Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2007, 15:15   #71
rasgan
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
Pobojowisko - dwie godziny do świtu

Tropiciel z mieczem w dłoni ruszył w kierunku krzaków. Po kilku krokach jego oczom ukazało sie ciało snajpera. Niedoszłym zabójcą palladynki była młoda, niespełna dwudziestoletnia dziewczyna. Gdyby nie pewne defekty jej ciała, mogłaby okazać się całkiem atrakcyjną pokusą dla męskiej części drużyny. Dziewczyna, choć młoda miała piękne ciało. Duże krągłe piersi, pokryte delikatnym "meszkiem" łono i zgrabne nogi. Tyle można było powiedzieć o niej dobrego. Nirel przyglądał sie dziewczynie, a to, że leżała całkowicie naga jeszcze bardziej przykłówało jego wzrok. Cały ten piękny obraz psuł jeden drobny szczegół – ciało dziewczyny pokryte było niebieskimi, rybimi łuskami. Martwa dziewczyna trzymała w ręce niewielką kuszę, bardzo podobną do tej jaką miał Alkus. Obok niej leżało kilka bełtów (siedem dokłądnie).
- Rączka! Zdaje się, że to ci się przyda!. - Tropiciel podał złodziejowi znalezione pociski i zaczął szukać swoich strzał. Niestety nie udało sie mu odzyskać żadnej z nich. - Co za parszywy pech - pomyślał widząc połamane strzały. Zniechęcony utratą strzał podszedł do wilka. - No! młody przyjacielu, leż spokojnie i pozwól sobie pomóc - Powiedział tropiciel miękkim, lecz stanowczym tonem. Wilk był młody na pierwszy rzut oka, lecz oględziny łap i pazurów, oraz widok zębów, które zwierzę ukazało warcząc groźnie na Nirela przekonało go, że wilk wcale nie musi być taki młody. Ba, wydawał sie być dorosłym samcem.

Również Merlisa spojrzała na wilka. Była trochę zdezorientowana całą sytuacją, nie do końca przekonana co do tego, skąd pochodzi zagrożenie. Nie wiedziała, czy wilk ją zaatakował, czy bronił przed strzałem... Spojrzała w stronę, z której poleciał bełt, w miejsce, gdzie Nirel zostawił ciało snajpera. Bełt zabójcy z całą pewnością był wymierzony w elfkę. A może w wilka, który ją zaatakował?

- Spokojnie Braciszku... – Tropiciel zwrócił się do wilka, patrząc na jego pysk i podbrzusze, pilnując, by nie spojrzeć mu od razu w ślepia. - Merliso, Możesz mi pomóc? Czy potrafiłabyś go jakoś uleczyc?
- Ja mogę mu pomóc... zaraz mu pomogę. – Wtrącił się Gnargo. Krasnolud uśmiechnął się paskudnie i podchodząc w stronę zwierzęcia powiedział - Widać ten dureń w krzakach miał inną, ciekawszą robotę, skoro jego strzał nie zabił nawet wilka. Ale nie szkodzi zaraz naprawimy to niedociągnięcie. - Widząc co wyprawia elfka, krasnolud wyraźnie się rozdrażnił. Co ty...! Zepsujesz mu najlepszą chwilę życia... śmierć! Jak chcesz mu pomóc to oddaj go w ręce specjalisty. Chętnie się nim zaopiekuje. - zgryźliwe słowa krasnolda nie zrobły wrażenia na elfce, która ignorując starego marude, odpowiedziała tropicielowi.
- Mogę spróbować - powiedziała cicho, dalej nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
Dziewczyna wzięła z wozu swój zestaw do uzdrawiania i spróbowała zajac się wilkiem. Zwierzę zachowywało się co najmniej dziwnie. Warczało gdy podchodził ktokowliek do Merlisy, zaś uspokajało sie gdy ona była blisko. Po kilku chwilach wilk leżał z zabandażowaną raną, zaś niebianinka nuciała słowa zaklęcia uzdrawiającego. Gdy skończyła wilk zasnął głębokim snem.
Psiakrew. To się doczekałem leczeniaGnargo splunął na ziemię i rozejrzał się po potworach. Potem podszedł do wozu, nie zwracając uwagi na rozmowy i działania innych, zdjął z niego swój strój podróżny i mocno obwiązał krwawiące przedramię. Rana wcale nie wyglądała tak okropnie, zresztą twardy, zaprawiony w bojach krasnolud już nie raz wychodził z gorszych sytuacji.
Cholerny świętoszek, a ten leśnik też niczego sobie. Jak to było "braciszku"? No im to już kompletnie rozum odjęło. Męczą to stworzenie. Przyglądając się opatrunkowi wilka Gnargo zdawał się krzywić i spinać. Jego twarz też nie wyrażała przyjaznego usposobienia. Cały czas wpatrzony był zimno w leżące zwierze powiedział do tropiciela
- A tamten w krzakach - nie trzeba mu "dopomóc"?
Nirel spojrzał powoli w stronę Gnargo i ze spokojem rzekł - temu w krzakach pomogłem aż nadto.
Gnargo podszedł do leżącego na ziemi potwora i przewrócił go nogą tak, aby widać było "twarz", chwile się jej przyjrzał. Starał się zapamiętać te potwory, aby wiedzieć następnym razem jak z nimi walczyć, a potem brutalnie zmiażdżył twarz piętą, poprawiając dwa razy. Wzrok przeniósł teraz na drugiego...

Przeszukanie wozu i zwłok ludzi nim jadących było niestety niemożliwe. Żar bijący od płomieni, oraz stan ciał uniemożliwiał cokolwiek. Jedyne co można było zrobić to płakać nad spalonym dobytkiem, albo rzygać na widok nadjedzonych wnętrzności walających sie po ziemi. Pocieszającym dla Alkusa było jednak to, że dzisiejszego dnia sprawdził sie w boju. Młodzieniec pokazał drużynie, że może być przydatny, że może wiele zdziałać, tymsamym zapewnił sobie byt.

Achmed starł z twarzy żółtą posokę potwora. Rozejrzał się do okoła by dokładnie ocenić sytuację. Nirel, Merlisa i Gnargo zajmowali się wilkiem. Alkus oglądał dopalający się wóz. Mi Raaz podobnie jak on rozglądał się po okolicy by upewnić się, że nic im nie grozi.
- Co za obrzydliwe maszkary, w życiu takich nie widziałem. Powinniśmy jak najszybciej stąd odjechać nie chciałbym, aby coś jeszcze nas zaatakowało - powiedział do Mi Raaza i odwrócił się w stronę wozu. Przy elfce dostrzegł ciało wilka, nagle przypomniał sobie o kupcu i zaczął biec stronę wozu krzycząc.
-Panie żyjesz? Powinniśmy jak najszybciej stąd odjechać, dla twojego bezpieczeństwa. – niestety kupiec nie był w stanie odpowiedzieć z bardzo prostej przyczyny – biedak zemdlał. Kupiec leżał blady jak ściana na jednej z kanap. Przyczyną jego stanu z pewnością był woźnica, którego rozerwaną tętnicę (przez bełt) można było podziwiać przez jedno z okien dyliżansu.

Do monologu prowadzonego przez Achmeda przyłączył się Mi Raaz.
- Powiedz mi proszę kilka rzeczy. Po pierwsze, czy spotkałeś kiedyś coś podobnego? Czy to co tu zaszło było winą naszego pecha, czy może faktycznie ten którego mamy ochraniać ma tak wielu wrogów? Stwory zrozumiem, ale snajper, to już gorsza sprawa. No i najważniejsze: co jest celem podróży? Dokąd jedziemy i co może nas spotkać?
-Spokojnie Mi Raaz spokojnie. Wszyscy, co nam zagrażali nie żyją- przynajmniej taką nadzieję miał Achmed. - Rahun najął mnie w Herito w karczmie. Zaoferował dużo złota za ochronę swojego życia, więc się zgłosiłem. Nie zdradził żadnych szczegółów, powiedział tylko, że jak najszybciej musi znaleźć się w Otai Bang i że będziemy jechać przez stolice Kontynentu Asthan. Zadanie wydawało się lekkie, łatwe i przyjemne. To wszystko.-Achmed zamilkł na chwilę i zaczął mówić dalej - Sądzę, że te stwory nie znalazły się tu przypadkiem, może rzeczywiście kupiec ma niebezpiecznych wrogów, którym zależy, aby nie dotarł żywy do Otai Bang, a może komuś chodzi o tę elfkę, Merlise. Widziałeś kiedyś, aby wilk sam rzucał się na ofiarę, a potem dostał bełt w bok od snajpera, który akurat tutaj siedział w krzakach, jest to trochę dziwne, nie sądzisz? Na twoim miejscu bardziej przejmowałbym się tymi stworami, a nie snajperem. Ten, kto je stworzył następnym razem może na naszej drodze postawić coś o wiele gorszego i trudniejszego do ubicia, a człowieka można zabić zawsze i to na wiele sposobów.

Po rozmowie z Achmedem Mi Raaz przemówił do wszystkich.
- Potrzebujemy kogoś, kto sprawnie prowadzi zaprzęg. Ja osobiście sie nie nadaje, bo konie mnie nie lubią. Ja ich zresztą też. więc czy jest ktoś chętny?
– Ja mogę – powiedział Nirel. - Potrafię powozić, i umiem zając się końmi, więc jeśli łaska wsiadajcie do wozu i ruszamy dalej.
Złotowłosa elfka wzięła wilka na ręce i położyła w wozie, na jednej kanapie, sama usiadła obok kupca i zaczęła go cucić.
- Ccc... co się stało? – wyjąkał wystraszony pracodawca. - Czy już po wszystkim? Co tutaj robi wilk? - powóz ruszył.

Podróż dyliżansem - mniej niż dwie godziny do świtu

Powoli minęliście płonący dyliżans i ciała pozostałych bez życia podróżnych. Chcieliście ich chować, ale lepiej było postąpić z głową. Lepiej opuścić to miejsce, bo bogowie tylko wiedzą, co jeszcze czai sie w tych lasach. Z każdym metrem wasz dyliżans przyśpieszał. Droga była prosta, bez żadnych rozwidleń, dlatego nowy woźnica w osobie tropiciela bez problemu mógł trafić do celu. Owym celem okazała się wielka posiadłość ogrodzona niewysokim białym płotem. Dom miał trzy piętra i był zbudowany bardzo symetrycznie. Na środku bogato zdobione drzwi, od których rozchodziły się na lewo i prawo dwa skrzydła budowli, niczym skrzydła ptaka Nirela. Wielkie okna i biały kolor ścian świadczyły o przepychu jakiego można było sie spodziewać w środku. Dyliżans zatrzymał sie tuż przed drzwaimi, na niewielkim placyku z fontanną. Nirel zeskoczył na żwirową dróżkę, która prowadziła od bramy aż po samo domostwo. Z dyliżansu wysiadł również kupiec i ziewająca elfka. Śpiący wilk nadal leżał w środku powozu.

W gościnie - świt

Drzwi domu otworzyły sie z cichym zgrzytem. Wyszedł z nich sam pan domu, co wnioskować można było po bogatym, fioletowym stroju oraz zupełnie do niego nie pasujęcej szlafmycy. Młody, około trzydziestoletni mężczyzna przywitał się z kupcem. Po chwili w drzwiach pojawiła się służąca w czarnej sukience i białym fartuszku.
- Panie, za pół godziny będzie śniadanie.
- Dziękuję Anno, przygotuj miejsce dla naszego gościa.
- Tak Panie.
po tej krótkiej wymianie zdań dziewczyna zniknęła znów w otchłani budynku.
- Rahun, stary druchu. Chodź zaprowadzę cię do twojego pokoju - młody mężczyzna wziął kupca pod rękę i zaczął prowadzić do środka.
Jorgen, miło cię widzieć. Słuchaj, czy możesz zapewnić jakieś lokum mojej ochronie? - zapytał kupiec.
- Ochronie, eee... a tak. Znajdziemy coś wolnego. Później. Teraz zaprowadzę cię do pokoju tego co zawsze, a potem zajmę się twoim bagażem.
Obaj mężczyźni zniknęli w środku.

Nastała chwila ciszy i oczekiwania. Krasnolud głośno pierdnął a później beknął zniesmaczony zachowaniem gospodarza. Po dziesięciu minutach, które wydawały się być wiecznościa przyszła po was słóżka, która wspominała o śniadaniu.
- Chodźcie. Zaprowadzę was do waszych pokoi. Będziecie się mogli tam odświerzyć i dołączyć do nas na śniadanie. Będzie za jakieś dwadzieścia minut. No chodźcie już, pośpieszcie sie.
Merlisa wzięła wilka na ręcę i ledwo dogoniła niewielki pochód.
Słóżka zaczęła was prowadzić wgłab posiadłości. Przeszliście przez drzwi do wielkiego pomieszczenia. Hol, właściwie to hal był wysoki na trzy piętra. Wielkością przypominał całego "Dzikiego psa", zaś całość otulały niczym matka ramionami swe dziecie niskie schody prowadzące na piętro. Podłoga z gładko szlifowanego białego marmuru stukała pod ciężkimi butami wojowników, a słóżka prowadziła was dalej, na lewo, w głab czeluści budynku.
Minęliście długi na kilkanaście metrów korytarz z popiersiami jakichś ludzi, których nazwiska nie były wam znane. Później zakręt w prawo, taki sam korytarz tylko że z gobelinami, jeszcze jeden zakręt i...
Proszę, oto wasze pokoje. - schludnie ubrana, niewiele ponad piętnastoletnia dziewczyna wskazała wam sześć pokoi. - Możecie się tutaj odświerzyć i przebrać, później przyjdźcie na śniadanie. Wróćcie tą samą drogą, którą tutaj przyszliśmy, a nastpnie idźcie prosto. Na pewno nie zbłądzicie. - dziewczyna odwróciła się i odeszła.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...

Ostatnio edytowane przez rasgan : 10-10-2007 o 19:52.
rasgan jest offline