|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-10-2007, 12:09 | #71 |
Reputacja: 1 | No tak- jakże to typowe dla diabłów! Podpisze sie im papier, zgodzi się oddać swą duszę, a potem wołają "Et panocku, radźta se sami!", dorzucając jeszcze, żeby dobrej myśli być! Jak można być dobrej myśli w takiej sytuacji!? A i kroki słyszał- trzech, może czterech chłopa biegło tu, co jakiś czas wrzeszcząc i strzelając w niebo, jakby Pana Boga w zda trafić chcieli. Działać trzeba, działać! Jak mi diabeł nie pomoże, kto wie- człowiek może?, wyszeptał sam do siebie Władysław, a w jego głowie pojawiła się pewna niemal szalona idea... Podbiegł na tyle szybko, na ile pozwalała mu jego masa, do drzwi, porywając leżącą obok belkę. Ogromnym popisem siły było dlań wyrzucenie jej jednym mocnym rzutem na swoiste "pięterko" na górze stodoły, po czym sam pognał po drabinie do belki, po drodze ze swoich rzeczy porywając lampkę oliwną. Na górze podszedł tak blisko drzwi, jak było to tylko możliwe, i przymierzył się z belką parę razy- jeżeli szczęście mu dopisze, uda mu się celnym rzutem zablokować drzwi. Wyjrzał przez okno- tak jak pamiętał z rana, przed drzwiami ciągle stał powóz załadowany ogromną kupą słomy... Daniłłowicz szybko rozpalił lampę i, z płonącym wśród oliwy ognikiem oraz ze sporą belką, czekał na przybycie napastników...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
22-10-2007, 17:47 | #72 |
Banned Reputacja: 1 | Obóz nad Sołynką - ranek Cisza zapadła gdy padł pan Żolichowski, lecz krótko trwała. Wrzask się podniósł od strony najezdników i kilku z nich zsiadłszy z konia rzuciło się ku panu Mateuszowi, inni krzyczeć zaczęli ku taborkowi : - Zdać się psie syny !!! - i palić z półhaków ku obrońcom. Inni kompanionów z obozu heretyków wołać zaczęli i wnet kopnęła się z stamtąd gromada pieszych w większości czeladzi lada jak uzbrojonej, ale licznej. Zamieszanie się wśród kompanii Rosińskiego zaczęła, bo część do pana Ankwicza biegła, część odgrażała obrońcom, inni z pistoletów strzelali choć po prawdzie bardziej dla postrachu i w powietrze. Dymy prochowe mieszać się zaczęły z mgłą nisko jeszcze po łąkach się płużącą. W taborze pan Ligęza do podoficera krzyknął jeno : - Alt !!! Po czym ku wiadru z wodą naniesioną przez wozniców wieczorem skoczył i głowę zanurzył, widać że wino wczoraj jeszcze z głowy mu nie wywietrzało. - Przy Tobie komenda ! On pijany jeszcze !- krzyknął Niewiarowski Mihiczowi. Drabiny jęczały pod ciężarem wspinających się pachołków. Pierwszy łeb jaki się ukazał ciął pan Algiert, a cham jeno jak kur zarzynany zapiał cienko i ręce rozłożywszy upadł na klepisko. Zaraz jednak spisy, drągi, kije w otwór wrażono, tedy pan Rokutowski ciąć następnych nie mógł i skoczyć w kąt musiał. Zaraz tez sześciu drabów na stryszku onym znalazło się. Jednemu prosto w pierś wypalił z krócicy a ten padł jak łan zboża przez kosiarza zżęty. Inni jednak zaraz z szablami sie rzucili i zdrowo sie pan Algiert zwijać musiał. Jednego przez pysk chlasnął, innemu rękę z szerpentyną przy łokciu samym odwalił, gdy przypadł z boku chłop ogromny, rudobrody i w bok wraził mu dwuzębne widły. Upadł pan Walenty na kolana i jedynie - Matko Boska ! - zawołać zdążył, gdy zgraja dopadła tak, że zniknął pod nawałą ciosów. Nie minęły dwa pacierze gdy tylko zewłok bezkształtny na stryszku ostał, a pijane krwią i umazane juchą ciury rzucać się głową pana Algierta zaczęli. Tak zginął pan Walenty Algiert Rokutowski herbu Działosza, który z Litwy aż przyjechał by tu z rąk pachołków kupy swawolnej śmierć znalezć. Nerwy pana Daniłłowicza napięte były jak postronki gdy trwał wpatrzony w drzwi szopy. Tedy aż podskoczył usłyszawszy skrzyp za plecami. Odwrócił sie wartko i ujrzał jak uchylają się w tylnej ścianie, małe drzwiczki służące do wypędzania owiec i baranów na pastwisko. Doleciał go tez z stamtąd naglący szept : - Pane, pane, bieżaj do mnie to Cię te piekielniki nie znajdą. A po chwili : - Pane jasny a obiecaj, ze jak łoziną Cię do lasu wyprowadzę to ze mną zatańcujesz. Przysięgnij sie bo ja okrutnie tańcować lubię. Jednocześnie w szopie pojawiła się młoda dziewczyna z wiejska przybrana, ale w odróżnieniu od nurków sańskich w kolorową spódnicę i kubraczek, a nie jak inne kobiety w obozowisku w brązy i szarości. Ostatnio edytowane przez Arango : 22-10-2007 o 18:02. |
23-10-2007, 13:33 | #73 |
Reputacja: 1 | Mateusz czul satysfakcjÄ™. To dziwne uczucie, kiedy patrzyÅ‚ na pokonanego przeciwnika. Zrazu wszyscy zamarli, a na licach harcowników widać byÅ‚o zaskoczenie. Które wnet zdaÅ‚o siÄ™ zÅ‚oÅ›ciÄ…. I wszyscy ożyli. PoczÄ™li palić z samopałów, krzyczeć, przeklinać i trzaskać szablami. Wnet zaroiÅ‚o siÄ™, a ludzie w kolo Mateusza obrócili siÄ™ koÅ‚o taboru. Kilku skoczyÅ‚o z koni i krzyczÄ…c jak ludzie dzicy ruszyÅ‚o na Mateusza. Wnet postać szermierza zniknęła w ciżbie. Pan Ankwicz Å‚owiÅ‚ wzrokiem RosiÅ„skiego. Szlachcic siedziaÅ‚ konno, wykrzykujÄ…c pewnikiem jakie rozkazy. Psi syn bez honoru. Trza siÄ™ byÅ‚o liczyć z tym że nijak w nich szlachectwa i bandyta nie uszanuje sÅ‚owa. Z drugiej strony i poÅ›ród kompanów Pana Ankwicza byli i tacy co zapowiadali że w razie porażki Mateusza, sami zechcÄ… ruszyć do boju… Mateusz zmiÄ…Å‚ przekleÅ„stwo. ChciaÅ‚ ruszyć ku RosiÅ„skiemu ale nie byÅ‚o ku temu szansy. Bowiem wnet czterech szermierzy skoczyÅ‚o ku niemu z nagimi szablami. ZÅ‚y i wÅ›ciekÅ‚y odbiÅ‚ z miejsca dwa ciosy poczym cofajÄ…c siÄ™ zakrzyknÄ…Å‚. - Psie syny bez honoru! W mÅ‚odego szlachcica wstÄ…piÅ‚a zÅ‚ość i siÅ‚a jakiej rzadko siÄ™ widuje. Nie baczyÅ‚ już na swÄ… pozycje, bo ta zdawaÅ‚a siÄ™ przegrana. Ale gotów byÅ‚ srogo oddać swe życie. Tedy czekaÅ‚ tylko aż który skoczy ku niemu. ÅšciskaÅ‚ szablicÄ™ hardo, może aż nazbyt mocno. I choć ramie zbolaÅ‚e, obiecywaÅ‚ sobie że ciosy bÄ™dÄ… srogie i silne. |
23-10-2007, 14:07 | #74 |
Reputacja: 1 | "Skoro sami biegnÄ… to cóż wiÄ™cej mi potrzeba?" – pomyÅ›laÅ‚ Mariusz na widok zgrai biegnÄ…cej do Pana Ankwicza. BroÅ„ miaÅ‚ już do strzaÅ‚u przygotowanÄ…, bo czekaÅ‚ przecież rozkazów, jednak na widok iloÅ›ci przeciwnika, jaka siÄ™ na towarzysza jego rzuciÅ‚a, ani myÅ›laÅ‚ czekać czy ktoÅ› mu pozwolenie do strzaÅ‚u wyda. Gdyby nie spraw obrót szybki, gnaÅ‚by już z szablÄ… w dÅ‚oni na odsiecz Mateuszowi, jednak ani rozkazu przyzwalajÄ…cego na to nie sÅ‚yszaÅ‚, ani też czasu mogÅ‚o mu nie starczyć, by pomóc druhowi nim go zbóje zabijÄ…. ZÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ Mariusz do strzaÅ‚u, z półhaka mierzyÅ‚ a celowaÅ‚ w grupÄ™ biegnÄ…cÄ… w stronÄ™ Ankwicza, dobrze wymierzyÅ‚ nim strzaÅ‚ oddaÅ‚, traf chciaÅ‚, iż postrzeliÅ‚ w nogÄ™ jednego ze zbójów który kozioÅ‚ka jeno fiknÄ…Å‚ i leżaÅ‚ tak na trawie. "Jednego mniej" – pomyÅ›laÅ‚, chwytać już miaÅ‚ za szablÄ™ ale wciąż rozkazu nie sÅ‚yszÄ…c do kolejnego strzaÅ‚u jÄ…Å‚ siÄ™ przymierzać. Skory byÅ‚ jednak w każdej chwili skoczyć do towarzysza i ramiÄ™ w ramiÄ™ z nim walczyć, wiedziaÅ‚ jako żoÅ‚nierz jednak zbyt dobrze czym siÄ™ samowola koÅ„czy i zamiast pomóc mógÅ‚by jedynie zaszkodzić i obroÅ„ców taboru osÅ‚abić, chociażby i swÄ… Å›mierciÄ…. Ostatnio edytowane przez Eliasz : 23-10-2007 o 14:10. |
23-10-2007, 20:43 | #75 |
Reputacja: 1 | Michicz widząc rozwój sytuacji zaklął szpetnie. - Panie Mateuszu! - Krzyknął - Wracajcie! Biegnijcie ku nam! Niech was gonią i w zasięg wejdą! Dragan miał nadzieję, że szlachcic go uslyszał w narastającym zgiełku. - Wstrzymać ogień! Za daleko są, to jeno marnowanie prochu. Dobrze się składa, że ich wszystkich od frontu mamy. Pięciu strzela - Michicz wskazał sabatów, którzy już celowali opierając rusznice o koła, dyszle i deski wozów. - Reszta ładuje i podaje naładowane rusznice. Będziemy mieli ciągły niemal ogień i będą myśleli, że więcej nas niż jest w istocie. Wy, panowie - Tu zwrócił się do panów braci - Palcie ze swocih krócic i pistoletów, a gdy wróg się zbliży i zacznie na wozy wchodzić za szable chwycicie! Po tej przemowie Michicz patrzył na przedpole. Pan Mateusz faktycznie się cofał, Michicz nie wiedział jednak czy go usłyszał czy to efekt naporu wroga. Ważne, że walczący zbliżali się do taboru. Michicz jako doświadczony janczar doskonale potrafił wyczuć skuteczny zasięg broni palnej i wiedział że to już. - Pal! - Krzyknął i pięć rusznic wypaliło robiąc zamieszanie wśród ludzi biegnących na pana Mateusza. Ktoś padł, ktoś inny z jękiem złapał się za pierś. - Pal! - Ponownie krzyknął Dragan i znów rozległ się huk i gryzący w oczy dym spowił wozy. I znów ktoś z jękiem osunął się na ziemię. Bandyci dopiero po kolejnej salwie zorientowali się, że są ostrzeliwani w sposób metodyczny i zorgranizowany co nieco ochłodziło ich zapał i dało pole manewru panu Mateuszowi - Wstrzymać ogień! - Bandyci cofnęli się nieco i kolejne salwy byłby marnotrawieniem kul i prochu. Michicz czekał na reakcję dowódcy grasantów. Atakujących było niemal trzy razy tyle co obrońców. W takich warunkach można się było skutecznie bronić ale nie było mowy o kontrataku. Michicz mógł jedynie czekać. |
28-10-2007, 10:58 | #76 |
Reputacja: 1 | Na Boga... Dlaczego..., wyszeptał Daniłłowicz ściskając mocniej lampę. W tej chwili nie miał już najmniejszych wątpliwości, że wyjdzie z tej sytuacji cało, że ta dziewka pomoże mu w całej tej farsie. Był jednak też pewien, iż to najzwyczajniejsza w świecie szatańska wysłannica, jeno ciut szkaradniejsza niż zwykle... Odłożył lampę. Ostrożnie ugasił płomień. W tej chwili nie potrzebował już pożaru- miał pewną drogę ucieczki. A co dalej... Cóż, już nie raz w życiu bywał w sytuacjach naprawdę ciężkich. Jedna więcej czy mniej... Westchnął. - Już nadchodzę, panienko!- zawołał, lecz nie było w tych słowach jurności, nie poprzedził ich także rubaszny śmiech. Władysław szedł powoli, szedł ponuro, jakby wina od tygodnia nie wypił. Byle się stąd wyrwać, powtarzał sobie. Byle przeżyć to wszystko...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
30-10-2007, 15:30 | #77 |
Reputacja: 1 | Jan Czetkowski - O to psy bez honoru – Czetkowski nie pomyliÅ‚ siÄ™, co do przeciwników, którzy widzÄ…c przewagÄ™ nad obroÅ„cami tak Å‚atwo nie zamierzali ustÄ™pować a Å›mierć Å»olichowskiego tylko rozwÅ›cieczyÅ‚a tÄ… bandÄ™, która teraz rozpoczęła najwyraźniej chaotyczny atak. To nasza szansa… rozbić wroga nim ten zacznie atakować z rozwagÄ…. PomyÅ›laÅ‚ Jan i na rozkaz Michnicza wypaliÅ‚ z pistoletu w kierunku nacierajÄ…cych przeciwników. A że byÅ‚ z niego strzelec marny mógÅ‚by równie dobrze na wiwat strzelać i skutek osiÄ…gnÄ…Å‚by ten sam. PoczÄ…Å‚, wiÄ™c Å‚adować i podawać broÅ„ innym obroÅ„com, którzy lepszy pożytek zrobiÄ… z prochu i kul. Tym razem nie zamierzaÅ‚ wyrywać siÄ™ z szeregu, wiedziaÅ‚, że wiÄ™kszy pożytek bÄ™dzie z niego, gdy posÅ‚usznie wypeÅ‚niaÅ‚ bÄ™dzie rozkazy Mihnicza. Choć po cichu liczyÅ‚, że i on bÄ™dzie miaÅ‚ możliwość wykazania siÄ™ i rehabilitacji za wczeÅ›niejsze zachowanie niegodne żoÅ‚nierza. |
11-11-2007, 14:29 | #78 |
Banned Reputacja: 1 | Obóz nad Sołynką Bandyci jednak ani myśleli rezygnować, pchnięci rozkazem ruszyli naprzód, załoga taborku miała już jednak znowu naładowaną broń. Widzieli jak tłum ogarnia pana Mateusza, obala na ziemię i niknie on pod masą koni i ludzi. Wtedy uderzyły w nich kolejne salwy. Rozległy się ludzkie wrzaski, rżenie koni. Parę zrolowało przygniatając jezdzców, dwa, trzy wyrwały z kłębowiska i pędziły przed siebie z kolebiącymi się po bokach pustymi strzemionami. Ludzka masa skłębiła się, zakolebała w przód i tył, po czym z wrzaskiem poczęła uciekać. Nie pomogło płazowanie szablą Rożyńskiego, który z krzykiem uwijał sie między nimi. Dotarli do rzeczki spienili ją, zbełtali brzegowym błotem, w którym paru na chwilę utknęło, po czym mokrzy wydostali się po drugiej stronie. Widzieli jak niektórzy padali na ziemię umęczeni, kilku jednak zebrało się wokół swego "pułkownika", po czy zaczęli nad czymś radzić gorączkowo. Na polu walki powoli rozwiewał się dym. Pozostało na nim kilkunastu leżących. Jedni martwi i cisi już, inni jeszcze w agonii kopali nogami, lub darli ziemię pazurami. Dwóch poderwało się z ziemi i kulejąc poczęli umykać ku swoim. "Taborkowcy" patrzyli czy nie podniesie się ktoś jeszcze, ale nie... Tedy panowie Bracia jedni zaczęli pacierz za pana Ankwicza inni klęli cicho i wygrażali napastnikom. Tą żałość w taborku przerwał głos pana Ligęzy - Nie teraz opłakiwać go nam Panowie. Wróg coś zamyśla i radę znalezć trzeba. Trzezwym już - rzucił widząc spojrzenie panów Niewiarowskiego i Mihicza - jeno jak wyszedłem pan Hassan dowodzić zaczął, a komenda przy jednym dowódcy być musi. - Ech - westchnął - lat za dużo i wino już nie służy tak jak dawniej - poskarżył się nagle. - Panie Mihicz gracko żeś się sprawił, ale teraz straty policzmy i radzić trzeba co dalej, bo następny raz tak głupio nie uderzą. Oprócz jednego woznicy co wychylił się z za wozu za bardzo i kulą prosto w czoło ugodzony został, sabatowi jednemu inna kula ucho naderwała. Prócz tego panu Leszczyńskiemu, drzazgi, które pocisk obok w wóz uderzył odłupała, twarz i rękę lekko porysowała. Tedy znowu chwalić zaczęli odwagę pana Mateusza i przewagi rycerskie wspominać, gdy ozwał się milczący dotąd pan Niewiarowski. - Waszmościowie do grobu go złożyli, a on ot tam teraz wstał - wskazał szablą. Faktycznie widzieli jak podniósł sie pan Ankwicz i na szabli wspierając szedł chwiejnie ku nim. Za czoło się trzymał widać zamroczyć go musiało. Zaczęli tedy wiwatować, a gdy towarzysz ich ku wozom podszedł pytaniami go zarzucili... Wymknął się pan Daniłłowicz z wybawicielką swoją, choć rozważał cały czas w duchu czy człowiekiem jest, czy zjawą. Przekradali się chaszczami wśród mgieł porannych aż dotarli do do pierwszych drzew. Tu dziewczyna odwróciła się, oparła ręce na biodrach i śmiało popatrzyła w oczy. Poranna mgła, która wsiąkła w koszulę uczyniła, iż ta oblepiała jej ciało kształty uwydatniając. - I co pane łycar to teraz tańcować będziemy ? - rzuciła śmiało. |
11-11-2007, 19:51 | #79 |
Reputacja: 1 | Dragan skinął głową panu Ligęzy w podzięce za pochwałę i w potwierdzeniu zmiany dowódcy. Gdy zobaczył, że pan Ankwicz zdrów ucieszył się rownież i podziękował Ałłachowi że modlitw jego wysłuchał. - Teraz ja widzę dwa wyjścia - powiedział szybko - Możemy ze dwóch sabatów wyslać po pomoc, póki tamci sobą zajęci i nas nie obserwują. Albo na tych tam, co coś knują szybko z koni uderzyć i wrócić. Jedno i drugie połączyć też możemy i dla odwrócenia uwagi uderzyć a sabatów w drugim kierunku wysłać i niech pomoc sprowadzą. Ci grasanci nie zdobędą obozu, i tylko nas tu oblegać mogą. By umocnień dobywać trzeba przede wszystkim dyscypliny a tej im brakuje! |
11-11-2007, 23:46 | #80 |
Reputacja: 1 | Mariusz skinął głową na znak, że zgadza się z Draganem. Rzut oka w stronę grasantów podpowiedział mu, że w tej chwili właśnie próbują się pozbierać i naprędce wymyśleć coś, aby impas przełamać. Nie jest dobrą strategią czas na naradę przeciwnikowi zostawiać, a biorąc pod uwagę efekty salw, dobrze by było taką okazję wykorzystać i szybki najazd przeprowadzić. Pomny, aby rozkazów wysłuchiwać przybliżył się bliżej wierzchowca swego i tam gotów był rozkaz szybko wypełnić, jeśli takowy padnie. Zajął się też Pan Mariusz wyjęciem drzazg, co mu uwierały w dłoni i w twarzy, mogły bardziej przeszkodzić gdyby je tam pozostawić. W każdej chwili gotów był jednak na koń wskoczyć i zajechać grasantów. Huk po wystrzałach jeszcze szumiał Mariuszowi w głowie, jednak szybo mu przeszło jak to żołnierzowi nawykłemu do huku broni palnej. |
| |