Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2007, 10:53   #38
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Pani!, Panowie! – Uśmiechnął się nowo przybyły, a mężczyzna z walizkami zamknął za nim drzwi. Niespecjalnie wyglądał na wampira ciesząc się cerą mającą lekkie naleciałości rumieńca. Niewątpliwie, gdyby zobaczono go na zakupach w eleganckim butiku, drogim domu towarowym, albo restauracji najwyższej kategorii byłoby to miejsce dla niego. W eleganckim białym garniturze nieco przypominającym frak, w ciemnych antyrefleksyjnych okularach, z wystudiowanym uśmiechem przypominał przedstawicieli owej trzydziestoparoletniej plutokracji, która, nie musząc pracować, obija się bez celu po miejscach, gdzie może porozrzucać trochę pieniędzy. Zapewne miał jakąś obsesję na punkcie białego, albo po prostu lubił ten kolor, bo wszystko, poza kapeluszem, który także zresztą miał białą obejmę, było białej barwy: od butów po krawat.

Tuż za mężczyzną w bieli szedł niemal archetyp służącego z angielskich filmów. Obładowany kilkoma walizkami, z których jedna miała niezwykle charakterystyczny kształt skrzypiec nie pozwalał sobie na jakikolwiek objaw zmęczenia czy pracy ponad siły. Sztywny niczym kij, z twarzą absolutnie obojętną, odziany w charakterystyczny smoking ze złotymi guzikami, białą koszulę oraz kamizelę w poprzeczne pasy przypominał kogoś, kto nie ma swojego zdania, ale istnieje wyłącznie po to, aby usługiwać.

Mężczyzna w bieli omiótł salę. Dostrzegając stojącą w drzwiach do swojego apartamentu damę zwrócił najpierw do niej. Bukiet w jego ręku skrzył się rozmaitymi barwami i wydawał w sposób całkowicie naturalny do niej przystawać, jakby czynność wręczania kwiatów oraz swobodna elegancja były dla niego czymś absolutnie naturalnym:
- Mademoiselle – odezwał się aksamitnym, miękkim głosem, który zdawał się sam w sobie pozytywnie nastrajać do jego właściciela. – Przyjmij proszę te kwiaty. Zawierają one w sobie duszę tego kraju: piękno oraz dzikość połączone z wytrzymałością na zimno i surowym, lecz jednocześnie mającym w sobie coś tkliwego, czarem, potrafiącym poruszyć nawet martwe serce wampira.
Chyba wprawił ją nieco w zakłopotanie, gdyż dopiero po chwili wahania Macha, która udawała się właśnie do swojego pokoju, lecz na widok wchodzącego mężczyzny przystanęła w drzwiach, przyjęła bukiet dziękując skinieniem głowy. Burza barw rozmaitych płatków gustownie skomponowana niezwykle pasowała do jej oblicza.

Mężczyzna zaś następne słowa skierował do Roberta Aligarii z lekkim ukłonem, w którym mieszała się pewna zdawkowość z jakąś dozą szacunku. Ot, po prostu gest, którym się posługuje mając do czynienia z osobami nieznanymi.
- Wybacz książę, że najpierw zwróciłem się do damy. W oczach Toreadora piękno i uroda nie ustępują nawet przed arystokracją Rodziny. Jestem Antoine Lasalle, z Wiednia przysłany, a w ziemi Franków urodzony, archont. Państwo mnie oczekiwali. Raczcie wybaczyć – Lasalle używał nieraz liczby mnogiej, jakby zwracał się do całej rady, wszakże spoglądał przede wszystkim na księcia – spóźnienie. Nie lubię się spóźniać, lecz tym razem, no cóż, Państwo rozumiecie, oprócz wsparcia Państwa rządów, mam do zrealizowania także inne sprawy w tym mieście Mam nadzieję, że ów drobiazg nie spowodował żadnych niedogodności, czy nieporozumień.
Tutaj Lasalle podał dłoń księciu, a potem członkom jego rady, przy czym dłoń Machy ucałował. Widać był tradycjonalistą.
- Proszę Państwa, pozwólcie, że najpierw pogratuluje wam awansu, szczególnie zaś Tobie książę. Rada postawiła was na niezwykle trudnym odcinku, lecz uwzględniając Państwa dossie nie wątpię, że sobie poradzicie. Zresztą inaczej nie zostalibyście tu skierowani. Wspomnę tylko, że miast, które można objąć w charakterze jego zarządców nie ma wiele. I wszystkie one mają wielu chętnych do spróbowania szczęścia. Skoro Rada tu Was ustanowiła, musi Państwu ufać, że poradzicie sobie zarówno z problemem przejęcia władzy, jak i z innymi, które niedługo napotkacie. Bardzo bym tylko nalegał, na możliwie zgodne współdziałanie, gdyż, ostrzegam, Państwa pierwsi, jak i kolejni przeciwnicy dysponują przewagą ilościową. Wewnętrzne spory mogą jedynie przynieść sukces Państwa przeciwnikom. Jeśli komuś niezbyt się to podoba, to przypominam, ze po 5iu latach Rada szczegółowo przeanalizuje wszystkie Państwa działania i dopiero po tym okresie próbnym wszystko ukonstytuuje się na stałe. Cóż to jest 5 lat dla wampira? Czyż nie warto poświecić ich chociażby na to, żeby nauczyć się zgodnego współistnienia. Zauważcie Państwo, że zarówno pozycja księcia, jak i członków jego rady to niezwykle eksponowane funkcje, nieraz wymagające umiejętności rozwiązywania problemów pomiędzy jednostkami oraz współpracy. Dlatego Rada zdecydowała, że przy równej ilości głosów wśród Państwa przy podejmowaniu decyzji, głos osoby zewnętrznej, czyli archonta, będzie decydujący. Przyznam, ze mam nadzieję jednak, iż do takich sytuacji nie dojdzie i będziecie Państwo zgodnie działać dla realizacji poleceń Rady.
Lasalle uśmiechnął się mocniej, następnie kontynuował:
- Doskonale zdaję sobie sprawę, że możecie Państwo nie być zbytnio zadowoleni z osoby Wam narzuconej. Archonci często są uważani za oko i ucho Rady lub egzekutorów. Jednak proszę, żebyście mnie uważali nie tyle za kontrolera, czy nadzorcę, który z ramienia Rady ma oceniać waszą działalność przesyłając opinie na ręce rządców Rady opinie, ale za osobę Wam przyjazną, którą pragnie, byście zrealizowali swoje zadania oraz pokonali przeszkody, które przed Wami staną. Może nie tyle za sojusznika, gdyż moja rola raczej jest funkcją urzędniczą, ale za kogoś, kto doradzi chętnie w potrzebie. Toteż, jeżeli Państwo będą mieli takie życzenie, moja osoba będzie do Państwa dyspozycji w powyżej przedstawionym zakresie. Żeby też Państwu się nie narzucać, mój kamerdyner – tutaj Lasalle wskazał na idącego za nim służącego – wybierze dla mnie jakąś rezydencję, która planuję zakupić. Któż bowiem wie, ile czasu potrwa tutaj moja misja? Mam nadzieję, że długo, gdyż zorze tutaj są przepiękne niosąc ze sobą okruch gwiezdnego światła. Póki co jednak pozwolę sobie zająć ów przygotowany wcześniej pokój.

Na znak archonta jego kamerdyner wniósł bagaże. Następnie zaś zamknął starannie drzwi. Po tym przydługim powitaniu archont czekał na ewentualne pytania. Inna rzecz, ze i tak nie miał zamiaru przekazać cokolwiek innego. Dawno już upłynęły czasy, kiedy mówił co myśli. Teraz stosował dewizę: „Nie zawsze mówię co myślę, ale zawsze mówię to, co chcę powiedzieć.” Kilka zdawkowych odpowiedzi, uprzejmych, lecz tylko tyle musiało dzisiaj wystarczyć księciu oraz radzie. Lasalle chciał się po prostu udać do swego pokoju i zagrać na skrzypcach. Miał nadzieję, że ściany tutaj są grube, gdyż kochając skrzypce doskonale zdawał sobie sprawę, ze przy jego umiejętnościach nawet legendarne rzępolenie Sherlocka Holmesa brzmiało całkiem znośnie. On zaś nie chciał nikomu przeszkadzać. Miał nadzieję, ze w jego własnej rezydencji będzie mógł sobie jeden salon urządzić optymalnie do grania oraz odtwarzania muzyki. Naprawdę życzył dobrze owym wampirom, chociaż doświadczenie nakazywało mu wątpić, czy zastosują się do jego wezwań do jakiej takiej współpracy.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 25-10-2007 o 12:55.
Kelly jest offline