Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-10-2007, 20:40   #331
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Wyszemir/Serafin

Gdy wypadł ze schodów prowadzących do wieży dostrzegł małą dziewczynkę, która spętała w potężnym zaklęciu wiedźmę. Kim ona była, skoro posiadała tak ogromną moc?- To pytanie nurtowało zarówno Serafina jak i jego ucznia. Coś podpowiadało im, że już nie będą mieli okazji się o tym przekonać. Jedno było pewne, wmieszanie się do tego pojedynku było najgorszym wyjściem jakie mogli wybrać magowie.

Gdy Serafin minął walczących, ciało znów znieruchomiało. -Nie zapomniałeś o czymś? – zganił go głos Wyszemira. Nekromanta posłusznie podniósł sztylet swojego ucznia – bez niego był praktycznie bezbronny.

Wyszemira przez chwilę gryzły wyrzuty sumienia, zostawił w końcu resztę towarzyszy na szczycie wieży.- Co się z nimi dzieje, czy w ogóle przeżyli?– Przez moment chciał zawrócić i pomóc im, ale wiedział dobrze, że jego czary na niewiele się zdadzą a staruszek z jedną ręką mógłby tylko zawadzać. – Dobrze wybrałeś mój uczniu, masz ważniejsze sprawy na głowie niż troszczenie o…przyjaciół –Słowa Serafina bolały, ale nie mógł się z nimi nie zgodzić.

Wkrótce dołączył do Konrada i Nassaira, spojrzenia starych znajomych znów się spotkały – Wyszemir jakby na potwierdzenie swojego powrotu skinął głową, ale nie mógł pozwolić sobie na stratę swojego nowego oręża…świadomości swego mistrza.
 
mataichi jest offline  
Stary 08-10-2007, 21:07   #332
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Swąd, który towarzyszył powolnemu przypiekaniu jego własnego ciała skutecznie odciągał myśli Czarnego Barona od wszystkich innych sytuacji, które miały miejsce w wieży. Jak to zwykle w chwilach bólu, przed jego oczy wracały dawne obrazy- jego dom, dzieci i żonę, to ogromne szczęście... Chwile, gdy rządził, nie walczył, gdy nawet złowrogim Czarnoksiężnikiem gardził skrycie... A później...

Później to wszystko się zawaliło. Później musiał wsiąść na koń, przywdziać czarny płaszcz i, z bronią i magią, ruszyć w świat. Miał konkretny cel- czy raczej wiele celów, ale każdy miał spowodować jedno- powrót do jego dawnego życia. Ale teraz był już tak blisko tego nieograniczonego spokoju- śmierć w umyśle potężnej wiedźmy nie jest taką straszną hańbą...

- Calistanie...- usłyszał głos milszy niż wszystko inne, Jej głos.- Jeszcze jest nadzieja... Powstań. Powstań i idź dalej...

- Tak... Wstanę...
- odparł, chociaż z jego ust wydobywały się tylko dziwne, nie do końca zrozumiałe dla innych dźwięki. A później...

A później z jego gardła wydobył się ryk głośniejszy niż ten, który sto trąb wydać potrafi, a ciało jego ruszyło z pędem równym najlepszego ogiera. Zbiegał po schodach, wciąż krzycząc, osłaniając twarz dłońmi. Pędził niczym szaleniec...

Lecz w tym szaleństwie miał pewną metodę. I pewien cel...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 19-10-2007, 15:56   #333
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Konrad obrzucił spojrzeniem Wyszemira, ale nie zareagował - póki mają wspólny cel lepiej go zrealizować, zamiast wdawać się w niepotrzebne dyskusje. Pędzili więc przed siebie co tchu, minęli zmasakrowane zwłoki i kiedy przebiegli przez zakręt w perspektywie mieli już schody do górnej części zamku. Ściany zatrzęsły się, a z sufitu posypał się pył przez chwilę przysłaniając im drogę rozświetlaną nikłym światłem laski. U podnóża schodów czarodziej zatrzymał swoich towarzyszy.

- Ciii! Słyszycie? - powiedział i przez chwilę wszyscy znieruchomieli nasłuchując.

- Konradzie! - gdzieś z głębi korytarza dało się usłyszeć wołanie - Konradzie! Nassairze!

***

Venefica błyskawicznie zbiegała po schodach, przeskakując po dwa-trzy stopnie w dół. Wreszcie dopadła Johanna, który zatrzymał się w połowie schodów i podnosił się na równe nogi. Półelfka pomogła mu, nie było jednak czasu na opatrywanie ran i sprawdzanie, czy wszystko jest na swoim miejscu. Wieża zaczęła się trząść, z dołu dolatywały ich dziwne niezrozumiałe odgłosy, a z góry potworny wrzask. Gdy dobiegli na dół oba odgłosy skumulowały się, a ich oczom ukazał się niesamowity widok. Lilli, mała czarodziejka, unosiła się kilkanaście centymetrów nad ziemią, odrzuciła głowę w tył a ręce rozłożyła w takim geście, jakby chciała objąć całe pomieszczenie. Jej oczy świeciły białym światłem, całe ciało promieniowało, a z gardła wydobywał się nienaturalny głos inkantujący jakieś zaklęcie. Kilka metrów dalej, tuż za rozbitymi kolumnami podtrzymującymi strop, poruszał się kokon, w którym coś było zamknięte. Coś bardzo złego, bardzo wrzeszczącego i rozwścieczonego. Fasady zamku trzęsły się, z góry spadały kamienie, wszędzie unosił się kurz. Widok ten przez chwilę zaszokował Veneficę i Johanna, jednak zdrowe zmysły przywrócił im tubalny ryk i jego właściciel, zbiegający właśnie z impetem z wieży.

- Uciekajmy stąd! - przytomnie zaproponowała Venefica, kiedy i Baron dojrzał lewitującą dziewczynkę i rozwścieczoną wiedźmę spętaną siecią. Trzymając się jak najbliżej ścian trójka uciekinierów biegła do korytarza, którym zdołali tutaj dotrzeć. Ciemności natychmiast ich pochłonęły, jednak biegli dalej, potykając się i na oślep macając ściany. Pył dusił ich gardła, kamienie i piach spadały na ich głowy. Nagle Johann dostrzegł w oddali jakiś blask, nikłe światełko.

- Widzicie to? - wskazał dłonią w ciemności tak, jakby Venefica i Calistan mogli to dostrzec i podążyć za jego wzrokiem - Światło, rusza się!

- To Konrad! - pisnęła półelfka krztusząc się pyłem, a potem wrzasnęła tak głośno, jak tylko było ją stać - Konradzie! Konradzie!! Nassairze!!

***

Wyczulony słuch Nassaira doskonale wyłapał i rozpoznał dźwięki w ciemności. Venefica biegła za nimi i wołała, żeby się zatrzymali, poczekali na nią. Ciemnoskóry wojownik bardzo szybko i bardzo racjonalnie oceniał sytuację. Stali już u podnóża schodów, bardzo długich i bardzo ostrych schodów. Jeśli teraz wrócą po półelfkę i dopiero wtedy zaczną pokonywać schody, nie zdążą zanim zamek się nie rozpadnie. Już teraz trudno było przewidzieć co dzieje się na górze i czy uda im się uciec z zamku.

- To Venefica - Konrad dopiero teraz rozpoznał głos dziewczyny - Biegnie za nami. Nassairze, co robisz? - zapytał kiedy zobaczył, że wojownik nie zamierza wrócić po towarzyszkę, za to zmierza w kierunku schodów - Uważaj!

W ostatniej chwili wyczulone zmysły ostrzegły Nassaira przed zlatującą z góry kupą kamienia i gruzu. Uskoczył w bok i schylił się, wyglądał jak zwierze gotowe do ataku. Nie miał jednak z kim walczyć - walący się zamek nie był przeciwnikiem godnym walki. Walący się i... znikający! Nassair próbował jeszcze doskoczyć do schodów i wspiąć się po nich, ale stopnie rozpływały się w powietrzu, ściany falowały, a powietrze robiło się coraz bardziej gęste.

- Bariera pęka! Zamek przestaje istnieć, a my zostaniemy pogrzebani żywcem! - wychrypiał Konrad, widać, że staruszek z trudem zachowuje zimną krew - Szybko, biegiem do Venefiki! Wyciągnę nas stąd!

Serafin uśmiechnął się krzywo. Tak samo jak Wyszemir wiedział jak ryzykowna jest próba wydostania się stąd na własną rękę, a co dopiero próba uratowania kilkorga osób. Jeśli zamek się rozpłynie, a oni w tej chwili znajdują się pod ziemią, po prostu zostaną zmiażdżeni. Bariera pęka, jedyną więc szansą na wydostanie się na powierzchnię była teleportacja. A ten głupiec chciał ją rzucić na ich wszystkich razem! Cóż, Serafin sam mógłby się teleportować, zostawiając ich tutaj. Postanowił jednak jeszcze chwilę poczekać, jeśli temu staremu durniowi się nie uda, zawsze zdąży to zrobić sam.

***

Światełko zaczęło się przybliżać, Konrad musiał usłyszeć wołanie! Coś jednak dziwnego zaczęło dziać się dookoła - powietrze falowało, ściany momentami stawały się miękkie i dłonie wtapiały się w nie. Wreszcie przyjaciele znowu się złączyli, spotykając się tuż nad ciałem tragicznie zmarłego Hosse. Nikt jednak nie zwracał już na niego uwagi. Konrad był blady, Nassair nieprzenikniony, a po twarzy Wyszemira błądził dziwny uśmieszek.

- Zamek zaczyna znikać, bariera między umysłem czarownicy a rzeczywistością zanika. Jeśli się stąd nie teleportujemy, to będziemy pogrzebani żywcem pod ziemią - oświadczył rzeczowo czarodziej - Musimy się pospieszyć, po prostu chwyćcie sie za ręce i stwórzmy okrąg, potrzebuję też Waszej mocy, inaczej zginiemy!

***



***

Świadomość wracała bardzo powoli. Najpierw poczucie własnego istnienia, następnie poczucie, że każdy z nich leży gdzieś, na twardej powierzchni. A potem deszcz, krople uderzające o czubek nosa, spadające na spękane usta, powoli przeciekające przez materiał, aż do skóry. Powoli otwierane oczy, ból w całym ciele i wreszcie powracający zmysł słuchu. Szum deszczu, jęki i stęknięcia, czyjś przyspieszony, świszczący oddech. Widok jakby skądś już znajomy - zielona równina, w oddali majaczące szczyty gór, trochę bliżej ciemna ściana lasu. I cała szóstka rozsypana po soczystej, mokrej trawie. Każdy powoli zbierał się, każdy wstawał i próbował orientować się w sytuacji. Każdy, prócz Konrada. Czarodziej leżał na ziemi z szeroko rozrzuconymi nogami, prawą rękę kurczowo przyciskał do piersi, lewą orał palcami ziemię, zaciskał je na kępie trawy. Jego oczy z bólu niemal wychodziły z orbit, a płuca próbowały łapczywie łapać oddech, nadaremnie jednak...
 
Milly jest offline  
Stary 20-10-2007, 12:49   #334
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Wyszemir

Udało się, byli uratowani…jednak ten stary czarodziej był w stanie tego dokonać. Choć całe ciało piekło z bólu Wyszemir odetchnął z wielką ulgą. Nawet zimny deszcz przynosił ukojenie, czuł dzięki niemu, że był na powrót w realnym świecie.

Widok cierpiącego Konrada wyrwał starca z szoku spowodowanego teleportacja. Cena za uratowanie wszystkich była wysoka. Wyszemir z trudem podniósł się z klęczek, brak kostura, na którym mógłby się wesprzeć dawał mu się wyraźnie we znaki. Podszedł do starego znajomego, ale jedynie, co mógł zrobić to przyglądać się jego agonii.

- Pomóżcie mu, jeśli możecie… – głos starca lekko się załamał. Kolejna osobą będzie musiała umrzeć z powodu jego egoizmu. – bo ja nie jestem w stanie...- popatrzył na swoją jedyną rękę, jaka mu pozostała. Zadziwiające jak po tych wszystkich latach z łatwością przychodziło mu zabijanie i niszczenie, ale nie mógł pomóc osobie, która poświęciła się dla niego. Świadomość, że nie musiało do tego dojść była z tego wszystkiego najgorsza….Wyszemir nie był wart ratowania.

Takie jest życie, zresztą może i dobrze się stało. W końcu tylko on zauważył jak zamieniamy się miejscami z mistrzem – okrutna logika mimo wszystko zatriumfowała, a na twarzy czarodzieja przez krótką chwilę można było dostrzec paskudny uśmiech. – Tak jesteśmy siebie warci mistrzu. Jednak Serafin nie słyszał jego myśli, był daleko …świadomość jego mistrza ulotniła się wraz z rzuconym czarem Konrada.
 
mataichi jest offline  
Stary 20-10-2007, 13:09   #335
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Johann

Oddychał ciężko leżąc na plecach, wsłuchany w bicie własnego serca. Powoli wracały wspomnienia : lochy, szkielety, wieża, Białogłowa. Jęcząc przewrócił się na bok. Złamane żebro bolało jak sto demonów.
Powoli, na czworakach macając rękami jak ślepiec szukał swego rapiera. Na szczęście leżał w pobliżu.



Ująwszy rękojeść w rękę poczuł się lepiej. Powoli podniósł sie na nogi usłyszał głos Wyszemira.

- Pomóżcie mu, jeśli możecie… bo ja nie jestem w stanie...

Zataczając się podszedł do leżącego Konrada. Na pierwszy rzut oka wydawało mu się, iż ten nie żyje. Następna i oby ostatnia ofiara walki z czarownicą.

Padający deszcz chłodził mu twarz przywracając pełną świadomość. Zaczął rozglądać się po łące szukając innych towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 20-10-2007 o 19:45.
Arango jest offline  
Stary 20-10-2007, 19:01   #336
 
Nassair's Avatar
 
Reputacja: 1 Nassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwu
Nassair

Obudził się w pewnym oddaleniu od reszty, i przez chwilę rozglądał dokoła zdezorientowany. Po chwili zwrócił twarz ku górze, pozwalając by chłodne, mokre krople siąpiącego deszczu spływały po głowie, czole i policzkach. Oczy miał zamknięte, na szyi wisiały kryształowe gogle, na skórzanym pasku. Głowy Nassaira nie osłaniał już turban, nic tez nie zasłaniało jego twarzy. Turban i zasłona twarzy zginęły gdzieś podczas szamotaniny w podziemiach. Łysa skóra głowy była czarna. Kształt uszu zdradzały krew starszego ludu, lub jakaś jej domieszkę. Choć był wysoki i zwinny, to masa ciała i dobrze rozwinięta muskulatura, wskazywała raczej na mieszańca. Tak jak Venefica, mógł być tylko częściowo Elfem. Wiele jednak wskazywało, że jeśli to jest mieszanka, to innej krwi jest bardzo niewiele. Najdziwniejsze było jednak to, że mieszanek starszej krwi, takich jak Venefica, było bardzo niewiele. A przedstawiciela starszego ludu, nikt nie widział już od bardzo, bardzo dawna. O czarnych Elfach zaś, milczały najstarsze, oficjalne kroniki historyczne.
Nassair nałożył gogle na oczy, przejechał dłonią w rękawicy po łysej głowie i podniósł się do pozycji stojącej. Rozglądając się dokoła, otrzepał ubranie, rozmazując miejscami błoto, sprawdził i poprawił broń. Dalej lub bliżej widział leżących, dochodzących do siebie towarzyszy ostatnich wydarzeń. Dwóch z nich, nowopoznani w więzieniu umysłu czarownicy, stało nad leżącym, nieruchomym ciałem czarodzieja Konrada. Nassair podszedł do nich powoli, powiódł wzrokiem po twarzach stojących i zatrzymał wzrok na nieruchomym, wykrzywionym grymasem obliczu czarodzieja. Przykucnął przy nim, przez chwilę koncentrował się z wysiłkiem, aż pot wystąpił mu na czoło pokryte czerwonymi i żółtymi tatuażami. Podniósł się i spojrzał na podchodzącą Veneficę.
 
__________________
And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom.
Nassair jest offline  
Stary 23-10-2007, 17:41   #337
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Oglądnął się na zbliżającego Nassaira i ze zdumienia mało nie usiadł. Teraz gdy zobaczył w w świetle dnia i przypatrzył mu sie dobrze... Ten... to... stworzenie było Czarnym Elfem !!! A przecież one nie istniały !!!

Zakręciło mu się w głowie i wsparł sie na rapierze. Kolorowe plamy wirowały pod powiekami. Czarnoksiężnicy, magowie, elfy, podziemia, rytuały. Co tak naprawdę go to obchodziło ? Był zwykłym człowiekiem ciężko zarabiającym na chleb, szukający tylko swojego brata - szaławiły.

A w co sie wplątał ? Westchnął ciężko i otworzył oczy. Świat przestał na szczęście wirować.
 
Arango jest offline  
Stary 28-10-2007, 11:38   #338
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Zdarzenia ostatnich paru chwil, mimo iż w rzeczywistości Baron nie był pewny, czy trwały więcej niż dwie minuty, zdawały się dłużyć i przeciągać w jego pamięci. Pościg, krzyki, pękające mury zamku, znikające ściany, ten ogromny żyrandol który rozpłynął się tuż nad głową Czarnego Barona... Ogrom kolejnych wydarzeń z pewnością doprowadziłby go do obłędu gdyby nie to, że miał już trochę praktyki z podobnymi przygodami...

Powstał z klęczek. Kolczuga nagrzana magicznym ogniem nadal parzyła, lecz nie był to ból nie do zniesienia, szczególnie dla prawdziwego bohatera. Rozejrzał się po okolicy- cóż, ten stary czarodziej był naprawdę mocno ranny, nikt nie umiał mu pomóc... Calistan miał w prawdzie parę eliksirów i magicznych proszków, lecz były to środki w sam raz na rany powierzchowne, na krwawe ślady po mieczach przeciwników, nie zaś na coś takiego...

Stał i tylko patrzył się na umierającego Konrada. A może w duszy modlił się? Delektował się ciszą, spokojem i wiatrem, wyjątkowo mocnym jak na tą okolicę. Tak kończą się wielkie przygody.

Spojrzał po towarzyszach. Cóż będzie najlepsze w ramach odpoczynku po takiej historii dla nich wszystkich? Jeszcze większa przygoda! Delikatny uśmiech rozjaśnił mroczne dotąd oblicze de Carque.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 29-10-2007, 22:11   #339
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Venefica podeszła powoli, bardzo powoli do leżącego na ziemi Konrada. Upadła przed nim na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Burza rudych loków spłynęła kaskadą po jej ramionach, zasłaniając jej oblicze. Najwyraźniej dla półelfki było to zbyt wiele. O jedną ofiarę za dużo. Konrad był dla niej kimś więcej niż towarzyszem, kimś więcej niż przywódcą wyprawy. Gdyby nie on... z pewnością zgniłaby w Daelurii, tej śmierdzącej norze, zmuszana przez swoich zwierzchników do rzeczy, których nienawidziła z całego serca. Dzięki czarodziejowi zrozumiała, że jej umiejętności mogą nie tylko przynieść szkodę i zło, mogą też przysłużyć się czemuś wielkiemu. Odnalezieniu Kamienia Dusz. A teraz? Na co zdały jej się zdolności, skoro z tak wielu członków wyprawy pozostało ich jedynie dwoje? Co teraz?

Konrad łapał ostatnie tchnienia powietrza, a stojący dookoła niego ludzie nie potrafili mu pomóc. Wreszcie z jego piersi wyrwał się ostatni oddech, a rysy powoli zaczynały mu tężeć. Zdawało się, że zamiast twarzy ma groteskową maskę - szeroko otwarte usta jakby uwiecznione w niemym krzyku, rozszerzone bólem oczy niemal wytrzeszczone, starcze pobrużdżone ręce zaciśnięte kurczowo, jedna na szacie w okolicy serca, druga na kępie trawy. Konrad nie żył.

Venefica podniosła się z kolan, nie chciała, a może nie mogła patrzeć na czarodzieja. Odeszła kilka kroków, wzięła głęboki oddech aby nieco się opanować. Co robić? Co dalej? Co powinni teraz począć? Czy wtajemniczyć nowych znajomych w ich dawne plany? Czy dalej podążać w poszukiwaniu artefaktu? Jaki to ma sens, kiedy zostało ich tylko dwoje? Stara legenda mówi, że każdy, kto odważy się poszukiwać Kamienia Dusz, nie zazna spokoju, a jego szlak znaczyć będzie klęska i śmierć... zdaje się, że przepowiednia się wypełnia.

- Musimy go pochować - powiedziała wreszcie - Uratował nas. Nas wszystkich... A dopiero potem... potem zastanowimy się co dalej. Przecież nawet się nie znamy...
 
Milly jest offline  
Stary 05-11-2007, 23:01   #340
 
Nassair's Avatar
 
Reputacja: 1 Nassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwuNassair jest godny podziwu
Nassair patrzył na wszystkio w milczeniu. Minę miał zrezygnowaną, a głowe opuszczoną. Dopiero na dzwięk ostatnich słów, stojącej już troche dalej Veneficy, poruszył sie nieznacznie. Podniusł głowę, przez chwilę stał niezdecydowany, wreszcie ruszył do półelfki.
Zatrzymał sie przed nią, chwilę odczekał, nim ta na niego spojrzała. Następnie zaczął dość szybko gestykulować przed nią rękoma, jakby komunikować się poprzez pokazywane dłońmi znaki.
 
__________________
And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom.
Nassair jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172