Kapłan wszedł do karczmy. W ogóle nie zdziwiło go to, że nie zaproponowano mu czegokolwiek do picia. I tak uważał, że w takich lokalach można dostać tylko szczyny na chmielu. - Mi Razz! Tutaj! - usłyszał znajomy głos. Przez chwile nawet pomyślał, że to jego wołają. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył orka, z którym miał już okazję walczyć ramię w ramię. Ha, Yokura, jest lepiej niż myślałem. Gdyby nie hełm zasłaniający twarz kapłana postronni mogliby zobaczyć szeroki uśmiech na ustach Mi Raaza. Mężczyzna był już w wielu takich karczmach. Wiedział jak postępować. Zaczął przepychać się w stronę swojego przyjaciela. Nie przejmował się tym, że kogoś może potrącić. Wiedział, że jeżeli zacznie okazywać słabość to może nie wyjść żywy z lokalu. Wiedział też, że jeżeli wejdzie w drogę komuś zbyt dobrze ustawionemu to prawdopodobnie znajdą go w dzielnicy biedoty z poderżniętym gardłem. Gdy dotarł do orka rzucił okiem na jego towarzyszy. Nie był to widok który napawał entuzjazmem. - Mi Raaz przyjacielu, Mi Raaz. Dwa a i z na końcu. Nie jeden już zginął dlatego, że nie mógł tego zapamiętać. - chwile odczekał na reakcję orka, po czym się roześmiał ze swojego ulubionego dowcipu. Z doświadczenia wiedział, że wystarczy zabić jedną, dwie osoby w mieście, żeby wszyscy zapamiętywali jego imię, wraz z dokładną wymową. - Co to za jedni? Nowi znajomi? Ja załatwiłem sprawę z nekromantą. Nawet dostałem ciekawą błyskotkę. A teraz czekam na Rasgana, mam się z nim tutaj spotkać. Mam pomysł na ciekawą robotę. A teraz opowiadaj co ty planujesz po tym co zaszło w kanałach. I najważniejsze, teraz nie mam kleszcza kontrolnego, to możecie mi już powiedzieć co zaplanowali Silberkinnowie? |