Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2007, 23:28   #91
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Jesteś gorszy niż moja matka i te jej córeczki, co do elfiej szkoły chadzały a i tak przewyższałam je inteligencją. Gdy ja skończyłam szkołę, one nadal tam siedziały, a za nim poszłam do szkoły to tam się uczyły-powiedziała, a potem dodała jeszcze:
-Oni nie są moimi przyjaciółmi. Ja nie mam przyjaciół, co Cię pewnie nie dziwi, prawda? I bardzo dobrze-rzekła wstając.
-A co do powierzania swojego życia - dobrze, że byś tego nie zrobił. Mądry z Ciebie Półelf-zakończyła, lecz Vin jeszcze tego nie zrobił.
-Twoje rodzeństwo było na pewno setki razy inteligentniejsze niż ty, a ty szybciej jedynie dorosłaś. Tak naprawdę jesteś zapewne dużo gorsza niż one. Elfy rozwijają się dłużej, bo to jest warunek ich rasy, a skoro tego nie wiesz i oceniasz ich według standardów Półelfów, to jesteś głupia, dziecino. Gdybyś chodziła do szkoły ludzkiej to ty byś była "ta gorsza", więc nie wywyższaj się nad Elfami. W efekcie są dużo mądrzejsze i bardziej doświadczone niż większość ludzi czy Półelfów-rzekł również wstając, by uniemożliwić kobiecie patrzenie na niego z góry, le dalej nie mrugał, wpatrując się tym samym wzrokiem, ale przemawiał jeszcze chłodniej.
-Oczywiście, że nie dziwi mnie to, że nie masz przyjaciół, ani to, że rodzina się od ciebie odsuwa, jak mniemam. Od takiej osoby nawet święty by się odwrócił-ciągnął, ochładzając ton, lecz nie stracił spokoju ani razu.
-Nie chce mi się was słuchać, wychodzę-rzuciła obojętnym tonem, wychodząc, a Półelf mrugnął i usiadł ponownie.
Nagle do karczmy wpadł Bruno.
-Nie żyją. Kate i Aranel nie żyją. W stajni znalazłem ich ciała. Zostali zarżnięci jak świnie-gdy zakończył mówić, Vino poderwał się z krzesła tak gwałtownie, że upadło z hukiem metr dalej, lecz Vintilian zignorował to.
-O Boże...-kątem oka zobaczył jak córka karczmarza zemdlała, a on sam zaczął myśleć nad sprawcą.
Bruno odpada, Albreht też, córka karczmarza i karczmarz również, Vanessa... bardzo możliwe, czarny... też, przypadkowa osoba raczej nie, bo niby po co? Nie mieliby powodu. Czarny... możliwe, ale Aranel nie dałby sie tak łatwo, Kate też. To musiała być osoba poza podejrzeniem, a pod ten opis podchodzi tylko...-pomyślał.
-Vanessa-mruknął, po czym stuknął kosturem w podłogę i już zamierzał wyjść, by odnaleźć Półelfkę, gdy w tym samym momencie usłyszał krzyk i tylko oberżysta się nie poruszył.
Vin szybkim krokiem wyszedł z gospody i zobaczył, że jest ciemno, pomimo tego, że jest ranek. Chmury zdawały się rozciągać aż do ziemi, lecz nie to przyciągnęło uwagę Maga.
Vanessę trzymało dwóch silnych mężczyzn, a jakiś mężczyzna, w którym Półelf rozpoznał Czarnego, trzymał sztylet przy jej gardle.
Mężczyzna śmiał się głośno i dobitnie, ale Vintilian skomentował w myślach:
Nie masz się z czego śmiać. Czeka cię pojedynek, z którego nie wyjdziesz żywy-pomyślał zatrzymując się i stanął swobodnie, jakby był czymś wybitnie znudzony.
-Hie, hie... i co teraz? Dalej chcecie się dowiedzieć czegoś więcej o CZARNYM?
Wykruszacie się... Ona, już odwaliła za mnie robotę i dwóch waszych zabiła... hehe. Oddajcie kamyczki... naprawdę... Będzie łatwiej. Chyba że chcecie się pobawić. Ja się lubię bawić...
-powiedział, a jego sztylet rozjaśniał.
-Ty psie. Zabierzcie łapy od tej damy-rzekł Bruno, po czym głos zabrał Albreht.
-atychmiast puść dziewczynę, to odejdziesz stąd wolny, bo ci kamieni nie oddamy, a ty Vanesso odpowiesz przed sądem za swoje zbrodnie nigdy nie myślałem, iż posuniesz się do zabicia jednej z osób mi towarzyszących, w dodatku z twojej rasy. Straciłaś nasze zaufanie już do śmierci nikt ci nie zaufa nawet, jeśli wywiniesz się od stryczka.
No jak czarny posuwasz się do takich metod przecież miałeś sam wszystko rozwiązać, ruszaj to odejdziesz wolnym, jak nie to zaczynamy harataninę
-powiedział szlachcic.
-Daruj sobie Albrehcie te oskarżenia bez dowodów! Tylko zaczynasz mnie wkurzać! A wy wszyscy idźcie stąd! Kontynuujcie swoją podróż. Czarny źle wybrał. Nie poświęcicie dla mnie swojego życia, prawda Vini? I bardzo dobrze-dodała Vanessa, a Bruno i Albreht obrali sobie Czarnego za cel, więc Vintilian chwycił ich za ramiona, chwytając ich mocno oraz pociągając za swoje plecy. Sam zaś stanął na przodzie, wsparty całym ciężarem na kosturze.
-Bruno, o jakiej ty damie mówisz? Nie widzę tu żadnej. O przepraszam, widzę tu dwie damy trzymające zabójczynię i jedną damę trzymającą sztylet przy szyi owej zabójczyni. Opanuj się traperze-rzekł z lodowatym spokojem, nie spuszczając z oczu Maga w czerni.
-Albrehcie, opanuj się również-powiedział do mężczyzny.
-Vanesso, mamy dowody i znajdzie się ich więcej. Pamiętaj, że dowód nie jest tylko przedmiotem, ale i słowem, a tego mamy w nadmiarze. Poza tym masz rację, nie będziemy poświęcać dla ciebie swojego życia, ani go narażać-rzekł lodowatym tonem, z którego emanował nadzwyczajny chłód, który zdawał się materialny.
-Spokojnie, przyjaciele. Ta kobieta nie zasługuje na śmierć, ale jeszcze mniej zasługuje na życie. Ona zabiła naszych przyjaciół, więc automatycznie stała się naszym wrogiem, a tego odpuścić nie możemy-zwrócił się do towarzyszy, nie odwracając wzroku od Maga.
-Co zaś się tyczy ciebie... zabij ją. Gdy dowiedziałem się, że to ona zabiła, chciałem zrobić to samo, ale na razie mnie uprzedziłeś. W ten sposób wyświadczysz mi przysługę, zaś trzymając ją jako zakładniczkę, nie uzyskasz niczego, bo nam na niej nie zależy-ciągnął tym samym tonem, tym razem adresowanym do Czarnego, który popatrzył na Półelfa.
-Pragniesz zabić... własną siostrę? Na prawdę tego chcesz?-zapytał, kładąc nacisk na słowo "siostra", a sztylet rozjaśniał jeszcze bardziej, lecz Vin nie zareagował, zachowując kamienną twarz oraz spokój głosu i umysłu. Nie dał się wyprowadzić z równowagi.
-Wiem, że jest moją siostrą, więc jeżeli chciałeś mnie zaskoczyć to ci się nie udało. Jednakże zastanówmy się... jak ktoś o podejściu do wszystkiego co istnieje, może być moją rodziną?
Nie. Tak naprawdę ona nie jest moją siostrą. Łączą nas tylko więzi krwi, ale nic więcej i na pewno nie więzy rodzinne. Ona nie jest moją siostrą i wyrzekam się jej przy wszystkich tutaj zgromadzonych
-rzekł tym samym tonem.
-Widzę, że mam do czynienia z nie lada osobą... Twój umysł jest głównym powodem, dla którego zadaję sobie jakikolwiek trud, bawiąc się z wami-mówił powoli.
-Dziękuję, miło mi-powiedział, lecz ton głosu na to nie wskazywał.
-Wiem, że potrafisz składać różne szczegóły... tylko zastanawia mnie jedno... czy na prawdę jesteś gotów poświęcić swoją siostrę?-zapytał.
-Przecież wiesz że to nic nie da-ciągnął, prawie przykładając sztylet do szyi Vanessy.
-Oczywiście, że bym ją zabił i wiem, że to nic nie da, ale nie potrafię jej już zaufać. Nie wiem czy we śnie nie wbije mi sztyletu w plecy. Nie wiem czy obudzę się następnego dnia.
Jednakże nie chcę jej zadawać bólu, więc szybko przejrzałem swój katalog zaklęć i stwierdziłem, że najlepszym będzie rozproszenie materii i pomieszanie jej z powietrzem. Bardzo ciekawe zaklęcie, bo nie zadaje bólu, jest nieodwracalne i nie można danej osoby wskrzesić. Wadą jest to, że zabiera dużo sił
-mówił tym samym tonem, nie spuszczając Czarnego z oczu. Twarz Vina była jakby wyciosana z kamienia, a z oczu nie dało się nic wyczytać. Może dlatego, że nie ma do nich wejścia w postaci źrenic.
-Ona zabiła dwóch waszych towarzyszy... dlaczego nie miała by cierpieć? Poza tym... przecież Ci nie zależy...-gubił się lub chciał zmienić temat, co Vin uznał za doskonały objaw, który niedługo pozwoli zrealizować plan.
-Ale jak chcesz... najpierw zabiję ją, a potem was-powiedział, po czym dotknął sztyletem, szyi Vanessy, z której popłynęła kropla krwi. Vintilian wiedział, że Mag chce uzyskać tylko kroplę.
-Klasyczny pokaz siły i pokaz, że jesteś zdolny do wszystkiego. Jest to prymitywna sztuczka, jednakże często skuteczna, ale tu nie robi różnicy. Możesz ją zabić jeżeli tylko chcesz. Proszę bardzo. I tak zginie, ale od ciebie zależy czy poniesie śmierć od twojego sztyletu, czy od mojej magii-mówił niezmiennym tonem, a on cały czas emanował zimnem i spokojem, zaś jego twarz była jakby z kamienia, bo nie drgnął nawet najmniejszy mięsień, a z całego Półelfa emanowała aura niezłomności oraz pewności siebie.
-Skoro chcesz...-rzekł wykonując szybkie cięcie, specjalnie zadając głęboką ranę na prawym ramieniu. Przez cały czas patrzył na reakcję Półelfa, a ten pomyślał, że nie mają tu całego dnia, więc musi zagrać ostrzej.
Vin zaśmiał się przeraźliwie, po czym dodał:
-Zaczynam wątpić, że naprawdę jesteś zdolny do zadania śmierci-po tych słowach Vintilian zobaczył, że Czarny zaczyna tracić nad sobą kontrolę.
-Zaczynasz wątpić?-wysapał, po czym szarpnął Półelfką tak, że upadła na ziemię, a on sam pochylił się nad nią i wziął zamach, żeby pchnąć ją w pierś.
Na ta chwilę czekał sa Linor, który już od początku kontrolował sytuację, mając w pogotowiu błyskawiczne zaklęcie, z którego teraz skorzystał.
Wypowiedział inkantację w umyśle, lecz niczego po sobie nie dawał poznawać.
Zaklęcie wyzwoliło niewidzialną falę energii, która trafiła w czarnego i oślepiła go, ogłuszyła oraz odrzuciła około trzech metrów do tyłu, ale on nakreślił dwie poziome linie, tworząc tarczę.
Vintilian nie przerywał jednak ofensywy, przywołując coraz to nowe zaklęcia.
Pierwszym była chmura kwasu, która miała pojawić się w miejscu, w którym stał Mag i natychmiast przywołał kolejne zaklęcie nie patrząc, czy poprzednie zadziałało, ponieważ nie zdążyło nawet się pojawić.
Kolejnym zaklęciem było przywołanie lodowych ostrzy, powodujących obniżenie temperatury w pewnym promieniu od nich. Dyski latały samorzutnie, a Vin wyznaczył jako cele, dwóch mężczyzn, którzy poprzednio trzymali Vanessę i natychmiast przywołał ogniste ostrza, które były przeciwieństwem lodowych, lecz działały na podobnej zasadzie. Te wysłał do Maga w czerni, co również było zagrywką taktyczną, ponieważ chłód obniża szybkość ruchu cząsteczek, co spowolniłoby destrukcyjne działanie kwasu, zaś ogniste ostrza, odwrotnie.
Na tym jednak nie skończył, przywołując pocisk elektryczności. Spojrzał na efekt zaklęć, lecz nie wyrządziły szkody tarczy Czarnego, więc Vino przywołał własną.
Stworzył przezroczystą kopułę, w której środku się znajdywał wraz z Brunem i Albrehtem. Owa kopuła stworzona była z grubej warstwy zagęszczonego powietrza, które sprawiało, że nawet niewidzialne obiekty stawały się widzialne i zwalniały tak, jakby ktoś spowolnił czas.
Niestety Vanessy nie obejmowała ochrona, ponieważ była za daleko, żeby ją ściągnąć do wnętrza kopuły.
Półelf spojrzał na dwóch mężczyzn, lecz tamci leżeli martwi, zabici przez lodowe ostrza.
Vintilian wiedział, że teraz on stał się celem, lecz nie przejmował się zbytnio, gdyż widział, że Czarny nie za wiele potrafi mu zrobić.
Mag wysłał magiczne strzały, które dostając się w zagęzzczone powietrze, zwolniły tak bardzo, że Elementalista zdążył odsunąć Albrehta, Bruna oraz siebie, by ich uniknąć.
Następnym pociskiem lecącym na nich była ognista kula, która wpadając w zagęszczone powietrze, zaczęła płonąć większym ogniem, lecz i tego uniknął bez problemu, posuwając się leniwym krokiem, w miejsce, gdzie zaklęcie go nie dosięgnie.
-Nie wychodźcie poza kopułę. Jeżeli poczujecie jakiś opór, to znaczy, że wkroczyliście w zagęszczone powietrze i natychmiast z niego wychodźcie. Myślę, że uniki przy spowolnionych pociskach nie powinny być problemem, ale jednak uważajcie-mruknął tak, żeby Czarny nie słyszał.
 
Alaron Elessedil jest offline