| Janina „Jaśka” Gąbczewska 24 kwietnia 2007, Wtorek, ok. 7, polana w lesie
Dziewczynka popatrzyła nieco zdziwiona na Jaśkę, gdy ta podała jej kurtkę. Później wykonała ukłon – który Jaśce kojarzył się z dworem królewskim i dawnymi czasami. Dziewczynka szła posłusznie za Jaśką. Kot szedł pomiędzy nimi dwiema. Jaśka słusznie wybierała drogę pomiędzy mokrą od rosy trawą i gałęziami – dziecko nie miało tak wspaniałych butów jak ona. Przez chwilkę Jaśce zaświtał pomysł, aby oddać małej poheniowe buty, ale zaraz zmieniła zdanie – raz, że te buty mają swój wiek i zapach raczej nieodpowiedni dla dzieci, dwa że rozmiar nie ten.
Jaśka przystanęła na chwilę i podjęła kolejną próbę komunikacji z dziewczynką.
- Jaśka - wskazała na siebie palcem i powtórzyła jeszcze raz: Jaśka. Potem wskazała na kota i wydukała: "Tel.. eee... lis... Ssma... rk..." W końcu wskazała na dziewczynkę i spojrzała na nią pytająco. Kot prychnął jakby ze złością, całkiem jakby zamiast „kotkiem” nazwała go „kołkiem”… różnica w literach niewielka ale w znaczeniu spora. Dziewczynka roześmiała się perliście, śmiech zdawał się wirować wokół jak mała zamieć, odbijał się od drzew i wracał echem. Kot podszedł do Jaśki i zaczął się ocierać i mruczeć – Jaśka odruchowo pogłaskała go i podrapała za uchem. Po chwili dziewczynka uczyniła gest, który mógł oznaczać jedno – che jej się pić. Jaśka odruchowo sięgnęła po bimberek, ale głupio jej było przy małej wyciągać flaszkę. Wyjęła z drugiej kieszeni flaszkę z wodą, otworzyła i podała małej. Ta wzięła butelkę i pociągnęła z niej solidnie, później nalała nieco wody na rękę i podała kotu – ten wypił łapczywie. W sumie dziecko oraz kot wypili prawie całą flaszkę wody. Dziewczynka oddała Jaśce resztkę wody i ponownie wykonała dworski ukłon. Przez chwilę stali w milczeniu.
Po chwili dziewczynka popatrzyła na Jaśkę, na kota, znów na Jaśkę i znów na kota. Pomyślała chwilę ssąc najmniejszy paluszek. Po chwili wskazała na Jaśkę mówiąc niepewnie i dość cicho: Jaszka!
Janina ucieszyła się, niewielka nic porozumienia została zadzierzgnięta. Wskazała na siebie i powiedziała Jaszka i wskazała na małą palcem. Dziewczynka po chwili znów wskazała palcem na Jaśkę powtórzyła bardziej pewnie i głośniej: - Jaszka !
Janina pomyślała, że ta mała może nazywać ją „Jaszką” cokolwiek to by miało być. Ciekawe jak ona ma na imię. Jaśka czekała cierpliwie i milczała. Kot mruczał i łasił się do nóg.
Dziewczynka wskazała na siebie i powiedziała:
- Ma’eh’l wij’et sol’th bher’aa’im issjis ladija’h
Jaśka westchnęła głośno i spróbowała powtórzyć Majech widże soil … Cholera co to za język? Pomyślała ponownie. Przecież tu można „język sobie połamać”. Po chwili popatrzyła na małą. Zaświtał jej w głowie mały pomysł. Jaśka wskazała na siebie i powiedziała: - Nazywam się Janina „Jaśka” Gąbczewska później zrobiła gest jakby zwijała długi kawał papieru w krótki rulon (z głośnym „świst”), wskazała ponownie na siebie i powtórzyła: - Jaszka . Miała nadzieję, że dziecko pojmie, że zamiast całego kilometrowego zdania ma podać tylko krótkie imię. Dziewczyna przeczekała grzecznie całą operację. Po chwili zastanowienia uśmiechnęła się i wskazując na siebie powiedziała:
- Ladija!
Po chwili wskazała na kota mówiąc:
- Simargł !
Później poprawiła się i powiedziała głośniej: - Smiergieł !
Kot ochrzczony imieniem Smiergieła (cokolwiek to było) prychnął trochę jakby był nieco urażony ujęciem ważnego i znamienitego tytułu ale łasił się dalej. Jaśka wiedziała już, że dziecko ma na imię „Ladija” – przy czym wymowa brzmiała jak „Ładyja” i przypominała jej Lwowskie „Ł”, które słyszała nieraz w technikum na polskim od starszej nauczycielki. Z kolei imię kota Smiergieł kojarzyło się jej nie wiedzieć czemu z Rosyjskim. Jaśka pomyślała, że być może dziecko pochodzi zza wschodniej granicy Polski.
Później się zastanowię, pomyślała Jaśka. Głośno powiedziała Dobra Ładyja idziemy do Alojza – on Ci pomoże . Kot przestał się łasić i podbiegł do dziewczynki. Ta wzięła go na ręce, poszeptała coś mu na ucho. Po chwili kot zeskoczył i stanął przed Jaśką, spojrzał na nią zielonymi oczami, a ona nie mogła oderwać wzroku, po chwili napłynął obraz:
Widok tej dziwnej osoby pełen był obaw o życie tej dziewczynki oraz o swoje kocie życie. Jaśka była pewna – przynajmniej obraz przyniósł takie odczycie – że to tej osoby należy się obawiać i wystrzegać. Na szczęście nie znała nikogo takiego. Przez chwilkę Janina zastanawiała się co ta osoba (a może i nie osoba, a duch czy inne coś) może chcieć od tego dziecka? Pierwsze co wpadło jej do głowy to może ten amulet jest szczególnie ważny?
Cała trójka szła powoli przez las w stronę ogródków działkowych. Jaśka stwierdziła, że wdepną na chwilę do niej – wypiją coś i zjedzą. Przy okazji zabezpieczy się zapasy bimberku i później ruszą dalej. Po chwili Jaśka zorientowała się, że dziewczynka nieco zostaje w tyle. Zwolniła więc i odwróciła się i powiedziała –[i] Ładyja! Dawaj, co jest? [i] Dziewczynka wyglądała na zaniepokojoną. Przez chwilę patrzyła na Jaśkę (potem rzuciła okiem na kota). Widać było że Ladija nad czymś myśli. Po chwili powiedziała do kota”
- Smiergieł! Viva ceratis et nimbis ergo sum, aegis iubis sunt!
Jaśce całe zdanie niewymownie kojarzyło się z łaciną. Kot wstał i ruszył w krzaki. Ladija podeszła do Jaśki i wzięła ją za rękę. Po chwili z ziemi (Jaśka była pewna, że z nikąd) podniosła się lepka i gęstniejąca mgła. Janina chciała się ruszyć, uciekać, byle dalej. Ale Ladija pociągnęła ją dość silnie za rękę by odebrała sygnał – stój i nie ruszaj się. Po chwili z lasu dobiegł ich dziwny ryk. Jaśka nie miała pojęcia co to za zwierz, jedyne co wiedziała, że nie jest to koci wrzask, jaki słychać w marcu.
Po chwili mgła zaczęła opadać. Niecałe pięć minut później zza krzaków wyskoczył Smiergieł. Widać było, że na coś polował – i to skutecznie. Wyglądał jak zadowolony kocur, który upolował wielką mysz. Jaśka była nieco skonsternowana, nie wiedziała co się stało, ale wydawało jej się, że to dziecko – Ladija – coś z nim jest nie tak. Po mgle nie było już śladu.
Jaśka ruszyła dalej. Dalsza droga przez las do ogródków minęła dość spokojnie. Jaśka wyszukiwała drogę między mokrą trawą, kałużami i wykrotami. Kot biegał między nimi i nie zwracał na nic uwagi. Ladija szła na końcu. Mimo, że była mała i nie miała właściwego obuwia, to nie odstawała za bardzo z tyłu. Po prawie godzinie dotarły do ogródka działkowego zamieszanego przez Janinę.
Pod drzwiami altany leżał Czarny Panter.
Jaśka tak go nazwała, ponieważ imię Czarna Pantera było raczej żeńskie i nie pasowało do kocura. Czarny Panter chadzał swoimi ścieżkami i czasem przez dłuższy czas nie zaglądał do Jaśki. Zwykle pojawiał się na jesień – żeby podjeść i nabrać tłuszczu.
Jaśka była pewna, że Czarny Panter nie odpuści obcemu kocurowi i będą albo na siebie warczeć albo się bić. Tymczasem obcy kot zauważywszy Czarnego Panter podbiegł do niego i poddał się, tak, jak to czynią kociaki. Czarny kocur wstał i obwąchał obcego kota, później wybiegł im na spotkanie. Ladija podbiegła i już miała go wziąć na ręce, gdy Jaśka krzyknęła przestraszona:
- Ladija! Zostaw go! On jest dziki – może Cię podrapać!
Janina sama pamiętała, jak Czarny Panter ją podrapał gdy próbowała go pogłaskać w czasie jedzenia. Później „zawarli układ” – Czarny panter dawał się głaskać, ale nie mruczał tylko powarkiwał.
Tymczasem Ladija nie zważając na słowa i ton głosu Jaśki podniosła kota i zaczęła go drapać za uchem i po szyi. Kocur wbrew obawom Janiny zaczął mruczeć, a później zeskoczył i podszedł do niej – zaczął się łasić.
Chwilkę później cała czwórka (Janina, Ladija, Smiergieł i Czarny Panter) weszli do jej chatki. Jaśka poszła po wodę i coś do zjedzenia. Tym czasem dziewczynka chodziła po altance i ciekawie wszystko oglądała. Próbowała zajrzeć wszędzie. Jaśka wychodząc z małej kanciapy na tyłach altany zobaczyła jak Ladija ogląda jej ukochane radyjko.
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |