- Wariatka – stwierdziła Louise pewnym tonem, bo przecież kto o zdrowych zmysłach odpychałby pomocną dłoń? Co prawda, może nie stuprocentowo bezinteresowną, ale zawsze.
Przez długą chwilę zastanawiała się, czy pobiec za dziewczyną i narzucić jej się w pięknym wypracowanym przez długie lata stylu, gdy nagle głuchy huk zagłuszył jej myśli.
Jakiś wielki, napakowany sterydami ochroniarz właśnie wymierzył kastetem precyzyjny cios między łopatki innego, nieco mniejszego i szczuplejszego mężczyzny.
Przez chwile przyglądała się jego chłodnej reakcji, krótkiej wymianie zdań, czy raczej szczęknięć.
Nieznajomy odwrócił się, a dziewczynie, i tak leciutko już przymulonej gorzkim czarem klubowych drinków, zdawało się, że widzi ciemną chmurę spowijającą go i przygniatającą plecy ciężarem beznadziei.
Oj, chyba nie tylko jej się dzisiaj nie poszczęściło.
Gdy spytał jakiegoś przechodnia o drogę do najbliższego, spokojnego baru, bezceremonialnie odepchnęła zaczepionego człowieka i stanęła przed mężczyzną ze skrzyżowanymi ramionami.
- Dobra. Tu w okolicy jest dużo barów i klubów. Znajdziesz jakiś – mruknęła, patrząc mu prosto w oczy – Ale nie wyglądasz na zbyt szczęśliwego. Ty też coś zgubiłeś? Albo czegoś nie znalazłeś? Może nie okażesz się kolejnym frajerem, który idzie dalej w dół przepaści, gdy ktoś z góry rzuca mu drabinę?
__________________ Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry? |