O tym że wojsko (i nie tylko wojsko) używa RPG do instruowania żołnierzy wiemy od dawna. Pierwsza wzmianka o tym pojawiła się już w którymś ze starszych numerów Magii i Miecza.
Rzecz w tym, że to bardziej zabawa w skojarzenia, bo ci wojskowi nie używają RPG, tylko techniki psychologicznej zwanej "psychodramą". Jak zwykle chodzi o definicje. Psychodrama jest starsza od RPG, więc podpisywanie się pod nią graczy ma tyle sensu co nazywanie spektakli teatralnych sesjami na żywo.
Oczywiście - są podobieństwa. I na tym się kończy.
Temat brzmi "o szkodliwości RPG" i sądzę że przytoczenie jak odbierają nas inni, niewtajemniczeni ludzie jest ważnym dodatkiem do dyskusji, bo, jak wiadomo, "podziemne", osobiste hobby może zakłócać relacje międzyludzkie - czyli jest szkodliwe.
Piszesz o jabłkach i rumianku, i mądrze piszesz, tylko po co powtarzać coś, co wszyscy wiedzą 20 razy? To jest właśnie coś, co nie wnosi za dużo do dyskusji. Masz rację. I co z tego?
Ps: Faktycznie założyłem, żebyś mógł się jeszcze pofrapować.
Oby Ci wyszło na zdrowie.