Steve przyjrzał się jeszcze raz dokładnie fantom. Aż dziw bierze, pomyśleć, że te pojazdy mogły stać tutaj nawet od kilkunastu lat, sądząc po ich obecnym stanie, a gdy Steve przypadkiem zajrzał do środka, utwierdziło go to w tym przekonaniu. Gdy reszta drużyny przeszukiwała wraki, Arukard swobodnie spacerował wokół nich. Czasami to, co jest ważne, jest poza kręgiem…
Steve tymczasem wszedł na dach samochodu, który stanowił czoło konwoju, i przykucnął na jego dachu, wycierając ręce o i tak już starte jeansy. Oceniał widoczność, najbliższą pogodę i kierunek wiatru, czyli wszystko, co mogło im się przydać najbardziej na pustyni.
Usiadł na krawędzi, machając nogami w dół. Otworzył swój plecak i wyjął z niego szklany słoik pełen jakiś białych tabletek. Pomagając sobie nożem, otworzył starannie zakręconą nakrętkę, i łyknął jedną tabletkę. Schował swoje przybory.
- Jak wam idzie? – zapytał niedbale, cały czas wypatrując czegoś na horyzoncie… |