Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2007, 10:57   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czy to naprawdę stolica Islandii? Przecież jest tu tak cicho, tak spokojnie...


Zabudowa miasta była stosunkowo niska, ale też zadbana. W chwili obecnej ulice wyglądały na zupełnie wyludnione, jak to o poranku, kiedy poszły już spać strachy nocy, a porządni ludzie jeszcze wylegiwali się w łóżkach, zażywając ostatnich dawek błogosławionego snu.

Mimo to na postoju taksówek znajdowało się kilka samochodów, w tym nieduży, biały van, przystosowany do przewozu większej liczby osób. Specyfiką islandzkich pojazdów zdawały się być dość wysokie podwozia i terenowe przeróbki w autach. No tak, wyspa była w swoim centrum wciąż dzika i jeśli ktoś chciał wybrać się na wycieczkę, musiał się odpowiednio przygotować. Na kamienne pustynie i lodowiec pewnie nie dociera pomoc drogowa.

Wskazany przez starców z Camarilli hotel znajdował się stosunkowo blisko lotniska. Podróżni dotarli tam w ciągu zaledwie kilkunastu minut. Tutaj też milczący książę Aligarii bez szemrania uregulował rachunek z taksówkarzem, po czym spojrzał na swych „poddanych” zmęczonym wzrokiem, jakby sprawdzając czy wszystko jest we właściwym porządku. Osłabionej Malkaviance przyglądał się zresztą nieco dłużej. Kąciki jego ust zadrgały i przy odrobinie wyobraźni można było dostrzec na stężonym obliczu cień uśmiechu. Może ów Ventrue był po prostu nadopiekuńczy a nie nadgorliwy? Trudno to teraz ocenić. Największą wszak bolączkę wszystkich stanowiło to, że się nie znali, nie mogli wiec sobie wzajemnie ufać.

O ile sam Reykjavik nie zrobił na przyjezdnych wielkiego wrażenia swoja architekturą, o tyle musieli przyznać, że sieć hotelowa miasta jest naprawdę dobrze rozwinięta. Borg Hotel, gdzie zostali skierowani, zaprawdę wyglądał majętnie, a przecież nie był wcale najlepszą placówką w stolicy, choć zapewne musiał znajdować się w czołówce.


Kiedy Kainici weszli do środka budynku przez wahadłowe drzwi, na moment oślepił ich blask bijący od ogromnych, kryształowych żyrandoli.

- Dzień dobry państwu, w czym można pomóc? – odezwał się z boku uprzejmy kobiecy głos w języku angielskim.

Dopiero, gdy oczy istot nocy przywykły do ostrego świata, zauważali zdobiony, machoniowy blat z lewej strony, a za nim dwie, uśmiechające się miło recepcjonistki.

Stańczyk podszedł do kobiet lekko kulejącym krokiem. Ku ich wyraźnemu zdziwieniu odezwał się doń w ich rodzimym języku – islandzkim. Dialog nie trwał długo. Jedna z pań zaczęła szukać czegoś w komputerze, zaś druga chwyciła za słuchawkę telefonu. Po kilku minutach Robert załatwił wszelkie formalności i wpisał się w księgę gości. Ledwie podszedł do pozostałych Kainitów, gdy tuż obok wyrósł przystojny, odrobinę tylko zaspany boy hotelowy.

- Witam szanownych państwa w Borg Hotel. – powiedział się nienaganną angielszczyzną. - Proszę teraz za mną, zaprowadzę państwa do apartamentu. O ile mi wiadomo rzeczy już tam są.

Chłopak skierował się do windy, która, jak się okazało, była tak obszerna, że mogła zmieścić i 16 osób. Wysiedli na 3 piętrze. Tu ich przewodnik skierował się w lewo i otworzył kluczami dębowe, dwuczęściowe drzwi. Przepuścił Kainitów, po czym wszedł za nimi do przepastnego salonu z barkiem, kompletem sof, a nawet małą fontanną.

- Oto państwa apartament. Za każdymi z tych drzwi, znajduje się sypialnia z łazienką, TV i telefonem do dyspozycji każdego z państwa. Na drzwiach umieściliśmy plakietki z nazwiskami, którymi były oznaczone dane walizki. Oczywiście mogą się państwo zamieniać pokojami. Starczy to tylko zgłosić w recepcji, a ktoś pomoże przenieść rzeczy. Numer do recepcji z tutejszych telefonów to po prostu „0”. Czy czegoś sobie państwo teraz życzą?

Czekając na odpowiedź, rozdał wszystkim nieduże kompleciki kluczy. W rekach został mu tylko jeden, który po chwili wahania podał Robertowi.

- To dla tego szóstego pana.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 16-10-2007, 22:10   #32
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Z uczuciem zgorszenia przysłuchiwał się kłótni dwóch Ventrue…władza, władza i tylko władza była dla nich najważniejsza a pani doktor wydawała się być jedynie pretekstem do wszczęcia kłótni. Ciekawe ile będą w stanie poświęcić i do czego są gotowi się posunąć żeby się przy niej utrzymać – zerknął na Stańczyka – bądź ją zdobyć – tym razem wzrok Nosferatu spoczął na Andrzeju.


Gdy dysputy dobiegły końca, Karol omal nie wybuch śmiechem. Deresz zlekceważył polecenia księcia i nie raczył wysłuchać do końca tego, co miał do powiedzenia Aligari. Nawet w tak banalnej rzeczy nie potrafią się dogadać…aż strach pomyśleć, co będzie, gdy przyjdzie czas na podejmowanie istotnych decyzji.

- Zapowiadają nam się długie noce, tu w Islandii, nieprawdaż? – uśmiechnął się Brian i mrugnął do Karola.

- Oj tak, a to dopiero sam początek – w głosie Nosferatu wyraźnie można było usłyszeć rozbawiony ton. – Choćby z czystej ciekawości chciałbym zobaczyć, co się stanie jak nasi nadgorliwi Ventrue naprawdę się rozkręcą. – po ostatnim zdaniu skinął jedynie głową w stronę Gangrela.

***

Borg Hotel był rzeczywiście wspaniały, panowały w nim warunki zupełnie inne od tych, do których Karol przez tak wiele lat zdążył się przyzwyczaić. Książe zapewne jako jedyny spośród nowych towarzyszy znał ojczysty język Islandii. Bariera językowa mogła być sporą przeszkodą dla reszty wampirów, co dawało duży plus nowemu włodarzowi Reykjav-ku.


Apartament też nie ustępował blaskiem reszcie hotelu. Karola zaczął już irytować przepych tego miejsca. Odebrał klucze od swojego pokoju i pośpiesznie skierował się w pierwsze drzwi po prawej stronie, na których widniała plakietka z jego nazwiskiem.


Bagaże już na niego czekały…trzy niewielkie walizy i stosy futerałów po instrumentach. Zaczął przeszukiwać swoje pakunki i po chwili wyciągnął na wierzch mocno podniszczony futerał na skrzypce. Do jego uszu doszedł znajomy dźwięk drapania pazurków. Nie czekając ani chwili dłużej zaglądnął do środka, nie było tam jednak instrumentu.

Trzy spore szczury wskoczyły na wampira i rozpoczęły swoistą procedurę powitania. Spinały się na Karola strącając się nawzajem.

- Mi też was brakowało – powiedział pieszczotliwie Nosferatu, po czym wyjął spory kawałek sera z kieszeni i wrzucił go do ciasnego lokum swoich podopiecznych. – Teraz pewnie nie będzie mnie przez chwilę, więc postarajcie się nie rzucać nikomu w oczy, zrozumiano? -Kto, jak kto ale ta trójka gryzoni umiała o siebie zadbać.

-Dobrze słyszeć, że wszystko gra - westchnął zanim udał się do salonu na naradę, która zapewne teraz nastąpi.
 
mataichi jest offline  
Stary 16-10-2007, 22:12   #33
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Książę skinął głową, odbierając szósty z kluczy i delikatnym machnięciem nakazał bojowi hotelowemu opuszczenie apartamentu. Widząc zawód w jego oczach powolnym ruchem sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął ze sporego, skórzanego portfela banknot- 10 dolarów. Chłopak porwał pieniądze i gdy już opuścić pomieszczenie, Aligarii nagle stuknął krótko laską- co, słusznie zresztą, młodzieniec odebrał jako nakaz zatrzymania się.

- Chwileczkę.- rzucił i szybkim, wprawnym ruchem wyjął z kieszeni płaszcza mały, czarny notes oprawiony w skórę (z subtelnym i srebrnym ankh na okładce) i wyglądające na srebrne wieczne pióro. Szybkimi i wprawnymi ruchami dłoni wykaligrafował na kartce kilka zdań, wyrwał i podał chłopakowi z kolejną dziesięciodolarówką.

- Na dole podałem numer.- szepnął tak, by było to słyszalne tylko dla młodzieniaszka- Wyślij i spal, a dostaniesz jeszcze więcej.

Odprawił chłopca i odwrócił się w kierunku reszty wampirów. Wszyscy wydawali się zmęczeni podróżą, zachowanie Roberta także z pewnością nie wpłynęło za dobrze na ich samopoczucie. On jednak uśmiechnął się pod nosem i- wcześniej stukając dwukrotnie o ziemie laską, by "zawołać" na miejsce nieobecnych- zaczął mówić:

- Cóż, wybaczcie, zwykłe formalności- wiadomość do Rady, iż jesteśmy już na miejscu.- odchrząknął i odwiesił swój płaszcz na wieszak- Tak więc jesteśmy na miejscu. Zgodnie z ustaleniami poczynionymi na lotnisku, pan Deresz zajmie się w trybie natychmiastowym odszukaniem naszego Archonta- wszystkich z nas niepokoi jego nieobecność. Gdy sytuacja zostanie wyjaśniona, a nasz przyjaciel zjawi się na miejscu, chciałbym odbyć z wami wszystkimi, szanowna Rado, krótką rozmowę o naszych planach na przyszłość.- stuknął laską o ziemię, zdawałoby się- dla oddzielenia własnych myśli- Teraz jednak wszystkim, poza panem Dereszem, proponuje krótki odpoczynek. Rzecz jasna, jeżeli będzie potrzebował pan pomocy, proszę zwrócić się do któregokolwiek z nas- chętnie jej udzielimy.- ostatnie słowa Aligarii wypowiedział wpatrując się beznamiętnie w twarz drugiego z Ventrue.

Zrobił kilka kroków i podszedł do Machy, siedzącej na fotelu nieopodal Andrzeja. Normalnie z pewnością udzieliłby jej solidnej reprymendy za takie zachowanie podczas przemowy Księcia, lecz jej stan sporo tłumaczył. Nie było to nic normalnego, a Aligarii obawiał się naprawdę złych objawów choroby Malkavianki.

- Wszystko w porządku, panno Komarenko? Zachęcam do udania się na spoczynek. Jeżeli czegoś pani potrzebuje, proszę nie mieć oporów- mamy tu wszystko, co niezbędne, a w razie jakichkolwiek zachcianek służba Hotelowa może naprawdę dużo pomóc.- mówił spokojnie, z niemal szczerze brzmiącą życzliwością i troską.

Czy ten ton wywołały jednak prawdziwe odczucia, czy strach bądź zdrowy rozsądek- tego nie wiadomo...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 16-10-2007 o 22:26.
Kutak jest offline  
Stary 18-10-2007, 11:36   #34
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Ventru odczekał spokojnie, aż Stańczyk skończy swój wywód. Starał się nie pokazać znużenia, nie tolerował tłumaczenia tych samych rzeczy po dwa razy. "O... to zaskakujące wreszcie przejął się krwawiącą Machą, chyba jednak tylko dlatego, że siedzi w moich objęciach". Lewa ręka spoczywała wygodnie na oparciu małej kanapy, na której siedział z Malkavianką, dłoń gładziła włosy wampirzycy. Ventrue szykował się do ataku, teraz gdy zapadła cisza po słowach Aligariego nadszedł właściwy czas.

- Pan Deresz nie ruszy się z miejsca - Głos Andrzeja był równie beznamiętny jak mina księcia - A już na pewno nie w trybie natychmiastowym. Zaczynasz być nudny księciuniu, mimo tylu wyraźnych sygnałów jeszcze nie zdołałeś się nauczyć, że nie możesz wydać mi, ani nikomu z rady,polecenia tak jak Ci się to wydaje? Oburzające rzekłbym. I z pełną świadomością tego co mówię dorzucę jeszcze bezmyślność. Na szczęście dla Pana zrzucę ją chwilowo na karb natłoku wydarzeń i zaszczytów, które w swej obfitości zmąciły pańskie myśli. Naprawdę nie interesuje mnie Książe, co pan robił przez ostatnie 150 lat, ale były one dość znaczące jeżeli chodzi o podejście do polityki. Zarówno naszej rodzinnej jak i ludzkiej, klan naprawdę się zmienił, zasady ze średniowiecza odeszły w zapomnienie. Polecam podręczniki politologii i historii współczesnej na początek. Ale dość słownym docinkom, przejdźmy do rzeczy.- lewa dłoń nadal bawiła się kosmykami włosów Malkavianki. Zwykle wesołe oczy Deresza były zimna jak stal i wydawałoby się, że przewiercają Księcia na wylot. - Nie jestem Książe twoim chłopcem na posyłki, nie przypominam chyba boya hotelowego, przez którego posłał Pan wiadomość radzie. Pomijam już fakt tego, że straciliśmy w ten sposób jakikolwiek element zaskoczenia, jeżeli mieliśmy rzecz jasna jego resztki ładując się do hotelu tak wielką grupą i zajmując nie wiem, czy nie najdroższy apartament.
Nie jestem pańskim psem gończym, który będzie biegał po mieście szukając kogoś, o kim nie mamy najmniejszego pojęcia. Chyba, że dasz mi pisemne przyzwolenie na łamanie Maskarady, wtedy ściągnę go dość szybko, jeżeli rzecz jasna nie spóźnił się na swój samolot. Zakładam, że Archont wie gdzie jest jego pokój i sam nas znajdzie.
Jeżeli chodzi o rozmowę z radą, to szczerze radzę przeprowadzić ją po pierwsze nie tutaj, ze względu na ryzyko podsłuchu, a po drugie zanim przybędzie archont. Intuicja mówi mi, że jest to osoba, która mimo posiadanej wiedzy na temat sytuacji Reykiaviku, będzie nam ją wydzielać wedle własnego uznania, a nie naszych potrzeb.
Jeżeli chodzi o odpoczynek, to będę to robił kiedy ja będę tego potrzebował, a nie kiedy mi się łaskawie na to pozwoli. Podobnie jeżeli chodzi o pomoc. Jestem wampirem znającym swój potencjał, nie połknąłem kija, mogę więc skłonić się prosząc o pomoc, jeżeli uznam to za potrzebne i stosowne. I ubiorę to w odpowiednie słowa, by druga osoba nie odczytała tego jako rozkaz.


Beznamiętny i rzeczowy ton Andrzeja mroził atmosferę do granic możliwości. Mówił powoli spokojnie w pełni panując nad swoją twarzą i ciałem. Oszczędne gesty wykonywane prawą dłonią podkreślały wymowę słów nie rozpraszając zanadto uwagi pozostałych.

- A teraz najważniejsze Książe. - kontynuował Deresz innym już tonem, znacznie spokojniejszym, bardziej przemyślanym- O swój tytuł możesz być bezpieczny..., przynajmniej jeżeli chodzi o mnie. Moja prywatna opinia jest taka, że komuś nieźle nadepnąłeś na odcisk, skoro ustawił Cię jako tarczę strzelniczą, która w dodatku sama woła o trafienie. Jestem mianowanym i pełnoprawnym primogenem klanu Ventrue na Reykiavik i uważam, ze to zbyt wyeksponowana pozycja, niemniej jednak o wiele bezpieczniejsza niż stołek Księcia. Przestań więc Książe ukazywać swoją wyższość, bo nie takim jak ty stawałem już okoniem i wychodziłem z tego cało. Narzucono nam obowiązek utrzymania cię przez pięć lat przy życiu i mam zamiaru tego dopilnować. Jeżeli uznam, że jedyną możliwością na to jest wbicie Ci kołka w serce i przechowanie w sejfie przez ten okres, to zrobię to bez wahania. Demokracja też jest dobrą formą rządów, bo skoro nadal będziesz żył, nie będziemy wyznaczać następcy. Nie przejąłeś jeszcze władzy w mieście. Masz papierek i błogosławieństwo Camarilli, ale dotychczasowy książe może mieć inne zdanie co do Twojej nominacji, a co gorsze dla nas, ma przewagę siłową, by poprzeć swe racje. Ja nie podejmuje się walki w obecnej sytuacji, przeciwko sobie mamy osiemnaście wampirów. Jeżeli szczęście dopisze, 5 z nich nie weźmie udziału w walce. Jeżeli chodzi o naszą grupę... no cóż, ja jestem chwilowo bezbronny, Ty Książe nie wyglądasz na typ wojownika, doktor Komarenko nie jest w formie, archonta jeszcze nie ma. Panowie Lipiński i Brian są naszą jedyną nadzieją, przynajmniej do czasu zorganizowania tutaj przyczółku. -Dłoń Andrzeja błądząca pośród włosów Machy zawadzała od czasu do czasu o skórę na karku - Kolejna sprawa. Zostałeś Książe mianowany na stanowisko. Wielu członków Rodziny patrzy na takie rzeczy krzywo, bo jest to ograniczanie ich wolności, ingerowanie w ich sprawy. Nie raz wybuchały o coś takiego walki. Poza tym, nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale ustanowienie rady w postaci naszych osób, jest swojego rodzaju ubezwłasnowolnieniem Ciebie jako panującego. To nie jest rada doradców, których możesz odprawić. To ciało decyzyjne, którego decyzjom będziesz miał obowiązek się podporządkować. Camarilla nie ufa ci tak bardzo jakbyś sobie to wyobrażał Książe. W naszym obecnym tutaj Gronie, jest dwóch pewnych primogenów, być może po rozmowach wśród członków klanów Nosferatu i Malkavian - Deresz skłonił głowę ku ich przedstawicielom - Będzie nas czworo. W radzie promogenów będą jeszcze Brujah i Toreadorzy. Takim podejściem jakie reprezentujesz, jedynie rozjuszysz tych pierwszych, a to oznacza w większości przypadków otwartą wojnę i więcej pracy dla nas by utrzymać Cię przy życiu i mniej by rozwiązać zagadkę Reykiaviku.
Pamiętajmy o czym powiedziała nasza znikająca przyjaciółka w Wiedniu - "Dzieci Gehenny zbliżają się do Wrót Piekielnych" - to jest nasz prawdziwy cel tutaj. Nie panowanie, bo po pięciu latach zdejmą nas wszystkich ze stanowisk tak szybko jak nas na nich ustawili. Nie łudźmy się, że to zasługi nas tu umieściły. Stare przysłowie mówi: chcesz mieć wroga - zrób komuś przysługę.
Jesteśmy tutaj, bo ktoś sądzi, że sobie poradzimy z zagadką, nie rządzeniem. A jeżeli sobie nie poradzimy, zrobią z nas kozły ofiarne.


Deresz delikatnie, by nie poruszyć Machy wstał i zrobił krok w kierunku księcia. Rękaw marynarki przesiąknięte był jej krwią, duże czerwone krople zaczynały tworzyć wzory na mahoniowym parkiecie.

- To by było na tyle przemyśleń na dzień dzisiejszy. Pamiętaj książe, że to o czym mówie wynika z wrodzonej... uczciwości. - Uśmiech ponownie pojawił się na ustach Andrzeja. - I po części z klanowej solidarności, do której nadal czuję się zobowiązany. Od tego co zrobisz zależy nie tylko twoja przyszłość, ale i nasza - zakrwawiony rękaw zatoczył koło zatrzymując się na każdym z wampirów. Deresz spojrzał na niego tak jakby dopiero teraz zauważył, że cały jest przesiąknięty cennym płynem. - [i]Pomogę Ci sprawować rządy, bo od tego zależy, czy moja krew utrzyma się w moim ciele, ale tylko jeżeli będziesz sprawował je mądrze i nauczysz się słuchać tych, którzy są na Ciebie skazani. Proszę wszystkich o przemyślenie moich słów, dziś nie ma już na to czasu. Słońce lada chwila wzejdzie, a każdy z nas ma jeszcze prywatne sprawy do załatwienia.

Ventrue sprawiał wrażenie, że to o czym mówi jest oparte na jego własnym doświadczeniu. Nikt z obecnych nie wiedział przecież ile ma lat, ani czym się zajmuje. Mówił jak wojskowy, ostrym rzeczowym tonem. Wyważone słowa mogły być co prawda uznane za obraźliwe przy odrobinie złej woli, ale czymże byłaby krytyka, jeżeli jej dźwięki nie paliłyby serca. Pomysły i opinie które przedstawił wydawały się rzeczowe i oparte ja głębszych przemyśleniach
Andrzej skinął głową księciu, odwrócił się i przykucnął przy Malkaviance. Nie zważał na to, że jego ubranie jeszcze bardziej nasiąka krwią.

- Proszę, doktor Komarenko - ciepły łagodny głos płynął z jego ust - Odprowadzę panią do pokoju i opatrzę rany. Wystarczająco długo pozwoliliśmy pani krwawić i za to kajam się u stóp i proszę o wybaczenie.

Ujął drobną postać za dłonie, pomógł jej wstać. Ponownie objął delikatnie i krok po kroku prowadził do pokoju damy.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.

Ostatnio edytowane przez Fanael : 18-10-2007 o 15:36. Powód: Z ortografią na bakier
Fanael jest offline  
Stary 21-10-2007, 11:47   #35
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Po tylu słowach na twarzy Roberta powinien odmalować się gniew, powinna pojawić się chociaż delikatna smuga goryczy. Tymczasem, gdy tylko Deresz skończył swój wywód, twarz drugiego Ventrue przybierała wyraz coraz bardziej przypominający rozbawienie. Nie minęła chwila, gdy wampir najzwyczajniej w świecie... roześmiał się! Chwilę potrwało uspokojenie tłumionego chichotu Stańczyka, po czym to on zaczął mówić.


- Och, zaprawdę, panie Deresz, nasza współpraca doskonale na mnie działa. Czy może powinienem zwracać się „primogenie Deresz"? Sama nazwa twej funkcji wypełnia mój prostacki i zacofany umysł szacunkiem. Ileż to bowiem przedstawicieli naszego klanu masz w tym mieście pod sobą? Moment, policzmy…- udając zamyślenie, Aligarii odgiął jeden palec- To oniemiające! Dzięki swej funkcji może pan rządzić… Samym sobą! Nawet śmiertelnicy potrafią robić to bez żadnych funkcji, ale pan ma do tego pełne prawo, ustanowione przez klan. Na przyszłość więc, gdy będę miał prośbę, poproszę by, jeżeli prośba będzie panu odpowiadać, sam wydał sobie pan rozkaz, dobrze? Będzie to doskonały przykład mego szacunku dla tej funkcji.- Robert uśmiechnął się, ukazując przy tym szereg zżółkniętych, lecz biorąc pod uwagę lata jego życia- naprawdę dobrze zachowanych zębów.

- Ponadto, nie mam zamiaru nikomu niczego nakazywać. To moje prośby, szczególnie teraz. Doskonale wiem, iż każde z was może odmówić, ale jak już wcześniej informowałem- liczę na naszą dobrą współpracę. Wy pomagacie mi, ja wam i tyle wysokiej filozofii. Ach, jeszcze jedno!- odezwał się, siadając na kanapie i spoglądając jakby od niechcenia na odchodzącego z Machą Deresza- Proszę, by na przyszłość o naiwności i „drugim dnie” w naszych posadach związanych z pewną zagadką nie uczył mnie ten, który utytułowany został do rządzenia… nikim. I, co gorsza, chwali się tym tytułem.

Rozsiadł się wygodnie na kanapie. Cóż, na to także był przygotowany- niedojrzałość i zachłyśnięcie się władzą i potęgą to częste cechy występujące u wampirów. Starający się być za wszelką cenę niezależny od rozkazów Księcia Andrzej był tego doskonałym przykładem. Z nie takimi wyzwaniami jednak radził sobie Robert podczas swego długiego życia, nie takim dawał rady…

Teraz wędrował „tym życzliwym” wzrokiem od Lipińskiego do Borowicza, spoglądając na ich reakcje i czynności. Książę zdawał się zapraszać do rozmowy.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 21-10-2007 o 11:54.
Kutak jest offline  
Stary 23-10-2007, 14:17   #36
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Brian wszedł do swego apartamentu. Rozejrzał się.
Łóżko. Okno. Jakaś szafka. Stolik.
Pustki... Nawet jeśli to były stylowe pustki - widac było, iż zatrzymali się w iluśtam-gwiazdkowym hotelu.
Cóż... Trzeba będzie sobie to miejsce jakoś urządzić. Pięć lat, to w końcu szmat czasu. Chyba, że nie spędzimy tutaj całego tego okresu. To też się może wydarzyć...
Brian pozwolił sobie poświęcić chwilę na imaginację momentu, w którym wielki i możny pan Reykjaviku, książe Aligari, organizuje im przeprowadzkę do swego nowego, okazałego pałacu. W centrum miasta. Z fanfarami i honorami. Czy książe Roland miał jakiś pałac? Wątpliwe. Zapewne siedzi teraz w jakiejś swojej dziurze i albo całkowicie nie przeczuwa czekającej go degradacji, albo właśnie knuje jak by tu pozbyć się księcia wraz z jego świtą. Gangrel uśmiechnął się do siebie i westchnął.

Wyszedł z pokoju, nie zamykając drzwi. Macha siedziała na kanapie pomiędzy dwoma Ventrue. Andrzej rzucał Robertowi piorunujące spojrzenia, które tamten odwzajemniał jedynie pobłażliwym uśmiechem. Brian uniósł jedną brew i ruszył w kierunku drzwi, na których widniała plakietka z nazwiskiem Lipińskiego. Nosferat właśnie wychodził.
- Witaj ponownie - Gangrel uśmiechnął się do niego skłaniając lekko, najwyraźniej chyba już odruchowo - Co powiesz na to, byśmy rozglądnęli się po naszym hotelu? Książe życzył sobie, byśmy zadbali o jego bezpieczeństwo, trzeba więc sprawdzić teren...Brian mrugnął do Lipińskiego. Po chwili obaj ruszyli w stronę kanap na których siedzieli ich pozostali towarzysze. Zdążyli akurat na punkt kuulminacyjny zagorzałej wymiany zdań.
Cóż... Nietrudno było się szybko przyzwyczaić, iż Spokrewnieni, gdy tylko znadją się w kupie, zabierają się do intryg, knowań i mataczenia szybciej niż jętki jednodniówki do kopulacji. Mimo to, po tylu latach, Brian nadal nie potrafił tego zrozumieć.
Przecież można inaczej... Ciszej, subtelniej, zwykle skuteczniej.
Gangrel jednak, nie pozwolił niczego po sobie poznać. Stał jedynie, czekając na koniec kolejnej przemowy, ze swym zwykłym, życzliwym uśmiechen na ustach.

Książe spojrzał na dwóch stojących z życzliwym wzrokiem. Zdawał się zapraszać do rozmowy.
Brian uśmiechnął się nieco wyraźniej. Postanowił ostentacyjnie nie zająć stanowiska w dyskusji.
-Książe, pozwolisz iż obaj z panem Lipińskim oddalimy się na jakiś czas? Chcialibyśmy rozejrzeć się po hotelu. Kto wie, co można tutaj znaleźć... A przecież odpowiadamy za Twoje bezpieczeństwo.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 24-10-2007, 21:27   #37
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Zorza polarna... niezwykłe zjawisko, które robi wrażenie nawet, jeśli liczysz sobie setki lat.


Elegancki mężczyzna w białym palcie i ciemnych okularach słonecznych stał na płycie lotniska zadzierając głowę, by obserwować taniec podniebnych wstęg. Ta chwila, ten czas... należały tylko do niego.

Stephen Peroux znajdował się nieopodal u wyjścia z lotniska i siłą woli starał się opanować szczękanie zębów. Dobrą godzinę temu odebrał bagaż i zdążył już sprawdzić czy nic nie ucierpiało. Teraz oczekiwał na mężczyznę w okularach, tupiąc dyskretnie nogami, by choć odrobinę rozgrzać zziębnięte ciało. Co by o nim nie rzec był wierny służącym, zahartowanym człowiekiem, nigdy nie narzekał, jednak teraz...

- Panie hrabio... Pan wybaczy, ale samolot z Wiednia już dawno przyleciał...


Mężczyzna w palcie wolno opuścił głowę, wyraźnie walcząc z samym sobą, z wielką niechęcią oderwał wzrok od sklepienia niebieskiego, by spojrzeć na kamerdynera.

- Piękne, prawda?

- Tak panie.

- Czuję, że oto znalazłem dom. Czas jednak podołać mym obowiązkom. Udajmy się do tego hotelu...


- Hotelu Borg. Tak, panie.

- A czy czasem w radzie nie ma damy?

- Tak, panie. Jest jedna, zwie się Macha Komarenko.


- Ach, biedaczka naznaczona piętnem szaleństwa. Musimy kupić jej kwiaty na powitanie.

- Oczywiście hrabio.


W czasie, gdy mężczyzna w okularach słonecznych przyglądał się znów zorzy, która – niestety – miedzy zabudowaniami miasta nie była już tak dobrze widoczna, jego służący wybrał najbardziej luksusową taksówkę na postoju. Widać człowiek ten wciąż zachował sporo werwy, bowiem chwilę targował się z taksówkarzem w jego ojczystym języku. W końcu mężczyzna zgodził się na cenę klienta, kiedy ten obiecał, iż pojadą dłuższą trasą, gdyż hrabia pragnie zobaczyć architekturę islandzkiej stolicy.

I tak oto piętnastominutowy kurs wydłużył się do godziny, gdyż klient zażyczył sobie dłuższego postoju pod katedrą Hallgr-mskirkja.


Praktyczny - jak zawsze - Stephen wykorzystał ten czas na dotarcie do kwiaciarni i zakupienie ogromnego bukietu dla członkini wampirzej rady.

Zwiedzanie nie skończyło się jednak na zabytkach. Mężczyzna odziany w białe palto wyciągnął obuta w skórzaną rękawiczkę dłoń w stronę kierowcy. Miedzy palcami trzymał niedużą karteczkę, a na niej adres.

- Chcę zobaczyć to miejsce...

Jak się okazało, pod owym adresem znajdowała się stara i zrujnowana, lecz przy tym bardzo piękna kamienica. Kilka okien było wybitych i zabitych deskami, jednak wyraźnie ktoś znajdował się w środku, bowiem uszu podróżników dolatywały co jakiś czas krzyki i śmiechy. Mężczyzna w okularach zmarszczył brwi. Jedyne co wyłowiło jego wrażliwe ucho, to słowa „Konia, konia, zbij mi konia” „Szach, mat!”; „Aaaa!!! To nie mat.”

Wreszcie obaj obcokrajowcy dotarli pod hotel Borg. Bez pośpiechu, podziwiając wnętrze budynku mężczyźni udali się do recepcji, skąd zostali skierowani na piętro.

- Klucze już tam czekają na pana. – rzekła uprzejma recepcjonistka, próbując spojrzeć nieznajomemu w oczy. Tak bardzo ją fascynowały odkąd, ujrzała przez moment ich blask...

***

- Idźcie. – rzekł Robert do Briana tonem pobłażliwego władcy, uśmiechając się przy tym, jakby rozmowa z współklanowcem w ogóle nie wywarła na nim efektu.

Teraz zresztą uwagę Andrzeja odwrócił dźwięk jego komórki, sygnalizujący nadejście SMSa. Nie zdążył go jednak od razu odczytać...

- Słabość zalewa moje serce, udam się na spoczynek. – głos Malkavianki był cichy, jednak spowodował, iż obaj Ventrue niemal jednocześnie podskoczyli ku niej, by odprowadzić ją do pokoju.

Tym razem to książę ustąpił, z zagadkowym uśmiechem obserwując, jak Deresz podtrzymuje Machę z troską i pomaga jej iść. Krew z jej ran skapywała na mankiety Ventrue, który za wszelką cenę starał się na to nie patrzeć, czując jak bestia w nim budzi się ze snu.

Nie chcąc brać udziału w konflikcie Karol i Brian, po wymianie znaczących spojrzeń, udali się do wyjścia z apartamentu. Tu otworzywszy drzwi, omal nie zderzyli się z mężczyzną w białym palcie i ciemnych okularach. Za nim dostrzegli drugiego człowieka „opakowanego” bagażami, przez co poza oczami nie dało się dojrzeć jego twarzy.

Tymczasem ten z przodu bez zdziwienia popatrzył na Kainitów, a spoglądając na owinięte szalikiem oblicze Nosferatu uśmiechnął się szeroko.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 25-10-2007, 10:53   #38
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Pani!, Panowie! – Uśmiechnął się nowo przybyły, a mężczyzna z walizkami zamknął za nim drzwi. Niespecjalnie wyglądał na wampira ciesząc się cerą mającą lekkie naleciałości rumieńca. Niewątpliwie, gdyby zobaczono go na zakupach w eleganckim butiku, drogim domu towarowym, albo restauracji najwyższej kategorii byłoby to miejsce dla niego. W eleganckim białym garniturze nieco przypominającym frak, w ciemnych antyrefleksyjnych okularach, z wystudiowanym uśmiechem przypominał przedstawicieli owej trzydziestoparoletniej plutokracji, która, nie musząc pracować, obija się bez celu po miejscach, gdzie może porozrzucać trochę pieniędzy. Zapewne miał jakąś obsesję na punkcie białego, albo po prostu lubił ten kolor, bo wszystko, poza kapeluszem, który także zresztą miał białą obejmę, było białej barwy: od butów po krawat.

Tuż za mężczyzną w bieli szedł niemal archetyp służącego z angielskich filmów. Obładowany kilkoma walizkami, z których jedna miała niezwykle charakterystyczny kształt skrzypiec nie pozwalał sobie na jakikolwiek objaw zmęczenia czy pracy ponad siły. Sztywny niczym kij, z twarzą absolutnie obojętną, odziany w charakterystyczny smoking ze złotymi guzikami, białą koszulę oraz kamizelę w poprzeczne pasy przypominał kogoś, kto nie ma swojego zdania, ale istnieje wyłącznie po to, aby usługiwać.

Mężczyzna w bieli omiótł salę. Dostrzegając stojącą w drzwiach do swojego apartamentu damę zwrócił najpierw do niej. Bukiet w jego ręku skrzył się rozmaitymi barwami i wydawał w sposób całkowicie naturalny do niej przystawać, jakby czynność wręczania kwiatów oraz swobodna elegancja były dla niego czymś absolutnie naturalnym:
- Mademoiselle – odezwał się aksamitnym, miękkim głosem, który zdawał się sam w sobie pozytywnie nastrajać do jego właściciela. – Przyjmij proszę te kwiaty. Zawierają one w sobie duszę tego kraju: piękno oraz dzikość połączone z wytrzymałością na zimno i surowym, lecz jednocześnie mającym w sobie coś tkliwego, czarem, potrafiącym poruszyć nawet martwe serce wampira.
Chyba wprawił ją nieco w zakłopotanie, gdyż dopiero po chwili wahania Macha, która udawała się właśnie do swojego pokoju, lecz na widok wchodzącego mężczyzny przystanęła w drzwiach, przyjęła bukiet dziękując skinieniem głowy. Burza barw rozmaitych płatków gustownie skomponowana niezwykle pasowała do jej oblicza.

Mężczyzna zaś następne słowa skierował do Roberta Aligarii z lekkim ukłonem, w którym mieszała się pewna zdawkowość z jakąś dozą szacunku. Ot, po prostu gest, którym się posługuje mając do czynienia z osobami nieznanymi.
- Wybacz książę, że najpierw zwróciłem się do damy. W oczach Toreadora piękno i uroda nie ustępują nawet przed arystokracją Rodziny. Jestem Antoine Lasalle, z Wiednia przysłany, a w ziemi Franków urodzony, archont. Państwo mnie oczekiwali. Raczcie wybaczyć – Lasalle używał nieraz liczby mnogiej, jakby zwracał się do całej rady, wszakże spoglądał przede wszystkim na księcia – spóźnienie. Nie lubię się spóźniać, lecz tym razem, no cóż, Państwo rozumiecie, oprócz wsparcia Państwa rządów, mam do zrealizowania także inne sprawy w tym mieście Mam nadzieję, że ów drobiazg nie spowodował żadnych niedogodności, czy nieporozumień.
Tutaj Lasalle podał dłoń księciu, a potem członkom jego rady, przy czym dłoń Machy ucałował. Widać był tradycjonalistą.
- Proszę Państwa, pozwólcie, że najpierw pogratuluje wam awansu, szczególnie zaś Tobie książę. Rada postawiła was na niezwykle trudnym odcinku, lecz uwzględniając Państwa dossie nie wątpię, że sobie poradzicie. Zresztą inaczej nie zostalibyście tu skierowani. Wspomnę tylko, że miast, które można objąć w charakterze jego zarządców nie ma wiele. I wszystkie one mają wielu chętnych do spróbowania szczęścia. Skoro Rada tu Was ustanowiła, musi Państwu ufać, że poradzicie sobie zarówno z problemem przejęcia władzy, jak i z innymi, które niedługo napotkacie. Bardzo bym tylko nalegał, na możliwie zgodne współdziałanie, gdyż, ostrzegam, Państwa pierwsi, jak i kolejni przeciwnicy dysponują przewagą ilościową. Wewnętrzne spory mogą jedynie przynieść sukces Państwa przeciwnikom. Jeśli komuś niezbyt się to podoba, to przypominam, ze po 5iu latach Rada szczegółowo przeanalizuje wszystkie Państwa działania i dopiero po tym okresie próbnym wszystko ukonstytuuje się na stałe. Cóż to jest 5 lat dla wampira? Czyż nie warto poświecić ich chociażby na to, żeby nauczyć się zgodnego współistnienia. Zauważcie Państwo, że zarówno pozycja księcia, jak i członków jego rady to niezwykle eksponowane funkcje, nieraz wymagające umiejętności rozwiązywania problemów pomiędzy jednostkami oraz współpracy. Dlatego Rada zdecydowała, że przy równej ilości głosów wśród Państwa przy podejmowaniu decyzji, głos osoby zewnętrznej, czyli archonta, będzie decydujący. Przyznam, ze mam nadzieję jednak, iż do takich sytuacji nie dojdzie i będziecie Państwo zgodnie działać dla realizacji poleceń Rady.
Lasalle uśmiechnął się mocniej, następnie kontynuował:
- Doskonale zdaję sobie sprawę, że możecie Państwo nie być zbytnio zadowoleni z osoby Wam narzuconej. Archonci często są uważani za oko i ucho Rady lub egzekutorów. Jednak proszę, żebyście mnie uważali nie tyle za kontrolera, czy nadzorcę, który z ramienia Rady ma oceniać waszą działalność przesyłając opinie na ręce rządców Rady opinie, ale za osobę Wam przyjazną, którą pragnie, byście zrealizowali swoje zadania oraz pokonali przeszkody, które przed Wami staną. Może nie tyle za sojusznika, gdyż moja rola raczej jest funkcją urzędniczą, ale za kogoś, kto doradzi chętnie w potrzebie. Toteż, jeżeli Państwo będą mieli takie życzenie, moja osoba będzie do Państwa dyspozycji w powyżej przedstawionym zakresie. Żeby też Państwu się nie narzucać, mój kamerdyner – tutaj Lasalle wskazał na idącego za nim służącego – wybierze dla mnie jakąś rezydencję, która planuję zakupić. Któż bowiem wie, ile czasu potrwa tutaj moja misja? Mam nadzieję, że długo, gdyż zorze tutaj są przepiękne niosąc ze sobą okruch gwiezdnego światła. Póki co jednak pozwolę sobie zająć ów przygotowany wcześniej pokój.

Na znak archonta jego kamerdyner wniósł bagaże. Następnie zaś zamknął starannie drzwi. Po tym przydługim powitaniu archont czekał na ewentualne pytania. Inna rzecz, ze i tak nie miał zamiaru przekazać cokolwiek innego. Dawno już upłynęły czasy, kiedy mówił co myśli. Teraz stosował dewizę: „Nie zawsze mówię co myślę, ale zawsze mówię to, co chcę powiedzieć.” Kilka zdawkowych odpowiedzi, uprzejmych, lecz tylko tyle musiało dzisiaj wystarczyć księciu oraz radzie. Lasalle chciał się po prostu udać do swego pokoju i zagrać na skrzypcach. Miał nadzieję, że ściany tutaj są grube, gdyż kochając skrzypce doskonale zdawał sobie sprawę, ze przy jego umiejętnościach nawet legendarne rzępolenie Sherlocka Holmesa brzmiało całkiem znośnie. On zaś nie chciał nikomu przeszkadzać. Miał nadzieję, ze w jego własnej rezydencji będzie mógł sobie jeden salon urządzić optymalnie do grania oraz odtwarzania muzyki. Naprawdę życzył dobrze owym wampirom, chociaż doświadczenie nakazywało mu wątpić, czy zastosują się do jego wezwań do jakiej takiej współpracy.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 25-10-2007 o 12:55.
Kelly jest offline  
Stary 28-10-2007, 11:55   #39
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Aligarii wejście Archonta skwitował niewielkim uśmiechem, bez sarkazmu i ironii posyłając mu w miarę życzliwe spojrzenie. Gdy przyszła jego kolej powitania, wstał nawet- podpierając się przy tym na lasce- i mocno uścisnął dłoń swego nowego współpracownika. Nie siadł nawet, gdy ten zaczął przemawiać, okazywał mu więc naprawdę sporo szacunku. Mimo to przez cały czas- czy w momentach szczególnie miłych słów, czy gdy Lasalle wspominał o tym, iż ciągle jest "urzędnikiem"- twarz Roberta była kamienna, a mały uśmieszek zdawał się coraz bardziej narzuconym przez właściciela grymasem, niż naturalnym odruchem.

- Cudownie.- odezwał się w końcu Stańczyk- W pierwszej kolejności pragnąłbym przeprosić Ciebie, Archoncie, za brak należytego powitania w mieście- rzec można, iż mieliśmy pewne komplikacje. A poza tym, czy w mieście opanowanym przez Rolanda i jego poddanych warto narażać się organizacją większych uroczystości? Mam nadzieje, iż skromna forma nie przeczy naszej życzliwości wobec twojej osoby, której jesteśmy pełni- przerwał, nieznacznie stukając laską dla oddzielenia wypowiedzi.

- Jestem także naprawdę zadowolony z powodu wyboru Rady Camarilli- mówiąc szczerze, miałem wiele obaw dotyczących archonta. Na szczęście żadna z nich się nie spełniła, za co dziękuje wszelkim siłom istniejącym na tym świecie. Mam także nadzieję, iż Pańskie plany na Islandii nie przysporzą żadnych trudności. Jeżeli jednak będzie inaczej, proszę pamiętać o nas.- znów delikatny uśmiech- Miejmy nadzieje, że wszyscy zostaniemy przyjaciółmi- a oni zawsze sobie pomagają.

Stary wampir skończył, delikatnie skinął głową i usiadł znów na swym fotelu. Był naprawdę zmęczony, w jego głowie kłębiło się pełno myśli, które chciałby poukładać sobie w czasie snu- lecz wciąż czekał na pewną wiadomość...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 28-10-2007 o 12:04.
Kutak jest offline  
Stary 28-10-2007, 21:09   #40
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Zlustrował wzrokiem nowoprzybyłego wampira, ale jego dosyć ekstrawagancki wygląd nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia. Za to jego przemowa wręcz przeciwnie, Karolowi spodobała się barwa głosu kainity, lecz nie to skupiło jego uwagę. Archont z jednej strony chwalił ich za kompetencje i umiejętności, które posiadają a z drugiej strony zaczął im tłumaczyć podstawowe rzeczy jakby byli małymi dziećmi…bardzo irytowało to Lipińskiego.

Kolejny zadufany w sobie bufon do kolekcji…podsumował w myślach wystąpienie Antonina zerkając jednocześnie na Księcia. Omal ni wybuchnął śmiechem, na szczęście jego długi szal idealnie zasłonił usta, usilnie walczące z nagłym napadem wesołości.

- Nazywam się Karol Lipiński – lekko skłonił się Nosferatu - również chciałbym wyrazić ile nieskrywanej… radości sprawia mi poznanie pańskiej osoby. – Cóż może i skrywanej za szalem, ale mniejsza o to…z wielką wprawą Karol modulował swój głos tak, aby brzmiał jak najbardziej naturalnie.

Tak samo jak Książe pragnę wyrazić nadzieję na owocną współprace na linii Archont – Rada miasta. Rzeczywiście… – popatrzył się rozbawiony na Roberta, który nie wyglądał już na tak pewnego siebie. Najwyraźniej zjawienie się Archonta tak na niego zadziałało…tak przynajmniej przypuszczał Nosferatu.-…ze względów między innymi bezpieczeństwa postanowiliśmy nie organizować większego powitania na lotnisku czego ja byłem pomysłodawcą. Przekonałem pozostałych, że było to najbezpieczniejsze wyjście. – Nie miał najmniejszej ochoty, aby ta osoba dowiedziała się o wewnętrznych kłótniach pomiędzy kainitami, co pokazałoby tylko ich wewnętrzną słabość. Miał nadzieje, że tego drobnego kłamstewka nikt nie poczyta za obrazę.

-Tymczasem proszę wybaczyć, ale obowiązki wzywają – mrugnął tyko porozumiewawczo w kierunku Briana. Czas sprawdzić co słychać w ich nowym domu.
 
mataichi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172