Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2007, 17:47   #72
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Obóz nad Sołynką - ranek

Cisza zapadła gdy padł pan Żolichowski, lecz krótko trwała. Wrzask się podniósł od strony najezdników i kilku z nich zsiadłszy z konia rzuciło się ku panu Mateuszowi, inni krzyczeć zaczęli ku taborkowi :

- Zdać się psie syny !!! - i palić z półhaków ku obrońcom.



Inni kompanionów z obozu heretyków wołać zaczęli i wnet kopnęła się z stamtąd gromada pieszych w większości czeladzi lada jak uzbrojonej, ale licznej. Zamieszanie się wśród kompanii Rosińskiego zaczęła, bo część do pana Ankwicza biegła, część odgrażała obrońcom, inni z pistoletów strzelali choć po prawdzie bardziej dla postrachu i w powietrze.

Dymy prochowe mieszać się zaczęły z mgłą nisko jeszcze po łąkach się płużącą.

W taborze pan Ligęza do podoficera krzyknął jeno :

- Alt !!!

Po czym ku wiadru z wodą naniesioną przez wozniców wieczorem skoczył i głowę zanurzył, widać że wino wczoraj jeszcze z głowy mu nie wywietrzało.

- Przy Tobie komenda ! On pijany jeszcze !- krzyknął Niewiarowski Mihiczowi.



Drabiny jęczały pod ciężarem wspinających się pachołków. Pierwszy łeb jaki się ukazał ciął pan Algiert, a cham jeno jak kur zarzynany zapiał cienko i ręce rozłożywszy upadł na klepisko.

Zaraz jednak spisy, drągi, kije w otwór wrażono, tedy pan Rokutowski ciąć następnych nie mógł i skoczyć w kąt musiał. Zaraz tez sześciu drabów na stryszku onym znalazło się. Jednemu prosto w pierś wypalił z krócicy a ten padł jak łan zboża przez kosiarza zżęty. Inni jednak zaraz z szablami sie rzucili i zdrowo sie pan Algiert zwijać musiał. Jednego przez pysk chlasnął, innemu rękę z szerpentyną przy łokciu samym odwalił, gdy przypadł z boku chłop ogromny, rudobrody i w bok wraził mu dwuzębne widły.

Upadł pan Walenty na kolana i jedynie - Matko Boska ! - zawołać zdążył, gdy zgraja dopadła tak, że zniknął pod nawałą ciosów. Nie minęły dwa pacierze gdy tylko zewłok bezkształtny na stryszku ostał, a pijane krwią i umazane juchą ciury rzucać się głową pana Algierta zaczęli.

Tak zginął pan Walenty Algiert Rokutowski herbu Działosza, który z Litwy aż przyjechał by tu z rąk pachołków kupy swawolnej śmierć znalezć.



Nerwy pana Daniłłowicza napięte były jak postronki gdy trwał wpatrzony w drzwi szopy. Tedy aż podskoczył usłyszawszy skrzyp za plecami. Odwrócił sie wartko i ujrzał jak uchylają się w tylnej ścianie, małe drzwiczki służące do wypędzania owiec i baranów na pastwisko. Doleciał go tez z stamtąd naglący szept :

- Pane, pane, bieżaj do mnie to Cię te piekielniki nie znajdą.

A po chwili :

- Pane jasny a obiecaj, ze jak łoziną Cię do lasu wyprowadzę to ze mną zatańcujesz. Przysięgnij sie bo ja okrutnie tańcować lubię.

Jednocześnie w szopie pojawiła się młoda dziewczyna z wiejska przybrana, ale w odróżnieniu od nurków sańskich w kolorową spódnicę i kubraczek, a nie jak inne kobiety w obozowisku w brązy i szarości.

 

Ostatnio edytowane przez Arango : 22-10-2007 o 18:02.
Arango jest offline