Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2007, 14:12   #76
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Stare Miasto, barykada na ul. Długiej 1 IX 1944 17.20-17.30.


W południe wschodnie oddziały kolaboracyjne szturmują od strony Pl. Zamkowego i równocześnie od północy w kierunku pl. Krasińskich i na nowe Miasto.
Oddziały powstańcze osłaniające rozpoczętą już ewakuację kanałami zmuszone zostają do wycofania się z części ul. Freta, z Bonifraterskiej, z Ogrodu Krasińskich i części Długiej. Utrzymują jednak zbieg ul. Długiej, Freta, Mostowej i Nowomiejskiej.
W. Bartoszewski, Dni walczącej stolicy, Wyd. ALFA, Warszawa 1989, s. 168.

Plutony „Kmicica” i „Wiernego” poniosły ciężkie straty podczas przebicia Nowomiejską z Rynku na Długą. Szczególnie ciężkie walki rozgorzały wewnątrz ruin kościoła św. Ducha, gdzie pododdziały 608. Sicherungs-Regiment z Grupy Uderzeniowej płk. Schmidta zajęły przyczółek do dalszego ataku wzdłuż ul. Długiej.
Pluton „Wiernego” w Powstaniu Warszawskim. , praca zbiorowa, LastInn Publishing 2007, s. 121.


„Junak” spoczął na zrujnowanym chodniku, gdzie „Grom” czym prędzej przykrył go swoją marynarką, zostając ledwie w koszuli. Przerzucił pasek „Błyskawicy” przez ramię i pobiegł za „Jastrzębiem” w kierunku barykady ryglującej wjazd na Długą. Nieliczna, ledwie dziesięcioosobowa obsada barykady, prawdopodobnie z „Wigier” lub innego oddziału zgrupowania „Róg” rozpaczliwie pruje z broni palnej w kierunku Mostowej. „Grom” jest ledwie 50 metrów od barykady, 30 metrów. Nogi się pod nim uginają na samą myśl co ujrzy po drugiej stronie sterty brukowców i płyt chodnikowych tworzących ich jedyny pancerz i zaporą. Ilu Niemców. Czołg? Może dwa? Może goliath? Pamiętał je z walk na rynku, gdzie eksplozja jednego goliatha rozsadziła fronton trzypiętrowej kamienicy z obsadą powstańczą. Ale biegł.


Barykada i jej nieliczna obsada.


Na kamienicę wpadł, prawie wypluwszy płuca. Obok przysiadł, ciężko oddychając, „Jastrząb” chroniąc przed wszędobylskim pyłem swego mausera z kolba pociętą kreskami. „Grom” delikatnie wychylił się ponad grzbiet barykady. Nie było chyba tak źle. Żadnych czołgów. A od Mostowej, mając w tle płonący niczym żagiew kościół św. Jacka, nacierał pluton niemieckiej piechoty. Strzelający pięć metrów dalej z francuskiego lebela powstaniec rzucił okiem na „Groma” spod okapu niemieckiego hełmu:
- Co jest panie kolego? Zaskoczony? Mostowa padła.
„Grom’ nie odpowiedział. Złożył się do strzału. Od lewej strony dobiegł go ostry huk wystrzału. „Jastrząb’ już rozpoczął polowanie. Ledwie 20 metrów od barykady przebiegała drużyna. Chyba ruskie, bo jeden z tym dziwnym peemem z bębnem pod spodem. Starali się dopaść kamienicy, o którą opierało się północne skrzydło barykady. Jeden z żołnierzy odkręcił kapsel tłuczka i zamierzył się w stronę barykady. „Grom" wziął go na muszkę i ściągnął spust. Kilkupociskowa seria rozciągnęła szkopa na ziemi. Granat potoczył się po bruku, budząc zrozumiałe przerażenie u kompanów zabitego. Cofnęli się w ostatniej chwili. „Grom” poprawił jeszcze kilkoma seriami w chmurę dymu i zmienił magazynek. Gdy Pył rozwiał się, ujrzał, że dwu ruskich ciągnie trzeciego, który drze się przeraźliwie, trzymając się za brzuch.



Walki na gęsto zabudowanej Starówce.

Atak niemiecki z wolna zamierał. Zmieniał się w męcząca wymianę strzałów. Szkopskie kaemy pruły długimi seriami po barykadzie, lecz powstańcy umiejętnie kryli się i zmieniali pozycje. Jeden z obrońców barykady podbiegł do „Groma”. Na szkopskiej wiatrówce w plamy maskujące nosił patki kaprala:
- Wy skąd!? – rzucił.
- Od „Wiernego”. „Wigry”.
Powstaniec pokiwał głową zniecierpliwiony.
- W kościele Niemcy, jak uderzą stamtąd, nie będzie, co z nas zbierać. Mam kilku zdolnych do walki ludzi, wasza dwójka idzie ze mną!
A potem niskim głosem zaczął zwoływać swoich ludzi:
- Drużyna do mnie! Gotować granaty! Za mną!


I rzucił się w kierunku kościoła św. Ducha, który zdawał się płonąć ogniem jaśniejszym niż słońce. Z ruin dobiegało ich staccatto broni automatycznej, głuche eksplozje granatów, wycie rannych, huk płomieni. Niemal wbiegając w morze płomieni bijących z rozerwanej pociskiem czołgowym ściany kościoła, „Grom” obejrzał się za siebie. Z głębi Długiej nadbiegała grupa szturmowa w niemieckich panterkach i kolorowych chustach zawiązanych pod szyją.

Stare Miasto, ul. Nowomiejska, kościół Św. Ducha 1 IX 1944 17.20-17.30
„Chmura” był niewiarygodnie szybki. Nieraz to udowodnił podczas powstania i wcześniej. Także teraz w ułamku sekundy sięgnął po niemiecki granat. Jednak rana, zmęczenie oraz ciągły stres zrobiły swoje. Ułamek sekundy się zawahał. Granat wybuchł w powietrzu, kilka metrów od nich, sypiąc wokół odłamkami. Żaden z „wigierczyków” nie oberwał. Jednocześnie „Jonasz” i „Wierny” rzucili swoje granaty, ktoś od „Kmicica” poprawił butelką zapalającą. Robi się coraz goręcej.


Chór płonie.

Granat „Jonasza” ląduje idealnie przy obsadzie erkaemu, który gnał po powstańcach w kościele. Eksplozja rozrzuca ciała po prezbiterium. Krew ścieka po ścianie wrząc w coraz większym żarze. Kilku których przeżyło, rzuca się do ucieczki w stronę zakrystii. „Jonasz” strzela. Jeden z Niemców zwija się na progu, drąc się przeraźliwie. Gdzie jest ten cholerny „Dyzio”?!


Chwilę później eksploduje w kapliczce Maryi granat „Wiernego”. Mniej celny, lecz ukrywający się w środku Niemcy wypadają. „Kmicic’ i „Wierny” walą z peemów. Niemcy chowają się wśród gruzowiska. Chyba tylko jeden oberwał. Pech! „Wierny’ wywrzaskuje rozkaz do ataku. Prawie cały pluton jest już w jednej czwartej długości nawy.


Wnętrze kościoła było jednym wielkim gruzowiskiem.

„Basia” bierze od „Chmury” VISa i dopada „Drągala”, który ani myśli się wycofać. Przygięty strzela po chórze ze swojego MG-42. Pociski Niemców obramowują go. „Dyzio” wybiega przed „Drągala”, wypuszcza nieskładną serię z MP-40 a potem sięga po butelki z benzyną. Pierwsza z nich rozbija się pod chórem. Niemcy zaczynają strzelać do chłopca. „Kruk” i „Antoś” prują ze swoich empi. Próbują osłonić małego powstańca. Ten w zapamiętaniu szykuje kolejną butelkę. Kilkanaście metrów od nich nacierają chłopcy „Kmicica”. Jeden pada, lecz od ich granatów ginie kolejny Niemiec. Nagle z wnętrza kościoła wystrzeliwuje język ciężkiego, smolistego ognia. Żywy płomień. Ryk miotacza płomieni zagłusza nawet jazgot erkaemów. „Drągal” w odruchu przerażenia chowa się. Przestaje strzelać. Szkop z miotaczem płomieni poprawia. Jeden z ludzi „Kmicica” tarza się po ziemi próbując ugasić płonącą panterkę. Pandemonium wrzasków. Ktoś woła matkę, inny wywrzaskuje przekleństwa. Z drugiej strony wtórują Niemcy. I tam ktoś każe atakować. Przez stertę gruzy, ławek i innych śmieci biegnie kilku Niemców. Strzelają z biodra z karabinów i peemów. „Czarny”, mimo rany ściąga dwu z nich. „Chmura” poprawia z erkaemu. Atak zalega. Kapral „Wigier’ czuje się jak u siebie. Wciąż pamięta walki w katedrze. Przeładowuje magazynek. Zostało ich niewiele. Obok przypada „Daniel’. Szuka celu. Jest spokojny. Jak zawsze. Ale nagle „Chmura” zauważa, jak bardzo trzęsą się ręce snajperowi. Za nimi została „Olga”. Obok niej „Antoś” z peemem. Pomaga wstać dziewczynie. „Oldze” ból przysłania mgłą oczy. Wszystko jest takie nierzeczywiste. Płomienie są takie piękne. Wystrzały tak odległe.


W środku wrze bezpardonowa walka. Kolejna eksplozja granatu odrzuca atak plutonu „Kmicica”. Sam „Kmicic” powraca do „Wiernego”, który donośnym głosem wydaje rozkazy:
- Brać kościół! Brać kościół! Nie przestawać! Chwieją się!!!
Ale jak brać!? Ich jest za dużo. To samobójstwo! Jednak chłopcy szykują się do ataku.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline