Aslain
Mag przeżuwał bez pośpiechu suszoną baraninę, śledząc z daleka prace przyspieszające oddział do wymarszu. Po skończonym posiłku sam także ruszył się z miejsca i spakował swoje osobiste rzeczy do juków, pozwalając służbie zająć się złożeniem namiotu.
Kilkanaście minut później dołączył do swoich towarzyszy prowadząc konia za uzdę. Zasiadł obok i czekał spokojnie, aż cały oddział osiągnie pełną gotowość.
Meldunek Nari wywołał na jego twarzy mieszane uczucia, a usta skrzywiły się na chwilę w smutnym uśmiechu. Z jednej strony wesołość, iż ta kobieta tak bardzo stara się dorównać mężczyznom w ich męskiej roli i całkiem dobrze jej to wychodzi; z drugiej nostalgię, że los nie pozwolił jej zostać żoną i szczęśliwą matką, z dala od groźby bitwy i pożogi.
- Może właśnie ofiara takich kobiet, jak ona, pozwoli tej krainie znów kiedyś rozkwitnąć i wzrastać w pokoju. Mimo wszystko szkoda jej na taką ofiarę. – zakończył swą refleksję, gdy padło pytanie z ust Khazada. - Tak… tak – zamyślony potwierdził sugestię krasnoluda - Niech pierwszy konny ruszy czym prędzej do kapitana i zamelduje gotowość oddziału do wymarszu. Sama dobrze wiesz kogo tam posłać. |