Nabnu popatrzył na przybyłych z lekko ironicznym uśmiechem. Jak nie dawno on sam był w takiej sytuacji? Niesamowita irracjonalność tego zdarzenia była po prostu porażająca. Popatrzył na nich spokojnym wzrokiem, przenosząc spojrzenie od jednego do drugiego. Wiedział że i tak mu nie uwierzą. On w takiej sytuacji nie wierzył i nie sądził by ta nowa grupa była bardziej naiwna. Ale postanowił jednak spróbować. Zaczął mówić spokojnym głosem w którym przebrzmiewało znużenie. -Nie ważne jaki wydacie werdykt i tak skończy się to dla was źle. Zapewne mi nie uwierzycie ale jakiś czas temu stałem tam gdzie wy teraz i również miałem być sędzią. Teraz jestem tutaj jako sądzony. To nie jest przyjemne miejsce. A ten który was przywołał też do miłych nie należy. Powiem wam jedno. Uważajcie na każdy krok i każde słowo. Czwórka z naszej grupy już pożegnała się z życiem. Czekam na wasz werdykt.
Twarz mnicha była kamiennie spokojna. Jego oczy po kolei patrzyły w oczy przybyszów. Kiedy zamilkł założył ręce na piersi i wyrazem kompletnej obojętności na twarzy czekał.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |