Mcha stała wyprostowana jak struna, mięśnie miała napięte go granic możliwości, ą palce drobnej dłoni wpiła w rękaw eleganckiego płaszcza młodego Ventru. Całą swoją siłę woli zaangażowała, aby opanować się i chwilowo opóźnić nadejście nieuniknionego. Przywołała wspomnienie stanowczego acz łagodnego głosu Mecheta. Zamknęła oczy nie chciała widzieć wszechobecnego rozkładu i śmierci, która ją otaczała. Głosy pozostałych dochodziły do niej z oddali, w uszach słyszała szum wzbierającej wody. Spazmatycznie wciągnęła powietrze, jakby zapomniała, że już od kilkudziesięciu lat nie jej płuca nie potrzebują tlenu.
- Wybacz drogi Książę , ale ja również jestem za tym, abyś tu zaczekał, a to choćby z jednego powodu – wampirzyca wsparła się mocniej na ramoleniu Deresza – nie wiem co dokładnie dzieje się z Rolandem i jaki jest jego stosunek do decyzji Camarilli i do nas. Lepiej, żeby pan Andrzej i pan Karol najpierw rozeznali sprawę w hotelu, dla twego bezpieczeństwa drogi książę. Sensownie będzie jeśli zostaniesz tu pod opieką pana Briana – Macha uśmiechnęła się czarująco do młodego Gangrela.
Ta krótka wypowiedź znacząco nadszarpnęła jej i tak wątłe siły, po hali lotniska rozchodził się metaliczny, słodkawy zapach vitae. Rękaw płaszcza młodego Ventru był już przesiąkniemy jej krwią, natomiast z mankietu drugiego rękawa skapywała na posadzkę ciemna, rubinowa posoka. Malkavianka pociągnęła znacząco wampira w kierunku wyjścia, wiedziała, że jeszcze chwila zwłoki może się skończyć tragicznie.
__________________ Zagrypiona...dogorywająca:(
Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 14-10-2007 o 22:28.
|