Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2007, 22:09   #145
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Veinsteel brnął przez nieprzerwaną falę ludzi, mierząc się z jej prądem, który siłą porównywalny był z bystrym nurtem rwącej rzeki.
Półelf uwielbiał potoki ludzi, kiedy chciał dostać się niezauważony do pewnego miejsca, ponieważ wytropienie zakamuflowanej osoby w tabunie ludzi było wykonalne dla mistrza w szpiegostwie, a amator nie miał co marzyć, gdyż z większym powodzeniem przeszedłby w swoich rzeczywistych rozmiarach, przez ucho igielne, niźli odnaleźć właściwego człowieka. Oczywiście Vein zakładał, że ma na karku setkę takich, więc stosował różne triki w celu zgubienia lub zmylenia ewentualnego pościgu. Co jakiś czas stawał przy wystawach sklepowych, ale tylko przy takich z jedzeniem, gdyż prawdziwemu żebrakowi głównie chodzi właśnie o nie, zaś nienaturalnym byłoby zatrzymanie się przy księgarni lub bibliotece.
Przystawał po to, żeby sprawdzić w odbiciu, czy nikt go nie śledzi, a na każdym razem przykładał dłonie do szyb tak, jakby chciał przez nią uchwycić chleb znajdujący się po drugiej stronie. Odchodził, gdy był pewien, że żadna osoba nie podąża za nim.
Nagle, idąc w tłumie ludzi, odłączył się od nich, wchodząc do slumsów, gdzie wymieszał się z żebrakami, a następnie usiadł pod ścianą razem z nimi. Trwał tak przez około pięć minut, po czym wyszedł i ponownie wmieszał się pomiędzy ludzi.
Cały czas rozglądał się dyskretnie, by nie przejść obok owego młodego człowieka niezauważając go. Oczywiście nie było to prostym zadaniem przy tak ogromnej masie ludzi, ale wydawało mu się, że niczego nie przegapił.
Hałas panujący na ulicach był ogromny. Ludzie wrzeszczeli, krzyczeli, jazgotali, jęczeli, wzdychali, szeptali, mówili, syczeli, warczeli, piszczeli, śmiali się, co sprawiało, że chaos dźwięków był jeszcze większy niż ten materialny, spowodowany przez masy ludzi.
Tu nie słychać nawet własnych myśli, a co dopiero głos. Zapewne nie usłyszeliby go ci, którzy stoją tuż przy mnie lub nie zwróciliby na mnie uwagi. Jest to również swego rodzaju zaleta, lecz to ode mnie zależy czy wykorzystam to jako zaletę, czy będę przeklinał jako wadę. Tego drugiego bynajmniej nie mam zamiaru wykonywać, więc trzeba będzie to wykorzystać-pomyślał idąc dalej i szukając młodego człowieka. Odnalezienie go nie było ani łatwe, ani przyjemne, ponieważ tłum pomagał mu, chroniąc go przed wścibskimi oczami, ale również miał drugą stronę medalu, o czym Półelf doskonale wiedział. Całe to zbiorowisko chroniło nie tylko jego przed oczami innych, ale też innych przed jego oczami i chociaż starał się niczego nie przegapić, był pewien, że wiele rzeczy umknęło jego uwadze. Niemożliwym było dostrzeżenie wszystkiego w takich warunkach, nawet z Elfim wzrokiem, a co miał powiedzieć słabiej widzący Jeździec, lecz mimo wszystko nie rezygnował. Wiedział, iż te przedmioty, które chce kupić, mogą okazać się niezwykle przydatne w wykonaniu misji i nie zamierzał odpuścić, dopóki nie znajdzie byłego żebraka.
Krążył po mieście już około dwóch godzin, które były bezowocne w poszukiwaniach, za to nabawił się wielu siniaków, poprzez twarde przedzieranie się przez tłum. Nie raz dostał łokciem w bok, a także w mięśnie, lecz na wszelki wypadek asekurował bok, w którym obecny trup Krasnoluda złamał mu żebro. Co prawda Tantalion uleczył mu kość, ale Półelf cały czas bał się złamania, poprzez nawet najdrobniejszy uraz.
Nie raz nadepnięto mu na nogi, po to by zaraz z nich zejść. Czasami Vein słyszał śmiech, czasami syk złości, a czasami bąknięte przeprosiny, chociaż to było najrzadziej spotykane.
Wiele osób, widząc żebraka, chciała mu się dać we znaki, lecz Veinsteel w porę dostrzegał to i przyspieszał, by zniknąć z oczu kolejnych prześladowców.
Zabawne, tłum ukrywa mnie przed samym sobą-pomyślał, po czym przypomniały mu się słowa ojca:
-"Najłatwiej ukryć się przed samym sobą, gdyż wystarczy tylko zamknąć oczy, obrócić się szybko, kilka razy wokół własnej osi i zatrzymać się, trwając z zamkniętymi oczami. W ten sposób nie będziesz wiedział w którą stronę jesteś zwrócony. Idź do przodu, skręcaj, cofaj się, a następnie ponownie zakręć się. Teraz nie wiesz już nie wiesz nawet gdzie jesteś, ale pamiętaj, żeby nie otwierać oczu. W ten sposób można ukryć się przed samym sobą. Trudniej zaś schować się przed postronnymi oczami, lecz nie przejmuj się. Tego również cię nauczę, ale nie teraz. W tej chwili musimy coś zjeść, a jeśli chcesz spróbować ukryć się przed samym sobą, to zrób to teraz, gdyż po obiedzie istnieje takie niebezpieczeństwo, że ukryjesz się przed samym sobą, ale posiłek, który spożyjesz ujawni ci się ponownie. Wtedy może okazać się, że nie słusznie go zjadłeś, gdyż niechcący narobisz sobie roboty w postaci sprzątania. Nie od dziś wiadomo, że żołądek źle reaguje na kręcenie się po pożywieniu"-Mordinan z radością przypomniał sobie całą wypowiedź swego ojca, dlatego że razem ze słowami, przychodził obraz postaci starszego Jeźdźca wraz z jego niezapomnianą, zabawną miną.
Vein nie przerywał poszukiwań, ponieważ nie miał zamiaru odpuścić. Nagle zobaczył grupkę przyjaciół, a wśród nich młodego chłopaka, którego poznał w slumsach. Półelf zbliżył się tak, że były żebrak mógł go zobaczyć i rzeczywiście dostrzegł Veinsteela, po czym powiedział coś do pozostałych, a następnie podbiegł do Półelfa.
-Pamiętam cię, pomogłem ci ostatnio-uśmiechnął się, a Mordinan zrobił to samo.
-Chcę prosić cię o jeszcze jedno. Jako, że ja nie jestem mile widziany tutaj, w mieście, w swojej postaci, mam pytanie. Z racji, że ja i kilka osób potrzebujemy trochę przedmiotów, które trzeba kupić. Czy mógłbyś to zrobić? Pójdę z tobą i będę przechwytywał zakupy, zaś ty będziesz wchodził do sklepów bez nich, bowiem wyglądałoby to co najmniej podejrzanie. Mógłbyś to zrobić?-zapytał.
-Jasne, z chęcią pomogę, ale nie mam pieniędzy. Nie zarobiłem jeszcze aż tyle...-rzekł młodzian.
-Ja ci je dam i za nie kupisz potrzebne przedmioty-odrzekł Półelf.
-Dobrze, nie ma problemu. Spotkajmy się jutro rano przy wejściu do slumsów. Może tak być?-spytał.
-Jasne, dzięki. Powodzenia i do zobaczenia jutro-rzekł Jeździec, odwracając się, po czym rozpoczął powrót do kryjówki, który okazał się dużo łatwiejszy. Oczywiście nie pomijał żadnego sposobu zabezpieczenia się przed śledzeniem, ale i tak szybko powrócił do kryjówki. Gdy był przy szopie, jeszcze raz dyskretnie się rozejrzał, po czym wszedł do środka, zamykając drzwi, a następnie otworzył szafę i wrzucił do niej łachy, po czym odsunął szafę. Zastał tam Peredhila na warcie, któremu skinął głową, zasuwając przejście.
Szybkim i cichym krokiem podszedł do niego i rzekł:
-Z braku lepszego wyboru, obudź Aquodayro, a następnie Adrilę, Kelgara, mnie i Corweia-rzekł Półelf, po czym położył się do łóżka, zasypiając natychmiast.
Po jakimś czasie Veina obudziło coś, co mu się nie spodobało. Nie miało to brodatej twarzy Krasnoluda, lecz było przeczuciem, więc Mordinan natychmiast otworzył oczy, zrywając się na równe nogi. Rozejrzał się po kryjówce, ale po towarzyszu nie było ani śladu, chociaż... na stole dostrzegł małą karteczkę z odręcznym Krasnoludzkim pismem, które głosiło:

"Po długich rozważaniach doszedłem do wniosku, że nie jestem szaleńcem jak wy. Nie dam się zabic przez te smoki. Zostawiam was z tym wszystkim samych, ale nie wińcie mnie za to, ja tylko dbam o własną skórę.

Kelgar
"

Ciekawe czy to, co napisał było prawdą, skłaniającą go do opuszczenia nas, czy powodem było coś innego-pomyślał podchodząc do jednego z łóżek.
-Corwei-rzekł cicho i zobaczył jak człowiek podnosi się z posłania, więc podał mu kartkę. Przez twarz mężczyzny przebiegł gniew, a Vein przyjął to ze spokojem.
-Niech go! A myślałem, że krasnoludy są honorowe i odważne. Żeby opuścic nas teraz, kiedy mamy zaatakowac... Dzisiaj wieczorem przedstawię wam plan obicia Falco. Dopracuję tylko szczegóły. Wychodzisz gdzieś? Jeżeli tak, to wolał bym jednak abyś nie był sam. Zbudź kogoś i idź z nim-powiedział do Półelfa, a ten skinął głową.
-Powiedz Tantalionowi jak się obudzi, że pożyczyłem jego nagolenniki-powiedział Corweiowi kładąc nacisk na "pożyczyłem" i "jego", po czym usiadł na swoim łóżku, a następnie założył je oraz karwasze mając w głowie słowa Aquodayro i nadzieję, że miał rację, a także, iż się nie mylił.
-Nie wyczuwam w tych przedmiotach zlej mocy-powiedział poprzedniego dnia.
Vein szybko odsunął szafę, otwierając ją oraz zakładając te same łachy, które wrzucił poprzedniego dnia, a następnie podszedł do starca.
-Aquodayro, obudź się. Idziemy na spacer po mieście-rzekł tajemniczo, wychodząc z kryjówki do szopy.
Chciał wziąć czarodzieja, ponieważ sam niezgorzej strzelał z łuku oraz posługiwał się mieczem, więc brakowało tylko magii. Nie dał starcowi nagolenników ani karwaszów, ponieważ wiedział, że tamten poradzi sobie, rzucając zaklęcie teleportacji, a jemu może być potrzebna szybkość.
Jak wrócę, będę musiał przedstawić Łowcy, Bardowi oraz kobiecie moje zamysły na temat Malluna, jeszcze nie świętej pamięci. Teraz trzeba zdobyć materiały-pomyślał, sprawdzając czy na swoim miejscu są pieniądze dane mu przez Tantaliona oraz jego własne, zaś gdy upewnił się, że je ma, ruszył razem ze starcem do wejścia do slumsów.
-Na wszelki wypadek zrób się niewidzialny-mruknął Półelf, otwierając i zamykając drzwi. Starca nie było ani śladu, więc jasnym było, że zaklęcie działa.
-Jesteś czarodzieju?-zapytał.
-Jestem, jestem-odparł, po czym ruszyli. Po jakimś czasie doszli na miejsce, a Vein przywitał się z młodzieńcem.
-Witaj, Przejdźmy od razu do rzeczy. Potrzebuję bandaży oraz maści na zranienia i kontuzje-powiedział, a chłopak ruszył, prowadząc. Po pewnym czasie dotarli na miejsce, gdzie Veinsteel dał pieniądze Tantaliona, a chłopak wszedł do środka, lecz po chwili wyszedł niosąc to, co miał kupić i zwracając resztę.
-Potrzebuję również prochu, saletry, siarki, potasu oraz rubidu, wiesz gdzie to dostać?-zapytał, a młodzian skinął głową ponownie zaczął prowadzić.
Po niedługim czasie dotarli pod jeszcze jeden sklep, tym razem alchemiczny, a Półelf podarował chłopakowi własne pieniądze. Około pięciu minut później Jeździec dostał to, co chciał i chowając wszystko, rzekł:
-Trzeba mi również proszku do pieczenia, cukru oraz liny-zakończył listę, po czym chłopak ponownie przejął prowadzenie.
Cukier oraz linę kupił w zwykłych sklepach, ale już proszek do pieczenia dostał w pewnym domu, gdzie zapukał, a otworzyła pewna kobieta w średnim wieku.
-Dzień dobry proszę pani. Czy mogłaby wykonać proszek do pieczenia?-zapytał.
-Ach, to ty. Oczywiście. Poczekajcie chwileczkę, dosłownie pięć minut. Zaraz, ile tego chcesz?-zapytała.
-Dużo-mruknął Vein do chłopaka.
-Oj dużo, pani-powiedział z uśmiechem, na co kobieta odpowiedziała tym samym i zniknęła we wnętrzu. Półelf oparł się o ścianę budynku i czekał, zaś po około pięciu minutach wróciła z dużym woreczkiem proszku, który wręczyła chłopakowi, a ten zapłacił pieniędzmi Veinsteela.
-Dziękuję, do widzenia!-rzekł chłopak.
-Do widzenia-odpowiedziała kobieta ponownie wchodząc do domku.
-Właściwe podziękowanie z mojej strony dopiero nadejdzie-stwierdził tajemniczo Mordinan uśmiechając się przebiegle.
Po około dziesięciu minutach Półelf polecił starcowi:
-Bądź niewidzialny do czasu, kiedy znajdziemy się w kryjówce. Jeżeli zrozumiałeś, stuknij dwa razy kosturem-mruknął.
Było to polecenie tylko po to, żeby przekonać się, że czarodziej dalej jest. Usłyszał dwa stuknięcia, po czym uśmiechnął sie delikatnie i począł kluczyć oraz stosować taktyki mające na celu zgubienie ewentualnego "ogona".
Około dwudziestu minut później dotarli do kryjówki, gdzie Aquodayro pojawił się znowu, a Vein zasunął szafę i rzucił Tantalionowi resztę z zakupu oraz same zakupy.
Półelf zrzucił przebranie i usiadł przy stole, wyjmując sztylet, proszek do pieczenia, saletrę, a także cukier.
Wysypał na stół wszystkie składniki, a cukier rozdrobnił głowicą broni i zmieszał wszystko w odpowiednich proporcjach, korzystając z ostrza do dokładniejszego odmierzania. Resztę ze składników wsypał z powrotem do pojemników, w których się znajdowały. Szybko odsunął szafę, po czym wziął jedną, najmniej podziurawioną szatę i zasunął mebel, a następnie rozłożył ubranie na podłodze, wybierając duży fragment nie mający uszkodzeń i wycinając duży, okrągły skrawek, zaś za chwilę, długi, cienki pas materiału.
Jeździec dokładnie na środek materii wsypał mieszaninę, szmatę uformował w sakiewkę, związując ją wyciętym paskiem.
-Prowizoryczna sakiewka gotowa-mruknął. Opakowanie na proszek było całkiem spore, gdyż również dużo było mieszanki.
Pakunek schował pod zbroję i rzekł:
-Aquodayro, mam nadzieję, że umiesz robić małe płomyczki typu płomień z zapałki.
-Dobrze, teraz mogę wam przedstawić wszystko w skrócie. Nie wie jeszcze o tym Peredhil, Adrila i Tantalion, więc słuchajcie mnie.
Wszyscy zgadzamy sie z tym, że Smoczy Władca jest piekielnie inteligentny, a skoro taki jest, wie że tylko ruch oporu może jawnie przeciwstawić się jego władzy, a więc na przykład zaatakować. Wie również, że ruch oporu nie jest głupi i nie rzuca do walki jednostek, udających się na misję samobójczą, ale dobrze wyszkoloną grupę. Potwierdza się to, ponieważ wie o przynajmniej czterech osobach, czyli o Mallunie, Adrili, Peredhilu i o Aquodayro. Może wiedzieć lub nie o Corweiu, Kelgarze, Tantalionie i o mnie, ale nie musi, gdyż staraliśmy sie zacierać wszelkie ślady, zaś to czy wie o Krasnoludzie ma tylko znaczenie w przypadku, gdyby doniósł o nas lub chciał nam zaszkodzić.
Nie odbiegajmy od tematu. W posiadaniu Smoczego Pana jest tylko jeden z nas, a jak niby miałby się dowiedzieć gdzie jesteśmy, od trupa?
Wnioskuję, że Mallun żyje, ponieważ ani Adrila, ani Corwei nie widzieli jego śmierci, przeciwnie, trzymał się bardzo dobrze i zapobiegł pościgowi. Według mnie Mallun jest tak samo żywy jak ja, czy wy. Musimy dowiedzieć się o nim wszystkiego
-zakończył, po czym położył się spać.
Kilka godzin później obudził się i zorientował się, że dalej ma na sobie magiczne uzbrojenie, więc zdjął nagolenniki, po czym wstał, rzucając je Tantalionowi.
-Oddaję twoje nagolenniki-rzekł kładąc nacisk na słowo "twoje".
Po jakimś czasie Corwei zabrał głos.
-Za dwa dni do pałacu przybywają więźniowie, którzy zostaną złożeni w ofierze smokom przed Falco. W ten dzień w zamku będzie duże zamieszanie, więc raczej uda nam się wślizgnąć przez balkon na 7m. nad ziemią. Do tego będzie potrzebna lina. Ja mam 10m. ze sobą. Później będziemy musieli przemknąć przez pałacowe korytarze. Jeżeli nas ktoś zobaczy będziemy musieli go szybko zabić, zanim kogoś zaalarmuje. Następnie dotrzemy do lochów, które są teraz silnie strzeżone. Tutaj nie unikniemy walki. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie odnajdziemy Falco pilnowanego przez dwójkę magów. Nie znam ich, więc nie wiem czego mamy się spodziewać. Kiedy już go będziemy mieli użyję jednego ze zwojów Malluna aby przeteleportować nas w miejsce gdzie Vein rozsypał proszek. Ucieczka z kanałów będzie ciężka, resztę planu przedstawię w kanałach. Opracowałem ten plan na podstawie zwojów i zapisków Malluna. Jeżeli macie jakieś pytania lub sugestię to teraz jest najlepszy moment aby się z nami nimi podzielić-rzekł Corwei.
-Lina niepotrzebną jest. Wysiłek to duży na sznurku się wspiąć dać rady mogą nie móc niektórzy też dlatego ja lewitować mogę niemogących. Osoby dwie radę mogę dać podźwignąć mentalnie, ale szybciej i tak to przeprowadzić mogę niż by kolejno wchodzić wszyscy musieli. Krasnoludzka zbiegłość mnie martwi także. Mógł on pomóc teraz ważka i rzec plany nasze o dniu akcji. Zmienić zatem go radze na jutro. Zbyt wiele ryzykować będziem robiąc za dwa dni go. A wykorzystać element zaskoczenia tak możemy-rzekł czarodziej.
-To wydaje się być dobry plan, ale brak mu zabezpieczeń oraz wyjścia awaryjnego. Pomyślmy... Znamy budowę pałacu?
Kelgar nie zna naszych planów co do dnia odbicia Falco, ale ostrożność nie zawadzi. Co zatem proponujecie na środek ostrożności? Chcę znać wasze zdanie
-rzekł, zwracając się do reszty.
 
Alaron Elessedil jest offline