Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2007, 22:35   #113
MistrzGry
 
Reputacja: 1 MistrzGry ma wyłączoną reputację
Patrzyliście na kraty bez nadziei, na próżno rozglądając się za czymś, co by mogło stanowić zamek lub choćby wejście do klatki. Swąd zwątlonego ciała przypominał o niedawnej masakrze, a tu czekały następne problemy.
- Na szczęście mamy broń ze sobą - oznajmił Gronther - Możemy siebie zabić nawzajem. Problem jednak będzie...
- ...z tymi z innego wymiaru. - dokończył Learross. - To prawda. Atlantyda nie jest ich domem, i nie damy rady ich dusz w ten sposób uratować.
- Panie! - do Gronthera zwrócił się jeden z żołnierzy - Nic na to nie poradzimy. Musimy ich tu zostawić, a potem w jakiś sposób mogą zostać oswobodzeni...
- Jest to wyjście, ale czy nie jest zbyt ryzykowne? - zadał pytanie dowódca tak, jakby było skierowane do niego samego.
- Być może nie mamy alternatywy - zasugerował Learross.
- Zróbmy tak. - poparł pomysł inny żołnierz.
- NIE TAK SZYBKO - zagrzmiał wewnętrz waszych umysłów głos Krunng'Hara, przerywając rozważania. W tym samym momencie zauważyliście, że wszyscy jakby zamarli. Sami również stwierdziliście, że straciliście władzę nad własnym ciałem.
Po chwili z ciemności wyłonił się czarnoksiężnik w swej upiornej, zbudowanej z nieznanego, mrocznego metalu zbroi.
- TY PÓJDZIESZ ZE MNĄ - wskazał ręką Learrossa, który jak na rozkaz bezwolnie uniósł się lekko w powietrzu, a następnie zaczął sunąć nad ziemią w kierunku Krunng'Hara. Przed władcą lochów fragment kraty zsunął się pod ziemię, robiąc przejście. Po chwili również wszelka broń w waszych i żołnierzy dłoniach czy też schowana przy ubiorze zaczęła wysuwać się, by podążyć za zdradzieckim poplecznikiem czarnoksiężnika. Gdy tylko Learross, a także cały bojowy ekwipunek, znaleźli się na zewnątrz, kraty znowu się zamknęły, powracając do poprzedniej pozycji, a wy odzyskaliście władzę nad ciałem.
Nikt nic nie powiedział. Jedynie w oczach więźniów dostrzegaliście zaskoczenie beznadziejnością sytuacji.
- Każda sztuczka zostanie ukarana - zakończył krótką przemowę czarnoksiężnik, i zniknął w ciemności wraz z nowym "towarzystwem".

***

Czy już to koniec? Czy tak miało się to wszystko skończyć? Na pewno inaczej wyobrażaliście sobie przeniesienie do innej rzeczywistości.
Wśród żołnierzy słychać było narzekanie oraz obwinianie za nieprzemyślane plany. Gronther ponuro wbił wzrok w ziemię, jakby szukając inspiracji. Jego mina jednak świadczyła o tym, że przypuszczalnie się poddał. Siedzieliście już kilka godzin w półmroku, a wszystko wskazywało na to, że dalej będziecie siedzieć w kompletnych ciemnościach, gdyż najbardziej wytrzymałe pochodnie powoli kończyły swój żywot.
- Wasza kolej - z zamroczenia wyrwał was głos czarnoksiężnika. Wkrótce także usłyszelście, tym razem nie umysłem, narastające odgłosy stukania metalowego obuwia o kamień.
Gdy tylko postać władcy znalazła się na granicy światła, ponownie poczuliście gwałtowne drętwienie całego ciała, straciliście także równowagę i bezwolnie odbiliście się od posadzki. Wasze stopy, jakby pozbawione sił, zwisały nad ziemią, i wkrótce i wy podążyliście w powietrzu za morderczym stukotem butów władcy.
Po jakimś czasie lewitowania w kompletnych ciemnościac, ułyszeliście, jak coś ciężkiego się osuwa, jakby ściana. Nie mieliście pojęcia, dokąd czarnoksiężnik was przenosi, wkrótce jednak pojawiło się w oddali szkarłatne światełko. Sunąc dalej korytarzem, zaczęło się rozjaśniać, by wreszcie mogliście stwierdzić, iż wydaje się wam ono znajome.
Tak... przekroczyliści próg centralnej sali, której posadzka była pokryta trzysta trzedziestoma trzema runami. Wszystkie raziły białym, upiornym światłem.
Zawisnęliście w powietrzu w samym środku pomieszczenia, tak jak ongiś inna osoba, którą tu widzieliście. Czarnoksiężnik się oddalił, a runy gwałtownie zaczęły przygasać, zmieniając barwę z białej na szkarłatną.
Nie czekaliście długo, gdy pojawiły się dźwięki zbliżającej się grupki jakichś osób. Do sali weszło dziewięć istot: 2 ludzi, 1 krasnolud, 2 elfów, 1 niziołek oraz 3 półorków. Sprawiali wrażenie nieco zagubionych.
- To są chyba ci, których mieliśmy osądzić... - z ciekawością niziołek przyglądał się wam.
- A co tam, zabijmy ich od razu - zaproponował pół-ork. Najwyraźniej nie grzeszył cierpliwością.
- Myślę, że najpierw powinniśmy zapytać, co mają do powiedzenia - odpowiedział elf.
- No dobrze - niechętnie zgodził się półork - Gadajcie szybko, czemu mamy was nie zabijać, zdrajcy?
 
__________________
Bardzo lubię regulamin, a szczególnie punkt 10!
MistrzGry jest offline