Swąd, który towarzyszył powolnemu przypiekaniu jego własnego ciała skutecznie odciągał myśli Czarnego Barona od wszystkich innych sytuacji, które miały miejsce w wieży. Jak to zwykle w chwilach bólu, przed jego oczy wracały dawne obrazy- jego dom, dzieci i żonę, to ogromne szczęście... Chwile, gdy rządził, nie walczył, gdy nawet złowrogim Czarnoksiężnikiem gardził skrycie... A później...
Później to wszystko się zawaliło. Później musiał wsiąść na koń, przywdziać czarny płaszcz i, z bronią i magią, ruszyć w świat. Miał konkretny cel- czy raczej wiele celów, ale każdy miał spowodować jedno- powrót do jego dawnego życia. Ale teraz był już tak blisko tego nieograniczonego spokoju- śmierć w umyśle potężnej wiedźmy nie jest taką straszną hańbą... - Calistanie...- usłyszał głos milszy niż wszystko inne, Jej głos.- Jeszcze jest nadzieja... Powstań. Powstań i idź dalej...
- Tak... Wstanę...- odparł, chociaż z jego ust wydobywały się tylko dziwne, nie do końca zrozumiałe dla innych dźwięki. A później...
A później z jego gardła wydobył się ryk głośniejszy niż ten, który sto trąb wydać potrafi, a ciało jego ruszyło z pędem równym najlepszego ogiera. Zbiegał po schodach, wciąż krzycząc, osłaniając twarz dłońmi. Pędził niczym szaleniec...
Lecz w tym szaleństwie miał pewną metodę. I pewien cel...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |