12 V – południe, Kanał La Manche, bryg El Vincejo, nieopodal tzw. Drogi Diabła Wilson oszalał. Klif nie tylko był wysoki, ale i stromy. No tak, w końcu był klifem. Caspar nie miał lęku wysokości, ale nie był też szkockim góralem. Raz jeszcze rzucił okiem na rysującą się przed nimi skałę, a potem z wystudiowanym spokojem wyciągnął jedwabną chustkę i delikatnie wysiąkał nos:
- Kapitanie, zaczynam pana coraz bardziej lubić. Umie pan zadbać o atrakcje. W pierwszym rzucie pójdę ja, Daniłłowić i Noiret. Potrzebujemy uzbrojonych ludzi na brzegu. Tam poczekamy na pozostałych. Potem ruszamy do góry, do naszych przyjaciół szuanów.
Co rzekłszy wziął torbę a trombon przewiesił przez plecy. Panie Noiret, Daniłłowicz. Do szalupy! |