- Ałłach agbar - Szepnął Michicz widząc jak bandyta osuwa się na ziemię. Teraz dopiero odczuł, że cały czas był napięty i że boli go dłoń, którą kurczowo na rękojeści szabli zaciskał. - Cel! - Krzyknął do sabatów. - Baczenie mieć czy aby słowo nie wiatr u tych grasantów! - I żeby mi żaden na jakąs następną zaczepkę nie reagował. - Wysyczał do panów braci.
Teraz dopiero zauważył, że pan Ligęza na zewnątrz wyszedł. - Przed świataniem nas opadli. - Zaczął relacjonowac spokojnym głosem wolno cedząc słowa, by wszystkie do jeszcze z pewnością nie do końca świadomego dowódcy trafiły. - Arian spędzili do stodoły. Nas na pojedynek wyzwali i ten tam pan Mateusz poszedł nie czekając rozkazu ni się o nic pytając. Wygrał szczęściem, lecz i tak bym taboru bronił. |