I znalazł... Mariusz rad był podwójnie nie dość, że kompanion jego wygrał i być może sytuację całą ocalił, to jeszcze sam Mariusz do walki z czarcim pomiotem stawać nie musiał. - Wiwat Ci Panie Mateuszu, świetna walka – zawołał do towarzysza.
Całą walkę bacznie obserwował i przyznać musiał, że Pan Mateusz mimo rany odniesionej w walce lepszym jest chyba szermierzem niż on sam. Z diabelskie trudnym przeciwnikiem mu przyszło stoczyć bój i kiedy wydawało się, iż walka w przegraną idzie oto odniósł wspaniałe zwycięstwo. Stawka była wysoka, Mariusz liczył, że z pomocą Pana Ligenzy zostanie też właściwie wyegzekwowana. - Witaj szanowny Panie - zwrócił się do Ligęzy - otóż walka się właśnie odbyła, której stawką wozy te oto były... A właściwie to i spokój nasz po drugiej stronie szali leżał. Żolichowski herbu Brodzic bandytami przewodził a z tegom co słyszał to właściwie ludzie są to Pana Rosińskiego. Na arian napadli przy okazji i nas w walkę wciągając – lub my ich w zależności jak spojrzeć na przebieg sytuacji.
Żelichowski słowo dał, ze odjadą jeśli przegra, mam ja nadzieję, że ludzie słowa jego dotrzymają… |