.
Żadne nędzne prostytutki nie mają prawa tak się do niego zwracać. Są nikim. Nie znaczą, nic, NIC. Ich życie to ścieżka... słodkich zabaw i wegetacji. Gdyby je zabił, nie zrobiłoby to żadnej różnicy... On jest inny, on ma znaczenie, jak wszyscy jego rodacy. ...
Jak to ZERO śmiało się z niego naigrywać?!
Ostrze cięło powietrze ledwozauważalnymi błyskami. Nogi i biodra wyrzucały kolejne ciosy, zdolne przeciąć Rożca w pół. Ich taniec był wręcz hipnotyczny...
Kochał patrzeć na błyski. Jakby jego wybranka uśmiechała się do niego.
Shivowie nie łamią słowa. Tak, mały Jinnie, dotrzyma go, choćby miała to być faktycznie jego zguba. Tylko taka nędzna istota, jak ten skrzydlaty pokraka, mogłaby sugerować, że śmierć jest gorsza od złamania przysięgi...
Przyjaciel... też coś. Takie rzeczy tylko opóźniają wojownika, podgrzewają zimną krew. Są słabymi punktami. Towarzysz broni, to co innego, ale ten mały alfons nie jest godny takiego zaszczytu. Śmiał obrazić Shivów... Jak on mógł mówić takie rzeczy! Ta mała gnida śmiała... Brzeszczot zatrzymał się.
Metys zamknął oczy. Pot spływał po czole, kapiąc z ludzkiego nosa, na rozgrzaną ziemię podwórza. Dłonie z całej siły zaciskały się na rękojeści broni. Z impetem zamknął szczęki. Po chwili wypluł strugę krwi i miecz ruszył do tańca.

Ciemno. Pościel znów przepocona. Łomot serca znów dudnił w głowie. Znowu, znowu, nic się nie zmieni, nigdy... Zwinął się znów w kłębek i zagryzł swój ogon.
Strachy i tak nie odejdą.

Gdy barki przybijały, już czekał. Pewny siebie, wyprostowany i gotowy.
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS

Ostatnio edytowane przez Judeau : 08-10-2007 o 21:13.
Judeau jest offline