Johann
Oddychał ciężko leżąc na plecach, wsłuchany w bicie własnego serca. Powoli wracały wspomnienia : lochy, szkielety, wieża, Białogłowa. Jęcząc przewrócił się na bok. Złamane żebro bolało jak sto demonów.
Powoli, na czworakach macając rękami jak ślepiec szukał swego rapiera. Na szczęście leżał w pobliżu.
Ująwszy rękojeść w rękę poczuł się lepiej. Powoli podniósł sie na nogi usłyszał głos
Wyszemira.
-
Pomóżcie mu, jeśli możecie… bo ja nie jestem w stanie...
Zataczając się podszedł do leżącego
Konrada. Na pierwszy rzut oka wydawało mu się, iż ten nie żyje. Następna i oby ostatnia ofiara walki z czarownicą.
Padający deszcz chłodził mu twarz przywracając pełną świadomość. Zaczął rozglądać się po łące szukając innych towarzyszy.