Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2007, 13:31   #916
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Czasami się wydaje że najcięższy jest pierwszy krok. Wszakże nie wiesz dokąd on Cię zaprowadzi. Inni uważają że najgorszy jest ten ostatni krok, gdy już decyzja o końcu się urzeczywistnia i nie można jej zapobiec..

Waldorff sterany życiem doświadczony przez los wiedział już że te dwa kroki są wyznaczane przez siły na które nie można wpłynąć. Mogą to być jak w jego wypadku myśli i słowa jego bóstwa. Ale równie dobrze może twymi krokami pokierować zły demon lub stary przyjaciel proszący o pomoc… Gdy mocno poproszą to nie odmówisz przecież. Tak więc najtrudniejszy jest ten drugi krok.

Analogicznie do tej idei musiał odnieść się stary kapłan. Ruszyć w stronę nieznajomych oraz dawno nie widzianego kompana nie stanowiło szczytu odwagi. Waldorff zdawał sobie sprawę że nie może dłużej sam uciekać przed życiem i w pojedynkę próbować zbawiać świat. Dopiero po kilku krokach opadły go wątpliwości, a co jeżeli go nie poznają lub nie zaakceptują. Do tej pory przez większość czasu żył w pojedynkę i nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu. Teraz jednak miał już swoje lata chciał się stać częścią klanu, zespołu czy też po prostu być w pełni akceptowany za to kim jest wewnątrz nie tylko z uwagi na to że na piersiach nosił symbol Moradin’a. Cieszył się że bóg wybaczył bluźnierstwo jakiego dopuścił się we wnętrzu czarnej góry. Ale czuł że z wiekiem popada w skrajność. Z racji natury skryty i milczący był coraz bardziej mrukliwy. Jakże mu to przeszkadzało!

Schodził powoli w dół, po kilku krokach źle stanął i poczuł jak nadwyręża swoją kostkę. Syknął z bólu lecz nie przerwał marszu. Idąc obserwował co się dzieje wokół. Sytuacja wydawała się oczyszczać i rozwiązywać. Pozostało coraz mniej ludzi.

Gdy już miał się odezwać pierwszy zobaczył i usłyszał gnoma. Jego głos w pełni pasował do rasy i był nie do podrobienia dla innych. Nawet jeżeli by się starali.
-Ależ, gdzie moje maniery, Jestem Genginkazzon Von Armeshplaust, Wielki Inkwizytor zakonu "Płonący Heretyk" poświęconego Wielkiemu Abazigalowi, naszemu prawdziwemu Bogu.

Podziękował bogu że spotkał kogoś z rasy najbliższej brodaczom spod gór. Dopiero hasło Wielki Inkwizytor wywołało delikatny wstrząs.

-Witaj krewniaku i bracie w wierze! Jestem Waldorff z klanu SteelHammer. Z łask opatrzności ręka niosąca dobre słowo Kowala Dusz. – Zasalutował młotem i ukłonił głowę ukazując liczne pasma siwych włosów. Przypominające żywe srebro, które kiedyś z takim oddaniem kopał w przepastnych kopalniach.

Już miał odnieść się do gnoma gdy za plecami usłyszał:

- Czy mnie oczy mylą, czy to Waldorff? To ja, Legion. Byłem pewien, że skończyłeś jako ofiara jaszczurzej braci...
- Waldorff? Jak?..
-Vriess widzę że się nie wiele zmieniłeś. Legion tego o tobie nie mogę powiedzieć.


Trzeba przyznać że zaskoczyło go że ktoś jeszcze pamięta. Tym bardziej z tych o których on nie zapomniał. Spadło z niego duże ciśnienie. Rozjarzał się wokół i postawił młot przy prawej nodze.

[]-Chyba się robię za stary. Ale cieszę się że was odnalazłem. W końcu jestem wśród Takich jak ja. –[i/] Spojrzał w kierunku portalu. – Jak rozumiem czeka nas dużo rozmów podczas których uzupełnimy swoją wiedzę. Powiedzcie czy mogę wam jakoś pomóc tu od ręki!
 
Vireless jest offline