Każdy w takiej chwili przeklinałby los, Boga i wszelkie pochodne byty nadprzyrodzone. Jednak nie on. Jerzy bowiem, leżąc na ziemi i trzymając się kurczowo za ramię, dziękował Bogu. Bowiem jak mógłby walczyć z bestią tak potężną, gdy zgubić go mogła pycha? Cóż z niego za rycerz, gdy prostować się i prezentować zbroję chciał w chwili, gdy smocza paszcza ciągle pełna była krwi? Który smokobójca uznaje Bestię za martwą, gdy kolejne jej łby szczerzą się z nienawiścią? Tak, dziękuje Ci za to, Panie...- powtarzał szeptem. - I Tobie, pani.- dodał po chwili, gdy usłyszał propozycję Soni. Cóż, w tej chwili nie miał zbyt wiele do gadania- on był ranny, kobieta wiedziała, co z tym zrobić. Mógł zawsze pójść do szpitala, mógł odsiedzieć tam swoje- policja nauczyła się już nie zwracać zbytnio uwagi na Zakon Smokobójców imienia Świętego Jerzego, lecz każdy kolejny dzień w łóżku to kolejna bestia na świecie... - A jeżeli prowadzenie jest takim problemem... Dostanę coś mocniejszego na ból? Prowadzę od lat, jak tylko ręka przestanie tak dokuczać, to mogę spróbować...- wycedził przez zęby Jerzy, podnosząc się z ziemi i zbierając do wyjścia- ból był ogromny...- Oczywiście, jeżeli zaufacie rannemu.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie.
Ostatnio edytowane przez Kutak : 16-10-2007 o 18:54.
|