Noc dłużyła się nie miłosiernie. Pomimo zmęczenia, nikt nie z bohaterów nie mógł spac w nocy, dlatego wszyscy siedzieli przy ognisku wpatrując się w noc. Eltharion zaczął nawiązywac nawet kontakt z piekielnym przez rozmowę.
Wczesnym rankiem, kiedy słońce zaczęło leniwie wychodzic z za lini horyzontu strażnicy ruszyli w dalszą drogę. Lecieli bardzo długo przemieżając piękne krainy. W pewnym momencie dostrzegli dym nie opodal. Był to wielki kłąb dymu więc wiadomo było, że to najprawdopodobniej jakaś wioska. Skrzydlaci postanowili zobaczyc co się dzieje i ruszyli szybko w kierunku dymu. Na miejscu zastał ich widok doszczętnie spalonej wioski. Z początku nikogo nie zauważyli lecz po chwili Rufio dostrzegł gromadę ludzi ukrytych za skałami. -Odejdźcie! Dosyc zła nas już dzisiaj spotkało!-krzyknął jeden kiedy czworo skrzydlatych do nich podeszło. -Cicho bądź ośle! Może zdołają nam pomóc-skarcił go drugi a mastępnie zwrócił się do czwórki przybyłych. -Wybaczcie im, są poprostu przerażeni. Wczoraj nad ranem wojska Lorda Kellana napadły na wioskę tłumacząc się opóźnieniem w złożeniu daniny. Oczywiście nie zalegaliśmy z niczym, ale oni wiedzieli lepiej... Spalili całą wioskę i zagrozili, że jeżeli w przyszłym miesiącu spóźnimy się z zapłatą chcby jeden dzień, zabiją nas. Proszę, pomóżcie nam, porozmawiajcie z nim, albo go zabijcie. Ten człowiek nosi w sobie tyle zła co nie jeden Czerwony Smok. Błagam nie możecie nas tak zostawic, jego warownia leży 10km stąd na południe. Musicie coś zrobic!-w oczach mężczyzny pojawiły się łzy. |