Jonasz trzymając w ręce PIATa aż jęknął. Nie dość że był ciężki jak cholera, trafienie we wrota od stodoły z odległości powyżej 50 metrów graniczyło z cudem, to jeszcze odrzut mógł złamać bark. Instruktorzy - "cichociemni" którzy mieli z nim do czynienia w Anglii opowiadali, że wśród brytyjskich żołnierzy krążył dowcip iż za samo jego używanie należał się Krzyż Wiktorii.
Teraz miał na swojej skórze doświadczyć czy mieli rację. W porównaniu z lekkim i poręcznym Panzerfaustem, PIAT wydawał się wręcz pokraczny. Właściwie miał tylko jedną zaletę - nie był jak "Pięść pancerna " jednorazowy.
PIAT
Starał się skupić na sprawdzeniu granatnika, nie myśleć o strasznej śmierci
Dyzia - "panie sierdżancie", którego zdołał już polubić. Jednak gdy powiew wiatru przyniósł zapach spalenizny,
Jonasz poczuł, że dłużej nie wytrzyma. Odłożył trzymaną w rękach broń i skierował sie w najciemniejszy kąt zrujnowanej zakrystii.
Stanął tam zgięty wpół szarpany kolejnymi atakami torsji. Dopiero po długiej chwili wyprostował się i otarł twarz brudną chustką. W ustach czuł zapach żółci oddał by teraz dużo za porządną "setkę" wódki.
Rozejrzał sie czy nikt go nie widział. Tylko tego brakowało jeszcze, by te małolaty zobaczyły jak on - zawodowy żołnierz rzyga jak kot. Jedyne co pozwoliłoby mu się teraz uspokoić to rutyna, nawyki wpajane mu przez lata w wojsku.
Postanowił sprawdzić stanowiska, nie mógł i nawet nie chciał teraz pozwolić sobie nawet na krótka drzemkę.