Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2007, 11:36   #34
Fanael
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Ventru odczekał spokojnie, aż Stańczyk skończy swój wywód. Starał się nie pokazać znużenia, nie tolerował tłumaczenia tych samych rzeczy po dwa razy. "O... to zaskakujące wreszcie przejął się krwawiącą Machą, chyba jednak tylko dlatego, że siedzi w moich objęciach". Lewa ręka spoczywała wygodnie na oparciu małej kanapy, na której siedział z Malkavianką, dłoń gładziła włosy wampirzycy. Ventrue szykował się do ataku, teraz gdy zapadła cisza po słowach Aligariego nadszedł właściwy czas.

- Pan Deresz nie ruszy się z miejsca - Głos Andrzeja był równie beznamiętny jak mina księcia - A już na pewno nie w trybie natychmiastowym. Zaczynasz być nudny księciuniu, mimo tylu wyraźnych sygnałów jeszcze nie zdołałeś się nauczyć, że nie możesz wydać mi, ani nikomu z rady,polecenia tak jak Ci się to wydaje? Oburzające rzekłbym. I z pełną świadomością tego co mówię dorzucę jeszcze bezmyślność. Na szczęście dla Pana zrzucę ją chwilowo na karb natłoku wydarzeń i zaszczytów, które w swej obfitości zmąciły pańskie myśli. Naprawdę nie interesuje mnie Książe, co pan robił przez ostatnie 150 lat, ale były one dość znaczące jeżeli chodzi o podejście do polityki. Zarówno naszej rodzinnej jak i ludzkiej, klan naprawdę się zmienił, zasady ze średniowiecza odeszły w zapomnienie. Polecam podręczniki politologii i historii współczesnej na początek. Ale dość słownym docinkom, przejdźmy do rzeczy.- lewa dłoń nadal bawiła się kosmykami włosów Malkavianki. Zwykle wesołe oczy Deresza były zimna jak stal i wydawałoby się, że przewiercają Księcia na wylot. - Nie jestem Książe twoim chłopcem na posyłki, nie przypominam chyba boya hotelowego, przez którego posłał Pan wiadomość radzie. Pomijam już fakt tego, że straciliśmy w ten sposób jakikolwiek element zaskoczenia, jeżeli mieliśmy rzecz jasna jego resztki ładując się do hotelu tak wielką grupą i zajmując nie wiem, czy nie najdroższy apartament.
Nie jestem pańskim psem gończym, który będzie biegał po mieście szukając kogoś, o kim nie mamy najmniejszego pojęcia. Chyba, że dasz mi pisemne przyzwolenie na łamanie Maskarady, wtedy ściągnę go dość szybko, jeżeli rzecz jasna nie spóźnił się na swój samolot. Zakładam, że Archont wie gdzie jest jego pokój i sam nas znajdzie.
Jeżeli chodzi o rozmowę z radą, to szczerze radzę przeprowadzić ją po pierwsze nie tutaj, ze względu na ryzyko podsłuchu, a po drugie zanim przybędzie archont. Intuicja mówi mi, że jest to osoba, która mimo posiadanej wiedzy na temat sytuacji Reykiaviku, będzie nam ją wydzielać wedle własnego uznania, a nie naszych potrzeb.
Jeżeli chodzi o odpoczynek, to będę to robił kiedy ja będę tego potrzebował, a nie kiedy mi się łaskawie na to pozwoli. Podobnie jeżeli chodzi o pomoc. Jestem wampirem znającym swój potencjał, nie połknąłem kija, mogę więc skłonić się prosząc o pomoc, jeżeli uznam to za potrzebne i stosowne. I ubiorę to w odpowiednie słowa, by druga osoba nie odczytała tego jako rozkaz.


Beznamiętny i rzeczowy ton Andrzeja mroził atmosferę do granic możliwości. Mówił powoli spokojnie w pełni panując nad swoją twarzą i ciałem. Oszczędne gesty wykonywane prawą dłonią podkreślały wymowę słów nie rozpraszając zanadto uwagi pozostałych.

- A teraz najważniejsze Książe. - kontynuował Deresz innym już tonem, znacznie spokojniejszym, bardziej przemyślanym- O swój tytuł możesz być bezpieczny..., przynajmniej jeżeli chodzi o mnie. Moja prywatna opinia jest taka, że komuś nieźle nadepnąłeś na odcisk, skoro ustawił Cię jako tarczę strzelniczą, która w dodatku sama woła o trafienie. Jestem mianowanym i pełnoprawnym primogenem klanu Ventrue na Reykiavik i uważam, ze to zbyt wyeksponowana pozycja, niemniej jednak o wiele bezpieczniejsza niż stołek Księcia. Przestań więc Książe ukazywać swoją wyższość, bo nie takim jak ty stawałem już okoniem i wychodziłem z tego cało. Narzucono nam obowiązek utrzymania cię przez pięć lat przy życiu i mam zamiaru tego dopilnować. Jeżeli uznam, że jedyną możliwością na to jest wbicie Ci kołka w serce i przechowanie w sejfie przez ten okres, to zrobię to bez wahania. Demokracja też jest dobrą formą rządów, bo skoro nadal będziesz żył, nie będziemy wyznaczać następcy. Nie przejąłeś jeszcze władzy w mieście. Masz papierek i błogosławieństwo Camarilli, ale dotychczasowy książe może mieć inne zdanie co do Twojej nominacji, a co gorsze dla nas, ma przewagę siłową, by poprzeć swe racje. Ja nie podejmuje się walki w obecnej sytuacji, przeciwko sobie mamy osiemnaście wampirów. Jeżeli szczęście dopisze, 5 z nich nie weźmie udziału w walce. Jeżeli chodzi o naszą grupę... no cóż, ja jestem chwilowo bezbronny, Ty Książe nie wyglądasz na typ wojownika, doktor Komarenko nie jest w formie, archonta jeszcze nie ma. Panowie Lipiński i Brian są naszą jedyną nadzieją, przynajmniej do czasu zorganizowania tutaj przyczółku. -Dłoń Andrzeja błądząca pośród włosów Machy zawadzała od czasu do czasu o skórę na karku - Kolejna sprawa. Zostałeś Książe mianowany na stanowisko. Wielu członków Rodziny patrzy na takie rzeczy krzywo, bo jest to ograniczanie ich wolności, ingerowanie w ich sprawy. Nie raz wybuchały o coś takiego walki. Poza tym, nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale ustanowienie rady w postaci naszych osób, jest swojego rodzaju ubezwłasnowolnieniem Ciebie jako panującego. To nie jest rada doradców, których możesz odprawić. To ciało decyzyjne, którego decyzjom będziesz miał obowiązek się podporządkować. Camarilla nie ufa ci tak bardzo jakbyś sobie to wyobrażał Książe. W naszym obecnym tutaj Gronie, jest dwóch pewnych primogenów, być może po rozmowach wśród członków klanów Nosferatu i Malkavian - Deresz skłonił głowę ku ich przedstawicielom - Będzie nas czworo. W radzie promogenów będą jeszcze Brujah i Toreadorzy. Takim podejściem jakie reprezentujesz, jedynie rozjuszysz tych pierwszych, a to oznacza w większości przypadków otwartą wojnę i więcej pracy dla nas by utrzymać Cię przy życiu i mniej by rozwiązać zagadkę Reykiaviku.
Pamiętajmy o czym powiedziała nasza znikająca przyjaciółka w Wiedniu - "Dzieci Gehenny zbliżają się do Wrót Piekielnych" - to jest nasz prawdziwy cel tutaj. Nie panowanie, bo po pięciu latach zdejmą nas wszystkich ze stanowisk tak szybko jak nas na nich ustawili. Nie łudźmy się, że to zasługi nas tu umieściły. Stare przysłowie mówi: chcesz mieć wroga - zrób komuś przysługę.
Jesteśmy tutaj, bo ktoś sądzi, że sobie poradzimy z zagadką, nie rządzeniem. A jeżeli sobie nie poradzimy, zrobią z nas kozły ofiarne.


Deresz delikatnie, by nie poruszyć Machy wstał i zrobił krok w kierunku księcia. Rękaw marynarki przesiąknięte był jej krwią, duże czerwone krople zaczynały tworzyć wzory na mahoniowym parkiecie.

- To by było na tyle przemyśleń na dzień dzisiejszy. Pamiętaj książe, że to o czym mówie wynika z wrodzonej... uczciwości. - Uśmiech ponownie pojawił się na ustach Andrzeja. - I po części z klanowej solidarności, do której nadal czuję się zobowiązany. Od tego co zrobisz zależy nie tylko twoja przyszłość, ale i nasza - zakrwawiony rękaw zatoczył koło zatrzymując się na każdym z wampirów. Deresz spojrzał na niego tak jakby dopiero teraz zauważył, że cały jest przesiąknięty cennym płynem. - [i]Pomogę Ci sprawować rządy, bo od tego zależy, czy moja krew utrzyma się w moim ciele, ale tylko jeżeli będziesz sprawował je mądrze i nauczysz się słuchać tych, którzy są na Ciebie skazani. Proszę wszystkich o przemyślenie moich słów, dziś nie ma już na to czasu. Słońce lada chwila wzejdzie, a każdy z nas ma jeszcze prywatne sprawy do załatwienia.

Ventrue sprawiał wrażenie, że to o czym mówi jest oparte na jego własnym doświadczeniu. Nikt z obecnych nie wiedział przecież ile ma lat, ani czym się zajmuje. Mówił jak wojskowy, ostrym rzeczowym tonem. Wyważone słowa mogły być co prawda uznane za obraźliwe przy odrobinie złej woli, ale czymże byłaby krytyka, jeżeli jej dźwięki nie paliłyby serca. Pomysły i opinie które przedstawił wydawały się rzeczowe i oparte ja głębszych przemyśleniach
Andrzej skinął głową księciu, odwrócił się i przykucnął przy Malkaviance. Nie zważał na to, że jego ubranie jeszcze bardziej nasiąka krwią.

- Proszę, doktor Komarenko - ciepły łagodny głos płynął z jego ust - Odprowadzę panią do pokoju i opatrzę rany. Wystarczająco długo pozwoliliśmy pani krwawić i za to kajam się u stóp i proszę o wybaczenie.

Ujął drobną postać za dłonie, pomógł jej wstać. Ponownie objął delikatnie i krok po kroku prowadził do pokoju damy.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.

Ostatnio edytowane przez Fanael : 18-10-2007 o 15:36. Powód: Z ortografią na bakier
Fanael jest offline