- Musimy wyjaśnić sobie jedną rzecz. Junak jest cały, to świetnie. Ale miałeś zapewnić mu bezpieczne dojście do nas, do naszego oddziału - a nie zostawiać go w pierwszych lepszych ruinach! Czy powiedziałeś mi "Wierny, nie dam rady, zostawię go gdzieś po drodze"? Nie! Podjąłeś się sprowadzenia go tutaj i tego nie zrobiłeś. A teraz ułożyłeś się w najlepsze spać. Grom ledwo słyszał słowa Wiernego. Właściwie tylko ton głosu, poważny i wyrzucający, sprawił, że młody żołnierz otworzył oczy. Po czym niemal natychmaist je zmrużył pod wpływem oślepiającego światła. Dowódca stał nad Rudzielcem i mówił dalej.
- Tym razem wszystko skończyło się dobrze, więc skończę na tych słowach. Ale jeżeli to się kiedyś powtórzy... To wojsko, to wojna, to walka o najwyższe wartości. Tu nie ma miejsca na tchórzostwo i niesubordynacje. Grom słyszał oddalające się kroki i zaczął ponownie zatapiać się w mglistych cieniach niepokojącego snu. I nagle zadźwięczały mu słowa, które nie dawały spokoju.
"...tchórzostwo i niesubordynacje... tchórzostwo i niesubrodynacje... TCHÓRZU, NIE SŁUCHASZ ROZKAZÓW! To wojsko! To wojna! To walka o najwyższe wartości! Tchórzu! TCHÓRZU" - Nie jestem pierdolonym tchórzem. Odwołaj to! - Rudy chłopak ryknął tak głośno, jak tylko mógł. Stał na rozstawionych nogach. Dyszał ciężko, a twarz wykrzywiał mu grymas wściekłości. Był niski, a pochylony do przodu i szeroko rozkraczony, wyglądał na jeszcze mniejszego. Jednak czerwona od szalejących emocji twarz i zaciśnięte w pięści dłonie sprawiały, że nikt nie mógłby obojetnie przejść obok niego. Krzyk, wciąż chłopięcy, ale pełen ekspresji sprawił, że wszyscy z obecnych w okolicach barykady spojrzeli na Groma z zaciekawieniem. I natychmiast zrozumieli, że stało się coś, co lepiej, by nigdy się nie stało.
Młody żołnierz, w stopniu strzelca, w ślepej furii rzucił publiczne wyzwanie swojemu przełożonemu. Oficerowi. To nie mogło się dobrze skończyć. - Nie jestem tchórzem... poruczniku. - wysałpał Grom przez zęby. Gdyby nie to, że byli na froncie, a Wierny był przełożonym - a za takie zachowanie z miejsca mógłby dostać kulę w łeb - chłopak rzuciłby się z pięściami i zębami na człowieka, który śmiał tak się do niego odezwać. Ale bez względu na konsekwencje, z których dziewiętnastolatek w tej chwili nie zdawał sobie sprawy, nie miał zamiaru pozwolić, by ktokolwiek zarzucił mu coś tak haniebnego.
W owej chwili nic innego się nie liczyło dla Kryska Konarzewskiego - chłopca, którego ta wojna nic nie obchodziła, i który nigdy nie chciał się na niej znaleźć. Chłopca, który nigdy nie pozwalał, aby zarzucano mu słabość lub co gorsza, tchórzostwo. NIGDY.
Ostatnio edytowane przez Grey : 21-10-2007 o 17:07.
|