Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2007, 10:38   #19
Geisha
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Tak szczerze mówić to do końca przeczytałam jedynie WURGA (podobał mi sie pomysł), Alice (po znajomości) i Kurta (też po znajomości, a i mam do niego słabość ). Całkiem różne szkoły, ale każda mi się podobała.
Ogólnie osobiście preferuję karty mniejsze objętościowo, ale konkretne, bez scenek rodzajowych i nie zmuszających do czytania między wierszami z zakreślaczem w ręce. Po prostu nie mam cierpliwości... Ale ponieważ trudniej mówić, niż zrobić, często sama za bardzo się rozpisuję. Oto przykład:
koleżanka Alice (tak podejrzewałam, że mamy ze sobą sporo wspólnego):

Phoebe Vanmare, 15 lat


Phoebe jest jak na swój wiek bardzo drobną dziewczyną. Niewiele osób powiedziałoby, że ma 15 lat; większość najchętniej zwracałaby się do niej „Dziewczynko”, „Słoneczko”, „Kochanie”, czy jakimkolwiek innym zdrobnieniem. I pomyślałaby, że w jej spojrzeniu jest zbyt dużo powagi i smutku jak na tak młodą istotkę. I miałaby rację. Mimo, że Phoebe jest czasami uśmiechnięta, jej duże, modre jak letnie niebo oczy wcale się nie śmieją.
Włosy Phoebe są długie, falowane, nieokiełznane i rude jak miedź. Tak samo jak jej brwi i rzęsy, których kolor podkreśla jeszcze bardziej niesamowity błękit jej oczu. Czasami udaje się jej te włosy spleść w długi warkocz i przyozdobić modrą wstążką, najczęściej jednak jedyne co może z nimi zrobić, to związać je tą wstążką w rozwichrzony koński ogon i udawać, że tak ma być. Włosy Phoebe żyją własnym życiem i nic nie można na to poradzić.
Blada twarzyczka Phoebe usiana jest mnóstwem piegów. Tak samo jak jej uszy, ręce i cała reszta. Nie przeszkadzają jednak jej one zbytnio. Nie trze ich cytryną, aby wyblakły, jak to robią inne piegowate dziewczyny w jej wieku, ani nie próbuje zamaskować ich pudrem. Po prostu je ma.
Za to paznokcie u jej dłoni są wiecznie poobgryzane. Gdy się denerwuje, obgryza je aż do krwi. I nie pomaga na to smarowanie dziegciem, ani to, że skórki przy paznokciach wciąż krwawią, a jej drobne ręce wyglądają na znacznie starsze od niej.
Ogólnie, Phoebe nie jest pięknością, ale nigdy nie marzyła, aby nią być. Chłopcy nie uganiali się za nią na ulicy, a w szkole nie ciągnęli za warkocze, by w ten dziecięcy sposób dać jej do zrozumienia, że się im podoba. Jej sylwetka wciąż jest sylwetką dziecka, jej nogi są długie i chude, a jej biust jest mniejszy, niż u innych dziewcząt w jej wieku. Twarz jest twarzyczką sympatycznej dziewuszki z sąsiedztwa, jej uśmiech jest niewinny i mogłoby się wydawać że szczery, a jej uszy lekko odstają. Jednak jej wielkie, modre, smutne oczy zdradzają, że nie jest już małym dzieckiem.

Życie wewnętrzne Phoebe jest bardzo zagmatwane i pełne sprzeczności. Jeden z mądrych psychiatrów wykrył u niej nawet początki schizofrenii. Mamrotał też coś o Freudzie i kompleksie Edypa, ale Phoebe zupełnie się z nim nie zgadzała. Czytała historię Edypa i nie znalazła tam nic, co mogłoby się odnosić do niej. W ogóle, Phoebe od zawsze czytała bardzo dużo. Wszystko, co wpadło w jej ręce, musiało zostać przeczytane. Tak więc z całej rodziny to właśnie Phoebe najbardziej orientowała się, co się dzieje na świecie. Znała wszystkie bajki, mimo, ze matka nigdy jej nie czytała. Znosiła do domu podręczniki, powieści i opracowania naukowe. Czytała nawet rzeczy, których nie była w stanie zrozumieć. Jedynie, czego nie lubiła, to książki z obrazkami. Phoebe ma bujną wyobraźnie i nie lubi, kiedy ktoś narzuca jej, jak ma wyglądać świat, o którym właśnie marzy, a to przecież robiły ilustracje. Phoebe zazwyczaj zamalowywała je czarną kredką lub wyrywała, starając się nie patrzeć na nie. Dopiero potem zaczynała czytać. Zanurzała się wtedy w świat własnych marzeń i fantazji, aż czasami zapominała, że czyta, i postacie z książki zaczynały żyć własnym życiem. Kończyło się to tym, że musiała czytać te samą książkę kilka razy. Dlatego właśnie Phoebe uwielbia samotność i spokój. I ciszę. Wtedy nikt jej nie przeszkadza w marzeniach. Potrafi na kilka godzin zamknąć oczy i błądzić po nieznanych krainach, przeżywać niezwykłe przygody lub prowadzić długie rozmowy ze swoimi przyjaciółmi. Oczywiście takie zachowania nie są mile widziane u dziewczyn w jej wieku, które nie powinny chodzić wciąż z głową w chmurach ani zapadać w takie „odrętwienia”. Więc, jako zachowanie niepożądane, było to u niej tępione przez dorosłych. Phoebe często więc uciekała z domu tylko po to, by móc pomarzyć w spokoju, oderwać się od tego nudnego, szarego i smutnego świata. Z drugiej strony, sytuacja zmuszała Phoebe do nieustannej uwagi. Jej trzy małe siostrzyczki wymagały przecież nieustannej opieki, której ich Matka nie chciała, lub nie potrafiła im zapewnić. To Phoebe dbała o ich szkołę, o ubrania, o posiłki. Wymagało to od niej ciągłej aktywności w świecie, którego nie znosiła, i o którym najchętniej by zapomniała. Jednak Phoebe była odpowiedzialną dziewczyną, mądrą i zaradną. Kochała swoje siostry, choć nie lubiła ich za to, że są i że wciąż wymagają opieki. Ale wiedziała, ze to nie ich wina. I to złościło ją jeszcze bardziej. Gdyby nie te trzy małe, podobne do siebie jak trzy krople wody dziewczynki, mogłaby na stałe uciec w swój świat. Czasami aż miała ochotę je oddać komuś, sprzedać, utopić, byle tylko mieć spokój i ciszę. Ale zaciskała zęby i robiła im kolację, czytała bajki. Czasami, kiedy przytulały się do niej i mówiły, jak bardzo ją kochają, była wściekła na siebie, że traktuje je tak oschle i niesprawiedliwie. A potem znów była zła, gdy odrywały ją od dobrej książki lub wyrywały z marzeń. Ze złości gryzła wtedy paznokcie i paliła papierosy. Papierosy to była właściwie jedyna rzecz, jaką lubiła, zaraz po książkach, a pierwszy raz zapaliła, gdy miała 12 lat. Papierosy kupowała u sklepikarza, który był przekonany, że to dla jej matki, chowała się przed dziewczynkami i z lubością zaciągała się dymem, aż wypełniał całe je płuca. Wydmuchiwała go potem z namaszczeniem. Phoebe paliła dużo. Uspokajało ją to tak samo jak gryzienie paznokci. Phoebe wcześnie poznała też smak alkoholu, ale nie gustowała w nim. Zbyt zaburzał jej percepcję i rozpraszał. Nie potrafiła się wtedy skupić na własnych myślach, a w jej wyimaginowany świat wkradał się chaos.
Przyjaciół Phoebe miała niewielu, ale nie dbała o to. Mówiła zawsze to, co myślała, czasami przyprawiając to sporą dawką ironii i złośliwości i miała gdzieś, że jej koleżanki obgadują ją za plecami. Robiła to, by dały jej spokój, nie narzucały się jej ze swoimi plotkami i głupim chichotem, nie chciała, by ją lubiły. Uciekała przed nimi w swój własny świat, on jej wystarczał. Tam miała przyjaciół... Czasami zastanawiała się, czy byliby jej potrzebni, gdyby tutaj miała kogoś, z kim można by było porozmawiać? Czasami Phoebe czuła się bardzo samotna. Koleżanki za nią nie przepadały, chłopcy bali się jej i jej ironicznych odpowiedzi, a nauczyciele uważali ją za pyskatą, zarozumiałą smarkulę. Było co prawda kilka osób, które intrygowała, i zawierała czasami nawet bliższe znajomości, jednak kończyły się one szybko. Phoebe była wymagającą osobą, a nie wszyscy nadążali za jej tokiem myślenia i za jej wyobraźnią. W skrócie, nie rozumiano jej. Tak jak jej poczucia humoru. Dzieci nie śmiały się z jej żartów, a dorośli byli zadziwieni jej błyskotliwym nad wiek, lecz niepokojąco cynicznym poczuciem humoru. Tak więc Phoebe była samotna na własne życzenie, a przed tą samotnością uciekała w świat marzeń.
Chłopcy Phoebe też nie interesowali. Zabieraliby jej za dużo czasu, a poza tym Phoebe nigdy nie marzyła o rodzinie. Marzyła o małym domku wśród wzgórz, gdzie mogłaby mieć spokój. I żadnych istot, którymi musiałaby się opiekować i za które byłaby odpowiedzialna. Phoebe nie chciała być odpowiedzialna nigdy i za nic. A była za wszystko...
Marzeniem Phoebe było latanie. Często śniło jej się, ze szybuje nad wzgórzami, krajobrazy w jej snach były przepiękne, magiczne, pełne światła i kolorów. Rozpościerała wtedy ręce i chłonęła to piękno. Gdy się budziła, czasami płakała z żalu. Wiedziała, że jej marzenie nigdy się nie spełni. Jedyne co mogła zrobić, to wejść na dach jednego z budynków i stanąć na jego krawędzi. Rozpościerała wtedy ręce, zamykała oczy i wyobrażała sobie, że skacze. Kilka razy już prawie czuła pęd powietrza na policzkach. Zawsze jednak ktoś ściągał ją z powrotem.
Wielkim szacunkiem za to darzyła Phoebe starszych ludzi. To właśnie jej Babcia czytała jej bajki, gdy była całkiem małą dziewczynka. Babcia chodziła z nią na długie spacery i opowiadała o świecie. Babcia nauczyła ją wiele więcej przez te kilka lat, niż jej Matka przez całą resztę życia. Jedynie Babcia słuchała jej niesamowitych opowieści z zapartym tchem. Niestety, Babcia umarła, kiedy Phoebe miała 9 lat. Od tamtej pory nikt jej już nie słuchał.
Za Matką Phoebe nie tęskniła. Jedyne, co je łączyło, to wspólne mieszkanie. Phoebe nie potrzebowała jej miłości i zainteresowania, a jedyne emocje, jakie w niej budziła ta kobieta, to była złość na jej obojętność wobec dzieci. Odpłacała jej więc tym samym. Phoebe nie znała macierzyńskich uczuć. Zastąpiło je poczucie obowiązku wobec siostrzyczek. Lekarz stwierdził, że to jest właśnie przyczyną jej ucieczki w inny świat, że tam szuka tego, czego nie dostaje w rodzinnym domu. Zdenerwował tym Phoebe. W jej marzeniach nie było miejsca dla Matki i jej macierzyńskiej miłości.


Kiedy Phoebe przyszła na świat, trwała wojna. Urodziła się w Londynie, ale że nie było tam bezpiecznie, dziewczynkę wzięła do siebie Babcia, mieszkająca na wsi. Wsie omijało bombardowanie i inne niebezpieczeństwa wojny. Jej Matka została w Londynie, pracowała tam w jednej z fabryczek amunicji. Ojciec Phoebe poszedł na wojnę i zginął już po kilku miesiącach. Później rodzina dowiedziała się, że jej ojciec był dezerterem i inni dezerterzy zastrzelili go podczas ucieczki. W ten sposób jego rodzina pozostała bez środków do życia. Matka pracowała w Londynie, natomiast Phoebe wychowywała się z Babcią z dala od okropieństw wojny.
W końcu wojna się skończyła, ale jej Matka nie kwapiła się, żeby przyjąć córkę z powrotem. Dopiero, gdy Babcia umarła, Phoebe wróciła do miasta. Londyn był dla niej innym światem. Szary, brudny, pobliźniony, pełen ponurych ludzi, wszystko obce i zimne. Tak jak jej matka, która zdążyła znaleźć już sobie nowy dom i innego męża. Mała Phoebe była tylko niechcianym problemem, który trzeba było posłać do szkoły, ubrać i nakarmić. Jej ojczym również za nią nie przepadał, a pewnego dnia po prostu spakował swoje rzeczy i wyszedł do innej, młodszej, bezdzietnej. Zostały same. Córka zgorzkniałej, samotnej i oszukanej kobiety również nie mogła być szczęśliwa. Phoebe uciekała więc w świat marzeń z taką intensywnością, że zaniepokoiło to w końcu jej nauczycieli. Jednocześnie zaczęła się ujawniać jej ponadprzeciętna inteligencja, która w porównaniu z cynizmem i aspołecznością spowodowała u niej całkowitą prawie alienację od rówieśników. W końcu Phoebe wylądowała u psychiatry, co dla jej rodziny było dodatkowym upokorzeniem. Wkrótce potem jej Matka związała się z weteranem wojennym, jednym z tych bohaterów, którzy nie potrafili odnaleźć się w świecie. Przystojny, znerwicowany człowiek dręczony przez senne koszmary, został wkrótce ojcem trzech przepięknych córeczek. Podczas, gdy cała rodzina świętowała ten cud, on wyszedł z domu i już nigdy więcej nie wrócił. To całkiem załamało kobietę, a Phoebe poczucie obowiązku zmusiło do wyjścia ze świata swoich marzeń i zajęcia się dziewczynkami, podczas gdy pogrążona w głębokiej depresji kobieta niczym lalka wychodziła do pracy, a po powrocie całe dnie spędzała złorzecząc, lub w milczeniu patrząc w okno. Phoebe, pozostawiona sama sobie, została nagle wrzucona w dorosłe życie, wraz z jego wszystkimi aspektami. Opiekując się dziewczynkami zaniedbywała szkołę. A jej niechęć do realnego świata wciąż rosła. Jednak, co dziwne, na jej twarzy wciąż gościł uśmiech. Czasami ironiczny, czasami złośliwy, czasami niebezpieczny, drwiący – ale zawsze uśmiech. Odbierany przez innych ludzi jak coś miłego i słodkiego. Uśmiech Phoebe był fenomenem, był jak zdradziecka broń wyciągnięta przeciw światu. Jedynie gdy odchodziła w świat marzeń, jej uśmiech stawał się naprawdę radosny.

Aż w końcu nadszedł ten dzień.

Phoebe stała z zamkniętymi oczyma na dachu budynku. Ręce miała rozłożone, jakby chciała złapać wiatr w ramiona. W jednej dłoni trzymała papierosa, a z jej ust wydobywał się leniwie szarobury dymek. Phoebe była daleko, bardzo daleko... wraz z przyjacielem, trzymając się za dłonie, lecieli nad zaśnieżonymi szczytami gór królujących nad doliną pokrytą szmaragdowozielonym kobiercem traw. Dziewczyna była szczęśliwa, chłonęła błękit nieba i biel obłoków. Słuchała ciepłego głosu przyjaciela, a w ustach miała gryzący smak tytoniu. Podniosła wyżej ręce, chłonąc ciepłe światło słońca. Na policzkach poczuła delikatny powiew wiatru...
Ktoś krzyknął. Silne ręce złapały ją wpół i rzuciły na smołowane pokrycie dachu. Papieros wypadł jej z rąk.
- Dziewczyna oszalała! Chce się zabić! – krzyczała jakaś kobieta. – miałam rację, że musicie ją zabrać! Całą tą patologiczną rodzinę!
Phoebe ogarnął gniew. Jakim prawem ktoś przeszkodził jej w...
- Moja sprawa, co chcę robić z własnym życiem. – krzyknęła.
- Dziecko, pomożemy Ci...
- Najlepiej pomożecie, zostawiając mnie w spokoju! – szarpała się z całej siły, ale nie potrafiła wyrwać się z żelaznego uścisku mężczyzny.
Nie uwierzyli. Zabrali jej matkę do szpitala w stanie skrajnego wycieńczenia. Zabrali dziewczynki do sierocińca. Phoebe zabrali do jakiegoś ośrodka w Szkocji. Jako potencjalna samobójczyni, a także osobowość psychotyczna, stanowiła zły przykład i zagrożenie dla rówieśników. Potwierdzili to nauczyciele i co bardziej zaangażowani społecznie sąsiedzi. Phoebe niewiele miała do powiedzenia wobec tylu świadków. Uściskała tylko na pożegnanie trzy płaczące dziewczynki i wsiadła do szaroburego samochodu, który miał odwieść ja na miejsce.
Phoebe do tej pory nie jest pewna, czy naprawdę nie chciała tego zrobić...
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...
Geisha jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem