- Ja... - wyszeptał Adril do Szarleja i gestem pokazał, że musi iść.
Cicho, lecz naturalnie ruszył za skrytobójcą. Przypomniał sobie o całych staraniach, które włożył w zemstę. O wszystkim, co robił tylko po to, by wykorzystać taką okazję, jaka nadarzała się teraz. Nieważne, że jest dzień. Nieważne, że to środek ulicy. Umysł Adrila wydawał się być spowity mgłą i pragnieniem zemsty - pierwszym wyraźnym uczuciem od długiego, długiego czasu. Także to potęgowało je i sprawiało, że tylko ono miało znaczenie.
Gdy doganiał mordercę, zacisnął rękę na sztylecie i błyskawicznym ruchem przystawił go do szyi niczego nie spodziewającego się człowieka.
Stojąc za nim, szepnął mu do ucha:
- Nie wiesz kim jestem, prawda? - przerwał, by wziąć oddech - Ale może ten sztylet poznajesz? |