| Uira śledziła kobietę aż ta opuściła hałaśliwe nawet o tej porze doki i skierowała się do wielkich, starych magazynów. Tam od czasu do czasu można było już tylko spotkać grupki żebraków, tanie dziwki i starych rybaków śniących żółte, pachnące korysą sny.
Coraz trudniej przychodziło Uirze pozostać niezauważoną. Ale jej spryt, ostrożność i lata spędzone w Tarencie odpłacały się z nawiązką. Kilka razy ryzykowała, chowając się w cień w ostatniej chwili - ale jak do tej pory, kobieta nie zauważyła jej, bądź nie zwracała na nią uwagi.
Wreszcie kobieta-szermierz stanęła przed wielkimi drzwiami jednego z magazynów i naprężając barki odsunęła je na boki po stalowych szynach. Praca, którą zwykle musiało wykonywać pewnie dwóch rosłych mężczyzn.
I wtedy Uira ujrzała krwawy refleks na kamiennym chodniku - ale było już za późno.
- Przyprowadziłaś koleżankę? - Mrukliwy, cichy głos dobiegał z góry. Uira zobaczyła przyczajonego na dachu mężczyznę. Wielka askocka tarcza którą trzymał w lewej ręce odbijała szkarłatny blask księżyca, nadając ciemnej sylwetce demoniczną aurę.
Kobieta z napisem na twarzy odwróciła się powoli, wyłapując wzrokiem Uirę.
Mężczyzna zeskoczył z dachu. Trzy i pół piętra. Tarcza zawyła metalicznie, gdy obracał się w locie, a potem jego obute stopy tąpnęły o kamienną ulicę. Uira poczuła jak ziemia drży, i mogła przysiąc, że widziała jak kilka z płaskich płyt pęka od uderzenia.
W czerwonym półmroku trudno było Uirze stwierdzić do jakiej rasy należał mężczyzna.
Mężczyzna i kobieta - Szermierze, stali w cieniu magazynu i patrzyli na Uirę wyczekująco.
***
- Nazywam się Nevar Adanto. Możesz mi mówić Adan. - Nidyjka zaprosiła Issena gestem do środka. Mówiła poprawnie po tessgańsku, ale dało się w jej głosie wyczuć znużenie. Prawdopodobnie bardzo często przeprowadzała podobne rozmowy. - Ze mną będzie Ci się dobrze podróżować. Zajmuję się kwaterunkiem. Mam wielu gości w moich wozach, nazwij to takim hotelem na kółkach. Większość z nich jest już zajęta, ale zawsze trzymam kilka wolnych, w razie gdyby Bera-man nie miał gdzie kłaść spać swoich ludzi.
Wnętrze wozu było przestronne, urządzone tak, aby zmieściło się w nim osiem osób. Na niektórych pryczach leżeli Archejczycy pochrapując cicho.
- Łączę kilka takich wozów ze sobą, zaprzęgam czwórkę lub szóstkę winksów i jakoś się poruszamy. - Adan odwróciła się i spojrzała na Issena. - Moja oferta jest prosta. Wyglądasz mi na kogoś, kto zna się na winksach. Potrzebuję kogoś do opieki nad zwierzętami. Będziesz je zaprzęgał, wyprzęgał, czyścił i dbał o nie jak potrafisz najlepiej. Będziesz odpowiedzialny za każdego z moich dwunastu winksów. W zamian dam Ci jedno miejsce w wozach należących do Bera-mana, a tamte mają o wiele więcej prywatności, oraz dwa posiłki dziennie. Co Ty na to?
**
Bera-man był stary.
To można było dostrzec na pierwszy rzut oka. Nocował pod gołym niebem, o ile można tak powiedzieć o kimś, kto nie ruszał się ze swojej lektyki. Czwórka archejskich mężczyzn pilnowała jego prywatności.
Kiedy Ran-Rota i Askota którego miał znaleźć dotarli na miejsce, przywódca straży, Andryl z wygoloną czaszką, na której wytatułowano przecinające się proste linie pozwolił im przejść.
Żaden ze strażników nie miał przy sobie broni, ani nie nosił pancerza. Wyglądali na silnych i zdrowych, dwóch było nawet potężnych. Niemniej brak broni był nieco dziwny.
Bera-man odsunął ciężką, haftowaną zasłonę swojej lektyki. Siedział wewnątrz, na wielu poduszkach, ze swoją nieodłączną, dziwaczną czerwoną laską na kolanach.
- Witajcie obydwaj - mruknął stary, błękitny Gwaith.
- Będę Was potrzebował. - Bera-man zdawał się oszczędzać głos - Podczas ostatniego roku spotkało nas wiele nieszczęść i potrzeba nam silnych ramion, aby w tym roku uniknąć ofiar.
Ciebie Askoto, będę potrzebował, bo w tym roku, po raz pierwszy Marathoont przejdzie przez podziemia. - Łysy strażnik spojrzał na Bera-mana ze zdziwieniem, ale nic nie mówił. - Będę potrzebował kogoś, kto zna się na rzeczy. Wszystko wyjaśnię Ci w odpowiednim czasie... - Gwaith stęknął, jakby przedłużające się przemówienie go męczyło. Rozprostował kości, westchnął.
- Ciebie, Shivie - Oczy Bera-mana musiały być naprawdę dobre, skoro potrafił wysnuć z postawy Rana odpowiednie wnioski - będę prosił o pomoc w organizacji straży. Dello radzi sobie doskonale - Lekki ruch ręką w stronę łysego strażnika - ale nie zaszkodzi, aby i jemu czasem ktoś doradzał. Na czas podróży będziesz jego zastępcą, w zamian za miejsce do spania i jedzenie.
- Jest pewna kobieta, Nevar Adanto. Zgłoście się do niej - zapewni Wam miejsca na wozach. - Bera-man zakaszlał i wolnym ruchem spuścił zasłonkę. Najwyraźniej audiencja była skończona. |