Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2007, 13:59   #21
Ninetongues
 
Reputacja: 1 Ninetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłośćNinetongues ma wspaniałą przyszłość
Uira śledziła kobietę aż ta opuściła hałaśliwe nawet o tej porze doki i skierowała się do wielkich, starych magazynów. Tam od czasu do czasu można było już tylko spotkać grupki żebraków, tanie dziwki i starych rybaków śniących żółte, pachnące korysą sny.
Coraz trudniej przychodziło Uirze pozostać niezauważoną. Ale jej spryt, ostrożność i lata spędzone w Tarencie odpłacały się z nawiązką. Kilka razy ryzykowała, chowając się w cień w ostatniej chwili - ale jak do tej pory, kobieta nie zauważyła jej, bądź nie zwracała na nią uwagi.

Wreszcie kobieta-szermierz stanęła przed wielkimi drzwiami jednego z magazynów i naprężając barki odsunęła je na boki po stalowych szynach. Praca, którą zwykle musiało wykonywać pewnie dwóch rosłych mężczyzn.

I wtedy Uira ujrzała krwawy refleks na kamiennym chodniku - ale było już za późno.

- Przyprowadziłaś koleżankę? - Mrukliwy, cichy głos dobiegał z góry. Uira zobaczyła przyczajonego na dachu mężczyznę. Wielka askocka tarcza którą trzymał w lewej ręce odbijała szkarłatny blask księżyca, nadając ciemnej sylwetce demoniczną aurę.

Kobieta z napisem na twarzy odwróciła się powoli, wyłapując wzrokiem Uirę.
Mężczyzna zeskoczył z dachu. Trzy i pół piętra. Tarcza zawyła metalicznie, gdy obracał się w locie, a potem jego obute stopy tąpnęły o kamienną ulicę. Uira poczuła jak ziemia drży, i mogła przysiąc, że widziała jak kilka z płaskich płyt pęka od uderzenia.
W czerwonym półmroku trudno było Uirze stwierdzić do jakiej rasy należał mężczyzna.

Mężczyzna i kobieta - Szermierze, stali w cieniu magazynu i patrzyli na Uirę wyczekująco.

***

- Nazywam się Nevar Adanto. Możesz mi mówić Adan. - Nidyjka zaprosiła Issena gestem do środka. Mówiła poprawnie po tessgańsku, ale dało się w jej głosie wyczuć znużenie. Prawdopodobnie bardzo często przeprowadzała podobne rozmowy. - Ze mną będzie Ci się dobrze podróżować. Zajmuję się kwaterunkiem. Mam wielu gości w moich wozach, nazwij to takim hotelem na kółkach. Większość z nich jest już zajęta, ale zawsze trzymam kilka wolnych, w razie gdyby Bera-man nie miał gdzie kłaść spać swoich ludzi.

Wnętrze wozu było przestronne, urządzone tak, aby zmieściło się w nim osiem osób. Na niektórych pryczach leżeli Archejczycy pochrapując cicho.

- Łączę kilka takich wozów ze sobą, zaprzęgam czwórkę lub szóstkę winksów i jakoś się poruszamy. - Adan odwróciła się i spojrzała na Issena. - Moja oferta jest prosta. Wyglądasz mi na kogoś, kto zna się na winksach. Potrzebuję kogoś do opieki nad zwierzętami. Będziesz je zaprzęgał, wyprzęgał, czyścił i dbał o nie jak potrafisz najlepiej. Będziesz odpowiedzialny za każdego z moich dwunastu winksów. W zamian dam Ci jedno miejsce w wozach należących do Bera-mana, a tamte mają o wiele więcej prywatności, oraz dwa posiłki dziennie. Co Ty na to?

**

Bera-man był stary.
To można było dostrzec na pierwszy rzut oka. Nocował pod gołym niebem, o ile można tak powiedzieć o kimś, kto nie ruszał się ze swojej lektyki. Czwórka archejskich mężczyzn pilnowała jego prywatności.

Kiedy Ran-Rota i Askota którego miał znaleźć dotarli na miejsce, przywódca straży, Andryl z wygoloną czaszką, na której wytatułowano przecinające się proste linie pozwolił im przejść.
Żaden ze strażników nie miał przy sobie broni, ani nie nosił pancerza. Wyglądali na silnych i zdrowych, dwóch było nawet potężnych. Niemniej brak broni był nieco dziwny.

Bera-man odsunął ciężką, haftowaną zasłonę swojej lektyki. Siedział wewnątrz, na wielu poduszkach, ze swoją nieodłączną, dziwaczną czerwoną laską na kolanach.

- Witajcie obydwaj - mruknął stary, błękitny Gwaith.

- Będę Was potrzebował. - Bera-man zdawał się oszczędzać głos - Podczas ostatniego roku spotkało nas wiele nieszczęść i potrzeba nam silnych ramion, aby w tym roku uniknąć ofiar.
Ciebie Askoto, będę potrzebował, bo w tym roku, po raz pierwszy Marathoont przejdzie przez podziemia. - Łysy strażnik spojrzał na Bera-mana ze zdziwieniem, ale nic nie mówił. - Będę potrzebował kogoś, kto zna się na rzeczy. Wszystko wyjaśnię Ci w odpowiednim czasie... - Gwaith stęknął, jakby przedłużające się przemówienie go męczyło. Rozprostował kości, westchnął.

- Ciebie, Shivie - Oczy Bera-mana musiały być naprawdę dobre, skoro potrafił wysnuć z postawy Rana odpowiednie wnioski - będę prosił o pomoc w organizacji straży. Dello radzi sobie doskonale - Lekki ruch ręką w stronę łysego strażnika - ale nie zaszkodzi, aby i jemu czasem ktoś doradzał. Na czas podróży będziesz jego zastępcą, w zamian za miejsce do spania i jedzenie.

- Jest pewna kobieta, Nevar Adanto. Zgłoście się do niej - zapewni Wam miejsca na wozach. - Bera-man zakaszlał i wolnym ruchem spuścił zasłonkę. Najwyraźniej audiencja była skończona.
 
Ninetongues jest offline